Žižek: Proud Boys przejmują Haiti

6 miesięcy temu

Czy w skład nowego haitańskiego rządu wejdą członkowie gangów? Sprawa wygląda choćby gorzej: otóż niewykluczone, iż bezpośrednią władzę w kraju będzie sprawować koalicja gangów.

Na Haiti jesteśmy właśnie świadkami tego, jak wygląda tak zwane państwo dysfunkcyjne w wersji ekstremalnej. Dysfunkcyjne, czyli takie, w którym ludzie stoją przed smutnym wyborem: albo dalsze rządy skorumpowanych „demokratycznych” elit, albo bezpośrednie rządy gangów, przedstawiających się jako „postępowe”.

11 marca 2024 roku haitański premier Ariel Henry podał się do dymisji w obliczu załamania porządku prawnego i publicznego w kraju. Ogłoszono plan powołania rady tymczasowej, której powierzono pewne kompetencje prezydenta, w tym prawo do wyłonienia premiera tymczasowego. Zadaniem utworzonego w ten sposób rządu będzie zorganizowanie wyborów i kapitalny reset polityczny kraju. Ale kto wejdzie w skład rady tymczasowej? Od ataku zorganizowanych grup na największe w kraju więzienie w Port-au-Prince na początku marca, w którym zginęli lub odnieśli obrażenia funkcjonariusze policji i straży więziennej, a około 3,5 tysiąca osadzonych zbiegło, w Haiti panuje stan nadzwyczajny.

Jimmy „Barbecue” Chérizier , boss jednego z gangów, przyznał się do ataku na więzienie i stwierdził, iż była to próba obalenia rządów Henry’ego. Gangi kontrolują w tej chwili 80 proc. stolicy Haiti. Gdy prezydent Henry wyjechał w podróż zagraniczną, gangi rozpoczęły oblężenie głównego portu lotniczego w kraju, by uniemożliwić mu bezpieczny powrót. W porozumieniu ustanawiającym radę tymczasową zaznaczono, iż jej członkiem nie może być nikt, kto został oskarżony lub skazany przez dowolny organ wymiaru sprawiedliwości. Ten warunek nie dotyczy jednak Jimmy’ego Chériziera, którego ambicje polityczne są od dawna dobrze znane, a który przyznał się do zorganizowania ostatniej fali ataków gangów w Port-au-Prince. W 2019 roku Chérizier stwierdził: „Nigdy nie dopuściłbym się masakry na ludziach z tej samej klasy społecznej co ja”.

12 marca 2024 roku po raz kolejny dał wyraz swoim zamiarom: „Nie będziemy nikogo mamić, iż przeprowadzamy pokojową rewolucję. Bo to nie jest pokojowa rewolucja. Rozpoczynamy w naszym kraju rewolucję krwawą”.

Chérizier porównał się do Martina Luthera Kinga, Malcolma X, Che Guevary i Fidela Castro, a choćby Robin Hooda, ale nie kryje również swego podziwu dla Francois Duvaliera, prawicowego dyktatora Haiti znanego jako Papa Doc, który rządził żelazną ręką w latach 1957–1971. (Warto przypomnieć, iż Duvalier podtrzymywał terror z pomocą oddziałów zbrojnych, słynnych Tonton Macoutes).

W wydanym przez siebie 11 marca ostrzeżeniu Chérizier oświadczył, iż sojusz gangów znany jako Viv Ansanm nie uzna żadnego rządu wyłonionego na mocy zawartego paktu: „To haitański lud zadecyduje, kto poprowadzi nasz kraj”. Jeden z doradców Guya Philippe’a, byłego przywódcy rebelii przeciwko prezydentowi Jean-Bertrandowi Aristide’owi z 2004 roku, który niedawno wrócił na Haiti i wezwał w ubiegłym miesiącu do „rewolucji” przeciwko Henry’emu, ostrzegł, iż o ile w nowym rządzie zabraknie Philippe’a, jego zwolennicy „podpalą miasto”.

Haiti to przypadek ekstremalny. Od ponad 200 lat jest karane za udany bunt niewolników około 1800 roku. Jedyny promyk nadziei pojawił się tu kilkadziesiąt lat temu, kiedy do władzy doszedł Jean Bertrand Aristide ze swoją partią Lavalas, jednak wskutek machinacji USA i miejscowych reakcjonistów zostali gwałtownie odsunięci od sterów. Podobne scenariusze rozgrywają się w Ekwadorze (gdzie gangi jawnie okupowały niektóre dzielnice miast) i w niektórych mniejszych regionach Meksyku, a choćby w USA: Trump stwierdził, iż pierwsze, co zrobi, o ile ponownie zostanie prezydentem, to uniewinni wszystkich skazanych za atak na Kapitol z 6 stycznia 2021 roku.

Spośród wszystkich gangów stojących za tamtym atakiem najsilniejsi byli Proud Boys – złożona wyłącznie z mężczyzn neofaszystowska organizacja bojowa krzewiąca i praktykująca przemoc polityczną. Liderów grupy skazano za sprzeciwianie się z użyciem przemocy , w tym konstytucyjnemu przekazaniu fotela prezydenta. Grupę ochrzczono mianem gangu ulicznego i uznano za ugrupowanie terrorystyczne w Kanadzie i Nowej Zelandii. Proud Boys znani są z tego, iż stoją w opozycji wobec organizacji lewicowych i progresywnych i popierają Trumpa.

Warto też wspomnieć, iż w Proud Boys obowiązuje pewien proces inicjacyjny, który polega m.in. na kocówie (kandydat jest bity, dopóki nie wyrecytuje rozmaitych banalnych faktów z pop-kultury, np. nazwy pięciu rodzajów płatków śniadaniowych) i złożeniu obietnicy, iż nie będzie się masturbować (polityka ta zasada została po pewnym czasie zmodyfikowana i w tej chwili brzmi: „żaden heteroseksualny członek Braterstwa nie będzie masturbować się częściej niż raz w miesiącu kalendarzowym” i „wszyscy członkowie będą zachowywać wstrzemięźliwość od pornografii”). Owe przedziwne wymogi świadczą o potrzebie przynależności do zwykłej, codziennej amerykańskiej kultury i pogardzie dla „niemęskich” zachowań seksualnych.

Tego typu ekstrawaganckie elementy są niezbędne dla wzmacniania i ostatecznego zwycięstwa potęgi gangu. Pełnią funkcję poezji, co opisał Ernst Jünger, nazistowski poputczyk bez zapału, który podobnie jak Dumne Chłopaki był piewcą oczyszczających skutków walki zbrojnej: „Każdy bój o władzę poprzedza rewizja obrazów i obrazoburstwo. Dlatego potrzebni nam są poeci: to właśnie oni inicjują przewroty, które prowadzą choćby do obalenia tytanów.” Czyż zatem powinno nas dziwić, iż kiedy niemieccy komuniści zaczęli zagrażać bezpieczeństwu Jüngera w 1945 roku, sam Bertolt Brecht polecił im: „Zostawcie Jüngera w spokoju”?

Gdy przyglądamy się roli gangów przestępczych we współczesnym świecie, nasuwa się smutny wniosek: zachodnia demokracja znajduje coraz mniejsze zastosowanie choćby na rozwiniętym Zachodzie. Państwa dysfunkcyjne istnieją nie tylko na globalnym Południu, od Somalii po Pakistan, z RPA zbliżającym się do krawędzi tej przepaści. o ile miarą dysfunkcyjnego państwa są pęknięcia w murach gmachu władzy państwowej oraz wzmożona atmosfera ideologicznej wojny domowej, impas zgromadzeń stanowiących prawo i coraz mniejsze bezpieczeństwo w miejscach publicznych, należałoby uznać, iż na prostej drodze do dysfunkcji jest również Francja, Wielka Brytania, a choćby – Stany Zjednoczone.

Jon Elster słusznie zauważył, odnosząc się do modnego w tej chwili hasła „demokracji w zagrożeniu”: „Możemy odwrócić powszechne dictum demokracji w zagrożeniu i otwarcie przyznać, iż to demokracja jest zagrożeniem, przynajmniej w swojej krótkotrwałej, populistycznej postaci”.

Tego typu wydarzenia dają przedsmak tego, co nas czeka, o ile to Trump wygra wybory. Pozwolę sobie sparafrazować stary dowcip z czasów NRD: Putin, Xi i Trump stają przed bogiem i każdy może zadać mu jedno pytanie. Zaczyna Putin: „Powiedz mi, co się stanie z Rosją w kolejnych dziesięcioleciach?” Bóg na to: „Rosja stopniowo zacznie zmieniać się w chińską kolonię”. Putin odwrócił się i zapłakał. To samo pytanie zadaje Xi: „A co czeka Chiny w kolejnych dziesięcioleciach?” Bóg na to: „Chiński cud ekonomiczny dobiegnie końca, a Chiny, aby przetrwać, będą zmuszone powrócić do bezkompromisowej dyktatury i poprosić o pomoc Tajwan”. Xi odwrócił się i zapłakał. W końcu przychodzi kolej na Trumpa. „A co stanie się z USA, kiedy odzyskam władzę?”. Bóg odwrócił się i zapłakał.

**
Copyright: Project Syndicate, 2024. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

Idź do oryginalnego materiału