A więc stało się to, co stać musiało: świat realny zderzył się z wirtualnym. Proces rewolucji zdroworozsądkowej rozpoczął się, i to w miejscu, którym powinien. o ile jednak Trump swoje reformy ograniczy do Stanów Zjednoczonych, wojna konserwatystów z liberałami rozleje się na całą nasza cywilizację, oczywiście ku euforii Putina. o ile natomiast gwałtownie przeniesie się na teren Europy i tu zacznie wydawać owoce, Stany Zjednoczone i sam Trump staną się wybawicielami cywilizacji zachodniej. Przypomnijmy, wszystkie programy pilotowane dotąd przez UE miały albo sponsoring albo zgodę USA. W kalkulacjach ekipy Obamy i Bidena nie była brana pod uwagę zdrada Europy Zachodniej. Amerykanie albo wyrażali cichą zgodę na utworzenie z UE superpaństwa, albo zamierzali się podpiąć do ustaleń niemiecko-rosyjskich i zrobić jeden wielki biznes – oczywiście kosztem Europy Środkowo-Wschodniej. Dlatego też państwa kierujące UE nie zamierzały się zbroić, ale przeczekać a potem poddać przyszłym ustaleniom i szeroko otworzyć bramy Azji. Po to, by zgnić.
Stany Zjednoczone i Polską dzieli większa część Europy i rozdziela „wielka woda”. Mimo to, patologia współczesnego systemu, właśnie tu stała się najbardziej widoczna. Nie oznacza to jednak, iż rozwiązanie problemów w USA jest automatycznym rozwiązaniem tych samych problemów w Polsce. To zupełnie inne potencjały, inne możliwości i inna geopolityka. Dlatego w tym względzie warto uprzedzić Polaków przed zbyt łatwymi analogiami, chęcią kalkowania czyichś ustaleń oraz przed lenistwem intelektualnym. Warto więc uchwycić różnicę w mentalności amerykańskiej i polskie – nie dla pognębienia Polaków, ale dla wykazania naszych braków i wyselekcjonowania tego, co trzeba zmienić.
Przykład pierwszy: Trump swoją pierwszą kadencję potraktował, nie jako sposób na dobre życia, ale jako okazję dla zebrania odpowiedniego doświadczenia, sformułowania myśli reformatorskiej i zaangażowania odpowiednich ludzi na najwyższym poziomie merytorycznym. Nie dał się zabić. Przeciągnął na swoją stronę najbardziej wpływowych miliarderów. Można powiedzieć, iż to Trump dał im drugie życie, zanim hołota widłami poprzebija im brzuchy. „Można”, choć najbogatsi widzą to inaczej. Inauguracja jego drugiej prezydentury była więc swoistym otwarciem amerykańskiego kufra pełnego inicjatyw, dekretów i ustaw, na które od dziesięcioleci czekało nie tylko coraz więcej Amerykanów, ale również coraz więcej Europejczyków. Tak wygląda odpowiedzialność za swoje państwo i patriotyzm.
Polska znajduje się w diametralnie innej sytuacji geopolitycznej, ekonomicznej i wojskowej, mimo to nic nie stało na przeszkodzie, aby w ciągu ostatnich 35 lat mogła narodzić się nowa elita i myśl niepodległościowa. Nie powstało ani jedno, ani drugie. Owszem, w PRL instytucjonalnie coś podobnego nie było możliwe, ale w III RP nic już nie stało na przeszkodzie. Niestety, tryumfował klientelizm i paździerzowość państwa; młodzież wchodząc w życie nie zobaczyła na czym polega wielkość człowieka, nie zobaczyła też co to znaczy silne państwo; propagandowe „małe ojczyzny” stawały się coraz mniejsze i coraz głupsze. Generalnie żadnych ambicji powyżej „szklanego sufitu”, jakim był PRL. Szczytem państwowego niezgulstwa okazały się Ziemie Odzyskane – 1/3 polskiego terytorium, o których zamilczano i bez zastrzeżeń zaakceptowano na nich niemiecką narrację.
Dlatego nie ma żadnych polskich projektów geopolitycznych ani kulturowych, które mogłyby Polskę postawić w lepszym świetle. Nikt nie sformułował np. koncepcji „od Sztokholmu i Helsinek do Warszawy”, czy „od Warszawy do Stambułu”. Ba, nie mamy choćby swojego rozwiązania w kwestii Ukrainy. I na dodatek, aby było śmieszniej nasi politycy wmawiają nam, iż mamy jakąś niepodległość.
Przykład drugi. Tu posłużmy się parafrazą do powiedzenie Trumpa użytego w przemówieniu inauguracyjnym: „drill, baby, drill” (wierć, dziecko, wierć). Bez względu na intencje i podtekst idiomu, dla Amerykanów jest to przerywnik w robocie, który nie powoduje żadnych zakłóceń. Natomiast dla Polaków, pomijając iż może mieć podtekst lekceważący, w praktyce oznacza bagatelizację projektu, koniec roboty i sygnał do wymarszu na piwo. Tak nas nauczono. I właśnie tym różnimy się od Amerykanów. Coraz więcej Amerykanów zaczyna cenić sobie państwo, w przeciwności do Polaków, którzy go nie rozumieją i jest im obojętne.
Przykład trzeci. Odpowiedzialni Amerykanie znaleźli swojego przywódcę. W Polsce najpierw odpowiedzialni ludzie sami muszą się odnaleźć, potem zorganizować i dopiero na końcu sformułować swoją myśl.
W Ameryce narodziło się nowe życie, poza ludzkim zasięgiem, tam gdzie nie ma aborcji, gdzie nie sięga ludzkie prawo i władza pieniądza. W Polsce jeszcze nie narodziło się nic. Jeszcze wszystko jest poza zasięgiem zdrowego rozsądku, jeszcze ludzie nie wiedzą czego chcą i wciąż gonią za pieniądzem, nie zdając sobie sprawy, iż to właśnie on wyprowadził ich na mieliznę intelektualną i w biedę.
***
Przykładów można podać o wiele więcej, ale jedna podstawowa myśl nie powinna dać nam wszystkim spokoju, iż sukces Amerykanów niekoniecznie może być naszym sukcesem oraz iż niczego nie zrobimy bez uświadomienia sobie kim jesteśmy, co sobą reprezentujemy i co poza „dobrobytem” chcemy osiągnąć? Dotąd nadzieje ludziom dawały: własność prywatna, religia, historia, wspólnota, dziś rolę tę przejął dobrobyt budowany na dotacjach i obcych korporacjach.
Nie możemy więc zapomnieć, iż w każdym zderzeniu wygrywa, lub mniej doznaje obrażeń ten, kto jest do niego lepiej przygotowany. Natomiast w zderzeniu prawdy z fałszem nie istnieje coś takiego jak neutralność czy niezaangażowanie. Zmienia się język, życie, zmieniają ludzie, wszystko się zmienia. Życie trzeba ułożyć sobie na nowo. I miejmy nadzieje, iż ta zdroworozsądkowa „rewolucja” nie dostanie niestrawności konsumując starą zgniliznę.