OBSERWATORIUM POLEMICZNE
Zbigniew Moskal
Szymon Hołownia wzbudził duże zainteresowanie, gdy w Teatrze Szekspirowskim ogłosił swoje zamiary polityczne, choć wielu obserwowało go z dystansem i traktowało jako „wypadek przy pracy”. Jego kandydatura na prezydenta wywołała skrajne emocje. Powstały w 2019 roku społeczny ruch wspierający Hołownię, gwałtownie zmobilizował tysiące ludzi, co podkreślało, iż nie był tylko chwilowym fenomenem
Kiedy Hołownia wkroczył na scenę Teatru Szekspirowskiego i klarownie wyjaśnił, jakie są jego zamiary, zaczęto go obserwować z dużym zainteresowaniem, ale miałem wrażenie, iż zza jakiejś szyby. Widziano go, coś tam słyszano. Różnej maści tuzy polityczne wagi ciężkiej, znani dziennikarze i polityczni komentatorzy prześcigali się w diagnozach o szansach Szymona Hołowni, bazując li tylko na strzępach jego wypowiedzi.
Bardzo gwałtownie Hołownię umieszczono w zakładce „wypadki przy pracy”. Wystarczy odnaleźć rozmowę Jacka Żakowskiego i Joanny Miziołek sprzed pięciu lat w audycji „Onet Rano WIEM” o kandydowaniu Szymona Hołowni. Co państwo dziennikarze mówiliby dzisiaj?
Gdy obecny Marszałek Sejmu ogłasza w Gdańsku 8 grudnia 2019 roku start w wyborach prezydenckich, ja momentalnie tworzę stronę, którą bardzo gwałtownie aktywizuje z lekka ponad pięćdziesiąt tysięcy osób. Dzisiaj ta strona funkcjonuje pod nazwą: Szymon Hołownia — pokolenie, nie kadencja. TRZECIA DROGA.
Dla mnie to był znakomity kandydat, bo przede wszystkim wiedziałem, jaki to jest człowiek, ponieważ Pana Szymona Hołownię już znałem i bardzo ceniłem za jego felietony w Tygodniku Powszechnym, za to, co pisał w swoich książkach oraz kapitalną działalność charytatywną, czyli, powtórzę, wiedziałem, kim jest i jakim jest człowiekiem, choć do tej pory nie zetknęliśmy się osobiście. Nie byłem na żadnym jego spotkaniu autorskim. Wystarczało mi i do dzisiaj wystarcza niezwykle harmonijny przekaz werbalny. A co jest, przynajmniej dla mnie, ujmujące absolutnie? W żadnym wywiadzie nie posługuje się polityczną nowomową.
Naczytałem się, oj naczytałem w komentarzach moich znajomych, którzy może i słuchali, co kandydat na prezydenta mówi, ale jakby kompletnie go nie słyszeli. Co im przeszkadzało w słuchaniu Hołowni? Może to, iż był „wygadanym szczeniakiem”, „chłoptysiem z baby face”, czy „pierdolonym płaczkiem”? Ja w oczach moich znajomych funkcjonowałem pod ksywką „kompletny głupek polityczny” z dodatkiem ledwie zawoalowanej sugestii, iż kompletnie się w życiu pogubiłem.
Prawdopodobnie według nich przez cały czas drogi nie znalazłem, albowiem nikt z moich bezpardonowych krytyków nie pośpieszył z korektą swoich, wobec mnie, uwag, iż o przeprosinach nie wspomnę. Widocznie przez cały czas tkwią za murem własnych jedynie słusznych poglądów i trudno się dziwić, bo w mediach wszelakich o tym, czego dokonał i wciąż dokonuje choćby społeczny ruch 2050 ani mru mru.
Ach tam! jeżeli o wizycie na Ukrainie Marszałka Sejmu też królowało powszechne milczenie, na cóż liczyć? Tych, którzy się mylili i mylą przez cały czas w postrzeganiu Szymona Hołowni, zostawiam na pustkowiu własnych wyobrażeń o sobie, polityce, tudzież świata. Jednak „pomyleńcy” stanowią niebagatelną siłę, zatem cóż ja? Mnie pozostaje satysfakcja, która zabrzmi co najmniej nieskromnie: ja się nie pomyliłem!
Zbigniew Moskal