Chyba nikt w Polsce nie ma już wątpliwości, iż Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego nie jest partią polityczną w tradycyjnym rozumieniu, ale mafijnym układem, który przez osiem lat pasożytował na państwie. Skala korupcji, nepotyzmu i bezczelnych kradzieży z funduszy publicznych nie ma precedensu w historii III RP.
Jednak to, co wydarzyło się ostatnio, przechodzi wszelkie granice – PiS dopuścił się zdrady państwa. Potwierdzeniem tego faktu jest postawa samozwańczego prezydenta Karola Nawrockiego, który blokując udział premiera Donalda Tuska w kluczowych rozmowach międzynarodowych, faktycznie osłabił pozycję Polski na arenie światowej. W obliczu wojny w Ukrainie i rosyjskiej agresji takie działania nie mogą być traktowane inaczej niż jako zdrada dyplomatyczna – czyn nie tylko kompromitujący, ale wręcz niebezpieczny dla naszego bezpieczeństwa narodowego.
Mandat Nawrockiego od samego początku był wątpliwy. Do dziś nie mamy pewności, ile głosów faktycznie oddano na tego politycznego uzurpatora. Brakuje prawomocnego rozstrzygnięcia sądowego, które mogłoby nadać mu choćby pozory legalności. Jego decyzje są więc nie tylko niezgodne z interesem Polski, ale również pozbawione jakiejkolwiek legitymacji.
W normalnym, zdrowym państwie prawnym taka sytuacja zakończyłaby się natychmiastowym wygaszeniem mandatu i pociągnięciem do odpowiedzialności karnej wszystkich, którzy wbrew interesom narodowym działają na rzecz Moskwy. PiS wielokrotnie pokazał, iż jego lojalność wobec Kremla jest silniejsza niż lojalność wobec polskich obywateli. Dlatego jedynym logicznym krokiem jest delegalizacja tej partii. Nie ma miejsca w demokratycznym państwie dla ugrupowania, które działa jak mafia i dopuszcza się zdrady narodowej. Potrzebujemy władzy, która będzie działała na rzecz obywateli, a nie w brudnych gierkach inspirowanych przez Putina.
Historia jasno pokazuje: partie, które zdradzają własny naród, prowadzą do tragedii i muszą zniknąć z życia publicznego.