To były czasy, kiedy kierowcy bali się zatankować do pełna, a zakupy spożywcze kończyły się bólem głowy. Rządy Daniela Obajtka w Orlenie zapisały się w historii fatalnie, rekordową drożyzną na stacjach.
W 2022 roku ceny paliw szybowały jak rakieta — litr benzyny 95 kosztował choćby 8 złotych, a olej napędowy choćby przebił tę granicę. Kierowcy, którzy pamiętali czasy po 4,50 zł za Tuska, przecierali oczy ze zdumienia. „Zatankowałem do połowy, bo na całość już nie było mnie stać” – mówili zrezygnowani klienci stacji, podczas gdy zyski Orlenu biły historyczne rekordy. W tym samym czasie inflacja sięgnęła prawie 18 procent.
Wszystko drożało jak szalone – od chleba po prąd. Masło za 10 zł, kawa za 40, a rachunki za gaz i energię rosły z miesiąca na miesiąc. Polska stała się europejskim symbolem drożyzny, a Obajtek – obrzydliwą twarzą okradania ludzi z ich pieniędzy. Podczas gdy zwykli ludzie liczyli każdy grosz, Orlen ogłaszał miliardowe zyski, a prezes Obajtek chwalił się „stabilnością i bezpieczeństwem”. Kierowcy ironicznie komentowali, iż stabilność faktycznie była – stabilnie drogo.
Dopiero po zmianie władzy i odejściu Obajtka z fotela prezesa ceny paliw zaczęły spadać. Benzyna znowu kosztuje mniej niż 6 zł, a Polacy mogą odetchnąć. Ale wspomnienie tamtych miesięcy wciąż boli.