Z okazji niepewnego wyniku II tury władza przypomniała sobie o powodzianach: rozważa (!) pomoc

dzienniknarodowy.pl 3 godzin temu
Nie ma nic bardziej symbolicznego w polskiej polityce niż moment, w którym władza postanawia przypomnieć sobie o swoich obywatelach, kiedy zaczyna się zbliżać gorący okres wyborczy. I choć wydaje się, iż w obliczu katastrof naturalnych, które nie omijają naszego kraju, odpowiedzialność rządu powinna być priorytetem, to w polskim wydaniu każda decyzja ma swoją polityczną kalkulację.

Kiedy w 2024 roku Polskę nawiedziły powodzie, które zniszczyły dorobek wielu rodzin, rząd wstrzymał oddech, a powodzianie zostali pozostawieni sami sobie, zmuszeni do szukania pomocy w innych miejscach. Aż do dziś. Władza, na fali niepewnego wyniku II tury wyborów prezydenckich, przypomniała sobie o tym, iż powodzianie to także wyborcy, którzy mogą zapewnić kolejne głosy.

Zaledwie rok po jednej z największych katastrof naturalnych w Polsce, Ministerstwo Rolnictwa ogłasza, iż ponownie rozważa uruchomienie pomocy dla poszkodowanych przez powódź. Słowo „rozważa” w kontekście działań rządu jest tym, które najlepiej oddaje rzeczywistość – wszak jeszcze rok temu, w obliczu dramatycznych zniszczeń, poszkodowani nie otrzymali niemal żadnej konkretnej pomocy. I teraz, gdy wyniki w wyborach stają się coraz bardziej niepewne, przypomniano sobie o powodzianach. Oto odpowiedź władzy na ich trudną sytuację: pomoc „być może” zostanie uruchomiona, ale tylko po dokładnym rozpatrzeniu szczegółów i z uwzględnieniem kontekstu politycznego. Czyżbyśmy zapomnieli, iż ich dorobek został zniszczony prawie rok temu?

Wprowadzony stan klęski żywiołowej, który dał teoretyczne podstawy do pomocy, w praktyce okazał się tylko kolejnym aktem biurokratycznym, który nie zmienił nic w realnym wsparciu, które trafiło do osób dotkniętych żywiołem. W rzeczywistości powodzianie z 2024 roku zmuszeni byli liczyć na siebie, na pomoc sąsiedzką, organizacje pozarządowe czy… cudowny przypadek. Ich tragedia została niemal całkowicie zignorowana przez rządzących, którzy wtedy, jak to często bywa w takich przypadkach, „przypadkowo” nie zauważyli potrzeby szybkiej reakcji. Wiele rodzin czekało na pomoc, nie wiedząc, czy kiedykolwiek doczekają się odszkodowania, które pozwoliłoby im odbudować domy, zbiory czy infrastrukturę rolniczą.

A teraz? Teraz rząd, widząc, iż nadchodzi druga tura wyborów prezydenckich, postanowił wyciągnąć rękę do tych samych osób, które przez cały rok nie otrzymały pomocy. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: wyborcy. Pomoc obiecuje się teraz, kiedy stawką są głosy, a nie ludzkie tragedie. Słowa ministra rolnictwa o „analizowaniu możliwości ponownego uruchomienia pomocy” brzmią niczym typowa obietnica przedwyborcza, której nie spodziewano się wcześniej. W końcu, czy nie jest to przypadek, iż w momencie, gdy zaczyna się liczyć każdy głos, władza nagle dostrzega problemy mieszkańców terenów dotkniętych powodzią?

Pomoc, która teraz ma być uruchomiona, obejmuje odszkodowania za szkody w uprawach, budynkach, zapasach, zwierzętach i maszynach. Dodatkowo, uwzględniono również straty w szkółkach drzew owocowych, produkcji pszczelarskiej i hodowli ryb. Wszystko to brzmi pięknie na papierze, ale pamiętajmy, iż powodzianie z 2024 roku przez długi czas nie dostali nic. Szkody w uprawach, które miały miejsce rok temu, nie zostały oszacowane, a pomoc nie została skierowana do tych, którzy najbardziej jej potrzebowali. Gospodarstwa rolne, które ucierpiały, borykały się z ogromnym kryzysem. A teraz, po roku pełnym zastoju, rząd postanawia „rozważyć” pomoc. To przecież bardzo wygodne – decyzja o wsparciu jest zależna od tego, czy zdobędzie to odpowiednią liczbę głosów. Czyżby wszystkie te obietnice były tylko elementem gry politycznej?

Trzeba zadać sobie pytanie, gdzie był rząd, gdy powodzianie wciąż walczyli z konsekwencjami żywiołu. Gdzie były szybkie reakcje, które mogłyby pomóc w odbudowie i zapewnić choćby minimalne wsparcie na poziomie natychmiastowej pomocy? W rzeczywistości, zamiast realnej reakcji, mieliśmy jedynie obietnice, które w miarę upływu czasu stawały się coraz mniej konkretne, a coraz bardziej przypominały PR-owe działania mające na celu uspokojenie opinii publicznej.

Kiedy powódź dotknęła Polskę, władza, jak to zwykle bywa, była zajęta innymi sprawami. Później okazało się, iż pomoc została opóźniona, a ci, którzy stracili dorobek życia, musieli radzić sobie sami. Państwo nie wyciągnęło ręki do tych ludzi, pozostawiając ich w tarapatach. A teraz, gdy przed drugą turą wyborów rośnie presja na zdobycie głosów, zaczyna się „rozważanie” pomocy. Obietnice, które padają z ust przedstawicieli rządu, brzmią jak klasyczny manewr przedwyborczy, mający na celu zdobycie głosów wyborców z terenów dotkniętych powodzią. To cynizm, który nie zna granic.

Z czego wynika ta opóźniona reakcja? Jak zwykle – z politycznego interesu. W momencie, gdy rządzący poczuli, iż wynik wyborów może być niepewny, zaczęli szukać nowych sposobów, by zdobyć głosy. Pojawienie się obietnic o pomocy dla powodzian jest jednym z takich działań. Gdzie byli przez ostatni rok, kiedy ci ludzie walczyli o przeżycie? Gdzie były obiecane procedury odszkodowawcze, które miały pomóc im odbudować to, co zostało zniszczone? Teraz, po roku milczenia, postanowili przypomnieć sobie o powodzianach. Po roku bagatelizowania ich problemów, teraz, kiedy można zyskać ich poparcie, zaczynają mówić o pomocy. I to tylko wówczas, gdy tak blisko finału wyborów ich głosy mogą okazać się decydujące.

Cynizm polityczny w tym przypadku jest aż nadto widoczny. Potrzeba pomocy powodzianom jest realna, ale nie w momencie, gdy decyzje o wsparciu zapadają tylko i wyłącznie w kontekście wyborczej kalkulacji. Zamiast natychmiastowych działań, które mogłyby naprawdę pomóc tym, którzy przez powódź stracili dorobek życia, mamy do czynienia z opóźnionymi obietnicami, które wyglądają jak nic innego jak element gry wyborczej. W końcu najważniejsze jest, by zdobyć głosy, a nie rzeczywiście pomóc ludziom w trudnej sytuacji.

Kiedy władza decyduje się na takie kroki, nie tylko potwierdza swoje podejście do obywateli jako do narzędzi do realizacji własnych celów, ale także przestroga dla wszystkich, którzy wierzą, iż państwo jest w stanie stanąć na wysokości zadania w chwilach kryzysowych. A teraz, po roku od tragedii, pomoc wciąż pozostaje w sferze obietnic. Ale to, co wydarzy się po wyborach, będzie już tylko kwestią tego, jak gwałtownie rząd zapomni o tych, którzy ponieśli straty, a pomoc, jak zwykle, pozostanie niewystarczająca.

Idź do oryginalnego materiału