Žižek: Gaza, blackout i katastrofa metodą faktów dokonanych

15 godzin temu

1 maja mignęła mi typowa wiadomość na stronie głównej współczesnych mediów: znany zbrodniarz wojenny Benjamin Netanjahu ogłosił w Izraelu „stan wyjątkowy” i zarządził interwencję wojskową. Ale gdzie? Przeciwko komu? Czy znowu jacyś „terroryści” zaatakowali to państwo?

Niespodzianka: chodziło o coś zupełnie innego. Jak się okazuje, Izrael walczy z najpoważniejszymi od dekady pożarami roślinności. Strażacy z trudem panują nad rozprzestrzeniającym się ogniem, od którego ucierpiało już kilkadziesiąt osób. Żywioł grozi choćby przedmieściom Jerozolimy.

Wyjątkowość tych doniesień polega na tym, iż terytorium opanowane przez Izrael w związku z trwającym ludobójstwem w Gazie i czystkami etnicznymi na Zachodnim Brzegu Jordanu dotknęła katastrofa, która trwa już na całym świecie: splot kryzysów ekologicznych.

Przywołajmy niedawny przypadek: w poniedziałek 28 kwietnia na całym Półwyspie Iberyjskim (terytorium Hiszpanii i Portugalii), a do tego w części południowej Francji, miała miejsce gigantyczna awaria sieci elektrycznej. Pasażerowie utknęli w pociągach i windach, miliony ludzi straciły zasięg telefoniczny i internetowy, przestała działać sygnalizacja świetlna, powodując wielkie korki i tak dalej. Dzień później, gdy niemal w pełni przywrócono zasilanie, pojawiły się pytania: jak to możliwe, iż tak łatwo dochodzi do awarii, którą odczuwa około 60 milionów ludzi? Co ją spowodowało?

Najpierw krążyły pogłoski o nieoczekiwanie silnych wahaniach temperatury. niedługo jednak hiszpański operator sieci Red Eléctrica oraz rzecznik portugalskiego rządu odrzucili teorie o cyberataku, błędzie człowieka czy wpływie zjawiska meteorologicznego. Przypuszczano raczej, iż awarię spowodowało nagłe rozłączenie dwóch elektrowni na południowym zachodzie półwyspu.

Trzy dni później, kiedy piszę te słowa, wciąż nie ma jasnej odpowiedzi. Dotarcie do niej może zająć miesiące. Warto jednak zapamiętać reakcję nowej, populistycznej prawicy: wini ona zjawisko „zielonego szaleństwa” – samo w sobie. Prawica jest więc przekonana, iż sieć elektryczna została przeładowana w wyniku „zielonej obsesji” na punkcie zasilania samochodów prądem, a nie pochodnymi nafty.

Najważniejsze pytanie brzmi: czy można zapobiec podobnej awarii, tak aby już nigdy nie wydarzyła się na podobną, czy choćby większą skalę? Trzeba jasno i jednoznacznie odpowiedzieć: nie. Wynika to nie tylko z czynników zewnętrznych, znajdujących się poza ludzką kontrolą (typu: wielka asteroida uderza w ziemię) czy nieprzewidzianych skutków działalności człowieka, ale również z naszej coraz większej wzajemnej łączności.

Erupcja wulkanu Eyjafjallajökull na Islandii w 2010 roku wywołała obawy, iż popiół wulkaniczny uszkodzi silniki samolotów – i z tego powodu zamknięto przestrzeń powietrzną większości europejskich krajów. Było to wówczas najrozleglejsze przerwanie ruchu lotniczego od drugiej wojny światowej,. miliony pasażerów zostały unieruchomione nie tylko w Europie, ale także na całym świecie. A skoro zamknięto dużą część europejskiej przestrzeni powietrznej, problem rozprzestrzenił się na wiele innych krajów, gdyż loty do i z Europy odwołano.

Fakt, iż chmura pyłu z nieznacznej erupcji wulkanicznej na Islandii – niewielkie zakłócenie w skomplikowanym mechanizmie życia na Ziemi – może zahamować ruch powietrzny na całym kontynencie, przypomina o tym, iż ludzkość, pomimo swojego ogromnego wpływu na przyrodę, pozostaje tylko kolejnym gatunkiem zamieszkującym tę planetę. Tyle iż zdolnym do samounicestwienia.

Skomplikowana sieć powiązań nie tylko powoduje, iż lokalne zdarzenia mają globalne konsekwencje, ale także umożliwia subtelne formy sabotażu. Wiadomo, iż wszystkie wielkie mocarstwa mają opracowane szczegółowe plany, jak uprzykrzyć życie codzienne we wrogim państwie: odcięciem wody i prądu, przerwaniem sieci cyfrowych itp. Globalna łączność oznacza, iż dowolny taki system można upośledzić choćby drobną ingerencją w jednym z wielu punktów dostępu.

Mój koszmar o globalnej katastrofie nie wygląda tak, iż wybuchy atomowe wypaliły świat do suchej, gołej ziemi – ale tak, iż żyje się podobnie jak teraz, tylko bez prądu, wody pitnej, klimatyzacji, komunikacji cyfrowej czy telefonicznej i prognoz pogody, a brak gotówki pogłębia chaos..

Co robić? Kohei Saito w swoim znanym odczytaniu Marksa dowodzi, iż od 1868 roku Marks porzucił założenie, iż zmiany w kapitalizmie mogą zachodzić stopniowo, a skupił się na tym, iż bezlitosna eksploatacja przyrody przez kapitalistów zagraża przetrwaniu ludzkości. Saito nie przebiera w słowach: problemem jest kapitalizm jako taki.

Filozof rozumie, iż ekologia należy dziś do głównego nurtu ideologii kapitalistycznej i iż (prawie) każdy wyciera nią sobie gębę. Właśnie dlatego głównym celem jego krytyki pozostają nie bezpośredni negacjoniści globalnego ocieplenia, ale zwolennicy „zrównoważonego wzrostu”, najważniejszej zasady organizującej globalne reakcje na zmianę klimatu.

Szczególnie krytycznie Saito wypowiada się o Celach Zrównoważonego Rozwoju przyjętych przez ONZ, uważając je za „nowe opium dla mas”: owe cele przeczą bowiem brutalnemu faktowi, iż nie da się ich osiągnąć w systemie kapitalistycznym.

Ideologia „zrównoważonego wzrostu” odgrywa dokładnie tę samą rolę co stanowisko państwa Izrael i głównych mocarstw Zachodu wobec ekspansji osadników na terytoriach okupowanych. Gdy w niedawnym wywiadzie z Louisem Theroux Daniella Weiss, „matka chrzestna” osadnictwa na Zachodnim Brzegu, wyjaśnia strategię rozbudowywania żydowskich osiedli, jej opis stosunku osadników do izraelskiej władzy państwowej uderza jako prawda w czystej, najprostszej postaci:

„Robimy dla rządów to, czego nie mogą zrobić same. Choćby Netanjahu teraz: on się cieszy z tego, co tu robimy, i z naszych planów budowy żydowskiej społeczności w Gazie. On się z tego cieszy – ale nie może tego głośno powiedzieć. Mówi coś wręcz przeciwnego, iż to nierealistyczne. Dobrze! Już my tak zrobimy, żeby było realistyczne. Nie przymuszamy rządu do niczego. My mu pomagamy. To krok numer jeden w polityce. Nie zmusza się rządu, ale daje się rządowi odwagę, możliwości, wsparcie opinii publicznej i wsparcie polityczne”.

Weiss uważa tę strategię za kontynuację procesu założycielskiego państwa Izrael: stopniowej budowy osiedli w Palestynie, a gdy było ich już wystarczająco dużo i zmieniła się sytuacja polityczna, zażądania przez oficjalne organizacje syjonistyczne uznania ich terytorium za państwo. Istotna jest ta dwoistość: ruchu obywatelskiego (osadniczego) oraz oficjalnej polityki publicznej organów państwowych. Obywatele robią to, czemu państwo oficjalnie przeczy, a choćby potępia – a w ten sposób stopniowo tworzą warunki do tego, żeby państwo mogło ostatecznie uznać fakt dokonany.

Trudno też nie zauważyć, iż „demokratyczny” Zachód robi teraz dokładnie to samo: oficjalnie potępia czystki etniczne w Gazie i na Zachodnim Brzegu, ale milcząco je toleruje – to znaczy, nie podejmuje żadnych poważnych kroków przeciwko ludobójstwu, a choćby wspiera Izrael. Czeka tylko, aż maska opadnie i będzie można otwarcie zaakceptować powstanie Wielkiego Izraela. Nic dziwnego, iż grupa izraelskich uczonych oficjalnie zaproponowała kandydaturę Danielli Weiss do Pokojowej Nagrody Nobla w przyszłym roku.

Duży problem dla hasbary (izraelskiej propagandy) przedstawia dziś to, iż po horrorach, których dopuścił się Izrael w Gazie i na Zachodnim Brzegu, większość mieszkańców choćby państw Zachodu krytycznie odnosi się do Izraela, a do Palestyńczyków żywi humanitarne współczucie. Nowa strategia polega więc na mobilizacji proizraelskich głosów połączonej z bezpośrednimi i pośrednimi formami cenzury.

W największych mediach rzadko można przeczytać, iż większość ludzi współczuje Palestyńczykom – tych, którzy dostrzegają ich cierpienie, obwołuje się antysemicką, terrorystyczną mniejszością. A wielkie platformy cyfrowe, takie jak Instagram, regularnie otrzymują od Izraela listy tysięcy użytkowników i użytkowniczek, których konta mają zostać zawieszone za rzekome propagowanie terroryzmu.

To prowadzi nas z powrotem do punktu wyjścia: podwójnego stanu wyjątkowego w Izraelu. W ten sam sposób, w jaki ideologia „zrównoważonego wzrostu” toruje w praktyce drogę katastrofom ekologicznym, nieustający bełkot o „rozwiązaniu dwupaństwowym” i haniebne pustosłowie współczucia dla ofiar zagłady w Gazie są jedynie maską, która pozwala Europie „praw człowieka” wygodnie czekać na fakt dokonany, jakim będzie powstanie Wielkiego Izraela.

**
Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

Idź do oryginalnego materiału