Zbrodniarze klimatyczni chcą wykończyć Greenpeace

7 godzin temu

Skoro do aktywistów nie można strzelać jak do dzików, jak chciałby tego poseł Konfederacji Ryszard Wilk, paliwowi giganci szukają innych dróg rozprawienia się ze swoimi krytykami. Coraz chętniej sięgają przy tym po niezupełnie nową metodę SLAPP – czyli składanie strategicznych pozwów przeciwko zaangażowaniu w sprawy publiczne.

Jak informuje Helsińska Fundacja Praw Człowieka, w postępowaniach tego typu głównym celem jest ograniczenie lub penalizacja debaty publicznej, do czego wykorzystuje się nierównowagę sił – finansowych, społecznych – między stronami. jeżeli więc proces wytoczony przeciwko Greenpeace’owi przez Energy Transfer nie wygląda jak podręcznikowy przykład SLAPP, to nie wiem, co nim jest.

Brudny biznes na ziemiach Siuksów

O co chodzi? Dziesięć lat temu w Północnej Dakocie Siuksowie z plemienia Standing Rock rozpoczęli protesty przeciwko budowie Dakota Access Pipeline. Jak informuje „New York Times”, rdzenni mieszkańcy zwrócili uwagę na to, iż fragment rurociągu biegnący pod jeziorem Oahe – a więc znajdujący się na ziemi federalnej w pobliżu ich rezerwatu – powoduje ograniczenia w dostępie do wody oraz narusza miejsca uznawane za święte na terytorium niegdyś należącym do ich przodków.

Blokady i demonstracje zgromadziły 100 tys. przeciwników inwestycji, realizowanej przez amerykański koncern paliwowy Energy Transfer. W czasie manifestacji policja i służby prywatne użyły siły, co przerodziło się w niebezpieczne, trwające ponad rok konfrontacje.

Pierwszy transfer ropy nieco się opóźnił i jak twierdzą prawnicy firmy, naraził ich na dodatkowe koszty (związane rzekomo m.in. obsługą PR-u oraz zapewnieniem środków bezpieczeństwa) oraz utratę części finansowania. Dlatego dziś domagają się ich zwrotu od organizacji Greenpeace, która zaangażowała się w protesty i miała je „zaplanować, zorganizować i sfinansować”, a także „podżegać” demonstrantów do zamieszek.

Pozew o odszkodowanie w wysokości 300 milionów dolarów trafił do sądu jakiś czas temu, a teraz ruszył proces. Reprezentujący Greenpeace Everett Jack Jr. odpiera zarzuty, wskazując, iż organizacja działa bez przemocy, a jej zadaniem było wspierać demonstrantów, dostarczając im wiedzy, szkoleń czy sprzętu. Chronologia wydarzeń przedstawiona przez adwokata także przeczy temu, by protesty były zaplanowane przez Greenpeace.

Manifestacje miały się zacząć na długo przed tym, zanim dołączyli do nich zieloni aktywiści. Oskarżenie o odpowiedzialność za straty Energy Transfer w postaci pożyczek od banków również wydają się przesadzone. Pełnomocnik firmy uważa, iż list podpisany przez Greenpeace i inne organizacje był bezpośrednią przyczyną, dla której część pożyczkodawców Energy Transfer wycofała swoje wsparcie. Chciałabym wierzyć, iż listy otwarte mają taką moc, ale rzeczywistość w wielkim i brudnym biznesie zwykle bywa zupełnie inna.

Nie najczystsze mogą być też intencje osób uczestniczących w wyborze do ławy przysięgłych. Wielu z nich zarzuca się brak bezstronności z uwagi na koneksje z lokalnymi organami ścigania oraz przemysłem paliwowym w regionie.

Słuchaj podcastu autorki tekstu:

Spreaker
Apple Podcasts

„Jest teraz bardziej jasne niż kiedykolwiek, iż oskarżeni z Greenpeace nie otrzymają uczciwego i bezstronnego procesu w hrabstwie, w którym doszło do protestów” – napisali we wniosku o zmianę miejsca rozprawy lub zmiany składu orzekających przedstawiciele organizacji. Tę prośbę sąd jednak odrzucił, co niektórzy widzą jako złą wróżbę dla strony broniącej ekologii.

Czy proces ośmieli nafciarzy?

Jeśli doszłoby do zwycięstwa Energy Transfer, Greenpeace’owi będzie grozić bankructwo, a na pewno zakończy się działalność organizacji w USA. Dlaczego w Europie powinno nas to obchodzić w tym samym stopniu? Między innymi z powodu prężnej działalności Greenpeace na rzecz nagłaśniania łamania praw człowieka i przyrody, ale przede wszystkim – z uwagi na ryzyko ośmielenia innych trucicieli planety do naśladowania amerykańskich nafciarzy.

„Poza wpływem, jaki ten pozew może mieć na Greenpeace, najbardziej niepokojące w tej sprawie jest to, iż może ona ustanowić niebezpieczny precedens. Okaże się, iż każda osoba uczestnicząca w protestach będzie mogła być pociągnięta do odpowiedzialności za działania innych osób biorących udział w proteście. Można sobie wyobrazić, iż miałoby to poważny efekt mrożący dla każdej osoby, która chce się angażować” – tłumaczy Deepa Padmanabha, starsza doradczyni prawna Greenpeace USA.

Proces toczy się hrabstwie Morton, gdzie Donald Trump wygrał z Kamalą Harris z miażdżącą przewagą. Znając antyklimatyczne poglądy amerykańskiego prezydenta oraz wielkie poparcie deklarowane w przeszłości dla budowy gazociągu w Dakocie, trudno się spodziewać, iż sprawa będzie niosła dla aktywistów tylko dobre informacje.

Jednak Kristin Casper, radczyni prawna Greenpeace International, jest dobrej myśli i zapowiada nie tylko zwycięstwo, ale też walkę o odzyskanie kosztów poniesionych w wyniku pozwu Energy Transfer. „Jesteśmy wdzięczni za wsparcie, które otrzymujemy z całego świata, ponieważ kiedy ruch działa razem – wygrywamy” – mówi Casper.

Idź do oryginalnego materiału