Adam Bielan, jeden z głównych architektów politycznych narracji PiS, oskarżając Donalda Tuska o planowanie zamachu stanu i podżeganie Szymona Hołowni do działań niezgodnych z konstytucją, świadomie zaostrza ton debaty publicznej. To element szerszej strategii: budowania atmosfery chaosu i delegitymizowania obecnego rządu. A to wszystko w cieniu zaprzysiężenia nowego prezydenta.
Wypowiedzi Adama Bielana nie sposób traktować w kategoriach spontanicznego komentarza politycznego. To precyzyjnie skalkulowany przekaz, wpisujący się w szerszą taktykę PiS, która ma na celu destabilizowanie sceny politycznej i podsycanie nastrojów niepewności. Oskarżenie o próbę zamachu stanu to nie lapsus językowy – to ciężki zarzut. I choć pozbawiony podstaw prawnych, pełni funkcję czysto polityczną: przesuwa środek ciężkości debaty w stronę konfrontacji i podejrzeń.
Nieprzypadkowo padają nazwiska Tuska i Hołowni. Pierwszy to tradycyjny wróg obozu Jarosława Kaczyńskiego, drugi – potencjalny języczek u wagi, którego postawa może mieć najważniejsze znaczenie dla równowagi politycznej w przyszłości. Podkreślanie rzekomej tajnej kolacji, insynuowanie zmowy i zdrady, a także werbalne oddzielenie „demokratów” od reszty sceny politycznej – to nie są działania neutralne. To próba wskazania, kto ma prawo mówić w imieniu „prawdziwego narodu”.
Bielan, jako doświadczony strateg i rzecznik wielu zakulisowych operacji PiS-u, wie dokładnie, co robi. Sugerowanie, iż Tusk „odebrał Polakom wybór prezydenta”, choć Karol Nawrocki został wybrany legalnie i ma zostać zaprzysiężony w wyznaczonym terminie, to narracyjna manipulacja. W rzeczywistości nikt nie blokuje zaprzysiężenia. Problem został sztucznie wykreowany – najpierw przez Hołownię, który zdecydował się publicznie mówić o nieformalnych naciskach, a następnie podchwycony przez polityków PiS, którzy zaczęli nadawać sprawie cechy narodowego kryzysu.
Retoryka Bielana ma konkretny cel: zbudowanie obrazu opozycji jako siły niezdolnej do rządzenia i gotowej do podejmowania działań o charakterze autorytarnym. Paradoksalnie jednak to właśnie obóz PiS tworzy dziś atmosferę zagrożenia porządku konstytucyjnego – nie przez działanie, ale przez słowo. Retoryczne eskalowanie napięcia, budowanie wrażenia, iż kraj stoi na granicy przewrotu, to zabieg o wysokiej temperaturze politycznej, ale niskiej odpowiedzialności państwowej.
W tym wszystkim należy zadać pytanie o funkcję takich wystąpień. W krótkiej perspektywie chodzi o utrzymanie elektoratu w stanie mobilizacji i poczucia oblężenia. W dłuższej – być może o wykreowanie narracji, która pozwoli PiS zachować wpływ na wydarzenia choćby z pozycji opozycji. Bielan wyraźnie próbuje zredefiniować granice lojalności wobec demokracji – przesuwając je w kierunku własnej formacji politycznej. To niebezpieczna gra, w której konsekwencje mogą okazać się trwałe.
Nie sposób nie zauważyć, iż cała sprawa zbiegła się z próbą przesunięcia uwagi opinii publicznej z realnych problemów – jak upadające spółki państwowe, konflikty w obozie PiS czy niejasności wokół finansowania kampanii – na konflikt symboliczny, dramatyczny, ale przede wszystkim: wydmuszkowy. To nie zamach stanu jest zagrożeniem, ale cyniczna gra jego widmem.
Atmosfera, jaką wytwarza dziś Adam Bielan i jego polityczni mocodawcy, przypomina grę zapałkami w suchym lesie. Oby nikt nie uznał, iż warto go podpalić – tylko po to, by potem ogłosić się jedynym strażakiem.