Zapomniane zbrodnie nkwd wywiad pap z historykiem ipn piotrem szubarczykiem okupacja sowiecka

3 dni temu

ZAPOMNIANE ZBRODNIE NKWD

WYWIAD PAP Z HISTORYKIEM IPN PIOTREM SZUBARCZYKIEM

OKUPACJA SOWIECKA

Piotr Szubarczyk: Liczba polskich ofiar zbrodni NKWD z czerwca i lipca 1941 r. jest dziś nie do ustalenia, ale to może być kilkadziesiąt tysięcy – mówi PAP Piotr Szubarczyk, historyk z Biura Edukacji Oddziału IPN w Gdańsku. W środę mija 75 lat od rozpoczęcia masowych zbrodni NKWD na polskich więźniach politycznych.

PAP: W czerwcu 1941 r. podczas odwrotu Armii Czerwonej po ataku III Rzeszy Niemieckiej funkcjonariusze NKWD wymordowali w więzieniach na zagarniętych Kresach II Rzeczypospolitej, a także podczas „ewakuacji” tych więzień, tysiące Polaków. Dlaczego i jak doszło do tej zbrodni?

Piotr Szubarczyk: W Polsce chyba każdy słyszał o ewakuacjach niemieckich obozów koncentracyjnych, w obliczu nadciągającego frontu wschodniego, na początku 1945 r. Z tymi ewakuacjami wiąże się śmierć wielu wygłodzonych, zmarzniętych, wycieńczonych ludzi, a także zbrodnie popełniane na nich przez niemieckich konwojentów. Nazywamy je słusznie „marszami śmierci”. Kiedy jednak mówię publicznie, iż mimo wszystko te niemieckie marsze bledną wobec okrucieństwa sowieckich marszów śmierci – w czerwcu i w lipcu 1941 r., po ataku Niemiec na Związek Sowiecki, ludzie patrzą na mnie z niedowierzaniem. A jednak to prawda.

Podam przykład. Oto 24 czerwca 1941 r. z więzienia w Mińsku do Ihumenia, (było to miasto w obwodzie mińskim, za sowieckich czasów nazywało się Czerwień), wyruszyło ok. 7 tys. więźniów – Polaków, Białorusinów, Litwinów. I do celu dociera tylko kilkuset! Niemieckie naloty? Nie! Konwojenci szyderczo „zapraszają” więźniów do przydrożnych rowów i strzelają im w głowę. Fachowo, żeby nie marnować amunicji, jednym strzałem. Żyją jeszcze ostatni świadkowie tej piekielnej drogi. Zmarła przed paru laty Joanna Stankiewicz-Januszczak, uczestniczka marszu, napisała książkę „Marsz śmierci”, w której zamieszcza ich relacje i prosi o pamięć. Od 1991 r. pod koniec czerwca realizowane są w Ihumeniu coroczne polsko – białorusko – litewskie uroczystości, zwane z białoruska żalbinami. Opłakane, choć tyle lat minęło, i omodlone. Bywało, iż pani Joanna była na tych żalbinach jedyną przedstawicielką Polski.

PAP: Były również masowe zabójstwa przeprowadzane przez NKWD na miejscu, w więzieniach…

Piotr Szubarczyk: Dokonywane były ze szczególnym okrucieństwem. Ustawiano więźniów na dziedzińcu więziennym i zabijano seriami z karabinów maszynowych, odsłoniętych nagle spod plandek samochodowych. Żyjących dobijano z nagana. Zbrodni dokonano niemal we wszystkich więzieniach na zagrabionych polskich Kresach, na terenie dzisiejszej Litwy, Białorusi i Ukrainy.

Logicznie rzecz biorąc, w obliczu niemieckiej agresji Sowiety powinny dojrzeć w tych uwięzionych Polakach potencjalnych sojuszników, wszak walczyliśmy z Niemcami od września 1939 r. Jednak totalitarne państwo sowieckie, a zwłaszcza jego policja polityczna, kierowała się inną logiką. Polska, a zwłaszcza jej wschodnie Kresy, traktowane były jako sowiecki obszar operacyjny. Ten sposób myślenia Stalin narzucił potem prezydentowi Rooseveltowi. w tym miejscu Sowieci nie życzyli sobie żadnego „elementu polskiego” świadomego swej polskości, polskich interesów narodowych i polskiej racji stanu.

A takim „elementem” byli niewątpliwie więźniowie polityczni. Można powiedzieć, iż była to logiczna konsekwencja Zbrodni Katyńskiej, w której wszak nie chodziło tylko o wymordowanie oficerów znienawidzonej armii, pogromczyni bolszewików w roku 1920, ale generalnie o „obezhołowienie”, czyli pozbawienie narodu głowy, jaką jest najlepiej wykształcona i najbardziej świadoma część społeczeństwa.

Innym przykładem jest działalność sowieckich partyzantów, czy raczej dywersantów, na okupowanych Kresach. Za swych wrogów uważali nie tylko Niemców, ale także walczących z Niemcami AK-owców.

„Brygada Śmierci” mjr. „Łupaszki” wzięła swą nazwę od tego, iż sowieccy partyzanci dokonali podstępnego mordu na 80 polskich partyzantach, zdobywszy wcześniej ich zaufanie wspólnymi akcjami przeciwko Niemcom. Trzeba jasno powiedzieć: Sowiety w tej wojnie nie były naszym sojusznikiem! Ich celem nie był sojusz z Polską, ale jej zdominowanie i ten cel, z pomocą naszych aliantów, osiągnęli. Bo przecież formalny „sojusz” z lipca 1941 r. wymusili na nich zachodni alianci. Przy okazji odkrycia zbrodni katyńskiej skorzystali z pretekstu, by zerwać stosunki z legalnym Rządem RP Na Uchodźstwie i stworzyć swój kolaborancki rząd. Późniejsze „braterstwo broni” z wojskiem „ludowym” oparte było również na podporządkowaniu, a nie na sojuszu. To dlatego misja gen. Władysława Andersa w Rosji była z góry skazana na niepowodzenie i trzeba było ewakuować Wojsko Polskie, którego Sowiety nie były w stanie sobie podporządkować.

W ostatnich latach ustalono, iż przez szeregi wojska „ludowego” przewinęło się od 1943 do 1989 r. 22 tys. oficerów sowieckich. Przy okazji rocznicy ohydnych zbrodni z lata 1941 r. warto się zdobyć na głębszą refleksję. Powinna ona także dotyczyć problemu polskiej „wdzięczności” za zniewolenie, wyrażonej w stojących ciągle na polskiej ziemi pomnikach armii agresora.

PAP: Czy znana jest skala popełnionych przez NKWD zbrodni?

Piotr Szubarczyk: Liczba ofiar jest dziś nie do ustalenia, ale to może być kilkadziesiąt tys. ludzi. Porównywalne z liczbą ofiar Zbrodni Katyńskiej. Tyle tylko, iż te zbrodnie z lata 1941 r. nie mają w polskiej historiografii swej jednolitej nazwy, jak w przypadku Katynia. Przeraża mnie też ponury paradoks: te nasze polskie ofiary figurują dziś w rosyjskich statystykach jako sowieckie ofiary Hitlera! Wszak już na jesieni 1939 r. zostali „spaszportyzowani” i stali się formalnie obywatelami sowieckimi. Skazywano ich za „zdradę ojczyzny”, czyli Związku Sowieckiego! Za przedwojenną działalność w harcerstwie, uznanym za organizację antysowiecką. Za to, iż służyli „jaśniepańskiej Polsce”…

PAP: W w jakich miejscach ta nienazwana zbrodnia przybrała największe rozmiary?

Piotr Szubarczyk: Do największych zbrodni, poza marszem do Ihumenia, doszło w Berezweczu, w Oszmianie i we Lwowie, które miało kilka więzień. W każdym z lwowskich więzień enkawudowscy zbrodniarze zamordowali po kilka tysięcy ludzi! Tu akurat można było liczyć ofiary, bo Niemcom na tym zależało. Robili choćby „otwarte dni” w więzieniach, gdzie Sowieci popełnili szczególnie podłe zbrodnie. Przerażeni ludzie szukali swoich bliskich, dziedzińce i korytarze były lepkie od krwi. Widzieli zwały trupów na dziedzińcach i w celach.

PAP: Jak wyglądał mechanizm zbrodni w największym więzieniu w Brygidkach we Lwowie? Wydaje się, iż panował tam chaos, ponieważ straż więzienna najpierw się wycofała, później jednak jej funkcjonariusze wrócili.

Piotr Szubarczyk: Paniczny strach spowodowany niemieckim blitzkriegiem, o wiele bardziej spektakularnym niż we wrześniu 1939 r. w Polsce sprawił, iż załoga więzienia Brygidek przy ul. Kazimierzowskiej we Lwowie ewakuowała się. Więźniowie nie od razu zorientowali się w sytuacji, nie zdążyli opuścić więzienia. Niełatwo było zresztą otworzyć zamknięte cele. Tymczasem na rozkaz z Moskwy zbrodniarze z NKWD wrócili, by zabijać. Strzelali na wprost do stłoczonych i przerażonych więźniów z karabinów maszynowych. Część zagnano znowu do cel, potem wybierano po kilku i systematycznie mordowano. Trwało to dwa dni! Kiedy po odejściu zbrodniarzy otwierano drzwi cel, zobaczono ułożone w stosy ciała pomordowanych. Krew płynęła spod bramy więziennej na drugą stronę ulicy. Z kilku tys. więźniów ocalało ok. stu. Tylko nielicznym udało się zbiec.

PAP: Co wiemy o ofiarach? Czy wśród nich byli przedstawiciele polskiej inteligencji? Wiadomo przecież, iż do sowieckich więzień trafiali polscy patrioci, których Sowieci zaliczali do „kontrrewolucjonistów”.

Piotr Szubarczyk: Przede wszystkim należy podkreślić, iż Sowieci mordowali więźniów politycznych. Kryminalistów zwalniano, bo to był „element klasowo bliski”. „Polityczni” w tym zbrodniczym państwie byli bardzo pojemną kategorią, zwłaszcza w czasie wojny. „Politycznym” mógł być na przykład Polak, zatrzymany na nowej granicy niemiecko-sowieckiej, rozdzierającej polskie Kresy. Ludzie podejrzewani o brak entuzjazmu dla ideologii zbrodniczego państwa byli „klasowo obcy”. Były obywatel „jaśniepańskiej Polski” z natury rzeczy był podejrzany, dlatego wśród „politycznych” przeważali Polacy.

Z ofiar tego czasu warto przypomnieć płk. Jerzego Dąmbrowskiego „Łupaszkę”, legendarnego bohatera samoobrony wileńskiej z okresu wojny z bolszewikami. To po nim mjr Zygmunt Szendzielarz – niedawno pochowany z najwyższymi honorami w Warszawie – odziedziczył ten niezwykły pseudonim. Dąmbrowski „Łupaszko” odegrał taką samą rolę w sowieckiej zonie okupacyjnej jak mjr Henryk Dobrzański „Hubal” pod okupacją niemiecką. O „Hubalu” wie każdy. Kto słyszał o pierwszym „Łupaszce”? Wiele wskazuje na to, iż został on zamordowany w mińskim więzieniu na wiadomość o niemieckim ataku na Sowiety.

PAP: Czy w pana ocenie zbrodnie NKWD na polskich więźniach politycznych w czerwcu i lipcu 1941 r. są dziś zapomniane?

Piotr Szubarczyk: Niestety, są zapomniane i powszechnie nieznane, pomimo, iż jest literatura historyczna na ten temat, np. znakomite opracowanie

prof. Jerzego Węgierskiego „Lwów pod okupacją sowiecką 1939-1941”, jeszcze z roku 1991. Wspomniana książka Joanny Stankiewicz-Januszczak nie może się doczekać drugiego wydania. Tak jakbyśmy uznali, iż nie warto jej wydawać, bo to przecież już nie dotyczy Polski… Również w podręcznikach do historii trudno szukać wzmianki o tych zbrodniach. Pewnie sami nauczyciele kilka o tych wydarzeniach wiedzą. Mam nadzieję, iż nowa polityka historyczna zmieni ten stan rzeczy.

Rozmawiał Norbert Nowotnik (PAP)

0
Idź do oryginalnego materiału