Brutalne zabójstwo 17-letniej Lisy w Amsterdamie wstrząsnęło całą Holandią. Dziewczyna została zaatakowana nożem w drodze do swojego mieszkania po wieczorze spędzonym z przyjaciółmi.
Sprawcą, według doniesień, jest 22-letni mężczyzna, który przebywał w kraju jako ubiegający się o azyl. Ten sam człowiek jest również podejrzany o inne napaści: próbę gwałtu z 10 sierpnia oraz brutalny atak seksualny na inną kobietę cztery dni później. Dla wielu Holendrów to wydarzenie stało się punktem granicznym. Dla Geerta Wildersa, lidera Partii Wolności (PVV), to moment, by postawić sprawę jasno: należy natychmiast zamknąć system azylowy.
Wilders nie przebierał w słowach. Po ujawnieniu pochodzenia podejrzanego zażądał całkowitego zakazu przyjmowania nowych azylantów:
„Czas na całkowity zakaz azylu. Natychmiast. Holandia jest pełna, przepełniona, całkowicie zapchana.”
W opublikowanym manifeście wyborczym PVV nie zostawił złudzeń co do swojej wizji przyszłości kraju:
„PVV staje do demokratycznego oporu. Przeciwko ośrodkom dla azylantów, przeciwko masowej imigracji i islamizacji, przeciwko uciążliwości i przestępczości — i przeciwko dekadom lewicowo-liberalnej polityki, która doprowadziła nasz kraj do obecnego, opłakanego stanu.”
I dalej:
„Mamy tego całkowicie dosyć. Dość uciążliwych azylantów, dość przestępczych imigrantów spoza świata zachodniego, dość obcokrajowców, którzy żerują na naszym systemie socjalnym — i dość polityków zbyt tchórzliwych, by stanąć w obronie Holendrów. PVV stawia Holendrów na pierwszym miejscu.”
PVV proponuje pełne zawieszenie systemu azylowego na minimum cztery lata. Domaga się zakończenia łączenia rodzin, odesłania wszystkich Syryjczyków i dorosłych mężczyzn z Ukrainy do ich krajów, wypowiedzenia konwencji ONZ w sprawie uchodźców, zamknięcia granic przed nowymi wnioskodawcami azylowymi oraz deportacji wszystkich cudzoziemców skazanych za przestępstwa.
To nie są nowe postulaty — Wilders próbował przeforsować je już wcześniej, ale zostały zablokowane przez liberalnych koalicjantów. W efekcie rząd upadł, a nowe wybory zaplanowano na październik. Teraz jednak, po tragedii w Amsterdamie, jego głos nabiera nowej siły.
Śmierć Lisy poruszyła całe społeczeństwo, nie tylko zwolenników prawicy. W Amsterdamie zorganizowano marsz „odzyskajmy noc” w proteście przeciwko przemocy wobec kobiet. Wilders jednak gwałtownie skrytykował narrację, która jego zdaniem unika sedna sprawy. Według niego nie chodzi o „problem mężczyzn”, ale o konsekwencje niekontrolowanej migracji z państw islamskich:
„Nie mamy problemu z mężczyznami. Mamy problem z migracją. Masowo wpuszczono do naszego kraju mężczyzn z krajów, których kultura — islamska — nie ma żadnego szacunku wobec kobiet. Tych ludzi nigdy nie zmuszono do integracji. Wielokulturowi apologeci otwartych granic sami stworzyli kobietom tutaj piekło.”
Wilders powołuje się na dane dr Jana van de Beeka, według których migranci z Afganistanu, Iraku, Somalii i Syrii są choćby dwadzieścia razy częściej sprawcami przestępstw seksualnych niż rdzenni Holendrzy. Dla lidera PVV to nie jest przypadek — to efekt zderzenia systemu socjalnego z brakiem realnych wymagań wobec przybyszów z kultur, które odrzucają wartości zachodnie.
Jego przekaz jest prosty: obecna polityka migracyjna zawiodła. Państwo nie chroni swoich obywateli. Przyjmowanie azylantów bez realnej selekcji doprowadziło do tego, iż zwykli Holendrzy (tacy jak Lisa) stali się ofiarami własnego systemu.
Wilders mówi też o kosztach. Nie tylko ludzkich, ale i finansowych. Jego zdaniem Holendrzy płacą zbyt wysoką cenę:
„Obcokrajowcy korzystają z naszego państwa opiekuńczego. A Holendrzy za to płacą. Płacą swoim bezpieczeństwem, pieniędzmi, cierpieniem.”
W tym sensie jego retoryka to nie tylko hasła, ale kompleksowa krytyka państwa — od bezpieczeństwa, przez socjal, po tożsamość narodową. W jego wizji Holandia ma być krajem, który zrywa z wielokulturowym eksperymentem i wraca do surowej polityki ochrony granic, kultury i obywateli.
Czy to przekonuje wyborców? Są na to sygnały. Sondaże pokazują rosnące poparcie dla PVV. choćby jeżeli część społeczeństwa uważa wypowiedzi Wildersa za zbyt ostre, to wielu z tych samych ludzi przyznaje, iż czuje się coraz mniej bezpiecznie — i coraz bardziej obco we własnym kraju. Wilders zdaje się mówić to, co wielu myśli, ale boi się wypowiedzieć publicznie. Niektórzy komentatorzy zarzucają mu populizm. Inni widzą w nim polityka, który po prostu nazwał rzeczy po imieniu. Jedno jest pewne: tragedia Lisy stała się punktem zwrotnym. Pokazała, iż problem nie dotyczy tylko polityki czy statystyk — ale realnych ludzi, realnych ofiar i realnych błędów.
Niezależnie od wyniku październikowych wyborów, temat migracji i bezpieczeństwa będzie dominował w holenderskiej debacie publicznej. Wilders już dziś wyznacza kierunek tej debaty. Jego słowa są mocne, ale nie padają w próżni. Padają w kraju, który — jak sam twierdzi — jest „pełen, przepełniony, całkowicie zapchany”. I w którym coraz więcej ludzi mówi: „mamy tego całkowicie dosyć”.