Zapytaliśmy w KO, czy koalicja z Konfederacją jest możliwa. "Na pewno będą chcieli premiera"

4 godzin temu
"Uważam, iż nasza koalicja powinna zapracować na kolejną kadencję, a o ile zabraknie nam głosów, trzeba rozmawiać z liberalną częścią Konfederacji – napisał niedawno na X Piotr Zgorzelski, wicemarszałek Sejmu z PSL. Polityczny internet zapłonął – i nie tylko on. Zapytaliśmy posłów i posłanki Koalicji Obywatelskiej, czy współrządzenie z Konfederacją to realistyczny scenariusz. Ci odpowiadają przez zaciśnięte zęby i pod warunkiem iż pozostaną anonimowi.


Delikatnie rzecz ujmując politycy Koalicji Obywatelskiej nie są zachwyceni tym, co robi wicemarszałek Piotr Zgorzelski. – Nie będę przytaczać, co się u nas mówi o PSL-u, zwłaszcza w takich okolicznościach – zżyma się w rozmowie z naTemat doświadczony poseł Platformy Obywatelskiej. – choćby bez nazwiska nie mogłaby pani tego zacytować – dodaje.

Politycy KO źle przyjęli wpis Zgorzelskiego o koalicji z Konfederacją


Oferta wicemarszałka Zgorzelskiego dla skrajnej prawicy jest dla polityków KO dowodem na słynną obrotowość Polskiego Stronnictwa Ludowego, które po 1989 roku współrządziło z ugrupowaniami z całego spektrum sceny politycznej. Wpis – przekonują – nie jest przypadkowy. Widzą w nim skalkulowane sondowanie, przygotowywanie gruntu, wypuszczanie balonów próbnych. "Smalenie cholewek", jak nazwała to dziennikarka Monika Olejnik.

I choć oficjalnie Zgorzelski dostał od konfederatów na X odpowiedź, którą młodzi ludzie posługiwali się gdzieś tak 15 lat temu ("Nie chcemy nic z Avonu"), to pytanie o to, czy koalicja z Konfederacją jest możliwa, zaczęło żyć swoim życiem. Czy największa formacja Koalicji 15 października, a więc KO, byłaby gotowa do tego, by w razie czego w 2027 roku usiąść w Sejmie ramię w ramię z politykami Konfederacji? A może jest to całkowicie wykluczone?

Sojusz Koalicji Obywatelskiej z Konfederacją – czy możliwy jest wspólny rząd? Kwestia wartości


Politycy Koalicji Obywatelskiej, z którymi rozmawiamy, aż wzdrygają się na wizję rządu KO – Konfederacja. – Podchodząc do sprawy fundamentalnie, jest to absolutnie niemożliwe. Mamy totalnie inne cele strategiczne i wartości. Zupełnie inaczej podchodzimy do wielu dziedzin życia społecznego – mówi nam poseł KO. Dodaje także, iż jako przedsiębiorca nie może słuchać "głupot, które konfederaci wygadują o gospodarce".

Ale już jego klubowa koleżanka właśnie gospodarkę widzi jako płaszczyznę, na której KO mogłaby się dogadać z konfederatami. – Liberalne gospodarczo poglądy Konfederacji są zbieżne z trzonem ideowym Platformy Obywatelskiej. Do dziś dla wielu naszych posłów kluczową sprawą jest wolny rynek – tłumaczy w rozmowie z naTemat.

Wtóruje jej klubowy kolega. Jego zdaniem "Koalicja Obywatelska przespała czas pandemii, nie wyszła naprzeciw przedsiębiorcom", a Konfederacja trzymała rękę na pulsie. – Gospodarka jest tą dziedziną, gdzie moglibyśmy rozmawiać i współpracować. Podkreślam: rozmawiać i współpracować, nie wchodzić w koalicję – mówi.

Są jednak w KO i tacy, dla których choćby taka kooperacja z Konfederacją byłaby pójściem za daleko. – Z konfederatami można współdziałać w bardzo małych, konkretnych, sprawach, takich jak poprawki do ustaw. W niczym więcej – mówi nam polityk obozu władzy. Wizja koalicji rządowej z Konfederacją budzi jego zdecydowany sprzeciw. – Taki scenariusz nie pojawia się w moich rozmowach z innymi posłami. Gdyby jednak się ziścił, to mnie w takiej koalicji nie będzie – oświadcza stanowczo.

Lista rzeczy, które przeszkadzają politykom KO w kolegach z Konfederacji jest bardzo długa. Wśród nich są "pseudopatriotyzm", "putinowskie podejście do osób LGBT", "chęć wsadzania Polek do więzienia za aborcję" czy "to, jak się zachowują". Jak refren i praktycznie tymi samymi słowami członkowie Koalicji Obywatelskiej pytani o wspólny rząd z Mentzenem i Bosakiem odpowiadają: – Ja sobie tego nie wyobrażam.

Rząd Koalicji z Konfederacją. Kwestia realiów


Jednak wystarczy trochę podrążyć i okazuje się, iż wyobraźnia polityków jest plastyczna, choćby jeżeli wizualizacja, którą podsuwa, nie należy do przyjemnych.

Gdy przedstawiamy naszym rozmówcom z KO scenariusz ze wpisu Piotra Zgorzelskiego – a więc sytuację, gdy po wyborach w 2027 roku na stole leży koalicja z Konfederacją albo rządy PiS – większość naszych rozmówców niechętnie przyznaje, iż sojusz z Mentzenem jest możliwy.

– Daleka jestem od stwierdzenia, iż nigdy w życiu do tego nie dojdzie – mówi posłanka Koalicji Obywatelskiej, dla której priorytetem jest to, by Jarosław Kaczyński pozostał w ławach opozycji.

Jej zdaniem wspólny rząd z Konfederacją byłby "mniejszym złem" niż kolejna kadencja rządów Prawa i Sprawiedliwości. – Pamiętam, gdy w 2016 roku PiS szedł przez Sejm jak taran, byle tylko rozmontować Trybunał Konstytucyjny i praworządność. Gdyby znowu objęli władzę, posunęliby się jeszcze dalej. Nie możemy do tego dopuścić – stwierdza.

Inna osoba: – Muszę przyznać, iż w sytuacji zagrożenia rządami PiS mniej szkodliwe dla Polski byłoby wejście w koalicję z Konfederacją.

Wszyscy nasi rozmówcy stwierdzają, iż współrządzenie z konfederatami byłoby dla nich czymś bardzo trudnym nie tylko na politycznym, ale i ludzkim poziomie. – Jak miałaby działać taka większość sejmowa? Jak mielibyśmy razem pisać projekty ustaw? Rozmawiać z osobami, które nie są zainteresowane dialogiem? – zastanawia się na głos jedna z osób. Jednak również ona postawiona przed wyborem – rządy PiS lub sojusz KO z Konfederacją – wybrałaby to drugie.

– Najważniejszy jest interes Polski, a on wymaga zablokowania dojścia PiS do władzy. Inaczej czeka nas zabetonowanie układu Kaczyńskiego, który po wygranych wyborach w 2015 roku choćby nie krył, iż jego celem jest zmiana ustroju państwa. Gdyby dostał kolejne cztery lata, dopiąłby swego. W takiej sytuacji konieczna byłaby koalicja z Konfederacją. Cel uświęca środki – ocenia.

– Mam nadzieję, iż nie staniemy przed wyborem: PiS lub Konfederacja. Gdyby jednak tak się stało, wszystko jest możliwe, nic nie jest wykluczone – oświadcza inny poseł KO.

Jedna z posłanek KO ma inny pomysł. – Gdyby brakowało nam głosów do większości, to trzeba przeciągnąć sensownych konfederatów do KO, a nie bratać się z Konfederacją. Wbrew pozorom są tam tacy, którzy potrafią słuchać, a nie tylko krzyczeć. Pod wpływem argumentów zdarza im się choćby zmienić zdanie – mówi.

Premier z Konfederacji, czyli (nie) political-fiction


Z naszych rozmów z posłami KO wynika, iż rozwścieczył ich nie sam scenariusz przedstawiony przez Piotra Zgorzelskiego, ale to, iż wicemarszałek powiedział o nim głośno i to jeszcze w pierwszej połowie kadencji, osłabiając pozycję obozu władzy. W jednym bowiem wszyscy się z nim zgadzają – "dwa lata w polityce to po prostu epoka".

– Gdybanie o tym, co będzie za dwa lata, to wróżenie z fusów. Nie wiadomo co przez ten czas wydarzy się w Polsce i na świecie. Gdyby doszło do tego, iż rosyjska wojna skończy się niekorzystnie dla Ukrainy, to powstaną zupełnie nowe linie podziału. I takich kwestii, które mogą zmienić polityczny krajobraz, jest znacznie więcej – mówi nam jedna z osób.

Rozmowę o ustępstwach, na które skłonna byłaby pójść KO, a więc na przykład wizję premiera z Konfederacji, określa mianem political-fiction i odmawia wdawania się w dywagacje.

Jednak nie wszyscy podzielają jej opinię. – choćby na myśl mi to nie przyszło... ale jak się nad tym zastanowić, to gdybyśmy byli pod ścianą, Konfederacja na pewno zażądałaby stanowiska premiera – przyznaje nieco wstrząśnięty poseł Koalicji Obywatelskiej.

– Ludzie by nam tego nie wybaczyli – nie ma wątpliwości polityczka, zmrożona wizją premiera Mentzena albo Wiplera. – Ale nie wybaczyliby też nam kolejnej kadencji PiS. Tu nie ma dobrych rozwiązań. To wybór między dżumą a cholerą – ocenia gorzko.

Kilka osób podkreśla, iż zostały jeszcze ponad 24 miesiące na to, by ciężką pracą doprowadzić do wygranej obozu demokratycznego, która ponownie da mu większość, tak by zgniłe kompromisy nie były konieczne. – Musimy dać z siebie wszystko i możemy tylko mieć nadzieję, iż to wystarczy. Wszystko jest w rękach wyborców – podsumowuje.

Idź do oryginalnego materiału