Ziobro kontra zdrowy rozsądek. Polacy nie kupują tej narracji

4 tygodni temu
Zdjęcie: Ziobro


Zbigniew Ziobro, były minister sprawiedliwości i człowiek, który przez lata rościł sobie prawo do bycia „szeryfem IV RP”, znów zabrał głos. Tym razem w sprawie umorzenia polskiego wątku afery Sławomira Nowaka.

Ziobro stwierdził, iż decyzja sądu to dowód na „upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości” przez Donalda Tuska i Adama Bodnara. Problem w tym, iż w jego słowach trudno doszukać się realnej analizy, a łatwo zauważyć desperacką próbę podtrzymania mitu o własnej nieomylności.

„Najbliższy przyjaciel Tuska Sławomir S. dostał 22 prokuratorskie zarzuty korupcyjne” – przypomina Ziobro i wylicza kolejne fakty, które mają szokować. Ale zapomina dodać, iż polski sąd umorzył sprawę właśnie z powodu „oczywistego braku podstaw oskarżenia”. To nie Tusk, nie Bodnar i nie sędzia Żurek podjęli decyzję, ale niezawisły sąd. A to zasadnicza różnica.

Ziobro odwraca logikę państwa prawa do góry nogami. Zamiast przyjąć do wiadomości, iż prokuratura pod jego kierownictwem przygotowała akt oskarżenia pełen dziur, które nie wytrzymały konfrontacji z kodeksem, woli krzyczeć o „mafii Tuska”. Taki sposób prowadzenia debaty publicznej obraża inteligencję obywateli. Bo jeżeli ktoś przez osiem lat miał w rękach prokuraturę i sądy, to właśnie Ziobro. To w tym czasie tworzono „neo-KRS”, podporządkowywano prokuraturę politycznym interesom i straszono sędziów dyscyplinarkami.

„Po to właśnie mafia Tuska nielegalnie przejęła wymiar sprawiedliwości” – pisze Ziobro. Tylko iż Polacy doskonale pamiętają, kto naprawdę zawłaszczał instytucje państwa. To nie obecny rząd, ale Ziobro i jego ludzie doprowadzili do sytuacji, w której Polska straciła miliardy z funduszy europejskich, bo Unia Europejska przestała ufać w niezależność sądów.

Trudno oprzeć się wrażeniu, iż Ziobro gra dziś rolę człowieka, który rzuca oskarżenia na oślep. Jeszcze wczoraj zapewniał, iż jego walka o „suwerenne sądy” jest walką o prawdę. Dziś, gdy sąd wydaje decyzję nie po jego myśli, krzyczy o „ordynarnym skręcaniu afer”. A przecież każdy obywatel chciałby, żeby sprawy karne były prowadzone rzetelnie, w oparciu o dowody, a nie o polityczne interesy.

Warto zauważyć, iż Ziobro używa nieustannie tych samych figur retorycznych. „Mafia Tuska”, „nielegalne przejmowanie sądów”, „Unia kipi od afer”. To słowa, które bardziej pasują do tabloidu niż do poważnej debaty o przyszłości państwa prawa. Ich nadmiar sprawia, iż zaczynają brzmieć pusto.

Polacy oczekują od polityków odpowiedzialności, a nie obsesyjnego polowania na wrogów. Ziobro zamiast zastanowić się, dlaczego jego prokuratura przegrywa sprawy w sądach, woli atakować wszystkich wokół. Tymczasem zwykły obywatel rozumie, iż sąd umorzył sprawę, bo prokuratura nie dostarczyła wystarczających dowodów. To proste i uczciwe wyjaśnienie, które nie wymaga teorii spiskowych.

Ziobro chce nam wmówić, iż sędziowie i prokuratorzy działają w zmowie, a Bruksela milczy, bo „swój swego kryje”. Ale ten obrazek nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością. W Polsce są setki sędziów, którzy codziennie podejmują trudne decyzje – czasem korzystne dla jednej strony, czasem dla drugiej. Nazywanie ich wszystkich uczestnikami „mafii” to po prostu policzek wymierzony w wymiar sprawiedliwości jako taki.

Zbigniew Ziobro zawsze przedstawiał się jako obrońca zwykłych ludzi. Ale w praktyce to właśnie jego polityka sprawiła, iż zwykli ludzie tracili zaufanie do sądów i byli skazani na chaos prawny. Teraz, gdy nie ma już realnej władzy, próbuje zrzucić winę na innych. Tylko iż wyborcy coraz częściej widzą, iż to nie jest walka o prawdę, ale o polityczne przetrwanie.

Ziobro mówi głośno, ale jego słowa brzmią coraz ciszej. I może właśnie w tym kryje się największy paradoks – im mocniej atakuje, tym bardziej odsłania własną słabość.

Idź do oryginalnego materiału