Zamach na Trumpa dał prawicy (kolejny) pretekst do uderzenia w kobiety i „wokizm”

2 miesięcy temu

Zamach na Donalda Trumpa to niewątpliwa kompromitacja Secret Service (USSS). Położył się też cieniem na profesjonalnym wizerunku obecnej dyrektorki służb, Kimberly Cheatle – drugiej kobiety na tym stanowisku od czasu utworzenia organu w 1865 roku.

Do podobnych ataków na amerykańskich polityków, w tym prezydentów i byłych prezydentów, doszło parokrotnie. Najgłośniejszą dotąd porażką amerykańskich służb była śmierć Johna F. Kennedy’ego w 1963 roku. Stanowisko dyrektora piastował wówczas James Joseph Rowley. Wtedy również zamachowiec strzelał z karabinu z dachu wysokiego budynku. Od tamtej pory sprawdzanie tego typu zabudowań w pobliżu miejsca przebywania obecnego bądź byłego prezydenta, stanowi – przynajmniej według oficjalnego protokołu – priorytet Secret Service.

Ani Rowley, ani mający za zadanie chronić Kennedy’ego agenci – choć z oczywistych względów obwiniani za śmierć prezydenta – nie musieli się jednak tłumaczyć ze swojej płci. Abraham Lincoln, James Garfield i William McKinley zginęli, zanim do obowiązków Secret Service doszła ochrona najważniejszych polityków w państwie (1902 rok), ale już w przypadku Ronalda Reagana agenci – tak, płci męskiej – zawiedli. Reagan przeżył bardziej przez błąd zamachowca niż dzięki skuteczności USSS.

To dobrze, iż mimo wpadek mężczyźni nie muszą mierzyć się z zarzutami o to, iż ich tymczasowa nieporadność wynika z płci. choćby profesjonaliści w ekstremalnych warunkach popełniają błędy. W ogólnym rozrachunku Secret Service trudno odmówić skuteczności i nie bez powodu cieszy się w Stanach dużą estymą. A jednak prawicy i różnej maści mizoginom niekonstruktywne ataki na agencję przychodzą z łatwością – pod warunkiem, iż nadarza się okazja do uderzenia w kobiety i politykę równościową.

Oficerka USSS. Fot. Wikimedia Commons

Nie dotyczy to zresztą tylko kobiet. Wystarczy przypomnieć chociażby nagonkę z marca tego roku, gdy w Baltimore zawalił się most Francisa Scotta Keya, zabijając sześciu mężczyzn wykonujących na nim prace konserwacyjne. Wszystkie ofiary były imigrantami podejmującymi pracę, którą nie chcą się parać biali obywatele USA. Prawicowa gawiedź z euforią powiązała katastrofę z otwartymi granicami, a same ofiary – z brakiem kompetencji i lenistwem, podobnie jak w przypadku ataku na Trumpa zwalając winę na DEI (Diversity, equity and inclusion), czyli polityki, których celem jest promowanie sprawiedliwego traktowania i pełnego uczestnictwa wszystkich ludzi, w szczególności grup, które w przeszłości były dyskryminowane i niedostatecznie reprezentowane.

Po sieci krążą urywki nagrania, na których widać trzy agentki USSS. Niższe od swoich kolegów, w okularach przeciwsłonecznych, z włosami związanymi w kucyk. Na jednym z najczęściej udostępnianych filmów stoją wokół samochodu, nerwowo rozglądając się na boki. Ma to stanowić jeden z dowodów na to, iż kobiety nie nadają się do pełnienia tego rodzaju funkcji. Matt Walsh, prawicowy aktywista z prawie trzema milionami obserwujących, napisał na X: „W Secret Service nie powinno być żadnych kobiet. To mają być najlepsi z najlepszych, a nikt spośród najlepszych z najlepszych w tej pracy nie jest kobietą”. „Wypuścili je z kuchni i już się gubią”, „Przecież te idiotki wybierają męskie zawody tylko po to, żeby się dowartościować”, „Resorty siłowe i kobiety to upadek cywilizacji”, „Kobiety są od rodzenia dzieci, reszta to farsa” – czytam w komentarzach.

Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:

Spreaker
Apple Podcasts

Podobne wypowiedzi nie są kierowane w stronę mężczyzn, którzy nie zdołali ochronić Trumpa – który przeżył, bo zamachowiec, Thomas Matthew Crooks, zwyczajnie spudłował. Owszem, oni również są krytykowani, ale nikt nie łączy ich błędów z płcią. Swoją drogą, gdyby była to zamachowczyni, jej nieporadność w posługiwaniu się bronią byłaby powszechnie wyśmiewana.

Eksperci zwracają też uwagę na zachowanie agentki, która – co widać na innym dostępnym w sieci nagraniu – przez parę sekund nie mogła schować broni w kaburę. Podobnie jak dwie stojące obok niej kobiety, osłanianie Trumpa zostawiła większym i wyższym kolegom, a sama nerwowo skanowała otoczenie. Wyglądało to niezbyt profesjonalnie, jednak przy rekrutacji do USSS musiała spełnić dokładnie takie same, niezwykle wyśrubowane wymagania, jak jej koledzy – nie zachodzą więc przesłanki do uznania, iż o chwilowej nieporadności zadecydowała płeć.

Oczywiście wytykanie błędów czy nieprzystosowania agentkom nie musi być nacechowane seksizmem. Will Geddes, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego, w programie Alex Phillips słusznie zauważył, iż kobiety ochraniające Trumpa w Butler „były od niego o połowę mniejsze”, przez co nie stanowiły skutecznej tarczy ochronnej.

Nie jest to zarzut wobec nich samych, a Phillips zapewnia, iż współpracował z niesamowicie profesjonalnymi, mieszanymi oddziałami – być może jednak USSS powinno ustanowić minimalny wzrost osób fizycznie ochraniających najważniejszych polityków w państwie. Takie rozwiązanie można by uznać za dyskryminujące (w większej mierze kobiety, ale też niewysokich mężczyzn), nie byłaby to jednak dyskryminacja nieuzasadniona. Kiedy chodzi o ochronę życia i zdrowia, priorytetem powinna być skuteczność. Nie istnieją jednak powody, by określony wzrost stanowił warunek przyjęcia do agencji, gdyż nie ma żadnego związku z większością zadań, którymi ta się zajmuje. To m.in. obstawa Białego Domu, budynku Departamentu Skarbu, rezydencji wiceprezydenta, planowanie i koordynacja różnego rodzaju oficjalnych wydarzeń, prowadzenie dochodzeń w sprawie przestępstw związanych z fałszerstwem, oszustwami finansowymi, kradzieżą tożsamości czy cyberprzestępczością.

Agentki USSS podczas treningu. Fot. Wikimedia Commons

Ci, którymi nie kierują seksistowskie uprzedzenia, choć krytykują zachowanie agentek, co najmniej tyle samo uwagi poświęcają błędom agentów i policjantów płci męskiej, jak również tym odpowiedzialnym za planowanie ochrony.

Z tego, kto zawinił, Kimberly Cheatle i jej poddani, a także obecni na wiecu w Butler funkcjonariusze policji i ich zwierzchnicy, będą się tłumaczyć przed sądem. Wśród nich znajdzie się policjant, który – według relacji szeryfa hrabstwa Butler – podszedł do czołgającego się po dachu zamachowca, zanim ten oddał strzały, i padł na ziemię, gdy Crooks wymierzył w niego z karabinu. Gdyby zrobiła to kobieta, słyszelibyśmy o „naturalnej kobiecej tchórzliwości i niższej odporności na stres” (teoria często podpierana badaniami na szczurach).

Co więcej, ludzie zgromadzeni na wiecu zauważyli zamachowca, zanim doszło do zabójstwa jednej osoby i postrzelenia dwóch. Podnieśli alarm, krzycząc do policjantów oraz agentów, iż „ktoś jest na dachu”, co również zostało nagrane. Wygląda jednak na to, iż informacja nie dotarła do centrum dowodzenia. Tim Miller nazwał to „olbrzymią porażką komunikacyjną” i zapewnił, iż kiedy sam pełnił służbę w Secret Service, agenci stali obok policjantów wyposażeni w radia i jeżeli coś się działo, natychmiast wszyscy o tym wiedzieli, a polityk był ewakuowany.

O tym, gdzie dokładnie odbędzie się wiec Trumpa, służby wiedziały na dziesięć dni przed wydarzeniem. Wielkość terenu, który mają dokładnie sprawdzić, jest z góry określona, a dach, na który wspiął się zamachowiec, znajdował się poza tym obszarem. Tim Miller wskazuje jednak, iż – zwłaszcza po zabójstwie Kennedy’ego – wysokie budynki z czystą linią strzału powinny być uwzględnione w planach USSS.

Tak się nie stało. Odpowie za to Kimberly Cheatle, ale to jedna z wielu osób – wśród których przewagę stanowią mężczyźni – odpowiedzialnych za planowanie ochrony. W jaki sposób płeć dyrektorki Secret Service miałaby wpływać na podejmowanie przez nią decyzje w tym zakresie? Nie wiadomo. Stoi za tym wyłącznie stereotyp, iż „mężczyźni posługują się logiką, a kobiety emocjami”. Tego, czy Cheatle w ogóle zawiniła, dowiemy się prawdopodobnie w ciągu kilku do kilkunastu miesięcy.

Na razie nie wiadomo też, dlaczego snajperzy, którzy wymierzyli karabiny w stronę dachu, na którym znajdował się Crooks, przez dłuższą chwilę nie pociągnęli za spust w odpowiedzi na strzały zamachowca. Pojawiają się jednak wątpliwości, czy zarzut powinien być kierowany pod ich adresem. Prawdopodobnie czekali na rozkaz (a tych nie wydaje przecież dyrektorka Secret Service). Ale znów – gdyby to kobieta ociągała się ze strzałem, czytalibyśmy o tym, iż mężczyźni są „bardziej zdecydowani i szybciej podejmują decyzje”. Internetowych mizoginów nie interesowałoby, jak przebiegał proces decyzyjny i kto tak naprawdę zawinił.

Jeśli chodzi o warunki przyjęcia do Secret Service, różnice między płciami dotyczą wyłącznie części testów sprawnościowych. Ze względu na biologiczne uwarunkowania (należy pamiętać, iż dotyczą średnich, a nie poszczególnych osób – istnieje wiele kobiet, które spełniają kryteria ustanowione dla mężczyzn) ci ostatni muszą przebiec 1,5 mil w maksymalnie 10 minut i 16 sekund, kobiety w 12 minut i 50 sekund. Czy różnica 2 minut i 34 sekund rzeczywiście może mieć decydujący wpływ na skuteczność w chronieniu polityków? Jak miałaby się odbić na działaniach USSS podczas zamachu na Trumpa? Jedyne, co wymagało wytężonego wysiłku fizycznego, to ewakuowanie byłego prezydenta ze sceny, z czym świetnie poradziła sobie podtrzymująca go pod ramię agentka.

Jeśli chodzi o pozostałe testy, nie ma żadnych różnic w kryteriach, jakie muszą spełnić przyszli agenci i agentki – od obsługi broni po uwarunkowania psychologiczne. Mimo to prawicowi komentatorzy i ich internetowi poplecznicy piszą o „obniżeniu standardów w Secret Service”, co ma być elementem forsowania „polityki woke” i narażać ludzi na śmierć. Tymczasem Kimberly Cheatle, która stoi na czele agencji od 2022 roku, wprowadziła politykę afirmacyjną – zachęcającą kobiety do wstąpienia do USSS – ale nie było i nie ma mowy o kwotach, parytetach czy obniżaniu wymagań dla kogokolwiek.

Najzabawniejsze – a tak naprawdę niesamowicie krzywdzące i niesprawiedliwe – jest jednak udostępnianie poszczególnych wycinków z nagrań, które mają dowodzić prawdziwości dowolnej tezy. Gdybym gardziła mężczyznami tak, jak internetowi wyznawcy prymatu chłopskiego rozumu nad racjonalnością gardzą kobietami, mogłabym rozkręcać nagonkę, posługując się nagraniem z niedawnego zamachu na premiera Słowacji Roberta Ficę.

Widać na nim agentów – samych mężczyzn – którzy z niemal komiczną nieporadnością próbują powalić siedemdziesięcioletniego zamachowca. Wątpię jednak, by udało mi się kogokolwiek przekonać, iż ich zachowanie miało związek z płcią (nie miało). To nie wpisywałoby się w stereotypy, z którymi wciąż tak wiele osób nie chce się pożegnać.

Na pierwszym publicznym wystąpieniu po zamachu – konwencji republikanów w Milwaukee – Trump pojawił się w obstawie samych mężczyzn. Dla prawicy to dowód, iż ci bardziej się do tej roli nadają. W końcu bardzo dzielnie i profesjonalnie maszerowali wyprostowani, otaczając byłego prezydenta, podczas gdy nic mu nie zagrażało.

Idź do oryginalnego materiału