Z Rosji: Szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy przypieczętował koniec hegemonii Zachodu

1 dzień temu

Thomas Röper https://anti-spiegel.ru/2025/der-soz-gipfel-hat-das-ende-der-westlichen-vorherrschaft-besiegelt

Dziękujemy Trumpowi, dziękujemy Zachodowi!

Szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy przypieczętował koniec hegemonii Zachodu.

Polityczne błędy i arogancja Zachodu ostatnich dekad zwiastowały koniec hegemonii Zachodu. Trump nieświadomie ją wzmocnił. Szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy bezsprzecznie przypieczętował koniec hegemonii Zachodu.

Anti-Spiegel 4 wrzesień 2025

W ciągu ostatnich 30 lat Zachód w swojej polityce zagranicznej działał z coraz większą arogancją. Od państw Azji i Afryki oczekiwano, iż podporządkują się zachodniemu systemowi politycznemu i gospodarczemu, zapomną o swoich tradycjach, przyjmą zachodnie „wartości” i zapewnią Zachodowi nieograniczony dostęp do swoich rynków i surowców. Kraje, które odmówiły, były oskarżane o zakłócanie wolnego handlu i nakładane na nie sankcje. Albo były bombardowane przez Zachód (lub jego popleczników w postaci islamistów uzbrojonych przez Zachód), jak w Libii czy Syrii.

Nic więc dziwnego, iż w ostatnich latach coraz więcej państw Globalnego Południa otwarcie lub nie otwarcie szukało wyjścia, na przykład alternatyw dla handlu w dolarach i euro, ponieważ Zachód już dawno przekształcił swoje waluty w broń w wojnie sankcji.

Prezydent Rosji Putin trafnie wyraził to podczas dyskusji panelowej w 2018 roku, pytany o to, jak Rosja zamierza wycofać się z dolara. Jego odpowiedź skierowana do USA brzmiała:

„Nie chcemy wycofywać się z dolara; dolar wycofuje się z nas. Ci, którzy podejmują te kroki, nie tylko strzelają sobie w kolano, ale jeszcze wyżej”.

Dziś, siedem lat później, jest to rzeczywistość. Po części dzięki sankcjom Rosja praktycznie nie handluje już dolarami ani euro, a wiele innych krajów, takich jak członkowie BRICS, w większości nie handluje już, przynajmniej między sobą, walutami zachodnimi, ale swoimi walutami narodowymi.

Globalne Południe również nabrało otuchy politycznie, ponieważ przykład Rosji, która z łatwością zniosła masowe sankcje Zachodu, pokazał światu poza-zachodniemu, iż era wszechmocy Zachodu pod przewodnictwem USA dobiegła końca.

Zachód jednak zareagował według jedynego schematu, jaki wciąż zna po 30 latach aroganckiej i agresywnej polityki zagranicznej: sankcjami lub groźbami sankcji oraz aroganckimi upomnieniami. Przyspieszyło to jeszcze proces odwracania się od Zachodu w świecie poza-zachodnim.

Reakcje na szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy

Szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SCO), który odbył się kilka dni temu, mógł być punktem zwrotnym. Przynajmniej reakcje Zachodu, który dotychczas w dużej mierze ignorował szczyty SCO, wskazują na ten kierunek. Na tym szczycie państwa SCO ustaliły własne priorytety na następne dziesięć lat, a Zachód nie odegrał w tym żadnej roli. Na przykład Ukraina, która od dawna jest kwestią numer jeden na Zachodzie, nie została choćby wspomniana w końcowej deklaracji szczytu SCO. Reszta świata nie jest już zainteresowana agendą Zachodu.

Reakcje Zachodu również pokazały, iż rozumie on moment. Prezydent Finlandii skomentował szczyt następująco:

„Moje przesłanie, nie tylko do moich europejskich kolegów, ale zwłaszcza do Stanów Zjednoczonych, jest takie, iż jeżeli nie będziemy prowadzić bardziej jednolitej i odpowiedniej polityki zagranicznej, zwłaszcza wobec państw Globalnego Południa, takich jak Indie, przegramy. Dlatego myślę, iż to spotkanie w Chinach jest dobrym przypomnieniem dla całego Globalnego Zachodu o stawce tej gry”.

Szefowa unijnej dyplomacji Kallas powiedziała:

„Fakt, iż prezydent Chin stoi w Pekinie obok przywódców państw Rosji, Iranu i Korei Północnej, jest nie tylko antyzachodni. To bezpośrednie wyzwanie dla opartego na zasadach porządku międzynarodowego”.

Słusznie to zauważyła, ponieważ szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy miał najważniejsze przesłanie: świat musi ponownie przestrzegać prawa międzynarodowego i Karty Narodów Zjednoczonych, de facto sprzeciwiając się „porządkowi świata opartemu na zasadach” wymyślonemu przez Stany Zjednoczone, którego „zasady” Stany Zjednoczone jednostronnie ustalają i dowolnie zmieniają w zależności od sytuacji, ale chcą narzucić je wszystkim innym krajom. Właśnie w tym globalne Południe nie chce już uczestniczyć.

Prezydent USA Trump opublikował bardzo emocjonalny wpis, który wyraźnie pokazał, jak bardzo go zabolało, iż nie został zaproszony na spotkanie, na którym nowe supermocarstwa – Rosja, Chiny i Rosja – koordynowały swoją współpracę.

Być może najważniejszy błąd Trumpa

Być może decydującym błędem, który przyspieszył nieuniknione, był błąd Trumpa, który nałożył cła karne na Indie za kontynuację zakupów rosyjskiej ropy. Indie szczycą się swoją niezależnością i neutralnością. Dlatego też celowo zignorowały cła, a indyjski minister obrony odwołał podróż do USA w celu sfinalizowania sprzedaży broni do Indii, ponieważ Stany Zjednoczone od dawna dążyły do ​​zostania dostawcą broni do Indii, i tak dalej.

Indie i Chiny toczą długotrwałą rywalizację, a spory graniczne również zaburzają ich relacje. Niedawno doszło choćby do zbrojnych potyczek między ich siłami zbrojnymi na wspólnej granicy, w których były ofiary śmiertelne.

W kontekście polityki Trumpa Indie i Chiny zbliżyły się do siebie w rekordowym tempie. Przykład Rosji i Chin, które zaledwie 20 lat temu miały bardzo złe stosunki, pokazał, iż nic nie spaja dwóch państw lepiej niż wspólny wróg. Trump powtórzył ten błąd USA, popychając Indie prosto w ramiona Chin, a oba kraje nagle zaczęły nieustannie wymieniać uprzejmości. Prezydent Xi i premier Modi obejmowali się i śmiali razem na szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy – obrazy, które jeszcze kilka tygodni temu byłyby nie do pomyślenia.

Jak już wspomniałem, opór Globalnego Południa wobec Zachodu nie jest „zasługą” Trumpa; przyczyną jest polityka Zachodu z ostatnich dekad. Trump jednak zdecydowanie przyspieszył ten proces, zmuszając Indie i Chiny do zjednoczenia się i szybkiego zapomnienia o wzajemnych urazach.

Nawet Der Spiegel…

Nawet Der Spiegel, który zwykle wyróżnia się negacją i tuszowaniem wszystkich problemów Zachodu, nagle przyznał w artykule redakcyjnym zatytułowanym „Nowy Porządek Świata – Xi i Putin mają lepszą narrację” to, o czym pisałem od lat: poziom życia na Zachodzie nie jest już wyjątkowy, a Zachód, jego polityka i jego „wartości” nie są już pożądanym celem dla reszty świata. Na przykład Der Spiegel pisze:

„Jednocześnie to, za co znaczna część świata kiedyś podziwiała Zachód, blaknie. Jego reputacja jako systemu o wyższej pozycji ekonomicznej słabnie od czasu globalnego kryzysu finansowego. Jako projekt polityczny spolaryzowane demokracje, sparaliżowane konfliktami, straciły swój blask. Wszelkie siły moralne, jakie pozostały po wojnie w Iraku pod wodzą USA, są w tej chwili niszczone przez izraelską dewastację Gazy”.

To zupełnie nowy ton. Od czasu kryzysu finansowego system zachodni nie jest już uważany za pożądany model na całym świecie. Oligarchiczny system Zachodu, w którym banki były w stanie doprowadzić świat na skraj przepaści dzięki swoim ogromnym zyskom dzięki spekulacjom, nigdy nie został zapomniany. Banki zgarniały zyski, a zwykli ludzie płacili za straty z podatków.

To nie jest pożądany system dla reszty świata, skoro kilka super-bogatych osób i korporacji de facto przejęło władzę i może się bezkarnie bogacić kosztem ogółu społeczeństwa.

Der Spiegel nie wyraża tego tak jasno jak ja, ale właśnie to oznaczają słowa Der Spiegla w prostym języku.

Zachodnia arogancja

Równie zaskakujące jest to, iż Der Spiegel nagle przypomina sobie wojnę w Iraku sprzed ponad 20 lat, którą Der Spiegel podsycał wówczas całą swoją propagandową siłą. Ta nielegalna wojna również nie została dobrze przyjęta przez resztę świata, ponieważ była niczym więcej niż prawem dżungli: amerykańskie korporacje chciały przejąć irackie pola naftowe, a armia amerykańska je przejęła, w imię czego wymyślono kłamstwo o irackiej broni masowego rażenia. Reszta świata o tym nie zapomniała.

Określenie przez Der Spiegel państw zachodnich jako „spolaryzowanych” jest również interesującym stwierdzeniem, ponieważ polaryzacja ta została celowo wywołana przez media takie jak Der Spiegel. Zachód od lat rządzi się zasadą „dziel i rządź”, a społeczeństwo staje się coraz bardziej podzielone.

Polityka i media podsycają konflikty między kobietami a mężczyznami (radykalny feminizm), między gejami a heteroseksualistami (szaleństwo na punkcie płci i nonsensy LGBT), migrantami a rdzennymi mieszkańcami, „lewicą a prawicą” i tak dalej.

Po dekadach promowania wolności jednostki na Zachodzie, zgodnie z którą każdy może robić, co chce (nawet jeżeli obraża to innych), i ciągłego skupiania się na tym, co ich dzieli, społeczeństwa zachodnie stały się głęboko podzielone, zradykalizowane i spolaryzowane.

Fakt, iż to właśnie Der Spiegel, ze wszystkich magazynów, które tak energicznie promowały i forsowały tę tezę, teraz nad nią ubolewa, pokazuje, iż redakcja Spiegla najwyraźniej wciąż nie zrozumiała prawdziwego problemu. Ale choćby jeżeli Der Spiegel nie dostrzegł, na czym tak naprawdę polega problem, to przynajmniej dostrzegł, iż problem istnieje i iż reszta świata z obrzydzeniem patrzyła w inną stronę, na przykład gdy w Paryżu rozpoczęły się igrzyska olimpijskie.

Zachód nie jest już wzorem do naśladowania.

Der Spiegel kontynuuje:

„Zachód nie jest już wzorem do naśladowania, za jaki sam siebie uważa. Arabska i azjatycka klasa średnia postrzega Europę jako malownicze miejsce na wakacje, ale z pewnością nie jako miarę wszystkiego. W Afryce i Ameryce Łacińskiej nie mogą już znieść rozmów Zachodu o prawach człowieka, podczas gdy migranci giną na jego granicach. Świat jest zirytowany, iż Europejczycy i mieszkańcy Ameryki Północnej w XXI wieku wciąż uważają się za cywilizacyjnie lepszych, upierając się przy pozycji prymatu niczym “pan na włościach”, nie dostrzegając, iż równowaga sił uległa zmianie”.

Nie ma tu wiele do dodania, poza tym, iż Der Spiegel ujmuje to bardzo ostrożnie. Europa była kiedyś wymarzonym miejscem do życia również dla klasy średniej z innych krajów. Dziś Europa jest jedynie egzotycznym miejscem na wakacje dla reszty świata – z wyjątkiem całkowicie zubożałych lub wyrwanych z korzeniami przez wojnę mieszkańców Bliskiego Wschodu i Afryki.

Podwójne standardy i neokolonializm

Nawiasem mówiąc, podwójne standardy Zachodu dotyczące praw człowieka mają inne przyczyny niż tonący uchodźcy, o których Der Spiegel nie wspomina. A co z Guantanamo? Co z Assange’em czy Edwardem Snowdenem? Co z wolnością słowa, którą Europa coraz bardziej ogranicza, nazywając ją „mową nienawiści”? Co z wojnami w Jugosławii, Afganistanie, Libii, Syrii i tak dalej? Nic z tego nie zostało zapomniane na Globalnym Południu.

A co z trywializującym sformułowaniem Der Spiegla, iż ​​świat jest „zirytowany”, ponieważ „Europejczycy i Amerykanie Północni w XXI wieku przez cały czas uważają się za cywilizacyjnie lepszych, upierając się przy pozycji wyższości, niczym “pan na włościach”, istnieje termin techniczny, którego Der Spiegel oczywiście nie wspomina: neokolonializm i rasizm.

Rosja i Chiny sprzeciwiają się temu wszystkiemu i proponują światu inny model: równe prawa dla wszystkich państw, brak jednostronnych sankcji, umowy handlowe oparte na równości, a nie na wyzysku itd. Oczywiście reszta świata chętnie to akceptuje.

Ale Der Spiegel nie chce tego tak wyraźnie powiedzieć swoim czytelnikom.

Zachód nie jest już zdolny do dyplomacji.

Rosja i Chiny mogą się odprężyć, bo Zachód zapomniał, co znaczy dyplomacja. Zachodni „dyplomaci” będą przez cały czas chodzić z podniesionymi palcami, pouczając wszystkie kraje z góry, bo wiara Zachodu we własną wyższość i nieomylność jest zbyt głęboko zakorzeniona. Pomyślcie tylko o „feministycznej polityce zagranicznej” Baerbock, z której śmiał się cały świat – a zwłaszcza Arabowie, których Zachód tak rozpaczliwie potrzebował przeciwko Rosji. Albo o Nacny Faser, która demonstracyjnie nosiła opaskę LGBT na mundialu w Katarze i rozgniewała gospodarzy, od których Habeck liczył jedynie na korzystne warunki sprzedaży skroplonego gazu ziemnego. Umowa gazowa również nie doszła do skutku.

Zachód – a zwłaszcza UE – będzie to kontynuował, bo nie ma już polityków, którzy wiedzą, co robią, a jedynie politycy, którzy wykuli na pamięć banały i są całkowicie zradykalizowani ideologicznie. To tylko przyspieszy trwający proces utraty władzy przez Zachód.

Dyplomaci na Zachodzie nie są już szkoleni w dyplomacji, ale w ideologii. Kiedy Rosja, na przykład, wysyła dyplomatów do innych krajów, uczą się oni fachu na uniwersytecie rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, mówią językiem kraju przyjmującego i znają go. Na Zachodzie kryteria dla dyplomatów są inne: muszą być w zgodzie z przepisami; nie muszą wiedzieć wiele więcej.

Ambasador Rosji w Niemczech jest germanistą i pracował w Niemczech lub z Niemcami przez całą swoją, prawie 50-letnią karierę.

Dyplomaci niemieccy natomiast muszą opuścić kraj przyjmujący najpóźniej po pięciu latach, kiedy dopiero zaczynają go trochę rozumieć, i są wysyłani do innego kraju. Według Baerbock największym problemem niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych był wzrost udziału kobiet wśród kandydatów na stanowiska dyplomatyczne, co wymaga ciągłego obniżania kryteriów rekrutacji, aby znaleźć wystarczającą liczbę kandydatek. Nie chodzi o to, iż kobiety są złymi dyplomatami – wręcz przeciwnie – ale po prostu o to, iż kilka kobiet marzy o pracy, która wymaga od nich rozpoczęcia życia towarzyskiego od zera i budowania nowego kręgu przyjaciół w nowym kraju co pięć lat.

Problemy te dotyczą nie tylko Niemiec, ale wszystkich państw zachodnich. Dlatego Rosja i Chiny mogą być spokojne, bo choćby gdyby Zachód zrozumiał problem jutro i chciał coś zmienić, wyszkolenie odpowiednich dyplomatów zajęłoby lata.

Idź do oryginalnego materiału