Nie wiedziałem, iż istnieje „Nagroda im. Kazimierza Kutza”. Myślałbym, iż to nagroda na wskroś śląska – bo taki był dla mnie Kutz – albo może, na wskroś śląskie było to co robił; podniósł życie tego „żywiołu” do poziomu sztuki, uzmysłowiając nam czym jest Śląsk – Perłą w Koronie. I jest mi dość po drodze ze słowami tegorocznego laureata, iż „polskość jest bogatsza, kiedy ma świadomość istnienia Śląska”, choć dla mnie lepiej brzmiałoby stwierdzenie „polskość jest bogatsza, bo czerpie też z kulturowych i patriotycznych zasobów Śląska”.
To co jednak w tej chwili dzieje się wokół Śląska to zabiegi ludzi pokroju Kohuta, który stosując pozorne wyróżnienie tego regionu poprzez ustawowe zapewnienie odrębności językowej, umożliwić może potencjalne, powolne, odklejanie tego obszaru od Polski. Wspominali o tym wielokrotnie z sejmowej mównicy posłowie Fritz i Braun, choć wygląda to na głosy wołających na puszczy.
Trzeba przypomnieć naiwnym, iż Niemcy, choćby jeżeli w tej chwili przechodzą jakieś tam kryzysy władzy, zawsze myślą długoterminowo i od czasów Bismarcka nie zmienili swego planu odnośnie Europy i ich w niej roli, a także odnośnie miejsca i roli takiego państwa jak Polska, o ile jest w tym planie jakiekolwiek dla nas miejsce.
Wracam jednak do nagrody im. Kutza, ustanowionej w 2020 roku z inicjatywy Marcina Krupy, prezydenta Katowic, Ryszarda Koziołka, rektora Uniwersytetu Śląskiego i Roberta Talarczyka, dyrektora Teatru Śląskiego. Pierwszą nagrodę wręczono 16 lutego 2021 roku. Dotychczas laureatami zostali: aktorka i społeczniczka Anna Dymna, pisarz Szczepan Twardoch i reżyserki Maja Kleczewska oraz Agnieszka Holland. W tym roku otrzymał ją pan Michnik.
Laudację dla pana Michnika napisał Jerzy Illg, członek kapituły nagrody.
Rozumiem, iż taki tekst powinien przedstawić całościowo laureata i jego dorobek, który, sądząc po ilości np. odznaczeń, jest imponujący.
Pan Illg cytuje – tak mi się wydaje – Michnika:
“Oczywiście, iż odczuwam ból i wstyd za zbrodnie w Jedwabnem, za inne polskie zbrodnie. Ale nigdy nie zgodzę się, by oskarżano kolektywnie o te zbrodnie, dokonane przez konkretnych zbrodniarzy, moich polskich przyjaciół, mnie samego, naród polski”.
No i dziwię się. Co ma Jedwabne do Śląska? I na dodatek, ten rys szlachetnego charakteru laureata, który pomimo tej, i innych „polskich zbrodni”, nie zapomina jednak o polskich przyjaciołach.
***
Codziennie rano podchodzę do kuchennych drzwi i spoglądam na zwały śniegu wzdłuż tarasu i ścieżki do chodnika – musi być drożna, bo tędy przychodzi listonosz. Potem spoglądam na termometr, który, koło siódmej rano pokazuje -10 C° albo choćby mniej. Znajomi mieszkający w Stouffville, miejscu uznanych przez nich za wyjątkowe, szczycą się o tej porze dodatkowymi atrybutami wyjątkowości w postaci temperatur jeszcze trochę niższych i zwałów śniegu jeszcze trochę wyższych.
Co kilka dni robię fotkę termometru i tarasowego płotu imponująco zasypanego prawie na metr i posyłam znajomym w Hiszpanii czy w New Jersey, czy w Australii i rozlicznym psiapsiółkom Pani Basi w Rybniku i okolicach. Niech zazdroszczą! Niezmiennie zapraszam na festiwal odśnieżania, może być choćby z wiktem i stosownym napitkiem. I chociaż odśnieżarka Hondy odpala niezawodnie, to żałuję, iż nie było nas stać na wersję samobieżną. Sprawdzam stronę internetową. Cenowo to spora różnica, co najmniej dwa razy tyle co nasz model, ale by się przydał! Według tego co widać na Internecie, wszystko wyprzedane.
Zaczynam obawiać się o dach nad garażem. Nie jestem w stanie nic zrobić na dachu domu, ale bardziej narażony wydaje się być dach naszego garażu. Jest na nim prawie 40 cm śniegu. Strącam szuflą pierwszy metr z brzegu. Dalej nie mogę sięgnąć, ale choćby to obliczam na kilkaset kilogramów wagi.
Dzisiaj w niedzielę, widzę przez okno, iż sąsiad z naprzeciwka stoi na dachu swego garażu i spycha śnieg na ziemię. Boję się jednak, iż się ześlizgnę; u nas jest też chyba bardziej stromo.
W chwili, gdy oddaję ten tekst do składania, 2-go czerwca, wiemy już, iż i maj był zimny, najzimniejszy od 1991 roku. Być może, coś nawrzucało piachu w tryby maszyny „globalnego ocieplenia”?
***
Gazeta Wyborcza po wyjeździe Prezydenta Dudy do Stanów:
„Byłoby lepiej dla Polski, gdyby Andrzej Duda został w ten weekend w domu.” Ciekawe, bo u Mateusza 26:24 jest; „Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”. Intrygujące podobieństwo tekstów.
Zapewne można debatować nad tym co się stało, bo wyprawa kosztowała ponoć $1milion, czyli ok $100 000 za minutę rozmowy. Miejmy nadzieję, iż było warto. Z mego skromnego doświadczenia korporacyjnego mogę dodać, iż bardzo często istotne sprawy załatwiano w przelocie, w ciągu kilku minut, między spotkaniami, itp. jeżeli ktoś twierdzi, iż długość spotkania jest proporcjonalna do wagi sprawy, to może się pomylić. Całą sztuką załatwiania spraw, było znalezienie w planie dnia, głównego szefa kilku minut z nadzieją, iż uda się utrzymać jego uwagę na temacie przez kilkanaście sekund, bo to wystarczało na wielkie NIE albo na wielkie TAK.
Potem jest już tylko czas na zdjęcia. Wypada mieć nadzieję, iż nasz Prezydent posiada takąż umiejętność skupiania uwagi swych respondentów na sprawach ważnych!
***
Tłusty czwartek. W Polsce zjada się tego dnia 100 milionów pączków. W „Polce” na Scarborough było ich pewno trochę mniej, ale była do nich osobna kolejka i osobna obsługa. Nie pamiętam, jak było w latach poprzednich? Może po prostu, przedtem byłem w pracy i nie chodziłem do polskiego sklepu tak wcześnie rano.
Wcześniej, obok „Polki” istniała też piekarnia „Piegus”. To u „Piegusa” zamawiałem pączki na moje urodziny do pracy. Kupowałem wtedy jakieś 60-80 pączków na które czekano.
***
Wybory, ontaryjskie na Scarborough. Okazuje się, iż mamy tu choćby przedstawiciela partii komunistycznej. Wai Kiat Tang ma swoje „credo” on-line, które wydaje się być wykładnią potrzeb ludu pracującego.
Podaję krótki tekst w moim i googlowym tłumaczeniu i równocześnie skrobię się w głowę:
„Startuję z ramienia Partii Komunistycznej, ponieważ podoba mi się jej bezkompromisowa perspektywa ludzi pracy. Chcę również współpracować z postępowymi aktywistami ruchów społecznych, demokratycznych, pracowniczych i ludowych, aby budować jedność i łączyć nasze zmagania w kierunku polityki, która może budować siłę w społecznościach klasy robotniczej i walczyć o fundamentalne zmiany”. No nie wiem, o jakich fundamentalnych zmianach myśli pan „Wai Kiat Tang”, ale czyż nie brzmi to znajomo? Wszak od listopada 23 Polacy znaleźli się ponownie, w objęciach demokracji walczącej. Maszerujemy więc chyba w podobnym kierunku?
Jednak, czyż nie z takiego powodu wielu z nas stamtąd wyjechało do „kraju pachnącego żywicą”?
***
O kurde, Zełenski nie zjadł lunchu z Trumpem. Zjadła go ponoć obsługa Białego Domu. interesujące jednak, czy wydzielono też im roczniki stosownych do listy potraw win czy raczej poprzestano na chlebusiu z masełkiem i Coca-Colą, a piwniczkę zamknięto. Zresztą Prezydent ponoć nie pije.
Widać, iż słowo przeciw słowu jest w wielkiej polityce podejściem całkowicie chybionym. A miało (chyba) być tylko kilka uwag do kamer z całego świata i podpisy.
Odrobinę sympatii dla Wołodii straciłem po tym jak pan Gadowski pokazał zdjęcie Zełeńskiego u Klausa Schwaba. Okazało się, iż Wołodia ma jednak garnitur, ale wizyta w Białym Domu nie była chyba wystarczająco ważna, aby go na tą okazję założył.
***
Podpisując swoje „Executive Orders” w pierwszy dzień urzędowania, Trump używał wielkich, czarnych markerów firmy „Sharpie”, które potem leciały w tłum kreując, chyba, nową kategorię kolekcjonerską. Nasz rodzimy, prezydent, Lechu, wpadł na podobny pomysł dużo wcześniej. Mało tego, zamiast reklamować jakąś firmę, w górnej części długopisu umieścił podobiznę papieża Św. Jana Pawła II-go. Długopis jest ponoć eksponowany w „Muzeum 600-lecia” na Jasnej Górze.
Mówią, iż Trump nie lubi piór używanych tradycyjnie przez poprzednich prezydentów. Chyba rozumiem; pióra piszą cienko, a do rozgłosu, jaki chce nadać Trump swoim akcjom, lepiej pasuje gruba kreska flamastra.
Nie wiem, gdzie zaopatruje się w materiały biurowe obecna administracja prezydencka, ale przez ostatnich kilka kadencji, AT Cross Company z siedzibą w Providence na Rhode Island była dostarczycielką piór i długopisów prezydenckich.
***
Dzień po tym, jak poseł Matecki publicznie, w sejmie, zrzekł się immunitetu, miał się stawić rano w Prokuraturze. Okazało się, iż nie zdążył. Zajechały mu drogę trzy albo cztery samochody ABW i został zatrzymany. Czapki, rękawice skórzane, dresy; chłopaki chyba się dobrze bawią.
Ale to nie koniec. U redaktor Ewy Stankiewicz przeszukanie w celu znalezienia jakichś części prezydenckiego Tupolewa! Tym razem to żandarmeria wojskowa.
Widać, iż intensyfikuje się wyłączanie szeroko określonej prawicy (Kościół też się zalicza do tej kategorii). Być może przyszły jakieś rozkazy ponaglające, bo trudno mi uwierzyć, iż to wszystko dzieje się samo. Bardziej pasuje mi koncepcja, iż grupa rządząca ma mało czasu, bo „karząca ręka sprawiedliwości” może w końcu ich dosięgnąć i trzeba będzie zwinąć wagony cyrkowe. Starają się więc naszkodzić jak najwięcej, aby budowanie normalności napotykało na jak najliczniejsze przeszkody, a wiadomo też, iż pewnych rzeczy nie da się odtworzyć. Z grypy się najczęściej wychodzi, z zawału nie tak łatwo. Więc fundują nam takie zawały, gdzie się da. To pokazowe aresztowania ludzi, aby inni się bali, to niszczenie zakładów pracy, najczęściej nie do odbudowania. To drenaż pieniędzy, aby maksymalnie zubożyć społeczeństwo i kraj. No i wreszcie emigranci, którzy mają rozwarstwić i rozwodnić w miarę zintegrowane dotąd społeczeństwo polskie. Pan Gadowski w swoim felietonie w zasadzie łapie się za głowę mówiąc, iż to całe zło wokół, w ogóle nas nie rusza i nie obchodzi. Co się stało z ludźmi? Kiedyś taka bierność byłaby nie do pomyślenia.
Leszek Dacko