
Pandemia COVID-19 nie tylko odmieniła sposób, w jaki pracujemy, ale także otworzyła nowe szanse dla mniejszych miast, które borykają się z wyludnianiem. W jednym z amerykańskich miast powstał specjalny program finansowany przez prywatnych darczyńców i wspierany przez władze lokalne, który miał jedno zadanie – przyciągnąć nowych mieszkańców. Okazał się sukcesem na wielu płaszczyznach. To model, który może wyznaczyć kierunek dla innych miast szukających nowego impulsu rozwoju – także tych polskich, które wyludniają się na potęgę.
Niecodzienny program Tulsa Remote okazał się skuteczną alternatywą dla kosztownych zachęt biznesowych. Przyciągając pracowników zdalnych; ludzi mobilnych, samowystarczalnych i wykształconych, miasto nie tylko zasiliło lokalną gospodarkę, ale także zbudowało silną społeczność. Efekty ekonomiczne i demograficzne sugerują, iż inwestowanie w ludzi, a nie w korporacje, może być przyszłością rozwoju lokalnego.
– To bardziej opłacalne niż przyciąganie firm, które mogą zmienić plany i nie stworzyć tylu miejsc pracy – zauważył Timothy Bartik, główny ekonomista W.E. Upjohn Institute na łamach Bloomberga, który szeroko opisał inicjatywę.
- Czytaj także: „Wieś widmo”. Pokazuje, co nas czeka
Nowa szansa zrodzona w pandemii
Pandemia COVID-19 zmieniła globalny rynek pracy. Choć dochodziło do masowych zwolnień, wiele osób zyskało nową elastyczność zawodową. Praca zdalna, wcześniej zarezerwowana głównie dla branż kreatywnych czy IT, stała się powszechną formą zatrudnienia.
Miasta takie jak Tulsa (Oklahoma) dostrzegły w tym nie tylko przejściowy trend, ale i strategiczną okazję. Tulsa Remote wystartował w idealnym momencie – z dobrze przygotowanym zapleczem finansowym i z jasnym celem: przyciągnąć nowych mieszkańców, którzy wniosą do miasta kompetencje, podatki i energię społeczną.

– Tulsa znalazła sposób, by odpowiedzieć na realne potrzeby zdalnych pracowników w czasie, gdy wielu z nich szukało większego sensu, przestrzeni i wspólnoty – komentuje Ben Stewart, dyrektor programu Tulsa Remote.
To nie była tylko reakcja na kryzys. To była przemyślana polityka rozwojowa, która wykorzystała strukturalną zmianę na rynku pracy. Tulsa, tradycyjnie postrzegana jako konserwatywne miasto w centrum USA, pokazała, iż potrafi myśleć nowocześnie i działać szybko. Co więcej, iż potrafi przyciągać ludzi nie tylko pieniędzmi, ale też jakością życia.
Inwestycja w ludzi zamiast w korporacje
Dotychczasowa praktyka rozwoju lokalnego polegała głównie na przyciąganiu dużych firm poprzez ogromne ulgi podatkowe i inwestycje w infrastrukturę przemysłową. Tulsa obrała inną drogę: zamiast stawiać na wielki biznes, zainwestowała w jednostki, czyli w konkretnych pracowników, którzy przybyli z zewnątrz z własną pracą i wynagrodzeniem. Każdy z nich przynosi do miasta realną wartość, nie wymagając przy tym milionowych nakładów.
– Miasta inwestujące w ludzi, a nie w firmy, zyskują większą odporność gospodarczą i społeczną – podkreśla Bartik w rozmowie z Bloombergiem. Jego analiza wykazała, iż na każdy 1 dolar wydany na program Tulsa Remote przypadają 4 dolary korzyści dla społeczności lokalnej. Co więcej, program przyciągnął osoby, które w ponad 60 proc. przypadków nie rozważałyby przeprowadzki do Tulsy, gdyby nie program.
Tulsa nie poprzestała na finansowych zachętach. Kluczem do trwałości sukcesu programu było stworzenie przestrzeni, w której nowi mieszkańcy mogli się gwałtownie zadomowić. Miejsca coworkingowe, wydarzenia integracyjne, lokalni mentorzy i ambasadorzy – wszystko to sprawiło, iż uczestnicy Tulsa Remote nie czuli się jak „przybysze”, ale jak część aktywnej, wspierającej się społeczności.
– Program był zaprojektowany tak, aby ludzie czuli się częścią miasta już od pierwszego dnia – mówi Tracy Hadden Loh z Brookings Institution.
Dzięki tym działaniom miasto nie tylko przyciągnęło nowych ludzi, ale też zatrzymało ich na dłużej. Dane pokazują, iż znaczący odsetek uczestników programu został w Tulsie na stałe. Powodem nie były wyłącznie pieniądze, ale właśnie doświadczenie społecznej więzi, relacji międzyludzkich i poczucie realnego wpływu na życie miejskie. W ten sposób relokacja zyskała głębszy sens – była nie tylko przeprowadzką, ale także nowym początkiem.

Korzyści i napięcia
Z perspektywy gospodarczej Tulsa zyskała więcej niż oczekiwała. Efekty objęły nie tylko lokalne firmy, ale także sektor usług, edukacji i rekreacji. Efekty mnożnikowe, o których mowa, to zjawisko, gdy jeden wydatek (np. inwestycja publiczna) powoduje łańcuch kolejnych wydatków i dochodów w gospodarce. Gdy np. zwiększyła się baza podatkowa, pojawiły się nowe inicjatywy kulturalne, a inwestycje w przestrzeń miejską stały się symbolem miejskiego odrodzenia. Ale sukces ma też swoje granice.
– Tulsa nie może przyciągać nieograniczonej liczby pracowników zdalnych. W pewnym momencie może to wywołać presję na rynek mieszkań i lokalne usługi – zauważa Justin Harlan, zarządzający Experience Tulsa.
Dodatkowo, odpływ młodych ludzi z mniejszych miejscowości, wspierany przez takie programy, może pogłębiać stagnację gospodarczą na prowincji. To przypomina, iż choćby najbardziej innowacyjne rozwiązania muszą być wdrażane z myślą o równowadze i długofalowym wpływie.
- Czytaj także: 4 tysiące na osobę. Kiedy zostanie wprowadzony dochód gwarantowany i czy to się opłaca?
Polska powiatowa się wyludnia. „Samorząd skupia się na przetrwaniu”
Problem wyludniających się miast doskonale znamy z polski powiatowej. Już w 2022 r. aż 87 proc. powiatów, czyli 275 z 314, odnotowało spadek populacji. jeżeli dodamy do tego ujemny przyrost naturalny (w 2024 r. liczba urodzeń była najniższa w powojennej historii Polski, zanotowaliśmy 406 tys. zgonów i 252 tys. urodzeń).
Dr Karol Wałachowski z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie naukowo zajmuje się badaniem zjawiska wyludniania polskich wiosek i małych miast na rzecz większych ośrodków miejskich. W swojej analizie zauważa, iż wielu młodych mieszkańców mniejszych miejscowości przeprowadza się do większych miast, gdzie panują m.in. lepsze warunki finansowe.
Wioski i małe miasta podupadają również z powodu braku zastępowania starszych pracowników młodszymi, gdy ci pierwsi przechodzą na emeryturę. Ponadto w mniejszych miejscowościach wyraźnie widoczny jest spadek liczby konsumentów, co przekłada się na zmniejszony popyt na lokalne produkty i usługi.
– Spowolnienie gospodarcze przekłada się na problemy budżetowe dla samorządu: mniejsze wpływy to mniejsza zdolność do realizowania jakichkolwiek polityk. Już dzisiaj w wielu mniejszych miastach brakuje pieniędzy na cokolwiek prorozwojowego. Samorząd skupia się na przetrwaniu – mówi dr Wałachowski pytany przez SmogLab. Zaznacza przy tym, iż w dużych miastach rosnący popyt na lokalne produkty i usługi powoduje jednocześnie wzrost cen mieszkań oraz kosztów różnorodnych usług.
Ekspert wskazuje, iż wiele małych miejscowości jest finansowo niewydolnych i musi być wspieranych przez państwo.
Czasy jednak się zmieniają. Wielu pracodawców z dużych miast zatrudnia w tzw. hybrydowym systemie pracy, niezależnie od tego, czy mieszkają w dużych, czy małych miejscowościach. To daje światełko w tunelu dla mniejszych miast.
- Czytaj także: W Polsce liczą się „d*pogodziny”. Wypalamy kolejne pokolenie
–
Zdjęcie tytułowe: Sean Pavone/Shutterstock