Zbigniew Ziobro przez lata kreował się na twardego szeryfa polskiej polityki — człowieka, który „sprząta po elitach”, „stawia przed odpowiedzialnością” i „nie cofa się przed nikim”. Sęk w tym, iż dziś to on sam staje się symbolem nadużyć, a polityczna machina, którą przez lata kierował, zaczyna działać w przeciwną stronę. I, co znamienne, robi to z determinacją, jakiej w III RP dawno nie widzieliśmy.
W środę marszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty rzucił komunikat, który wstrząsnął sceną polityczną: koalicja rządząca rozpoczyna procedurę zmierzającą do postawienia Ziobry przed Trybunałem Stanu. „Podjęliśmy decyzję o zebraniu ponad 115 podpisów” — oświadczył, podkreślając, iż proces rusza natychmiast. Bez zbędnych manewrów, bez zasłaniania się farsą proceduralną, do której poprzednia władza zdążyła Polaków przyzwyczaić.
To nie jest zwykły polityczny epizod. To pierwsza od lat tak wyraźna próba rozliczenia człowieka, który — mając w ręku potężne narzędzia państwa — uznał, iż stoi ponad instytucjami. Dziś te instytucje upominają się o swoje.
Wszystko dzieje się w cieniu niezwykle poważnej informacji: prokuratura przedstawiła Ziobrze zarzuty dotyczące 26 przestępstw. Nie jeden, nie dwa — dwadzieścia sześć. To liczba, która w każdym demokratycznym państwie natychmiast włącza czerwone światło. A prokuratura mówi wprost: opisane czyny „mogą stanowić podstawę do rozważenia przez Sejm, czy wypełniają znamiona deliktu konstytucyjnego”.
Mówiąc bardziej publicystycznie: wygląda to jak zaproszenie do postawienia Ziobry przed Trybunałem Stanu, sformułowane urzędowym językiem, ale o wyjątkowej mocy.
To właśnie wtedy polityczna legenda „szeryfa” zaczyna się kruszyć. Bo jeżeli prokuratura — instytucja, którą Ziobro latami trzymał żelazną ręką — dziś wskazuje go jako potencjalnego sprawcę naruszeń konstytucyjnych, to znaczy, iż wizerunek „nieskazitelnego pogromcy patologii” właśnie został wymazany.
Ziobro tymczasem przebywa w Budapeszcie. Oświadczył, iż „nie zamierza ubiegać się o azyl”, ale samo to zapewnienie brzmi już jak element politycznego dramatu. To nie jest narracja zwycięzcy. To narracja człowieka, który musi tłumaczyć się z rzeczy, o które jeszcze rok temu nikt by go nie podejrzewał.
W Telewizji Republika mówił: zarzuty są polityczne, a wniosek o areszt to „czysta zemsta Tuska”. To strategia dobrze znana: kiedy argumentów brakuje, sięga się po wielkie słowa o spisku. Problem w tym, iż choćby część obozu prawicy przygląda się tej narracji z narastającym dystansem. Bo „zemsta Tuska” nie wyjaśnia, skąd prokuratura wzięła 26 zarzutów.
To nie polityka ściga Ziobrę. To instytucje państwa, które wreszcie odzyskały możliwość działania.
Kiedy Czarzasty mówi, iż procedura jest „dosyć prosta”, ale „skomplikowany proces, który nastąpi”, to wbrew pozorom nie jest ostrożne zastrzeżenie. To zapowiedź, iż koalicja zamierza tę sprawę doprowadzić do końca. Ziobro, który przez lata decydował o losach innych, dziś doświadcza, czym jest konsekwencja prawa w praktyce.
I nie chodzi tylko o polityczne rozliczenia. Chodzi o coś znacznie większego: o odpowiedź na pytanie, czy w Polsce w ogóle da się pociągnąć do odpowiedzialności człowieka, który przez lata był najpotężniejszą figurą w wymiarze sprawiedliwości. jeżeli dziś tak — to znaczy, iż państwo naprawdę przechodzi naprawę. jeżeli nie — będzie to sygnał, iż dawne układy wciąż są zbyt silne.
Historia lubi ironie. Ziobro, który budował swoją karierę na oskarżaniu innych, dziś sam stoi wobec perspektywy Trybunału Stanu. Polityk, który przez lata mówił o „rozliczeniach”, sam może ich doświadczyć.
I choć nie wiadomo, jaki będzie finał, jedno widać już teraz: siła, która przez lata czyniła go nietykalnym, dziś stała się ciężarem, który ciągnie go w dół. A polska polityka z uwagą obserwuje, czy będzie to upadek symboliczny — czy rzeczywisty.

1 godzina temu






![Debata z policją w Olszewie-Borkach. O cyberbezpieczeństwie i nie tylko [ZDJĘCIA]](https://www.eostroleka.pl/luba/dane/pliki/zdjecia/2025/275-234869.jpg)
