Taki tytuł ma najnowsza książka wydawnictwa Biały Kruk, w której kilkunastu wybitnych naukowców, kapłanów, pisarzy i publicystów wypowiada się na temat wielki i dla naszej ojczyzny najważniejszy. W tonie pełnym rozwagi sprawę naszego narodowego i państwowego losu przedstawiają oni we wszystkich najważniejszych perspektywach. Analizy politycznego ładu krajowego i międzynarodowego, stanu świadomości Polaków, procesów forsowanych w prawie, edukacji, nauce, kulturze czy gospodarce pełne są faktów, które dla większości czytelników będą zaskakujące. Niejednokrotnie też – zatrważające. Wiele wątków prowadzi do wniosku, iż państwo nasze w tempie coraz szybszym pozbawiane jest kolejnych atrybutów suwerenności. A społeczeństwo jakby już od dziesięcioleci, z pełną premedytacją, choć zwykle w sposób przebiegle niezauważalny, konsekwentnie pozbawia się oręża obrony. Zewnętrzne zagrożenia rosły i rosną a polskie państwo stawało się i staje coraz słabsze. Nie jest też dziełem ani przypadku, ani żadnych „obiektywnych tendencji” także to, iż coraz większa część polskich obywateli konsekwentnie stawaje się coraz bardziej obojętna na los kraju otrzymanego w darze od długiej sztafety poprzednich pokoleń. Nie wzięło się też znikąd właśnie i to, iż w sytuacji narastającego zagrożenia wielka część społeczeństwa realiów tych nie dostrzega, lekceważy je lub są mu one obojętne. Mamy dziś w Polsce miliony Polaków pogodzone czy choćby zainteresowane rozpłynięciem się w beztożsamościową magmę. Właśnie o mechanizmach takich procesów mówi „Zamach na Polskość”. Jest ich dużo a kolejni autorzy wskazują ich obecność w najlepiej im znanych obszarach polskiej rzeczywistości. Zarówno szeroki zakres, jak i waga tych zagadnień, są zbyt wielkie, by dało się o nich opowiedzieć w najbardziej choćby syntetycznej recenzji. Niniejsza wypowiedź jest więc jedynie pierwszym i bardzo ograniczonym zbiorem wniosków i refleksji płynących z publikacji, która być może stanie się znana jako najważniejszy ze zbiorów myśli o współczesnej Polsce.

Dane mi było kiedyś przeczytać podręcznik wojny psychologicznej. Zawierał on mnóstwo zaleceń i sposobów, jakimi bez sięgania po oręż zbrojny pokonać można zbiorowość wskazaną jako cel agresji. Zaleceniem naczelnym, wyrażonym w tym podręczniku, było doprowadzenie do sytuacji, w której atakowany kraj czy naród nabywał przekonania, iż nie jest on wart obrony. Że nie stanowi on wartości, dla której warto się poświęcać, narażać czy choćby dla niego pracować. Celem wojny psychologicznej jest doprowadzenie do przekonania przeciwnika, iż ani nie musi ani nie powinien on być lojalnym w stosunku do swego państwa, kraju, narodu.
Wg rudymentów wojny psychologicznej – najlepiej jest więc atakować sam fundament tożsamości żywego celu przeznaczonego do zwalczenia. Najbardziej w tym typie wojny adekwatnym jest dążyć do tego, by atakowany zapomniał o swej przeszłości, tradycji, o dziedzictwie przodków. Bo jak ktoś nie poczuwa się do żadnych obowiązków wobec przeszłych, przyszłych czy współczesnych pokoleń, do obowiązków wobec ojczystej ziemi i ludzi z tego samego plemienia – to ktoś taki chętnie się podda, ochoczo przejdzie na drugą stronę, pospiesznie dołączy do całkiem innych. Czytając kolejne rozdziały „Zamachu na Polskość” miałem wrażenie, iż czytam kolejne diagnozy stanu Polski i Polaków po długotrwałym, intensywnym ataku prowadzonym przeciw Polsce i Polakom właśnie metodami wojny psychologicznej. Diagnozami określającymi stan świadomości narodowej, strategicznych instytucji państwa czy systemu edukacji.
Profesor Andrzej Nowak przytacza m.in. odsetek obywateli Rzeczpospolitej Polskiej, którzy Polski nie cierpią, wstydzą się jej, którzy wręcz woleliby – żeby Polski nie było. Wg badań tego instytutu psychologii, o ustaleniach którego pisze autor „Dziejów Polski” ma to być 14%. Czyli około pięciu milionów obywateli naszego kraju, których stosunek do naszej wspólnej ojczyzny jest jednoznacznie negatywny. Byłbym wstrząśnięty tą liczbą, gdybym bardzo podobnej nie poznał kilkanaście miesięcy wcześniej. Szczyt tego szoku, tego przerażenia, tej strasznej goryczy – mam więc już za sobą. Wyjaśnię, iż w czasie kampanii wyborczej z roku 2023 sztabowi popieranej przeze mnie partii zaproponowałem, żeby mocniej akcentować sprawy polskiego interesu narodowego, by więcej mówić takimi właśnie kategoriami. W odpowiedzi pokazano mi wyniki zleconych przez tę partię badań. Wyniki przeprowadzone przez inną instytucję badawczą, ale niemal identyczne z tymi, którymi w „Zamachu na Polskość” posłużył się profesor Andrzej Nowak. Szoku i bólu, jakim był dla mnie widok tamtej tabelki, nie zapomnę do końca życia. Dwie podwójne liczby – były najbardziej potworne. Odsetek całkowicie obojętnych na polskie sprawy („czy Polska istnieje czy nie istnieje – jest mi obojętne”) – w zależności od przyjętej metody badawczej: od 22 do 27%. Odsetek mających negatywny stosunek do Polski („nie chcę mieć z Polską nic wspólnego, wolałbym żeby Polski nie było”) – analogicznie od 14 do 17%.
Pierwsza (po strasznym szoku) w miarę racjonalna myśl, na jaką po zobaczeniu tych danych pojawiła się w mojej głowie: „Przecież ludzie tak myślący mogą wygrywać w Polsce wybory!” I druga: „Do jakiego stanu doszliśmy od roku 1989…?!”
Dlaczego uważam, iż to zło zaczęło się po roku 1989 a nie np. po 1944? Nie znam żadnych podobnych badań z czasów PRL – u, ale pamiętam tamte czasy. Nigdy – przenigdy bym kiedyś nie pomyślał, iż w jakikolwiek choć odrobinę pozytywny sposób mogę wspominać cokolwiek z lat PRL – u, ale jednak coś wymienię. W przedszkolu oglądaliśmy „Czterech pancernych”. Tak, wiem – głupi, propagandowy, do szczętu zakłamany prosowiecki knot. To wszystko oczywiście prawda. Ale kiedy w którymś odcinku Grigorij rzucił Niemcowi w twarz „Jestem Polak!” po czym, chociaż nie miał ani jednego naboju, wzbudził popłoch w tych dumnych Niemcach, którzy przed pędzącym czołgiem z białym orłem (mniejsza o to, iż orłem bez korony – naszym, białym polskim orłem!!), rozjechał im armatę i parę innych pojazdów… Kiedy ten „Jestem Polak!” Grigorij pośród eksplozji walących w ten nasz czołg mknął na złamanie karku i choć już ten czołg nie miał wieżyczki „Jestem Polak!” Grigorij uratował całą załogę (a każdy facet z tej załogi taki fajny, każdy polski patriota, każdy bohater!) to cała nasza grupa przedszkolaków widząc to ze wzruszenia płakała jak bobry. Jakieś tam prosowieckie wątki tego serialu… Tak, było ich multum, ale w duszach i sercach zostawały nam takie. Gustlik, który po umknięciu Szkopom mercedesem przygotowujący się do samotnej obrony. Zrzucający z siebie szwabski mundur i jakże starannie obciągający – polski. I poprawiający swą czapkę – rogatywkę. Dla kilkuletniego dziecka było jasne, iż on to robi z pełną świadomością, iż prawdopodobnie za chwilę zginie. I zginąć chce – jako Polak. Polak, który zrobi wszystko, który życie odda za to, żeby wykonać nadludzko trudne i niebezpieczne zadanie. Ten podły propagandowy serial był utkany przede wszystkim z kłamstw. Ale trafiały do nas przede wszystkim takie właśnie sceny. To te sceny sam najlepiej dzisiaj pamiętam. Wzruszały nas wtedy zresztą nie tylko sceny z propagandowego serialu wg powieści Przymanowskiego. Jeszcze bardziej przeżywaliśmy „Przygody pana Michała”. Pułkownik Wołodyjowski – był największym idolem. Bawiliśmy się w Wołodyjowskiego, w Ketlinga i też płakaliśmy, kiedy zginęli pod ruinami Kamieńca. W latach mojego dzieciństwa powstawały takie filmy, były w telewizji. Czego nas uczyły? Może i „Pancerni” mocno w głowach zamulali, ale przede wszystkim – te seriale uczyły nas, iż Polska to coś bardzo ważnego. Coś niepowtarzalnego, przepięknego, niezbywalnego. Coś, za co jeżeli tylko zajdzie taka potrzeba – bez wahania należy oddać życie. Tak, jak nasi idole. Idole – z tych właśnie seriali!
Kiedy byłem małym chłopcem (takim z pierwszych klas podstawówki) rodzice zawsze kazali mi iść spać zaraz „po pogodzie”. Czyli – oglądałem „Dobranockę”, „Dziennik Telewizyjny” i pana Wicherka (lub panią Sommer – „Chmurkę”, o której się mówiło, iż to jedna z niezliczonych córek Bieruta) i po próbach „rozgryzienia” logiki map pogody – szedłem spać. Mój ojciec wprowadził jednak zasadę, iż jeżeli po „Pogodzie” jest „film patriotyczny” (tak to nazywał) – to miałem prawo oglądać do samego końca, choćby jeżeli się kończył około dwudziestej drugiej. I tych „filmów patriotycznych” w ówczesnej (k o m u n i s t y c z n e j !!) Telewizji Polskiej było na tyle dużo, iż nie było tygodnia bez przynajmniej dwóch. Stąd właśnie oglądałem „Sól ziemi czarnej”, „Westerplatte”, „Wolne miasto”, „Pierwszy dzień wolności”, „Kwiecień”, „Hubala”, „Kierunek Berlin”, „Prawo i pięść”, „Świadectwo urodzenia”, „Popioły”, „Krzyżaków”, wszystkie odcinki „Kolumbów”. A potem była jeszcze „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy” (mój ojciec uwielbiał ten serial, chyba nie tylko dlatego, iż sam był z Wielkopolski), „Polskie drogi” itd. itp. itd. … A co mamy dzisiaj…?
Profesor Andrzej Nowak nie przywołuje żadnego z tego rodzaju przykładów. Niczym arcy – mistrz poetyki behawioralnej miejsce dla odpowiedzi a zarazem emocji pozostawia swym czytelnikom. Jest to zabieg wręcz fenomenalny, w każdym czytelniku choć odrobinę wrażliwym na poruszany temat uruchamiający mechanizm poszukiwania przyczyn, konieczność ustalenia odpowiedzi. A tym samym – szukania rozwiązań. Ja pozostanę jeszcze przy ustalaniu przyczyn, gdyż to w spisie tego, co w Polsce zlikwidowano, tkwi chociaż część przyczyn stanu dzisiejszego, który nie zawaham się nazwać – katastrofalnym. Przypomnę więc, iż latem roku 1991 ówczesny premier Jan Krzysztof Bielecki jednym pociągnięciem ołówka we wszystkich typach wszystkich szkół całej Polski, czyli wszystkim polskim uczniom odebrał z rozkładu tygodniowego jedną lekcję języka polskiego, jedną matematyki, połowę lekcji historii i połowę fizyki, biologii lub chemii. Zabieg, który miał być tymczasowy, miał być uzasadniony stanem budżetu (choć jak na ironię Bielecki uwielbiał być w mediach pokazywanym jako pławiący się w luksusie, na okładkach tygodników często był sfotografowany w czasie konnych przejażdżek). Potem okazało się, iż ten „tymczasowy” stan przeciągnął się na całe dziesięciolecia. Zaznaczyć należy, iż w żadnym innym kraju europejskim ani żadnym innym uznawanym za cywilizowany – nie było podobnie nikłego wymiaru nauki języka ojczystego i historii. Skutki okazały się wstrząsająco oczywiste – z tematyką dziejów najnowszych, w całym cyklu edukacji w szkołach podstawowych i średnich, spotykał się bardzo znikomy procent polskiej młodzieży. Raczej jej promile, niż pojedyncze procenty. A to jeszcze nie całość tej tragedii. W roku 1991 zlikwidowano też wszystkie zajęcia pozalekcyjne. Przestały istnieć kółka przedmiotowe (chyba, iż za ich działalność płacili rodzice), niegdyś tak powszechne Szkolne Kluby Sportowe, szkolne chóry a także – harcerstwo. Wraz ze skasowaniem do roku 1991 obowiązkowej w każdej szkole funkcji animatora szkolnej drużyny harcerskiej – ruch skautowy zniknął z niemal wszystkich szkół. I niech mi ktoś powie, iż ta (w najpełniejszym słowa tego rozumieniu) zbrodnia – nie była „zamachem na Polskość”!
O skutkach tegoż zamachu pisze m.in. profesor Wojciech Polak. Dodaje też, iż wszystko, co bywa nazywane polityką historyczną, ma w Polsce potężnych i permanentnie bardzo aktywnych wrogów. Polska polityka historyczna jest więc zwalczana, wdeptywana w ziemię. A równocześnie antypolską politykę historyczną, potężnie finansowaną, straszliwie agresywną a w przemyślany sposób atrakcyjną – realizuje bardzo wiele krajów. Przede wszystkim te, których polityki historyczne działają w swej zasadniczej mierze – w celu zwalczania Polski i Polskości. Jakie to przynosi skutki w związku z tym, iż polskiej młodzieży już ponad trzydzieści lat temu odebrano większość oręża historycznej wiedzy? I w związku z pedagogiką wstydu atakującą z mediów, będących na usługach państw właśnie realizujących swoje antypolskie polityki historyczne? Bo przecież większość działających w Polsce mediów – to nie są media polskie. Jakie to ma skutki? Otóż właśnie takie, jak statystyki wymienione powyżej. Wstrząsające, przerażające, straszliwe statystyki. Czy są, czy były gdzieś kiedyś podobne? Nigdy nie uwierzę w to, żeby mogły być podobne w jakże biednej Polsce mojej młodości.
O stanie polskiej oświaty w „Zamachy na Polskość” pisze przede wszystkim była małopolska kurator oświaty Barbara Nowak. A analiza tej niezłomnej obrończyni standardów polskiej szkoły – jest porażająca. Żadnemu z argumentów czy przytoczonych faktów stuprocentowej racji nie przyznać nie sposób. Przerażająca, gorzka, czarna prawda wręcz zmusza czytelnika do dramatycznego pytania o to, czego jeszcze w polskiej edukacji nie postawiono na głowie, czego nie zniszczono? Czyżby absolwenci polskich szkół byli w swej masie aż takimi konkurentami absolwentów szkół z państw nam nieprzyjaznych, iż jakimś sposobem – doprowadzają oni do dzisiejszej, jakże gwałtownie postępującej degradacji wszystkich walorów naszego szkolnictwa? Z poziomem nauczania na czele? I doskonale wiadomo, bo w tym wypadku wszystko jest świetnie mierzalne, jakich decyzji jest to skutkiem. Decyzji zawartych w programach nauczania, w forsowaniu tzw. edukacji włączającej, w wyeliminowaniu ogromnej części obowiązkowych lektur, w likwidacji zadań domowych…
„Zamach na Polskość” to książka bolesna, arcy – prawdziwa i arcy – ważna. Napisana tonem spokojnym przez arcy – znawców dziedzin, w których autorzy ci się wypowiadają. Książka alarmująca, książka dla wszystkich polskiego patrioty bardziej, niż obowiązkowa. Książka, do której będę wracał w kolejnych swoich wypowiedziach.
Artur Adamski