Wyższe sfery i niższe

niepoprawni.pl 3 dni temu

Za oknem jesień. Słoneczna, chłodna jesień. Jak zwykle nieco melancholijna czy smutna jesień. Warto więc się nieco pocieszyć. Trafiam do ważnego serwisu internetowego poświęconemu nowinom z życia celebrytów, artystów, artystek, innych wyższych sfer. A tam aż kipi od nowin. Oto kilka wiadomości z serwisu poświęconego gwiazdom, gwiazdkom, gwiazdeczkom i… plotkom. „Zakochali się w sobie… dziś on jest z inną” – dział Relacje i Związki. Tragedia, kobieca tragedia, los kobiecy. Wszyscy faceci są tacy sami! Z drugiej strony… On był w relacji z jedną, dziś jest w relacji z inną. Ona była w relacji z jednym, dziś, jutro będzie w relacji z innym, inną… Do wyboru, do koloru. Dzięki temu poziom relacyjności rośnie w sferach „warszafkiej High Society”, czyli naszych wyższych sferach z okolic Konstancina, Jeziorna czy innego Wilanowa.

„Roztańczony … z największymi gwiazdami” – to dział „Gwiazdy telewizji”. Obok zdjęcie trzech „gwiazd”. Trzy młode, ładne kobiety, jak to mówią: podobne do siebie, wyrobione à la lalka Barbie, różniące się tylko kolorem włosów. Czy te nasze „gwiazdki” – tak pozwolę sobie je nazywać – umawiają się przed występem co do koloru włosów? Podobnie drużyny siatkarzy czy koszykarzy ustalają kolor koszulek na meczu. Ma to sens, bowiem po rysach twarzy, szczególnie z dużej odległości – wiadomo, stadion – trudno byłoby było je odróżnić. Wszystkie jak spod jednej matrycy. Jaki wzorzec taka kopia. Nic dziwnego, iż nasze cudne „artystki” się zlewają. Po piosenkach, głosie czy aranżacji także, prawdę mówiąc, są nierozróżnialne. Gdyby te „artystki” zamieniły się piosenkami, nikt by nie zauważył różnicy. I ten panie, te „gwiazdki”, we trzy roztańczyły cały stadion. Naprawdę, cały? I gdzie roztańczyły? Tylko kim są „gwiazdki”? Czy „gwizdki?” Kto jest kim? Która to artystka A, która B, a która C?

Unikam starannie oglądania polskich filmów tudzież seriali. Z małymi wyjątkami. Podobnie nie oglądam meczy polskich trampkarzy, zwanych reprezentacją. Polski film i polska piłka nożna to ten sam poziom. Głęboki uraz z ostatnich trzydziestu lat. Warunkowanie nabyte, wytrenowane jak u pasa Pawłowa. Umykam także naszych piosenek, piosenkarzy, piosenkarek i piłkarek, festiwali i benefisów, tancerek, tancerzy i innych „celebrytów” z Konstancina. Stąd po prostu nie wiem, kim one są. Chyba jedną z tych „artystek” odróżniam. Oglądałem kiedyś film o polskich prostytutkach na gościnnych występach w Dubaju. Dubaj, arabscy szejkowie i inni bogacze to prawdziwie wielki świat, spełnienie marzeń każdej panienki lekkiego prowadzenia, nazwijmy to oględnie. Ten film to jeden z wyjątków od ogólnej zasady. Jedna z tych „artystek” mi się kojarzy z tego filmu. Ale mogę się mylić.

Inne wyjaśnienie? Jestem po prostu starym, zgryźliwym piernikiem. Albo wapniakiem, jak kiedyś mówiono. Który odpadł nie tylko ze wielkiego, ale ze współczesnego świata i wyśmiewa się z tego, z czego go i tak wykluczono. Jak te wredny bachor, oddzielony szybą od słodyczy, złośliwie pluje na szybę. Może i tak. Ale aż tak stary to nie jestem. Młody duchem, jak mówią.

Szczęsna nowina o naszym świecie piłkarskim. Nasza piłkarka (tak się to nazywa?) – to jest kobieta grająca w piłkę nożną – jest gwiazdą (!) w żeńskiej piłce nożnej. Męska piłka szoruje po dnie albo ugrzęzła w mule, a kobieca szybuje. Hen wysoko. Byłoby pięknie, gdyby nie to…, iż kobieca piłka nożna ma tyle zwolenników co paraolimpiada. Może więcej, może mniej, trudno ocenić. Tylko naprawdę wybrani i wytrawni fani doceniają piękno atletów ścigających się na wózkach inwalidzkich, czy pań kopiących piłkę. Ale co ja wiem.

Znów odezwał się ta moja zgryźliwość tudzież złośliwość. Nie moja wina, przysięgam. Jakim mnie Panie Boże stworzyłeś, takim mnie masz! Pretensje proszę to do kogo innego. Wróćmy do wiadomości o lepszych i dla lepszych. „Pani … ostro oceniła inna panią, teraz się tłumaczy”. Rozumiem: panie pokłóciły się: jedna powiedziała drugiej, co o niej myśli, ta się odwzajemniła szczerością. Dały sobie po razie a potem się pogodziły. Zwykła babska pyskówka, jakich mnóstwo, ale tekst jest. Może kogoś zainteresuje. Na zdrowie.

„G. T. zadała szyku na scenie. Na scenie przyćmiła choćby sławę znanego aktora”. Przyznaję: czytam i cytuje tylko nagłówki na tym portalu. Ani nie śmiem zaglądać w głąb tych mądrości, ani mi się nie chce tego czytać. Do czytania czeka instrukcja obsługi zmywarki. Od dwóch bodaj lat. Wyrzut sumienia. Jak przestudiuję instrukcję do zmywarki, przeczytam i te rewelacje. Na razie zbieram się w sobie. Więc póki co same nagłówki. G. T. akurat znam, kiedyś była (jest?) prezenterką czy dziennikarką telewizyjną, specjalizacja - film. Zwyczajnie, lubiła paplać o filmie, o filmach, aktorach. Najbardziej uwielbiała ładnie wyglądać. Nienagannie ubrana, idealna fryzura, makijaż, uśmiech no i uroda. Słowem… olśniewająca, jak piszą w kobiecych magazynach. Nie wiem, jakiego znanego aktora „olśniewająca” G. T. zaćmiła. Znany aktor, czyli aktor, który wystąpił z powadzeniem w wielu filmach. I tu się kryje babska prawda. Ten serwis i podobne skierowane są głównie do piękniejszej części naszej populacji.

Mają rację, co tu dużo gadać. „Najlepsze kreacje z festiwalu w Gdyni” pomijam. Przypomnienie, iż istnieje coś takiego jak festiwal w Gdyni, i iż się odbył. „Widzowie zakłopotani po słowach Mi. Odniosła się do zachowania Ma”. Uwaga wiadomość: EXCUSIVE. Pyskówka interpłciowa. Pan powiedział czy napisał coś, pewnie głupiego, pani mu odpowiedziała. Albo na odwrót. W to nie wnikam. Nie mam pojęcia, co tu jest takiego szczególnego. Ale pewnie to interesujące dla fanów czy fanek gatunku celebrytów z Konstancina. Idźmy dalej w przeglądzie wyższych sfer.

„K. potwierdziła doniesienia w sprawie małżeństwa. Mój mąż wszystko popsuł.” K. to była prezydentowa, czyli ferst lejdi. Pamiętam, jak pani K. kłamała w żywe oczy w pierwszej kampanii wyborczej jej męża. Łgała bezczelnie, iż jej MĄŻ ma tytuł magistra, i iż sama widziała dyplom męża. Było, minęło. Teraz pani i pan K. to sam szczyt celebryctwa rodzimego, podwarszawskiego. Pani K. to wyrocznia mody, elegancji i savoir-vivru. Savoir-vivre oznacza znajomość dobrych manier, reguł, konwenansów obowiązujących w bajorku tzw. śmietanki towarzyskiej. Ale także oznacza po francusku: wiedzieć, jak żyć. Trzeba przyznać, iż madame K. była prezydentowa, zasady savoir-vivru ma w małym palcu. W obu znaczeniach. Doskonale wie, jak ustawić się z wiatrem, to jest jak dobrze i przyjemnie żyć. Atoli choćby w sielankowe życie madame K. wdarł się cień goryczy. Niby jadowity wąż do raju. Kto jest sprawcą tego cierpienia? Oczywiście on, jej MĄŻ! Eksprezydent K. Co za niewdzięcznik! Niegodziwiec! Gdy ona tyle dobrego mu dała, poświęciła najlepsze lata swego życia! Sprawiać taki zawód, ból swej lepszej połowie, madame K.! Ale to ból… bolesny. Aż madame K. uroniła kilka łez. Co rozmazało jej idealny tusz na rzęsach. To tylko supozycja, bo nie czytałem dalej, jak wspomniałem.

Być może cierpienie sprawione przez męża było tak dotkliwe, iż madame K. zapomniawszy w burzy uczuć zwilżyć w buzi i przeżuć zakrztusiła się okruszkiem bezy!? Kiedyś madame K. w swoich najlepszych latach, udzielała porad, jak przy pomocy noża i widelca jesć bezę. Co to były za cenne rady, porady. interesujące jakich porad udzielała swemu małżonkowi? Żeby chlał nie więcej niż jedną butelkę whisky dziennie? I to 0.7 a nie litra? Żeby wszył sobie esperal? Lub poszedł na terapię? Poskutkowało. Szanowny małżonek dobrze wygląda w telewizji. Schludny, język mu się nie plącze. Trzeźwy od lat. Przynajmniej w telewizji. jeżeli pije, to z umiarem. Można wygrać z nałogiem przy takiej małżonce. Jestem szczerym wielbicielem madame K i jej eksmęża, eksprezydenta. Oboje uwielbiam, jak… dzisiejsza nastolatka gwiazdy k-popu. Dziwne. Miało dziś nie być o polityce, a tu skupiam się na madame K. i jej małżonku, eksprezydencie. Czy eksmałżonku? Przyzwyczajenie drugą naturą. Wracając do tego, iż mąż wszytko posuł.

Zawarta jest tu prawda, oczywista dla wszystkich czytelniczek tego portalu. Mąż, czyli facet wszysko psuje. My, panie jesteśmy niewinnymi ofiarami męskiej opresji i wyzysku. Winni są zawsze mężczyźni. I to jest prawda. Oczywista oczywistość, jak ktoś powiedział. Dochodzimy do wniosku, iż dobry portal czy czasopismo pisze to, co czytelniczki, czytelnicy już wiedza. Cała sztuka to powiedzieć to samo, ale innymi słowami. Na kolejnym przykładzie potwierdzić osąd i dobre samopoczucie czytelniczek. Broń Boże ich nie wzburzać, zmuszać do myślenia ani wprowadzać na nieznane wody. Oto źródło sukcesu. Sławy, pieniędzy.

Jest jak jest. A będzie co wszyscy wiedza. „Najpierw głośne rozstanie z G. a teraz takie wieści o L. Potwierdził to, czego wszyscy się domyślali?”. Czy to znaczy, iż L. wyjawił tajemnicę budowy czarnych dziur (ang. Black Holes)? Albo objaśnił przepowiednie Nostradamusa? ! Chyba nie. W tytule zwarta jest szarada. Spróbujmy ją rozwikłać. Rozumiem, iż pani G. rozstała się z panem L. Lub L. z G. bez znaczenia. Potem przyszły wieści, których wszyscy się domyślali. Jakie? Oczywiście nie te o czarnych dziurach. Czyżby L. spiknął się ponownie z G. lub na odwrót? G. i L. byli partnerami. Potem przestali być partnerami. Teraz znów są partnerami. Tylko kogo to obchodzi, poza G. i L? Inna możliwość: G. związała się z C. C. z N. N. z K. a K. z L. Taki łańcuszek partnerstwa. Wynika z tego, iż G. partneruje L. ale przez szereg, krótszy czy dłuższy pośredników. I wszyscy żyją i partnerują wzajem sobie radzi. Przyznajmy, ciekawsza to propozycjach zwłaszcza na portalu plotkarskim. Jedna uwaga. Nie od rzeczy byłby pomysł, alby celebryci, celebrytki nosili widoczne znaki negatywnych testów na HIV i inne choroby przenoszone drogą płciową, w tym weneryczne. W formie np. bransoletki, klipsy na uchu, pierścienia czy czegoś podobnego. Spojrzy celebryta(tka) na innego celebrytę(tkę) widzi i wie: z nim, z nią mogę się związać bez ryzyka poważnej, lub nieuleczanej choroby. Najlepiej w odpowiednich kolorach. Zielny – robimy to! Żółty – czekam na wyniki testów. Czerwony – może kiedy indziej? Jak się wyleczę? Proste rozwiązanie jakże udławiłoby związki i partnerstwo celebrytów w wyższym świecie!

Nie osądzam, nie oceniam. Niech sobie partnerują, ile wlezie, o ile są pełnoletni, pełni władz umysłowych i bez przemocy. Kiedyś oglądałem film znanego, duńskiego reżysera. O człowieku, który znalazł szczęście w domu dla upośledzonych umysłowo. Debili lub idiotów w sensie medycznym. Tacy także się rodzą a w postępowej Danii trafiają do odpowiednich domów opieki. Bohater był zdrowy, tylko udawał debila. Pensjonariusze nie udawali, ale wszyscy znajdowali euforia i spełnienie w orgiach. Wiadomo, z głupimi to łatwo idzie. Trochę perwersyjny obraz. Ciekawe, jak by to oceniła „znawczyni kina”, zawsze olśniewająca G. T.? Mniejsza o to.

Ostatnio tytuł. „M. G. przyznała się do tego dopiero po latach. „Dostałam od życia lekcję””. Biedna, biedna M. G. gwiazda i kucharka postępowej telewizji. Biedna nie w sensie materialnym – podobno w jej cukierni cena jagodzianki to 70 zł – atoli jej dusza cierpli. Lub cierpiała. jeżeli ma dusze, co nie takie pewne, bowiem jest chyba ateistką. Chrześcijańska ateistką, ale jeżeli chodzi o Jahwe, kto wie? Delikatne, wrażliwie panie uwielbiają takie historie o biednym bogactwie. O tej, co pracą, talentem, tu kulinarnym talentem jako kucharka, i wyrzeczeniem doszła do milionów. Ludzie w ogóle lubią szczęśliwy koniec. Nikogo nie interesuje, gdy ktoś cierpi, męczy się a na koniec zdycha w biedzie i zapomnieniu. Pies go trącał. Co innego szczęśliwi zwycięzcy. Gwiazdka - kucharka M. G. także korzysta. Zna zasadę: niech piszą, obojętnie źle czy dobrze, byleby nie przekręcali nazwiska. Sprzeda więcej jagodzianek, czysty zysk

Wszyscy zyskują. Jest miło, ciepło, przyjemnie. Zło zostaje ukarane, dobro nagrodzone. Nieodłączny happy end na koniec. I o to chodzi. Cóż mi zostaje? Chyba przeczytać instrukcję do zmywarki. A potem zgłębiać swobodnie tajemnice partnerstwa pani G. z panem L lub cierpień młodej kucharki na dorobku. Albo użalić się i współczuć eksprezydentowej, która zawiódł ten nicpoń, jej małżonek, eksprezydent na trzeźwo. Prawdziwe cierpienie, kłopoty i troski wartościowych, utalentowanych i lepszych ludzi. A nie jakieś tam wymyślone problemy ludzi z nizin, z plebsu, bez talentu ani osiągnieć, którzy nigdy nie zatańczą w tańcu z gwiazdami, i którzy… nikogo nie interesują.

Iść z ludźmi. Być z ludźmi. Z najlepszymi, z najlepszymi z najlepszych, z celebrytami, gwiazdami, gwiazdkami, z elitą z Konstancina, Wilanowa i Jeziorna. Oto szczyt marzeń! A iż serwisy poświęcone dla kobiet zwierają informacje interesujące również dla mężczyzn, cóż w tym dziwnego. Naprawdę, spodobał mi się ten serwis i sprawy, problemy tam poruszane. Żyjemy w czasach triumfu kobiecości. W wojnie płci męka połowa poniosła klęskę. To fakt. Na zachodzie poniosła klęskę. W drugim, trzecim, muzułmańskim czy afrykańskim świecie jeszcze nie. Na progresywnym Zachodzie wielu mężczyzn ubiera się jak kobiety, zachowują się jak kobiety, choćby myślą tak samo. Ale to inna opowieść.

© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.

Idź do oryginalnego materiału