Zdrowy rozsądek - niezastąpiony, a tak często nieobecny doradca

niepoprawni.pl 13 godzin temu

Września 1939 roku dla tych, którzy dzień ten przeżyli (w dosłowny znacznemu) był jakimś początkiem „nowego” i kresem „starego”. Jak później często można było usłyszeć: „przed wojną i po wojnie”. Dwa światy diametralnie różne. Dla wielu kończące nie tylko dotychczasowe życie, ale życie jako takie. Dla wielu – piszącego nie wyłączając – bezpowrotny koniec dzieciństwa w wieku 8 lat. Od tego pamiętnego dnia rozpoczęło się dewastowanie Polski z trudem podnoszącej się po rozbiorach. Niemcy konsekwentnie i metodycznie – mordując około 6 milionów obywateli polskich – przygotowywali resztę do roli służebnej wobec „rasy panów”. Eksploatacja dóbr materialnych i kulturalnych Polski nie miała chyba równych sobie w historii. Polak miał tylko umieć pisać i czytać i rozumieć rozkazy panów. To wszystko naprawdę się zdarzyło i żyją jeszcze resztki tych, którzy tego osobiście doświadczyli. I dziś, kanclerz już nie hitlerowskich, ale de nomine lub choćby de facto demokratycznych Niemiec bez zająknienia publicznie oświadcza, iż sprawa zadośćuczynienia za ten rabunek i zbrodnie jest prawnie zamkniętą, a co gorsza, premier rządu RP – Donald Tusk – mu przytakuje.

Jest więc na miejscu pytanie, czy jakikolwiek rząd Polski, prezydent, premier mają prawo zrzec się tego, co należy się Narodowi? Komuniści załatwili sprawę jak to nakazywał ZSRS. To mówi samo za siebie. Dziś kierujący Instytutem Pileckiego – na szczęście odwołany – był raczej człowiekiem strony niemieckiej. Kto zatem, nie licząc prezydenta RP, reprezentuje interes Polski w skali międzynarodowej i w Unii Europejskiej. jeżeli kanclerz Merz marzy o sąsiedztwie z Rosją, niezręcznie i chyba niechcący, wracając do rozbioru Polski w 1939 r., to gdzie jest rząd Polski, któremu Naród powierzył swoje bezpieczeństwo?

Może w tym wszystkim jest jakaś wielka i tajemnicza polityka, ale gdzie jest zdrowy rozsądek? A przecież on winien być u podstaw choćby najzwyklejszych codziennych decyzji, co dopiero takich, które decydują o bezpieczeństwie państwa i narodu?

Otóż. niestety, brak go także w wymiarze o wiele rozleglejszym. Wojna Rosji przeciw Ukrainie. Typowo zaborcza, jak ta w 1939 r., także z udziałem Rosji. Rozmowy na najwyższym szczeblu mają na celu jej zakończenie, ale ono jakoś nie jawi się na horyzoncie. Co więcej Putin wyraźnie z tych wysiłków kpi. Trump wiele robi, by wojnę zakończyć. Ale ze strony Żeleńskiego wyszła propozycja konkretniejsza, bezpośredniej pertraktacji Kijów – Moskwa. przy czym zaznaczył on: „że potrzebna jest presja świata, aby Rosja była gotowa realnie iść w kierunku pokoju oraz przeprowadzać krytycznie ważne dla pokoju spotkania na najwyższym szczeblu”. Ta presja świata jest ważniejsza aniżeli wszelkie sankcje, ale świat przelicza wszystko na zyski i one decydują ilu ginie po obu stronach każdej godziny. Presja świata, to wymóg może nie wielkiej polityki, kierującej się swoimi kryteriami, ale tej presji właśnie wymaga bezpieczeństwa tegoż świata. Jest to zarazem wymóg zdrowego rozsądku. Od wielu polityków trudno spodziewać się zasad moralnych, ale kiedy brak im zdrowego rozsądku, to ich poczynania zaczynają być groźne. Po napaści Niemiec na Polskę i zwyciężeniu Francji nie brakowało polityków, którzy woleliby by wojna się zakończyła układem pokojowym z W. Brytanią. Churchill zdecydowanie odmówił, choć był prawie bezbronny. Po prostu wiedział, iż Hitler potrzebuje tylko chwycić oddech i pójdzie dalej. Takie stanowisko dyktował właśnie zdrowy rozsadek.

Zdrowy rozsądek podpowiada także decyzje w sprawach może nie aż tak istotnych jak wojna i pokój. Wiadomo jak wojującą ateistką jest pani Nowacka. Nie brak podobnych osób w rządzie Tuska. Czy jednak to właśnie one powinny narzucać temu rządowi politykę wrogą Kościołowi i religii? To jest zasadnicze pytanie, jakie nasuwa się w związku z postulatami zakazu spowiedzi dla dzieci, czy także młodzieży? Motywacja tego iście bolszewickiego zakazu praktyk religijnych przed 18 rokiem życia – a twierdzi się, iż wymaga tego obrona młodzieży przed rzekomą szkodliwością praktyk religijnych – jest nie tylko głupia (sit venia verbo), ale także godzi w wolność człowieka. Sęk w tym, iż właśnie bolszewicki reżim – dziś wzorzec dla demokracji walczącej – zapewniał. iż chroni człowieka przed niewolą jaką rzekomo niesie ze sobą religia, podczas gdy to on tę niewolę narzuca. Otóż, nie wchodząc w problem wyrzucania religii ze szkoły, co jest naruszeniem konkordatu i zasad konstytucyjnych, zatem powinno napotkać na barierę prawną (oczywiście nie taką jak ją rozumie Tusk, ale jak brzmi litera), warto przyjrzeć się programowi tzw. edukacji zdrowotnej. Nie o zdrowie tu chodzi, a jeśli, to głównie o wciskanie dzieciom herezji ekologicznej, zasad ochrony zdrowia nie tyle przez medycynę zalecanych, ale przez współczesnych szamanów. Istotna sprawa w tej edukacji, to jest zdeprawowanie dziecka i młodzieży do tego stopnia, by bez oporów przyjęli oni jako normę porządek lesbo-homoseksualny i jego pochodne, by hedonizm seksualny zastąpił jakiekolwiek normy moralne, choćby te laickie, bo tego wymaga manipulacja, czyniąca z człowieka, podmiotowego przedmiot eksperymentu. Wraz z wrażliwością sfery seksualnej eliminuje się rodzinę, jak naturalne siedlisko życia. Miast niej jawi się partnerstwo wymiana partnerów, lub gdy człowiek znudzony tym tak mu zachwalanym rajem rozkoszy, poszuka sobie namiastki w oderwaniu od życia a pogrążeniu się w nirwanie używek. Nie każdy, rzecz jasna, do tego stopnia ulegnie owej „edukacji zdrowotnej”, ale to, iż ona ze zdrowiem nic nie ma wspólnego, natomiast zaszczepia w człowieku będącym w drodze do samodzielnego i twórczego życia jego dewaluację, to podpowiada każdemu nie zatrutemu medykamentami owej „edukacji, właśnie zdrowy rozsądek. Jest to atrybut niezbędny w każdej zdrowej rodzinie. Dlatego wzywanie katolików, by wypisywali dzieci z owej „edukacji zdrowotnej” jest nieporozumieniem. Przecież troska o dziecko, to zobowiązanie każdego rodzica. Nie tylko religijnego. Toteż, jeżeli sejm i rząd nie są stanie lub nie chcą bronić dziecka polskiego przed deprawacją, to rodzice, niezależnie od wyznawanej ideologii są do tego zobowiązani. Z racji rodzicielstwa, co jest nakazem zdrowego rozsądku. Starożytna zasad, bonum faciendum malum vitandum (czyń dobrze, unikaj złego) obowiązuje w każdej dziedzinie ludzkiego działania. Dlatego deprawacja dziecka to jest to malum, a ochrona przed nią streszcza się w bonum. Rozumny człowiek ma tu tylko jedno wyjście. Z pewnością nie to, które proponuje dziecku obecna mimstra Oświaty i Wychowania.

Idź do oryginalnego materiału