Powraca sprawa rzekomej transpłciowości Brigitte Macron, wywołując kolejną falę kontrowersji w mediach społecznościowych. Fałszywe informacje i krzywdzące komentarze stawiają pierwszą damę w trudnej sytuacji, zmuszając ją do publicznej obrony dobrego imienia.
Brigitte Macron, żona prezydenta Francji Emmanuela Macrona, od lat pozostaje w centrum zainteresowania opinii publicznej i mediów. Jej biografia, związek z młodszym o 24 lata mężem oraz fakt, iż była jego nauczycielką w liceum, od dawna przyciągają uwagę. Obok ciekawości niezmiennie pojawia się fala krytyki, kpin i krzywdzących komentarzy, które często przeradzają się w ataki osobiste.
Ostatnie miesiące szczególnie dobitnie pokazały skalę tego zjawiska. W Stanach Zjednoczonych toczy się proces przeciwko skrajnie prawicowej komentatorce Candace Owens, która rozpowszechniała fałszywe informacje, jakoby Brigitte Macron miała być osobą transpłciową i rzekomo „groomowała” swojego przyszłego męża.
Para prezydencka uznała te twierdzenia za pomówienia i zdecydowała się dochodzić sprawiedliwości w sądzie, podkreślając, iż celem postępowania jest obrona dobrego imienia i „poszanowanie prawdy”.
Adwokat Macronów zapowiedział, iż w trakcie procesu zostaną przedstawione również dowody o charakterze „naukowym”, które jednoznacznie podważą twierdzenia Owens.
— Jesteśmy gotowi w pełni wykazać, zarówno ogólnie, jak i szczegółowo, iż to, co mówi o Brigitte Macron, jest nieprawdą — powiedział prawnik Macronów, Tom Clare.
Sama konieczność takiego oświadczenia stała się jednak przedmiotem debaty, ponieważ uwypukla absurd sytuacji: pierwsza dama Francji musi publicznie udowadniać, kim nie jest — wyłącznie dlatego, iż fałszywe plotki zdobyły popularność w mediach społecznościowych.
W sieci często pojawiają się niezweryfikowane informacje dotyczące życia prywatnego osób publicznych. W szczególności kwestie związane z płcią, tożsamością płciową czy seksualnością są traktowane w sposób wyjątkowo wrażliwy i zwykle pozostają w sferze prywatnej.