Zdrowy rozsądek, a trwanie w Unii Europejskiej

niepoprawni.pl 4 dni temu

Jeszcze (6.IX) wisiał gdzieś u dołu na Niepoprawnych mój felieton podobnej tematyce poświęcony, a jakoś nie bardzo hołubiony przez czytelników (320 wejść, 5 komentarzy, 7 x 5). Dlaczego zatem wracam do tej tematyki? Bo ona coraz bardziej mi dolega. Coś mi mówi – może starość,przewyższająca te wszystkie inne, dawne i całkiem obecne. N. p. trudno sobie może suma doświadczeń życiowych – iż wisi nad nami Polakami groźba wprost wyobrazić przyszłość narodu, gdyby szkoła miała być przez dłuższy czas w takiej opresji, w jakiej jest ona teraz zdana na pastwę skrajnej lewicy, nie tyle tej społecznej, co ideologicznej, operującej leseferyzmem obyczajowym na miarę dotąd niespotykaną. A przy tym lansującą edukację udziwnioną okrojonymi wymaganiami, spychaną na bocznicę, oferując co słabszym uczniom jako ich benefis. To tylko jedna z wiszących nad nami gróźb. Od 1989 r. – pomijając bubel Okrągłego Stołu, Magdalenki i honorów świadczonych baronom PRLu – z powodzeniem godnym lepszej sprawy, broni na Kongresie Sędziów Polskich 3 IX 2016 r., jak to pewna pani ujęła, „nadzwyczajna kasta” t. j. sędziowie epoki PRLu, a więc upolitycznieni, co na Kongresie można było oglądać gołym okiem. To był pierwszy rok rządów Zjednoczonej Prawicy. I zarazem sprzeciwu owej „kasty”, jak się okazuje skutecznie do dziś torpedującej reformę wymiaru sprawiedliwości. Owa „kasta” źle się czuje bez przynależności do partii rządzącej. Ich przodkowie przecież obligatoryjnie byli towarzyszami PZPR. Bodnar, Żurek, to ci, którzy prawo mają egzekwować według tego jak je rozumie Tusk. Czy można sobie wyobrazić coś bardziej odrażającego? choćby „demokracja walcząca” tego nie przebija, bo ona wpisuje się tylko w system, w którym demokracja spełniała tylko rolę przyzwoitki dla władzy totalitarnej. Otóż powiedzmy otwarcie. Niemoc państwa ma zapewniony byt, jak długo prawo będzie w nim gwałcono, a to z kolei utrwala nieład i bezwład systemu wymiaru sprawiedliwości. Już nasi zachodni sąsiedzi zatrwożyli się niemocą Tuska wobec prezydenta Nawrockiego. Bo to zwiastuje umocnienie lub wręcz przywrócenie suwerenności Polski. A to z kolei koliduje z niemieckim planem federalizacji Europy pod niemieckim kierownictwem. Obstrukcja ze strony Polski z pewnością by to udaremniła. Powodzenie na tym odcinku mogłoby obudzić choćby Francję. O mniejszych krajach nie mówiąc. Przy tym z wielu względów Niemcy nie stanowią ważnego elementu obrony przed agresją Rosji Putina.

Niemoc, z jaką Polska walczy od 2 lat pod władzą „demokratów walczących” na mocy prawa własnego pomysłu, nie mogłaby się urzeczywistnić bez wsparcia liberalno-lewackiej wierchuszki Unii Europejskiej. Rząd Zjednoczonej Prawicy doznawał dotkliwego hamulca w postaci restrykcji w przyznawaniu należnych Polsce funduszy. Pani von der Leyen naiwnie choć szczerze oczekiwała na zwycięstwo Tuska, bo tylko ono gwarantowało obezwładnienie Polski i jej uległość dla planów niemieckich. Położenie przez Tuska kapitalnych inwestycji polskich oczekiwania te spełniało. Ostatnio umowa UE-Mercosur nie pozostawia wątpliwości, iż niszczenie tak ważnego dla Polski obszaru., jakim jest rolnictwo zmierza do ostatecznej marginalizacji Polski, także w sferze gospodarczej. Kto zyskuje? Wiadomo.

To co tu niżej zostanie napisane może skazać ten felietonik na kosz. I wcale nie powinno to dziwić, bo będzie to swoista herezja. W 2004 roku, kiedy Polska przystępowała do Unii Europejskiej, ta stanowiła jeszcze związek suwerennych państw, które oddawały do puli unijnej władzy pewne dziedziny wiążące wspólnotę unijną, ale nie naruszały suwerenności państw członkowskich, zmuszaniem ich do cedowania uprawnień konstytucyjnych na rzecz kierownictwa UE. Unia Europejska jest oparta na zasadach praworządności. Oznacza to, iż podstawą wszystkich jej działań są traktaty, przyjęte dobrowolnie i demokratycznie przez wszystkie państwa członkowskie. Na przykład o ile dany obszar polityki nie jest wymieniony w traktacie, Komisja nie może proponować przepisów dotyczących tego obszaru. Zbiegiem okoliczności, lub może nie, traktat wprowadzający Polskę do Unii podpisali premier Leszek Miller, minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz i minister ds. europejskich Danuta Hübner. Prominentni działacze komunistyczni będący u władzy w Polsce w 14 lat po tzw. transformacji ustrojowej. Ratyfikował traktat ówczesny prezydent, Aleksander Kwaśniewski. Zatem orzynaliśmy Unię z rąk ludzi o proweniencji peerelowskiej – rzecz symptomatyczna dla dalszych losów III RP.

Większość Polaków nie kryła zadowolenia z obecności Polski w Unii Europejskiej. Oczywiście nie byli oni świadomi ku czemu Unia zmierza, a zasady głoszone przez Schumana już dawno wylądowały w koszu. Kierownictwo Unii schodziło coraz bardziej na lewą stronę, a ideologicznie odchodziło od wartości chrześcijańskich, a choćby od tożsamości Europy wypracowanej i utrwalonej od średniowiecza. Uważni obserwatorzy mogli zauważyć niechęć liderów unijnych do takich wartości, jak państwo narodowe, jego tradycje, i porządek społeczny i instytucje go strzegące. Słowem, Unia dążyła w szerszym wymiarze niż kiedyś III Rzesza do tego, co Hitler nazwał Gleichschaltung, a Sowieci Urawniłowka. Dalsze dzieje Unii, obecnych czasów nie pomijając, pokazują jak w praktyce kierownictwo Unii zmierza do ograniczenia suwerenności państw członkowskich, premiując te, które skłonne są akceptować globalizację. Ideę superpaństwa promują środowiska liberalno-lewicowe mające na celu nie tylko przebudowę polityczną Europy, ale także ideologiczną. Przeciwników tego obdarzają mianem sił antyestablishmentowych, populistycznych, nacjonalistycznych narodowych i eurorealistycznych. Krytyka dążności do stworzenia superpaństwa przybiera na sile, ale także w ostatnich latach wzmaga się dążność do pełnej integracji i centralizacji struktur europejskich przy jednoczesnym ograniczeniu podmiotowości i decyzyjności poszczególnych państw wchodzących w skład Unii. Te działania kół zmierzających do stworzenia z Europy superpaństwa pod egidą, jak się wydaje, Niemiec, nasilają się ostatnio. W listopadzie 2023 r. doszło do kolejnego przełomu w kierunku ograniczenia suwerenności państw narodowych. Podczas debaty w Parlamencie Europejskim zapadła decyzja o udzieleniu poparcia dla szeregu zmian w unijnych traktatach. Dotyczyły one ograniczenia suwerenności i decyzyjności państw członkowskich UE, między innymi poprzez przeniesienie wielu z ich kluczowych kompetencji regulujących sprawy wewnętrzne bezpośrednio do unijnej centrali. Ingerencja instancji unijnych przybiera postać dyktatu w dziedzinach będących wewnętrzną sprawą Polski. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznał wczoraj, iż „sąd krajowy jest zobowiązany uznać za niebyły wyrok sądu wyższej instancji, który nie jest niezawisłym i bezstronnym sądem”. Zastrzegł też, iż „powinno to nastąpić wówczas, gdy taki skutek jest nieodzowny dla zagwarantowania pierwszeństwa prawa UE”. Stronniczość władz UE na rzecz sił lewacko-liberalnych ewidentna była w czasie rządów w Polsce Zjednoczonej Prawicy i potem Koalicji Obywatelskiej, kiedy choćby przyznawanie funduszów należnych nie określonej partii,. ale państwu polskiemu uzależniano od dojścia do władzy Tuska i jego ekipy.

Nadużycia, jakie popełnia lewicowe kierownictwo Unii Europejskiej i stosowanie praworządności tak jak ono ją rozumie powinny prowokować pytanie, czy trwanie w Unii, nie będącej już taką Unią, do jakiej przystępowaliśmy, ma sens? Czy zdrowy rozsądek nie powinien nam powiedzieć, iż trwania w czymś, co może skutkować unicestwieniem naszej suwerennej państwowości nie jest po prostu, zwyczajnie po ludzku sądząc, bez sensu?

Idź do oryginalnego materiału