Zbliża się scenariusz, którego nikt nie chce. Sytuacja w Polsce robi się dramatyczna. Zajmie Ci to ponad cztery miesiące

1 godzina temu

Polski rynek pracy wchodzi w nową fazę. Firmy wstrzymują rekrutacje, a kolejki do urzędów pracy rosną czwarty miesiąc z rzędu. Monitor Rynku Pracy pokazuje, iż dziś potrzebujesz ponad czterech miesięcy, żeby dostać etat – przed rokiem wystarczały trzy. Eksperci ostrzegają: to dopiero początek trudniejszego okresu dla osób szukających zatrudnienia.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce

Firmy przestały zatrudniać nowych ludzi

Sytuacja wygląda na pierwszy rzut oka paradoksalnie. Bezrobocie oficjalnie wynosi zaledwie 5,6 procenta i plasuje nas w ścisłej czołówce Europy. Równocześnie ludzie desperacko szukają pracy przez wiele miesięcy, wysyłając dziesiątki CV bez odpowiedzi. Problem tkwi nie w masowych zwolnieniach, ale w zamrożeniu zatrudniania.

Pracodawcy zgłosili w październiku do państwowych urzędów zaledwie 35 400 wakatów. To spadek rzędu jednej siódmej w porównaniu do września. Firmy po prostu przestały wystawiać nowe oferty. Kto ma pracę, ten ją trzyma. Kto jej szuka, ten walczy o nieliczne wolne stanowiska z tłumem równie zdeterminowanych konkurentów.

Cztery i pół miesiąca bez pensji

Badanie Randstad pokazuje brutalne liczby. Przeciętny Polak szukający pracy potrzebuje dziś 4,4 miesiąca, żeby znaleźć zatrudnienie. To rekord od momentu, kiedy firma zaczęła zbierać te statystyki w 2017 roku. Jeszcze rok temu wystarczały trzy miesiące. Różnica jednego i pół miesiąca to różnica między opłaceniem rachunków a popadnięciem w długi.

Wyobraź sobie taką sytuację: tracisz pracę w listopadzie. Do kwietnia przyszłego roku wysyłasz setki aplikacji, chodzisz na rozmowy kwalifikacyjne, czekasz na telefony. Oszczędności topnieją, kredyt trzeba spłacać, dzieci trzeba wykarmić. To nowa rzeczywistość polskiego rynku pracy w 2025 roku.

Kelnerzy i magazynierzy już nie poszukiwani, programiści w cenie

Sektor usług ucierpiał najdotkliwiej. Restauracje, hotele, sklepy – wszędzie tam pracodawcy wstrzymali rekrutacje. Od wiosny sytuacja skacze jak na kolejce górskiej: jeden miesiąc przybywa ofert, następny drastycznie ubywa. Brak stabilności uniemożliwia planowanie kariery w tej branży.

Zupełnie inaczej wyglądają zawody związane z technologią i budownictwem. Programiści notują wzrost zapotrzebowania już dwunasty miesiąc z rzędu. Podobnie pracownicy budowlani – tam ofert przybywa systematycznie od dwóch lat. jeżeli myślisz o przekwalifikowaniu, te dwie branże oferują najlepsze perspektywy.

Niespodziewanie dobrze radzą sobie też graficy, prawnicy i specjaliści od zasobów ludzkich. To zawody odporne na spowolnienie gospodarcze, bo firmy potrzebują ich niezależnie od koniunktury. Paradoksalnie działy HR rozwijają się właśnie teraz, kiedy trzeba zarządzać redukcjami i zamrożeniem płac.

Pracownicy fizyczni tracą od dwunastu miesięcy

Rok temu zaczął się niepokojący trend. Oferty dla robotników, magazynierów, operatorów maszyn systematycznie maleją. Co miesiąc jest ich trochę mniej. To nie jest korekta ani sezonowe wahanie – to strukturalna zmiana na rynku. Automatyzacja, roboty, sztuczna inteligencja zajmują miejsca pracy wymagające pracy fizycznej bez wysokich kwalifikacji.

Inżynierowie również zauważyli pogorszenie. Po dziesięciu miesiącach wzrostów przyszedł październikowy spadek. Eksperci uspokajają, iż to tylko chwilowa korekta, ale niepokój pozostaje. jeżeli choćby wykształceni specjaliści zaczynają odczuwać spowolnienie, sytuacja jest poważniejsza niż przyznają oficjalne statystyki.

Turystyka udaje ożywienie

W branży turystycznej pojawiło się więcej ofert niż miesiąc wcześniej. Wygląda to optymistycznie, dopóki nie spojrzymy na dane roczne. Od dwunastu miesięcy turystyka traci miejsca pracy. Październikowy wzrost to tylko chwilowy odwrót od długoterminowego trendu spadkowego. Za miesiąc lub dwa prawdopodobnie znów zobaczymy czerwone liczby.

Warmia i Mazury toną bez ratunku

Geografia polskiego bezrobocia przedstawia się dramatycznie. Województwo wielkopolskie cieszy się stopą bezrobocia zaledwie 3,5 procenta – tam znalezienie pracy wciąż jest realne. Na drugim końcu mapy leży Podkarpackie z wynikiem 9 procent. To prawie trzykrotnie więcej bezrobotnych na jeden wakat.

Najgorsza sytuacja panuje jednak w województwie warmińsko-mazurskim. Tam ogłoszeń o pracę ubyło w październiku najbardziej w całym kraju. Region od lat boryka się ze strukturalnym bezrobociem, a teraz sytuacja pogarsza się miesiąc po miesiącu. Podobnie wygląda sprawa w zachodniopomorskim i kujawsko-pomorskim. To peryferia gospodarcze Polski, gdzie brak inwestycji oznacza brak szans na znalezienie zatrudnienia.

Podlaskie jako jedyny promyk nadziei, Śląsk i Lubuskie tracą pracę na stałe

W całej Polsce tylko jedno województwo zanotowało przyrost ofert pracy w październiku. Podlaskie wyłamało się z ogólnopolskiego trendu spadkowego. Wzrost był symboliczny, ale jednak wzrost. We wszystkich pozostałych szesnastu województwach liczba ogłoszeń spadła lub w najlepszym przypadku utrzymała się na tym samym poziomie.

Część regionów notuje nie chwilowe spadki, ale trwałe kurczenie się rynku pracy. Województwo śląskie, niegdyś przemysłowe serce Polski, systematycznie traci oferty zatrudnienia. Lubuskie także pokazuje uporczywy trend spadkowy. To regiony, które nie zdołały przekształcić swojej gospodarki po upadku tradycyjnego przemysłu i teraz płacą cenę za brak inwestycji w nowe sektory.

Europa patrzy na nas z góry, ale niedługo

Ministerstwo chwali się, iż według metodologii Eurostatu mamy zaledwie 3,2 procenta bezrobocia. To rzeczywiście dobry wynik plasujący nas tuż za Maltą, Czechami i Słowenią. Średnia unijna to dwukrotnie więcej – 6 procent. Hiszpania boryka się z bezrobociem przekraczającym 10 procent.

Problem w tym, iż nasz wskaźnik rośnie, podczas gdy w części państw europejskich maleje. Kierunek zmian jest ważniejszy niż obecny poziom. Polska przestała być rajem dla pracodawców szukających taniej i wykwalifikowanej siły roboczej. Nasza przewaga konkurencyjna topnieje, a wraz z nią stabilność zatrudnienia.

Co to oznacza dla ciebie

Jeśli masz teraz stabilną pracę, nie rezygnuj pochopnie w poszukiwaniu lepszych warunków. Rynek sprzedawcy zamienił się w rynek kupującego – to pracodawcy dyktują teraz warunki, nie pracownicy. jeżeli już musisz zmienić etat, zacznij szukać z sześciomiesięcznym wyprzedzeniem, zanim podejmiesz decyzję o odejściu. Zgromadź poduszkę finansową na minimum pół roku życia bez wynagrodzenia.

Eksperci od rynku pracy powtarzają mantrę: rozwijaj kompetencje, zdobywaj certyfikaty, ucz się nowych umiejętności. W czasach, gdy na jedno stanowisko aplikuje pięćdziesiąt osób, różnicę robi każdy dodatkowy kurs na CV. Nie wystarczy już mieć doświadczenie – musisz pokazać, iż jesteś lepszy od dziewięćdziesięciu dziewięciu innych kandydatów.

Nie czekaj, aż stracisz pracę. Inwestuj w rozwój zawodowy teraz, kiedy masz jeszcze stabilne źródło dochodu. Kursy online, szkolenia weekendowe, certyfikacje branżowe – to wszystko może zadecydować o tym, czy za pół roku będziesz miał nową pracę, czy wciąż będziesz wysyłał bezowocne aplikacje.

Idź do oryginalnego materiału