Zaskoczenia nie było. Kaczyński prezesem po wsze czasy

3 dni temu

Jarosław Kaczyński został wybrany na prezesa Prawa i Sprawiedliwości na kolejną kadencję – informacja, która nikogo nie zaskoczyła.

Brak innych kandydatów i rutynowe poparcie ze strony partyjnych szeregów to dowód na to, iż PiS tkwi w letargu, z którego nie zamierza się wyrwać. Siódmym wyborem Kaczyńskiego na to stanowisko można by nazwać „niebywałym zaszczytem”, jak sam stwierdził, ale w rzeczywistości jest to raczej symbol nieustannego klinczu, w którym partia ugrzęzła pod jego przywództwem. Czy to jeszcze polityka, czy już perpetuum mobile władzy?

Kaczyński, z dumą wspominając swoje dawne sukcesy z czasów Porozumienia Centrum, zdaje się żyć przeszłością. Jego przemowa, pełna wdzięczności wobec działaczy i deklaracji o „wielkim zobowiązaniu”, brzmi jak rytualny refren, który nie niesie ze sobą żadnej świeżości. 76-letni polityk, przyznając się do swojego wieku, rzuca frazę o „ryzyku” podjętym przez partię, ale czy naprawdę wierzy, iż jego kontynuacja to szansa na zmianę? To bardziej desperacka próba utrzymania status quo niż wizja przyszłości. Obietnica, iż „da radę z Państwem”, brzmi jak puste słowa, gdy patrzy się na brak alternatyw i brak dynamiki w obozie patriotycznym, jak lubi siebie nazywać PiS.

Słowa Kaczyńskiego o „czarnym okresie” i pojawiającym się „słońcu” są kolejnym przykładem retoryki, która od lat nie ewoluuje. Polska ma się zmienić, ma trwać – brzmi to pięknie, ale gdzie są konkrety? Partia, która przez lata rządziła, nie potrafi wskazać, co poszło nie tak, poza ogólnikami o „czarnym okresie”. To nie jest diagnoza, to unik. PiS pod wodzą Kaczyńskiego zdaje się być zakładnikiem własnych narracji, w których wina zawsze leży po stronie innych – opozycji, Unii Europejskiej, „zachodnich elit”. Tymczasem realne problemy, jak inflacja, emigracja czy kryzys demograficzny, są zamiatane pod dywan retorycznych frazesów.

Brak konkurencji w wyborze prezesa to nie tylko dowód na lojalność, ale i na brak odwagi czy wizji wśród działaczy PiS. Gdzie są młodzi liderzy, o których tak chętnie się mówi? Patryk Jaki czy inni z „pokolenia 30-40-latków” pozostają cieniami Kaczyńskiego, nie mając szans na realny wpływ. Partia, która miała być ruchem odnowy, stała się skansenem, gdzie decyzje zapadają w jednym gabinecie. To nie stabilność, to paraliż. Kaczyński mówi o trwaniu Polski, ale jego przywództwo coraz bardziej przypomina walkę o trwanie własnego autorytetu. PiS, zamiast szukać nowych dróg, brnie w znaną ścieżkę konfliktu i populistycznych haseł.

„Słońce się pojawia” – może i tak, ale nie za sprawą tej partii. Jej stagnacja pod wodzą Kaczyńskiego to dowód, iż zaskoczenia nie ma, bo zmiana nigdy nie była w planach. Polska zasługuje na więcej niż na perpetuowanie starych schematów. Czas na PiS bez Kaczyńskiego? Na razie to pytanie retoryczne, ale coraz głośniejsze w tle jego triumfalnych przemówień.

Idź do oryginalnego materiału