Mała lufa Ziobry.
Zbigniew Ziobro na konferencję prasową w przyjechał z bronią. Sprawa wyszła na jaw, gdy składał wieniec przed tablicą upamiętniającą ofiary wypadków górniczych.
Wówczas to okazało się, iż za paskiem jego spodni kamery uchwyciły Glocka, używanego m.in. przez policję.
Polityk Solidarnej Polski pobiegł wyjaśnić sprawę z zaprzyjaźnionym z władzą „Super Expressem”, który już wcześniej uprzedzał publikacje uderzające we władzę. Całe zdarzenie tłumaczył przepisami i przekonywał, iż wszystko jest zgodnie z prawem.
– Mam uprawnienia na broń, w tym do celów sportowych. Od kilku lat dla sportu i rekreacji strzelam w weekendy na strzelnicy. Dlatego, wracając po weekendzie do Warszawy – gdzie broń na co dzień przechowuję – miałem ją ze sobą – oznajmił Zbigniew Ziobro.
– Na konferencji w Bełchatowie zatrzymałem się w drodze do stolicy. Zgodnie z przepisami nie mogłem jej pozostawić w samochodzie – dodał.
Ziobro chodzi z klamką za spodniami? pic.twitter.com/ThM3ZryY03
— P@weł (@winatuska1) March 13, 2023
Ziobro najwyraźniej pozazdrościł Kaczyńskiemu. Ten też lubił chwalić się bronią, a choćby miał nią grozić Donaldowi Tuskowi.
Kaczyński miał wyciągnąć pistolet w windzie i powiedzieć Tuskowi, iż dla niego zabić go to jak splunąć. Kaczyński, gdy przypomniano mu to zajście, uciął iż tego nie powiedział, a później unikał tematu.
Co bardziej szokujące, podobna sytuacja powtórzyła się innym razem. A potwierdził ją związany z mediami PiS Piotr Zaremba.
Podczas negocjacji koalicyjnych w 1991 roku Tusk zażartował z encykliki papieskiej „Rerum novarum”, mówiąc: „Lelum-polelum”. Na to Jarosław Kaczyński wyjął swoją broń.
– Kaczyński wyciąga spod marynarki pistolet, na który dostał pozwolenie jako szef Kancelarii Prezydenta Wałęsy, i mierzy w Tuska – przyznał Zaremba.
Źródło: Gazeta Prawna