Czy telefony dehumanizują dzieci? Jaki jest człowiek bez wyobraźni? Czy obowiązujący podręcznik szkolny dla ośmiolatków normalizuje niezdrowe dla ich rozwoju działanie? I z czym walczy człowiek pozbawiony energii kreowania?
Zabawa, wyobraźnia i kreatywność to nie są wyłącznie terminy z dziedziny psychologii wyznaczające pewne umiejętności, czy też funkcje mózgu.
Zabawa, wyobraźnia i kreatywność to trzy esencjonalne dla bycia człowiekiem stany świadomości. Przynoszą radość, piękno i zrozumienie. Absolutnie niezbędne dla zdrowego rozwoju dziecka są dziś skutecznie zaburzane przez telefony – najbardziej popularną dziecięcą „zabawkę” (!) i podręczny pacyfikator.
Wszyscy wiemy o negatywnym wpływie telefonów na te trzy funkcje, ale poza hasłami i skojarzeniami, temat jest pogłębiany rzadko. Zanurzmy się w nim więc od zaraz!
Wszystko zaczęło się od okładki podręcznika „Ale to ciekawe!” dla klas drugich szkoły podstawowej. Widzimy na niej chłopca i dziewczynkę w wieku (domyślnym) lat osiem, robiących sobie „selfie” telefonem (!)…

Wróciłam właśnie po pięciu latach ze Szkocji z pomysłem na książkę o edukacji waldorfskiej*, potrzebowałam więc dowiedzieć się, jak uczy szkoła publiczna w Polsce. Gdy upewniłam się, iż to, na co patrzę, jest prawdą, tj. iż obowiązujący w całym kraju podręcznik normalizuje korzystanie ze telefona przez dzieci w wieku lat ośmiu (co jest, według badań, drastycznie dla nich szkodliwe!), natychmiast wysłałam maila do sześciu fundacji pytając, czy ktoś zajmuje się sprawą zdjęcia tej (co najmniej!), kontrowersyjnej okładki. I stąd się wzięłam, pisząc do Instytutu Spraw Obywatelskich, który odpowiedział na moje wołania, za co jestem ogromnie wdzięczna.
W artykule wyjaśnię, czym są prawdziwa zabawa, prawdziwa wyobraźnia i prawdziwa kreatywność, których pozbawiamy dzieci dając im do ręki nieodpowiednie „zabawki”.
Niewiele jest wciąż powszechnego zrozumienia, iż bez tych esencjonalnych narzędzi człowiek (a choćby już nastolatek!), staje się pusty, nieszczęśliwy i bezsilny…
Ale to ciekawe!
Kiedy dokładnie humanizm został pogrążony przez materialistyczną krótkowzroczność, trudno powiedzieć. Być może było tak zawsze? Dawno temu wiedziano już, iż człowiek świadomy siebie i myślący sercem jest zbyt kreatywny (siła aktywizująca, stwórcza), by poddać się panującym agresorom, których motywacją jest pożądanie, a koroną – głupota.
Ubieranie dzieci w mundurki maszyny politycznej, uczenie ich bierności i poddaństwa znajduje się często w tzw. ukrytym programie nauczania agresorów, stojących wdanym czasie na czele państwa, czy na czele danej wspólnoty religijnej.
„Ukryty program” to nie teoria spiskowa ale zwykły termin z dziedziny dydaktyki, obejmujący nieprzewidziane i – wbrew pozorom – niezaplanowane skutki danego podejścia pedagogicznego – pozytywne lub negatywne.
Konsekwencje użytkowania telefonów są taką właśnie wypadkową w dzisiejszej edukacji – część osób nie przewidziała (brak wyobraźni!) ich negatywnego wpływu na rozwój dziecka, a druga część wciąż aktywnie dąży do kontrolowania uwagi użytkownika (zarządcy platform społecznościowych, korporacje, partie polityczne, etc.) z nieetycznych pobudek materialnych.
Najogólniej rzecz biorąc, moim zdaniem, fundamentalnym powodem tego stanu rzeczy jest więc przewaga materializmu nad humanizmem.
Kreatywność to funkcja duszy
Wiele osób „uczęszcza” do kościoła, ale kilka odważa się porozmawiać o duszy swojego dziecka. W humanistycznym dyskursie nie jest to na szczęście temat zakazany, a słowo „dusza” nie musi mieć konotacji religijnych. Dusza to część umysłu, która doznaje i rozumie to, co dobre, piękne i prawdziwe. Ważnymi elementami są tutaj wolność i zabawa. Dzieci są „najbliżej Królestwa Bożego” nie tylko ze względu na swoją niewinność, ale także ze względu na naturalnie pogłębiony stan świadomości, o którym dorośli mogą tylko pomarzyć… Jest to stan medytacyjny, stan całkowitego zanurzenia w „tu i teraz”, oraz jedno z najprzyjemniejszych chyba dla człowieka doznań. W świecie dorosłych potrafią to tylko prawdziwi mnisi, artyści i filozofowie. telefony (między innymi!) są niestety bardzo skuteczne w odbieraniu dziecku tej wspaniałej umiejętności. Dlaczego? I o jakim wieku mówimy?
W odpowiednich warunkach wychowawczych dziecko potrafi bawić się choćby do jedenastego roku życia; ich stan umysłu jest wówczas „zawieszony” poza czasem – zanurzony w pełni teraz (W. Okoń, S. Hessen). Dzieciom nie wolno wtedy przeszkadzać.
Ich mózg uczy się bowiem wielopoziomowo i w ogromnym tempie; w zależności od rodzaju zabawy (głęboka, symboliczna, wyobrażeniowa, eksploracyjna, itp.) dziecko albo analizuje i nadaje sens relacjom społecznym (nawet uzdrawiając swoje traumy), albo tworzy połączenia nerwowe wydeptując nowe ścieżki bosymi stopami własnej wyobraźni, czy też żongluje zdobytymi w ciągu dnia niezrozumiałymi jeszcze informacjami, by na swoich zasadach (i w genialny sposób!) nadać życiu sens.
Wybicie z zabawy, utrata koncentracji i nie-daj-boże tragedia związana z koniecznością jej przerwania, jest dla dziecka wielką tragedią. Efektem jest płacz (smutek) lub krzyk (złość), którym można łatwo zapobiec wkraczając w świat wyobraźni podopiecznego i tworząc wraz z nim nową linię wydarzeń, która zakłada przemieszczenie się (np. do samochodu).
Ze telefonem jednak nie da się naprawdę bawić. Bo choćby kiedy dziecko bawi się samo, rozkwitają jego doświadczenia introspekcyjne. W przypadku gry na telefonie raczej nie rozkwita nic w duszy; wzrasta np. zręczność i inne umiejętności kognitywne, ale jakim kosztem? Ogromnym kosztem niebezpiecznego uzależnienia, o którym wszyscy mówią, a mało kto zapobiega (patrz felerna okładka…).
„Wyobraźnia jest jedyną bronią w walce z rzeczywistością” – Lewis Carrol
Edukacja waldorfska, zaplątana jak wszystko inne w sieć mitów i nadużyć, jest światełkiem w wybetonowanym tunelu naszych czasów. Nie ma chyba drugiego systemu, który bardziej docenia wyobraźnię dziecka niż ten właśnie.
Podobnie jak w przypadku kreatywności, u dzieci nie trzeba wyobraźni „rozwijać”, gdyż wystarczy jej nie ograniczać, nie niszczyć, nie wymazywać gumką powierzchowności wrażeń zewnętrznych.
Wyobraźnia nie ogranicza się do planowania przyszłości i manipulowania obiektami w umyśle; funkcji kognitywnych, czy snucia marzeń. W niektórych dyskursach stanowi pomost łączący świat materialny z duchowym (C. Jung, R. Steiner). Rola wyobraźni w myśleniu i procesie uczenia się to jedno, jednak coś, co nazwałabym „pogłębionym rozwojem wewnętrznym”, to drugie.
Smartfony anihilują wyobraźnię, ponieważ wszystko jest tu pokazane płasko tj. w 2D, a to jak cofanie się w rozwoju wymiarowości. Dzieci stają się kopią „gotowych” obrazów nic kreatywnie nie dopowiadając, tracąc także na introspekcji, która buduje ich tożsamość. „Jaźń nie jest dana, ale stworzona – interpretowana poprzez historie, które opowiadamy o naszych działaniach i życiu”, pisze francuski filozof, Paul Ricoeur. „Tak więc wyobraźnia – moc tworzenia wewnętrznych obrazów i narracji – ma fundamentalne znaczenie dla tego, kim wierzymy, iż jesteśmy”.
Czy zatem bez wyobraźni człowiek pozbawiony jest tożsamości?
Sir Ken Robinson i problem nudy
Wysoki Szkot wyglądający jak figura wyciosana z drewna po dziś dzień plasuje się na pierwszym miejscu najczęściej oglądanych TED-exów [krótkie wystąpienia, w których mówcy prezentują ważne idee, pomysły, żeby zainspirować innych – przyp. red.] pt. „Czy szkoły zabijają kreatywność?”.
W przełomowym raporcie z 1982 roku, dotyczącym marginalizacji sztuki w brytyjskich szkołach, Robinson kwestionował dominujący nacisk na przedmioty ścisłe argumentując, iż sztuka jest niezbędna do wspierania rozwoju intelektualnego i osobistego uczniów. Jego praca podkreśliła znaczenie pielęgnowania wyobraźni i doświadczeń estetycznych jako części edukacji „dobrze zaokrąglonej” (holistycznej) i wpłynęła na szersze reformy edukacyjne w Wielkiej Brytanii. Raport przywołuje szokujące badania NASA, które dowiodły, iż 90% kreatywności naturalnie występującej u małego dziecka, do wieku lat osiemnastu zostaje utracona przez błędy systemu edukacji (sic!).
Wspólną cechą szkół publicznych i telefonów jest, ogólnie mówiąc, bierność – zabójczyni aktywnej energii (s)twórczej.
Bierne siedzenie w ławce, bierne czekanie na instrukcje nauczyciela, bierne wykonywanie zadanych prac poddanych kryteriom. Podobnie gry i „filmiki” w telefonie: dzieci pasywnie wlepiają oczy w ekran 2D wykonując jedynie bardzo małe ruchy paluszkami. Są tak pogrążone w obrazie, iż nie mają pojęcia, co dzieje się nie tylko wokół nich, ani też wewnątrz nich. Ponadto, działanie to jest pozbawione nie tylko zapachów, smaków, czy dotyku różnorodnych faktur, ale także towarzystwa, przyjaciół, życia! Multisensoryczność co prawda dotyczy zmysłu wzroku i słuchu, jednak nierzadko animacje gier, czy kreskówek są płaskie, kolory pstrokate, dźwięk chaotyczny, głośny, „muzyka” nachalna, nieinstrumentalna, pusta w środku. Pustka w środku.
„Pustką w środku” jest też nuda – istotny filozoficzny termin! Dziecko powinno mieć czas i przestrzeń, by się nudzić (bez telefonu!), bo nuda jest iskrą do kreatywności – popycha dzieci do wymyślania gier, wyobrażania sobie historii lub odkrywania otoczenia. Wtedy przez zabawę i snucie wyobrażeń (słuchanie, opowiadanie, czy tworzenie własnych bajek, zabawek, itp.) aktywnie tworzą świat wokół siebie, testując jego możliwości kreatywną metodą prób i błędów.
Mając telefon zawsze pod ręką, dzieci rzadko doświadczają nudy, a tym samym tracą ten kreatywny bodziec. Ponadto, gdy są od telefonu uzależnione, nuda staje się nieznośnym oczekiwaniem na moment, kiedy używka zostanie zwrócona.
Obserwuję to u dzieci już uzależnionych od telefonów, które nie potrafią się bawić choćby w przestrzeni stwarzającej maksymalne warunki do zabawy wyobrażeniowej. Bezczynnie czekają, aż coś się im „puści”… Jest to bardzo smutne, bo te dzieci nie sprawiają wrażenia szczęśliwych (nie ma nic prostszego niż odróżnić szczęśliwe dziecko od pogubionego).
Badania pokazują, iż wychowany przed ekranami 2D człowiek nie radzi sobie z emocjami (auto-regulacja), jest bierny wobec tego, co się wokół niego dzieje (nuda jest denną codziennością), a co najgorsze, może mieć trudności w kontakcie z ludźmi (zamyka się na nowe relacje).
Natomiast dzieci, które angażują się w kreatywne działania, wykazują lepszą regulację emocjonalną i wyrażanie siebie, które są powiązane ze zwiększoną inteligencją społeczno-emocjonalną, przy czym posadzenie dziecka przed kartką w trakcie godzinnej „lekcji rysunku” nie jest receptą na „kreatywne działanie” (w przeciwieństwie do wpuszczenia dzieci na pół dnia do stodoły pełnej snopków słomy!).
„Zło zwycięża wtedy, gdy dobrzy ludzie pozostają bierni” – Edmund Burke
Jestem ciekawa, co przyniesie przyszłość. Chcę wierzyć, iż uda się nam nie utopić przez zachłyśnięcie się nowoczesną technologią i nieodpowiedzialne jej używanie. Jestem dobrej myśli…
Wokół siebie obserwuję wspaniałych działaczy o dobrych intencjach, którzy z zakasanymi rękawami pchają po błocie żeliwną lokomotywę kultury, siłą własnych mięśni (jak to mawiał Kieślowski). Ale okładka podręcznika „Ale to ciekawe!” musi zniknąć. Jest jak wypisz wymaluj z uniwersum Orwella: tytuł nawiązujący do ciekawości poznawczej – najpotężniejszego motywatora rozwoju człowieka – a pod nim obrazek działania, które tę ciekawość dziecku bezlitośnie i w dwulicowy sposób odbiera. Tylko my – rodzice i nauczyciele – możemy coś na to poradzić.
Przyjrzyjcie się tej okładce uważnie. Czy nie wydaje Wam się także, iż (rzekomo) ośmioletni chłopiec z dziewczynką obejmują się w sposób romantyczny? Czy nie wyglądają Wam na wiek dojrzewania, powiedzmy, jedenaście/dwanaście lat? Czy osoby odpowiedzialne za oprawę graficzną podręcznika dla klasy drugiej szkoły podstawowej miały według Was odpowiednie kompetencje (i wyobraźnię!), zdając się nie zauważać przepaści i różnic pomiędzy jednym stadium rozwoju (osiem lat), a drugim (dojrzewanie)?
W odpowiedzi na zgłoszone wątpliwości zespół dydaktyczny redakcji Mac Edukacja powołuje się na zapis dotyczący wykorzystania urządzeń cyfrowych z podstawy programowej, który brzmi:
IV. Edukacja przyrodnicza.
2. Osiągnięcia w zakresie funkcji życiowych człowieka, ochrony zdrowia, bezpieczeństwa i odpoczynku. Uczeń:
13) stosuje zasady bezpieczeństwa podczas korzystania z urządzeń cyfrowych, rozumie i respektuje ograniczenia związane z czasem pracy z takimi urządzeniami, oraz stosuje zasady netykiety;
14) ma świadomość, iż nieodpowiedzialne korzystanie z technologii ma wpływ na utratę zdrowia człowieka;
15) ma świadomość pozytywnego znaczenia technologii w życiu człowieka.
Osobiście nie powołuję się raczej na podstawę programową jako autorytet. Dla mnie to bardzo słabo napisany dokument, przedstawiający model wychowania rodem z XX wieku; pełen pedagogicznych archaizmów i błędów merytorycznych… Niestety!
Zastanówcie się, jakie jest Wasze zdanie. jeżeli zgadzacie się z nami, prześlijcie petycję do dyrekcji Waszej szkoły. Czy jeżeli okładka jest kontrowersyjna, to nie lepiej zmienić ją na neutralną, tak na wszelki wypadek? Czy stawka nie jest za wysoka, żeby ryzykować? Wyobraźcie sobie sytuację: małe dziecko patrzy na okładkę swojego podręcznika codziennie. Przygląda jej się. Wtapia się w obrazek, wchodzi w niego całym sobą (tak robi umysł dziecka!). Wyobraża sobie siebie z tym telefonem…
Za minutę wychodzi z klasy i robi sobie „selfie” jak dzieci z okładki, wpadając w lawinę szkodliwych konsekwencji. Ośmiolatek. Przy całej tej walce nauczycieli o uwagę, rodziców o zdrowie… Przy tych wszystkich wołaniach naukowców, którzy biją w dzwony na alarm! Ręce opadają.
*Edukacja waldorfska zakłada, iż doświadczenia artystyczne angażują całego człowieka – ciało, umysł i ducha – a takie holistyczne zaangażowanie prowadzi do głębszego zrozumienia oraz trwałego przyswajania wiedzy.
Nieodłącznymi elementami tej metody są rytm, ruch i sztuka. Dzięki temu, nauka jest bardziej efektywna, gdyż angażuje emocjonalnie, dostarcza bogatych doświadczeń zmysłowych, przez co pracują obydwie półkule mózgu.
W edukacji waldorfskiej dydaktyka, pedagogika, a choćby psychologia rozwoju dziecka są przedstawione w unikatowy, spójny sposób, zupełnie różny od systemów mainstreamowych.

1 godzina temu









.webp)



