Ziemkiewicz i jego propaganda. Jak PiS straszy stanem wyjątkowym

2 dni temu
Zdjęcie: Ziemkiewicz


Rafał A. Ziemkiewicz w swoim tekście „Czy Tusk rozważa wprowadzenie stanu wyjątkowego?” serwuje nam klasyczną dawkę politycznej propagandy, która ma na celu zdyskredytowanie Donalda Tuska i rządu Koalicji Obywatelskiej, jednocześnie podsycając lęki wyborców PiS. Tekst jest pełen insynuacji, manipulacji i tendencyjnie dobranych danych, które mają przekonać czytelników, iż Tusk szykuje zamach na demokrację. Przyjrzyjmy się temu bliżej, bo to, co Ziemkiewicz przedstawia jako „analizę”, jest w rzeczywistości dobrze skrojoną agitką.

Ziemkiewicz zaczyna od sugestii, iż Tusk może wprowadzić stan wyjątkowy, by zmanipulować wybory prezydenckie: „Co może zrobić władza, jeżeli nie uda się jej w żaden sposób 'zorganizować’ odpowiedniego wyniku wyborów prezydenckich? Najbardziej prawdopodobne wydaje się ogłoszenie stanu nadzwyczajnego.”

To czyste straszenie, niepoparte żadnymi dowodami. Ziemkiewicz nie przytacza żadnych konkretnych działań rządu, które mogłyby wskazywać na takie plany. Zamiast tego rzuca hasło „stan wyjątkowy” – termin, który w polskiej polityce budzi silne emocje i kojarzy się z ograniczeniem wolności. Warto przypomnieć, iż podobne narracje pojawiały się już wcześniej w mediach społecznościowych, np. w postach na X, gdzie użytkownicy spekulowali, iż Tusk celowo wywołuje niepokoje, by wprowadzić stan nadzwyczajny i odwołać wybory. Takie teorie spiskowe są jednak wyłącznie spekulacjami, a Ziemkiewicz wykorzystuje je, by podsycić nieufność wobec rządu.

Dalej Ziemkiewicz próbuje podważyć popularność Tuska, pisząc: „Sondaże nie pozostawiają wątpliwości: jedynie niecałe 10 proc. Polaków deklaruje, iż przez ostatnie półtora roku żyje im się lepiej, i jedynie jedna trzecia wyraża zadowolenie z tego, iż premierem jest Donald Tusk, natomiast odpowiedzi przeciwnych udziela ponad połowa respondentów.”

Te dane brzmią dramatycznie, ale autor nie podaje źródła tych sondaży, co jest typową zagrywką propagandową. Bez wskazania konkretnego badania, jego twierdzenia są niemożliwe do zweryfikowania i mogą być zwyczajnie zmyślone lub wyolbrzymione. Co więcej, Ziemkiewicz pomija kontekst – ostatnie półtora roku to czas globalnych kryzysów, takich jak inflacja czy skutki wojny na Ukrainie, które dotknęły nie tylko Polskę, ale całą Europę. Obwinianie Tuska za wszystkie bolączki jest intelektualnie nieuczciwe, zwłaszcza iż PiS, rządząc przez osiem lat, zostawił po sobie gospodarkę w stanie chaosu, z rekordowym zadłużeniem i inflacją.

Najbardziej absurdalnym fragmentem jest sugestia, iż Tusk angażuje się w kampanię Rafała Trzaskowskiego, bo boi się przegranej: „Fakt, iż Tusk postanowił rzucić na wyborczą szalę swą osobistą popularność, musi zaskakiwać.”

Ziemkiewicz przedstawia to jako desperacki ruch, ale przecież zaangażowanie premiera w kampanię kandydata własnej partii to standard w polityce – PiS robił dokładnie to samo, gdy Jarosław Kaczyński wspierał Andrzeja Dudę. To, co dla Ziemkiewicza jest „przełomową decyzją” Tuska, w rzeczywistości jest zwykłą polityczną praktyką. Autor jednak próbuje wmówić czytelnikom, iż to dowód na słabość rządu, co idealnie wpisuje się w narrację PiS o „upadku” Koalicji Obywatelskiej.

Cały tekst Ziemkiewicza to klasyczny przykład propagandy PiS: brak dowodów, manipulacja danymi i straszenie wyborców wizją autorytarnych rządów Tuska. Autor nie analizuje, a sieje panikę, licząc na to, iż czytelnicy połkną jego tezy bez refleksji. To typowa taktyka obozu Kaczyńskiego – zamiast merytorycznej krytyki, mamy tu festiwal insynuacji i emocjonalnych chwytów. Ziemkiewicz mógłby równie dobrze napisać, iż Tusk planuje inwazję kosmitów – dowodów na to byłoby równie wiele, czyli żadnych.

Idź do oryginalnego materiału