Dnem, które osiągnęliśmy w życiu publicznym, są prawdopodobnie faceci z CostCo Guys, którzy popularność na TikToku i YouTubie w 2024 roku zdobyli za sprawą filmów kręconych w sklepie CostCo. Ojcowsko-synowski duet Andrew „A.J.” Befumo i Erica Justice’a Befumo nagrywał filmiki o tym, jak oceniają produkty w sklepie, bądź to pozytywnie – „boom” (strzał), bądź negatywnie – „doom” (odstrzał).
W nagraniach roi się od paradoksów, które trudno pojąć: wydają się kręcone spontanicznie przez amatorów, ale wiadomo już, iż zostały pieczołowicie wyreżyserowane, z pomocą sztabu pomocników. Wydają się reklamą dla CostCo, ale (przynajmniej na początku) robione były za darmo, bez nawiązywania współpracy z firmą – w pewnym momencie wyrzucono ich choćby z jednego ze sklepów.
Chłopaki z CostCo są ucieleśnieniem powszechnej dziś tendencji do darmowej reklamy – pamiętajmy, iż tysiące dziewcząt umieszcza w sieci nagrania reklamujące markę a to balsamów do ciała, a to szminki, a to lakieru do paznokci. Marzenie każdego kapitalisty, niespodzianka gospodarczego neofeudalizmu. Ów paradoks reklamowania rzeczy za friko jest o wiele gorszy niż jego przeciwieństwo, swobodna kreacja potajemnie finansowana jako reklama. Wyznacza oto moment, gdy reklama zaczyna żyć własnym życiem – co jest, być może, jedną z oznak końca świata.
Ta tendencja wyrasta z nowego stylu życia młodszych pokoleń na całym świecie. Jego materialną podstawą są nowe cyfrowe przestrzenie komunikacji (Facebook, Instagram, X, TikTok itd.), zakładające krótki czas skupienia na treści, szybkie przeskakiwanie z wiadomości na wiadomość oraz robienie wielu rzeczy naraz.
Osławione nowe media z początku wydawały się spełnieniem marzeń anarchistów, przezwyciężeniem podziału na prywatne i publiczne, podziału na twórców z jednej strony oraz użytkowników/konsumentów z drugiej. Dzisiaj, jak zauważa Janis Warufakis, wszyscy jesteśmy odbiorcami i producentami treści jednocześnie, uczestniczymy w niezapośredniczonej przez jakiekolwiek centrum, które mogłoby ją regulować i narzucać granice; już żadni „oni” nie ograniczają nam wolności. Tak oto odwalamy pańszczyznę w neofeudalnej, prywatnej, korporacyjnej przestrzeni.
Co się tyczy Donalda Trumpa – jest on ucieleśnieniem liberalizmu w tym sensie, iż pozwala korporacjom działać poza kontrolą państwa – co jest tym bardziej niebezpieczne, iż mamy do czynienia z kryzysem klimatycznym. Niedawno dowiedzieliśmy się, iż „Inicjatywa na rzecz Danych i Zarządzania Środowiskowego zabezpiecza dane naukowe i wyniki badań publikowane na publicznie dostępnych stronach internetowych rządu USA w związku z obawami, iż tematy takie jak zmiana klimatu i zielona energia zostaną z nich usunięte po objęciu urzędu przez prezydenta elekta Trumpa”. Scenariusz iście jak z sennego koszmaru, w którym ogół ludzi zostaje po prostu pozbawiony rzetelnych informacji, a przez to nie jest w stanie podejmować racjonalnych decyzji.
Nigdy w amerykańskim rządzie nie było aż tylu miliarderów, ilu znalazło się na liście proponowanej przez Trumpa, samozwańczego szermierza ludu pracującego. Liberalizm Trumpa ogranicza się oczywiście do zapewnienia znacznie większej swobody działania nowym cyfrowym feudałom (ponownie Warufakis), ironia zaś polega na tym, iż sam Trump, który oficjalnie sprzeciwia się wielkim korporacjom, twierdząc, iż to globaliści wyzyskujący amerykańskich robotników, opiera się na wsparciu owych nowych feudalnych władyków, których idealnym ucieleśnieniem jest Elon Musk.
Dlatego właśnie należy zachować umiar, nazywając Trumpa faszystą: w faszyzmie nie ma miejsca na korporacyjnych feudałów, jako iż z definicji rządząca faszystowska partia ma polityczny monopol. To, co się teraz dzieje w Stanach Zjednoczonych – technofeudałowie bezpośrednio zajmujący wysokie stanowiska w rządzie – jest w faszyzmie nie do pomyślenia.
Nie dziwota, iż w politycznym gmachu Trumpa zarysowują się już pęknięcia. Doszło już do pierwszego konfliktu między cyfrowo-korporacyjnymi władykami popierającymi Trumpa (Musk, Bezos, Zuckerberg, Thiel) a populistami spod znaku MAGA, którzy udają, iż mówią w imieniu zwykłych robotników. Musk i Vivek Ramaswamy, który ma współprzewodzić nowemu Departamentowi ds. Efektywności Rządu (DOGE), bronią prawa branży wysokich technologii do zatrudniania inżynierów z zagranicy, a jednocześnie szykująca się do przejęcia sterów administracja Trumpa zamierza ukrócić imigrację.
Ramaswamy otwarcie przyznał, iż Amerykanie do pięt nie dorastają mózgowcom z zagranicy, winą za upadek amerykańskiej dynamiki naukowej i technologicznej obarczając telewizyjne seriale komediowe z lat 90., przez które firmy technologiczne zmuszone były zatrudniać lepiej wykształconą i przenoszącą się do Stanów kadrę cudzoziemską: „Nie wytworzy najlepszych inżynierów kultura, w której królowa balu maturalnego jest ważniejsza od zwyciężczyni olimpiady matematycznej, a byczek z drużyny jest ważniejszy od studenta z najlepszymi ocenami na roku” – napisał na X.
Oczywiście, trudno to pogodzić z faktem, iż Trump od lat posługuje się natywistycznym, rasistowskim sloganem „najpierw Ameryka”, iż domaga się, by deportacje były masowe i „krwawe”, oraz by Kongres zniósł prawo, na mocy którego każda osoba urodzona w USA otrzymuje obywatelstwo, bo jego zdaniem imigranci „zatruwają krew tego kraju”. Nie dziwi zatem, iż reakcja populistów z MAGA była szybka i brutalna. Jak można się było spodziewać, najgłośniej krzyczał Steve Bannon, dawny trumpista i „lewicowiec”, który otwarcie przyznaje: „Jestem leninistą. Lenin […] chciał zniszczyć państwo, co jest też moim celem. Chcę, aby to wszystko runęło, żeby nic nie zostało z dzisiejszego establishmentu”. Pamiętajmy, iż Bannon wyleciał z Białego Domu, gdy nie tylko sprzeciwił się planom podatkowym Trumpa, ale też otwarcie postulował podniesienie podatków dla najbogatszych do 40 proc., a w dodatku twierdził, iż ratowanie banków pieniędzmi z publicznej kasy to „socjalizm dla bogaczy”.
W wywiadzie dla CNN w czerwcu 2018 roku Steve Bannon oświadczył, iż jego politycznym ideałem jest zjednoczenie prawicowego i lewicowego populizmu przeciwko staremu politycznemu establishmentowi. Chwalił koalicję prawicowej Ligii i lewicowego populistycznego ruchu Pięciu Gwiazd, która rządziła we Włoszech jakieś dziesięć lat wcześniej, jako model do naśladowania oraz dowód na to, iż polityka wychodzi już poza lewicę i prawicę. Celem tego (politycznie i estetycznie) obrzydliwego pomysłu jest, oczywiście, rozmycie podstawowego społecznego antagonizmu, dlatego jest on skazany na porażkę – choć zanim ostatecznie upadnie, może narobić wiele szkód.
Do żadnego paktu pomiędzy Steve’em Bannonem a Berniem Sandersem z oczywistych powodów nie dojdzie, a kluczowym elementem strategii lewicy powinno być bezwzględne wykorzystywanie podziałów w obozie wroga i starania o przeciągnięcie zwolenników Bannona na swoją stronę. Lewica nie ma co liczyć na jakiekolwiek zwycięstwo poza szerokim sojuszem sił antyestablishmentowych. Nie wolno zapominać, iż naszym prawdziwym wrogiem jest ogólnoświatowy układ kapitalistyczny, nie zaś nowa populistyczna prawica, która jest zaledwie reakcją na jego zapaści. jeżeli o tym zapomnimy, lewica po prostu zniknie z mapy, co już ma miejsce w przypadku umiarkowanej socjaldemokracji w większości państw Europy, bądź jak ujął to Sławomir Sierakowski: „W miarę jak upadają partie lewicowe, jedyną opcją, jaka pozostaje wyborcom, jest konserwatyzm bądź prawicowy populizm”.
Rozłam wśród trumpistów zyskał oto twarze: Elon Musk przeciwko Steve’owi Bannonowi. Bannon żądał od Muska i innych szefów firm technologicznych „reparacji” za odcięcie Amerykanów od miejsc pracy, dla niego kwestia wiz jest „centralna dla sposobu, w jaki wyżyłowano klasę średnią w tym kraju”. Zauważył także: „kochamy nawróconych, ale ci nawróceni siedzą w tylnej ławce i całymi latami się uczą, zanim w końcu pojmą nową wiarę, pojmą niuanse tej wiary, pojmą, jak ją uwewnętrznić”. Tacy nawróceni nie powinni „zjawiać się i od razu pchać się na ambonę, żeby wygłaszać kazania o tym, jak to teraz będzie. […] jeżeli ktoś tak postąpi, skujemy mu pysk”.
Trump znalazł się w niezłych opałach: cały jego urok opiera się na niemożliwej koalicji między cyfrowymi feudałami a wyzyskiwanymi pracownikami (którzy czują się zagrożeni między innymi przez imigrantów). jeżeli Trump opowie się po jednej z tych stron, ruch MAGA po prostu się rozpadnie.
Pod koniec grudnia 2024, Trump po raz pierwszy dokonał tego wyboru, gdy opowiedział się po stronie Muska. Na dłuższą metę będzie jednak musiał iść na kompromis – tylko jaki? Nie będzie miał innej możliwości niż wprowadzić rozróżnienie na dobrych imigrantów (wykształconych i wysoko wykwalifikowanych) i imigrantów złych, których nazwie kryminalistami, gwałcicielami i „nielegałami” odbierającymi pracę Amerykanom. Będzie więc musiał coraz ostrzej grać kartą rasizmu.
Na krótką metę ta strategia może działać, jednakże paradoks polega na tym, iż jeżeli zadziała, pojawią się podwójne skutki uboczne: nowi, wysoko wykwalifikowani imigranci będą świetnie opłacani i zasilą bogate warstwy amerykańskiego społeczeństwa, podczas gdy zwykli, zarabiający grosze Amerykanie będą musieli wykonywać prace dotąd wykonywane przez biednych czy nielegalnie pracujących imigrantów właśnie – przeciwni imigrantom populiści będą zatem jeszcze bardziej niezadowoleni z systemu. Nie wspominając już o fakcie, iż imigranci, pracujący w większości na czarno, wykonują wiele zadań – poczynając od prac domowych (sprzątanie, prace ogrodowe, opieka nad dziećmi), na sezonowych pracach w polu skończywszy – które umożliwiają klasie średniej prowadzenie jej stylu życia. jeżeli Trump posunie się zbyt daleko, pozbywając się nielegalnych imigrantów, niedługo przyjdzie mu zmierzyć się także z niezadowoleniem z innej strony, jeżeli ubodzy biali Amerykanie nie zechcą przejąć prac wykonywanych do tej pory przez imigrantów.
Już teraz wśród amerykańskiej biedoty tli się gniew skierowany przeciwko dobrze zarabiającym i wykształconym imigrantom zatrudniającym białych Amerykanów do prac domowych. Mityczny wręcz status mają programiści z Indii (choć nie jest ich aż tak wielu, jak mogłoby się wydawać). Ponad dziesięć lat temu młoda brytyjska opiekunka do dzieci zatrudniona przez (względnie) zamożną parę hinduskich programistów zamieszkałych w Bostonie została oskarżona o spowodowanie śmierci ich dziecka przez zaniedbanie – zaskakujące w tej sprawie było to, iż sympatia opinii publicznej była po stronie brytyjskiej niańki, zaś nienawiść skierowana na parę Hindusów.
Pojawiło się także ideologiczne napięcie niejako wpisane w każdy z dwóch aspektów trumpowskiej polityki: korporacyjni feudałowie stroją się w piórka radykalnych liberałów, namawiają do korzystania z masowych mediów bez żadnych barier stawianych przez państwo (rzeczywistym skutkiem owej wolności, jak już widzieliśmy, jest swoboda sprawowania przez feudałów kontroli nad ich cyfrowymi feudalnymi nadaniami), zaś samozwańczy obrońcy szarego człowieka są do głębi autorytarni, postulując ściślejszą kontrolę państwa nad życiem politycznym i kulturalnym, w tym zakazywanie ruchów i działalności, które uznają za wywrotowe (a są oczywiście po prostu lewicowe) – przypomnijmy sobie choćby, jakie ustawy przeszły na Florydzie w ostatnich kilku latach, od zakazów rozpowszechniania książek po bezpośrednie interwencje władz stanowych w programy nauczania skończywszy.
Trump broniący interesów zwykłego szarego człowieka jest niczym Kane z klasyki kina w reżyserii Orsona Wellesa – gdy bogaty bankier zarzuca mu, iż mówi w imieniu ubogiego motłochu, ten odpowiada, iż owszem, jego gazeta przemawia w imieniu szarego człowieka, ale po to tylko, aby uniknąć prawdziwego zagrożenia – żeby ubodzy szarzy ludzie nie zaczęli przypadkiem mówić we własnym imieniu.
Do czego doprowadzi owo napięcie? Nie ma automatycznego rozwiązania: wynik zależy od zmagań politycznych, nie zaś od „obiektywnych” procesów społeczno-gospodarczych. Nie ma też żadnej pewności co do tego, iż opisane wyżej napięcia doprowadzą do upadku trumpistów – możliwe, iż ci będą w nieskończoność odwlekać swój koniec przez naprędce klecone nowe kompromisy. Jednego wszak możemy być pewni – im dłużej panować będzie polityka trumpistów, tym bardziej katastrofalna będzie sytuacja świata.
**
Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.