Žižek: Co przeoczyliśmy w Syrii?

16 godzin temu

Upadek reżimu Baszara al-Asada w Syrii zaskoczył choćby opozycyjną Hajat Tahrir asz-Szam i jej przywódcę Abu Muhamada al-Dżaulaniego, co stanowi podatny grunt dla teorii spiskowych.

Jaką rolę w tym nagłym przetasowaniu odegrały Izrael, Turcja, Rosja i Stany Zjednoczone? Czy Rosja wstrzymała się od interwencji w obronie Asada tylko dlatego, iż nie może sobie pozwolić na kolejną operację wojskową poza frontem ukraińskim, a może chodziło też o jakieś zakulisowe ustalenia? Czy USA znów dały się wciągnąć w pułapkę wspierania islamistów przeciwko Rosji, czy nie wyciągnęły żadnych wniosków z lat 80. i wsparcia dla mudżahedinów w Afganistanie? Co zrobił Izrael? Bo zdecydowanie korzysta z odwrócenia uwagi świata od Gazy i Zachodniego Brzegu Jordanu, a choćby zajmuje nowe terytoria w południowej Syrii.

Jak większość komentujących, nie znam odpowiedzi na te pytania, dlatego też wolę skupić się na szerszym oglądzie sprawy. Ogólnym rysem całej tej historii, podobnie jak w Afganistanie po wycofaniu się Amerykanów i w Iranie podczas rewolucji w 1979 roku, jest to, iż nie doszło tu do żadnej decydującej bitwy. Reżim po prostu złożył się jak domek z kart. Zwycięstwo zaś przypadło stronie, której akurat chciało się walczyć i umierać za sprawę.

To, iż reżim był powszechnie znienawidzony, nie wyjaśnia w pełni, co się stało. Dlaczego znikł świecki opór wobec Asada, a ostali się jedynie muzułmańscy fundamentaliści, którzy teraz na tym skorzystali? To samo pytanie można zadać w przypadku Afganistanu. Dlaczego tysiące ludzi ryzykowało życiem, żeby załapać się na wylot z Kabulu, ale nie, by zwalczać talibów? Siły zbrojne starego afgańskiego reżimu były może lepiej uzbrojone, ale po prostu nie miały woli walki.

Podobny zestaw faktów zafascynował filozofa Michela Foucaulta, gdy ten (dwukrotnie) odwiedził Iran w 1979 roku. Uderzyła go obojętność rewolucjonistów na to, czy sami przeżyją. Wypowiadali swoją prawdę w sposób „stronniczy i agonistyczny” jak wyjaśnia Patrick Gomez – ich dążeniem była „przemiana poprzez walkę i zmagania, w przeciwieństwie do pacyfikujących, neutralizujących i normalizujących form współczesnej zachodniej władzy […] Dla zrozumienia tej kwestii kluczowa jest koncepcja działającej prawdy […]prawdy stronniczej, dostępnej wyłącznie stronnikom”.

Jak ujął to sam Foucault: „I jeżeli ów podmiot, który mówi o prawie (a raczej o swoich prawach), mówi zarazem o prawdzie, również ta prawda nie jest powszechną prawdą filozofa. […] Całość ujmuje jedynie z boku, przecinając ją i przeszywając swoim punktem widzenia. Znaczy to, iż prawda jest prawdą, która się odsłonić tylko z jego pozycji bojowej, tylko w świetle upragnionego zwycięstwa, niejako na granicy przetrwania mówiącego podmiotu”. [1]

Czy tę perspektywę można zlekceważyć jako adekwatną przednowoczesnemu „prymitywnemu” społeczeństwu, które jeszcze nie odkryło współczesnego indywidualizmu? Każdy, kto choć w minimalnym stopniu zaznajomiony jest z zachodnim marksizmem, zna odpowiedź. Jak dowodził węgierski filozof Georg Lukacs, marksizm jest „uniwersalnie prawdziwy” dokładnie dlatego, iż jest „stronniczy” wobec konkretnego, subiektywnego stanowiska. To, czego Foucault doszukiwał się w Iranie – agonistycznych form głoszenia prawdy – znane było już wcześniej z Marksa, który dostrzegł, iż uczestnictwo w walce klas nie stanowi przeszkody w nabywaniu „obiektywnej wiedzy historycznej”, ale wręcz je warunkuje.

Pozytywistyczna koncepcja wiedzy jako „obiektywnego” wyrazu rzeczywistości – co Foucault scharakteryzował jako pacyfikujące, neutralizujące i normalizujące formy współczesnej zachodniej władzy – jest ideologią „końca ideologii”. Z jednej strony mamy rzekomo niezideologizowaną wiedzę ekspercką, z drugiej zaś rozproszone jednostki, z których każda skupia się na własnej, idiosynkratycznej trosce o siebie (w ujęciu Foucaulta) – na drobnych przyjemnościach życia. Z punktu widzenia liberalnego indywidualizmu jakiekolwiek powszechne zobowiązanie, zwłaszcza takie, które niesie ze sobą narażenie życia i zdrowia, jest podejrzane i „irracjonalne”.

Natykamy się tutaj na interesujący paradoks. Choć tradycyjny marksizm prawdopodobnie nie jest w stanie wyjaśnić sukcesu talibów, pozwala jednak pojąć, czego Foucault szukał w Iranie (i co powinno zastanowić nas w Syrii). W czasach, gdy triumf globalnego kapitalizmu stłamsił świeckiego ducha zbiorowego dążenia do lepszego życia, Foucault miał nadzieję znaleźć przykład zbiorowego zaangażowania, nieopierającego się na religijnym fundamentalizmie. Nie znalazł.

To, dlaczego religia wydaje się mieć w tej chwili monopol na zbiorowe zaangażowanie i samopoświęcenie, najlepiej wyjaśnia Boris Buden, który twierdzi, iż religia jako siła polityczna odzwierciedla postpolityczną dezintegrację społeczeństwa – rozpad tradycyjnych mechanizmów, gwarantujących niegdyś stabilność wspólnotowych więzi. Religia fundamentalistyczna jest nie tylko polityczna – to w istocie polityka. Dla wyznawców nie jest już zaledwie zjawiskiem społecznym, ale samą fakturą społeczeństwa.

Nie można już zatem rozróżniać pomiędzy czysto duchowym aspektem religii i jej upolitycznieniem – w postpolitycznym uniwersum religia stanowi kanał, którym powracają antagonistyczne namiętności. Niedawne wydarzenia, wyglądające na zwycięstwa religijnego fundamentalizmu, świadczą nie tyle o powrocie religii do polityki, ale po prostu o powrocie polityki jako takiej.

Pytanie zatem brzmi: co się stało z radykalną świecką polityką – tym wielkim, zapomnianym osiągnieciem europejskiej nowoczesności? Noam Chomsky uważa, iż wobec jej braku zbliża się oto kres zorganizowanego społeczeństwa – nieodwracalna zmiana, po której niemożliwe stanie się wdrożenie zdroworozsądkowych działań w celu zapobieżenia katastrofalnemu zniszczeniu środowiska. Chomsky skupia się na naszej obojętności wobec środowiska, ja jednak rozszerzyłbym tę myśl na nasz ogólny brak woli uczestniczenia w jakiejkolwiek walce politycznej. Dokonywanie zbiorowych decyzji, by zapobiec dającym się przewidzieć kataklizmom, jest procesem z gruntu politycznym.

Problem Zachodu polega na tym, iż zupełnie nie ma woli zawalczyć o wielką wspólną sprawę. Na przykład „pokojowcy” pragnący, by wojna Rosji w Ukrainie zakończyła się bez względu na warunki, bronią jedynie swojego wygodnego życia i są gotowi poświęcić w tym celu Ukrainę. Włoski filozof Franco Berardi ma rację: jesteśmy świadkami dezintegracji zachodniego świata.

[1] Foucault, Trzeba bronić społeczeństwa. Tłum. Małgorzata Kowalska, Wydawnictwo KR, Warszawa 1998 s.60.

**
Copyright: Project Syndicate, 2024. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.

Idź do oryginalnego materiału