Zbliża się listopad, więc za chwilę wszyscy ruszymy odwiedzić groby naszych bliskich. I jak co roku spotkamy się z cmentarną modą. Tegorocznym hitem mają być znicze. Inne niż te, które dobrze znamy. Pamiętajmy o bliskich Święto Wszystkich Świętych i w ogóle początek listopada kojarzą się z czasem zadumy, wspomnień osób, których już z nami nie ma i całym rytuałem związanym z tzw. grobbingiem. Znamy to na pamięć: wsiadamy całymi rodzinami do samochodów albo komunikacji miejskiej i ruszamy na cmentarze. A tam, wiadomo – znicze, wiązanki i obwarzanki. Trzeba jednak przyznać, iż coraz częściej cmentarne okolice w tym szczególnym okresie zmieniają się w skomercjalizowane jarmarki. Takie czasy… Baloniki, zapiekanki, grzane wino, wata cukrowa… Święto Wszystkich Świętych w niektórych miejscach skomercjalizowało się do granic możliwości i gdzieniegdzie – szczególnie przy największych nekropoliach – można poczuć się jak na Jarmarku Europa w połowie lat dziewięćdziesiątych. Pamiętacie ten klimat? Serio, brakuje tylko, żeby przy straganach z chryzantemami wąsacze w skórzanych kamizelkach sprzedawali VHS-y z niemieckimi pornosami i pirackie płyty z przebojami Ich Troje albo Krzysztofa Krawczyka. Oczywiście najważniejszym atrybutem podczas wizyt na cmentarzach są znicze. Te symbolizują pamięć, miłość i szacunek dla zmarłych, mają oznaczać nadzieję odrodzenia. Jak się okazuje, również one się zmieniają.