"Zamach stanu". Hołownia tłumaczy się ze swoich słów po krytyce Tuska

1 godzina temu
Szymon Hołownia wywołał polityczną burzę, mówiąc, iż sugerowano mu niedopuszczenie do zaprzysiężenia prezydenta elekta Karola Nawrockiego, co określił mianem "zamachu stanu". Premier Donald Tusk skrytykował jego słowa jako "niepoważne", a prawnik Ordo Iuris złożył wniosek do prokuratury. Marszałek Sejmu i lider Polski 2050 postanowił wyjaśnić, co dokładnie miał na myśli.


– Przychodzili do mnie politycy, prawnicy, różni ludzie, którzy byli sfrustrowani wynikiem wyborów prezydenckich – powiedział Szymon Hołownia w piątek w programie Gość Wydarzeń w Polsat News. Jak ujawnił, wielokrotnie sugerowano mu, by opóźnił zaprzysiężenie Karola Nawrockiego. – Zamachu stanu ze mną się nie zrobi – dodał, podkreślając, iż nie uległ żadnym naciskom.

– Nie głosowałem na Karola Nawrockiego, to nie był mój kandydat, natomiast jako marszałek Sejmu jestem zobowiązany uszanować wolę większości wyborców — podkreślił przewodniczący Polski 2050. Dodajmy, iż Sąd Najwyższy na początku lipca oficjalnie potwierdził ważność wyboru Nawrockiego na prezydenta, Hołownia zapowiedział już, iż 6 sierpnia zaprzysięgnie kandydata wspieranego przez PiS.

Do tych słów odniósł się dzień później premier Donald Tusk w Pabianicach. W jego ocenie, w polityce – podobnie jak w życiu – nieprzemyślane gesty i wypowiedzi mogą prowadzić do dramatycznych skutków.

– Jak puszczamy dzieci na wakacje, to im przecież mówimy: "nie rób głupot, bo głupoty mogą zamienić się w dramat". W polityce jest dokładnie tak samo – skomentował. Dodał, iż nieodpowiedzialne czy niedojrzałe działania polityków mogą mieć poważne konsekwencje dla obywateli i państwa.

Szymon Hołownia tłumaczy się ze słów o zamachu stanu


W sobotę po południu Hołownia zamieścił na swoim prywatnym koncie na Facebooku obszerny wpis, w którym odniósł się do swoich słów. Jak zaznaczył, pojęcia "zamach stanu" użył w sensie politycznym, a nie prawnym.

– To była diagnoza sytuacji, w której dochodzi do destabilizacji państwa i podważenia zasad demokracji – napisał marszałek Sejmu. Przypomniał, iż od drugiej tury wyborów prezydenckich wielokrotnie padały pod jego adresem oczekiwania, by nie uznać wyniku głosowania, nie zwołać Zgromadzenia Narodowego lub je blokować, a choćby – by zarządzić nowe wybory.

Hołownia zaznaczył, iż na wszystkie te sugestie odpowiadał jednoznacznie: wybory mają domniemanie ważności, a ewentualne nieprawidłowości należy badać w drodze postępowań prokuratorskich. – Nie ma podstaw faktycznych i prawnych do niezwołania Zgromadzenia Narodowego i odebrania przysięgi od nowo wybranego prezydenta RP – dodał.

Podkreślił też wagę zachowania ciągłości władzy, stabilności instytucji i zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi. – Podobnie jak jednomyślni w tej sprawie wszyscy liderzy koalicji 15 października, stanowczo się przeciwstawiam próbom destabilizacji państwa – napisał.

Na koniec Hołownia zaapelował o spokój: – Nie doszukujmy się spisków tam, gdzie ich nie ma, i nie podważajmy demokratycznego werdyktu wyborców, niezależnie od tego, jakie budzi emocje.

Ordo Iuris składa wniosek do prokuratury


Wypowiedź marszałka nie przeszła bez reakcji także ze strony konserwatywnych środowisk prawniczych. Bartosz Lewandowski, prawnik związany z Ordo Iuris, poinformował w sobotę, iż w imieniu Krajowej Rady Sądownictwa złożył wniosek dowodowy do Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

– W nawiązaniu do kolejnych medialnych doniesień o podżeganiu pana marszałka Szymona Hołowni do uniemożliwienia zaprzysiężenia prezydenta elekta Karola Nawrockiego, informuję, iż złożyłem wniosek o przesłuchanie pana marszałka w charakterze świadka – napisał.

Jak dodał, jeżeli wniosek zostanie uwzględniony, Hołownia będzie musiał ujawnić, kto miał go namawiać do działań, które mogłyby być uznane za niedopełnienie obowiązków lub próbę zmiany ustroju państwa.

Przypomnijmy, iż w piątek Prokuratura Krajowa przedstawiła wyniki prac zespołu śledczego badającego nieprawidłowości podczas tegorocznych wyborów prezydenckich. Przeanalizowano dokumentację z 250 odwodowych komisji wyborczych, a problemy wskazano aż w 84.

Z oględzin kart do głosowania wynika, iż Karol Nawrocki miał o 1538 głosów za dużo, a Rafał Trzaskowski o 1541 za mało. – Mówimy więc o różnicy rzędu 1,5 tysiąca głosów. Matematyka wskazuje, iż ta różnica nie miała wpływu na wynik wyborów – zaznaczył rzecznik Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak.

Idź do oryginalnego materiału