Odtajnione dokumenty w sprawie zakupu systemu Pegasus to nie lektura dla ludzi o słabych nerwach. Choć dla fanów teorii „wszystko się dzieje przez przypadek” mogą stanowić pewną formę terapii szokowej. Bo jak tu jeszcze wierzyć w przypadki, gdy wszystko układa się jak w kiepskim serialu politycznym, gdzie scenariusz pisany jest flamastrem przez prokuratora z kompleksami?
Zgodnie z dokumentacją, która właśnie wyszła na światło dzienne, ówczesny minister sprawiedliwości i samozwańczy szeryf IV RP – Zbigniew Ziobro – był osobiście odpowiedzialny za udrożnienie transferu 25 milionów złotych z Funduszu Sprawiedliwości na zakup systemu inwigilacyjnego Pegasus. Tak, tego samego Pegasusa, który rzekomo miał służyć walce z terroryzmem, a dziwnym trafem podsłuchiwał głównie opozycjonistów, dziennikarzy i osoby podejrzanie często krytykujące władzę. Ale najciekawsze w tej układance jest tempo działania. Dwa dni. Tyle czasu minęło od momentu, gdy Ziobro własnoręcznie zmienił zasady funkcjonowania Funduszu Sprawiedliwości, do złożenia wniosku przez szefa CBA o przekazanie dokładnie 25 milionów złotych na zakup Pegasusa. To nie jest przypadek – to majstersztyk legislacyjno-biznesowego refleksu. A może raczej – legislacyjny sprint po pieniądze podatników.
Oficjalnie Fundusz miał pomagać ofiarom przestępstw. Ale najwyraźniej ktoś uznał, iż ofiary przestępstw nie potrzebują wsparcia tak bardzo, jak rząd potrzebuje Pegasusa do słuchania, kto z kim i o czym. Bo przecież każdy, kto nie jest z nami, być może coś knuje, a każdy, kto coś knuje, na pewno zasługuje na cyfrową lupę z Jerozolimy. Oczywiście, minister Ziobro nie raz zapewniał o swojej bezgranicznej trosce o prawo, sprawiedliwość i interes publiczny. Ale jakoś dziwnie się składa, iż tropy tego „interesu” wiodą do izraelskiego systemu i kont bankowych z etykietką „na pomoc pokrzywdzonym”. jeżeli to był legalizm, to chyba tylko taki na podsłuchu.
Z dzisiejszej perspektywy wygląda to jak modelowy przykład tego, jak państwo może być skuteczne – jeśli tylko chodzi o dbanie o własne interesy kosztem obywateli. Przez lata wmawiano nam, iż „nie ma pieniędzy” na sądy, szpitale, psychologów dla ofiar przemocy. Ale na Pegasusa – cudownie, magicznie – znalazło się 25 milionów w kilka dni. Tyle, iż nie w ramach budżetu MSWiA, MON czy służb, tylko z pieniędzy przeznaczonych na ofiary przestępstw. Ot, taka drobna kreatywność księgowa w imię dobra wyższego. jeżeli ktoś jeszcze wierzył, iż Ziobro nie wiedział, co się dzieje pod jego nosem – cóż, teraz ma czarno na białym, iż nie tylko wiedział. On to rozpisał, podpisał i zatwierdził. A kto wie – może jeszcze sprawdzał, jak Pegasus działa, wpisując nazwiska wrogów politycznych jak hasła w Google.
Cóż, Pegasus nie był tani. Ale przynajmniej dziś wiemy, kto naprawdę za niego zapłacił. I nie był to minister. Jest jednak jeszcze wiele do wyjaśnienia – w tym kwestia włamań na telefony biznesnenów, realizowana na zlecenie przez ludzi brudnych służb.