I to choćby bardziej niż w latach poprzednich, kiedy to przeciwstawianie się PiS-owi nadawało im jednak jakiś azymut i głębszy cel.
Artystów, splecionych w miłosno-nienawistnym uścisku z Ministerstwem Kultury, pogrąża to coraz bardziej i pociąga w dół. Nowa transparentność, jaka zapanowała w resorcie, polega na mianowaniu na najważniejsze stanowiska zarządzające teatrem, filmem, muzeami, a choćby tańcem tych, którzy przegrali w konkursach. Stało się to jakąś czytelną regułą i przypomina aż nadto wyraźnie taniec na cienkiej linie partyjnej. Tygodnik Powszechny praprzyczyny nerwowości i histerycznego już chaosu doszukuje się w tym, iż znana osoba reprezentująca środowisko filmowe spotkała się na początku roku z premierem Donaldem Tuskiem (przypuszczalnie chodzi o Juliusza Machulskiego). Premier, zgodnie z tym, czego się po nim oczekuje, miał się wściec i chcieć doprowadzić do tego, aby nikt z twórców już więcej do niego nie przychodził. W efekcie wszystko dzieje się tam jak pod paraliżującym okiem bazyliszka.