Wyznania powerpointofoba

3 lat temu


Jak już tu parokrotnie pisałem (ale chyba w komentarzach, nie w notce?), jestem powerpointofobem. Lata spędzone w korporacji wyrobiły we mnie odruch emetyczny na widok „menadżera który na spotkaniu z zespołem pokazuje slajdy”.

Oczywiście, nie chodzi mi o niechęć do prezentacji jako takich. W końcu sam od kilkunastu lat mniej lub bardziej zawodowo się tym zajmuję.

Kiedy mowię młodzieży o DNA, pokazuję oczywiście obrazek, bo łatwiej podwójną helisę ze szkieletem fosforanowo-cukrowym i komplementarnymi parami nukleotydów pokazać niż opisać. Ale to ilustracja do moich słów, a nie zastępcza kartka, z której odczytam głosem swoje „przemówienie”.

Lider odczytujący slajdy to lider, które sam nie wierzy, w to o czym mówi. Używa prezentacji jako sposobu na uniknięcie dyskusji, bo najbardziej na świecie boi się w tym momencie pytania „ale jak pan, panie liderze, chce osiągnąć te świetlane cele”?”.

To było widać, kiedy liderzy Platformy przedstawiali pomysł na koalicję, która przyniesie 276 mandatów. Ich pomysł zakładał po prostu, iż się to uda. Ale jak? Nie wiadomo do dzisiaj.

To samo było, gdy Trzaskowski pokazywał slajdy, jak to założy z Krzywnos „Nową Solidarność”. Po co? Z kim? Jak? Tego nie wiemy do dzisiaj.

Jeśli ktoś ma coś konkretnego do powiedzenia, robi konferencję prasową, na której jest gotów odpowiadać na pytania. Gdy robi pokaz slajdów to znaczy, iż boi się pytań.

Osobiście nie zamierzam zaszczycać prezentacji Morawieckiego większą uwagą niż ta, którą przyznałem „Solidarności 276” Budki i Trzaskowskiego. Potraktuję to serio dopiero jeżeli poznam odpowiedzi na konkretne pytania typu „jak zwalczać śmieciówki bez zwiększenia kompetencji inspekcji pracy”. Czyli nigdy, bo jakby znali odpowiedź, to by się nie chowali za slajdami.

Część propozycji mi się wstępnie podoba, jak choćby reforma podatkowa. Być może sam będę na niej stratny, ale obecny system jest po prostu idiotyczny (proszę spojrzeć na ten wykres).

Część budzi moje przerażenie, jak „budowanie domów bez pozwolenia”. Jakby w Polsce było jeszcze za ładnie!

Część to obietnice, które słyszymy od dawna. Ciągle ktoś robi slajd o odbudowie Pałacu Saskiego albo zwiększeniu nakładów na służbę zdrowia. Ile można?

Najbardziej szanuję takich polityków, którzy zamiast pokazu slajdów, działają. I szanuję ich także w partiach, na które nie głosuję.

Elżbieta Rafalska wprowadziła „500+” bez pokazywania nam slajdów, jaki fajny program kiedyś tam chciałaby zrealizować. Cezary Grabarczyk pokrył Polskę siecią dróg szybkiego ruchu, a jego poprzednik tylko w kółko pokazywał slajdy z tą samą mapką, z tymi samymi planami do zrealizowania (ale po roku byliśmy na tym samym etapie co rok wcześniej).

W rządzie ludzi, którzy potrafią dokonywać sprawnych, konkretnych działań, już po prostu nie ma – i chyba dostrzegają to już choćby wyborcy PiS. Morawieckiego i Trzaskowskiego pozornie różni bardzo wiele, ale jedno ich łączy – iż gdyby mistrz Wajda kręcił o nich film, zatytułowałby go „Człowiek z prezentacji”.

Prywatnie traktuję więc ten cały „Nowy Ład” tak jak owe żelastwo, które udawało stępkę podczas prezentacji planu budowy promów. Z których wyszło to samo, co z planu budowy miliona samochodów elektrycznych. Albo z „Nowej Solidarności” Trzaskowskiego i Krzywonos. Notkę o tym piszę adekwatnie tylko po to, żeby ewentualna dyskusja trzymała się jednego miejsca – niech ten temat zostanie w Centralnym Lotnisku im Solidarności Baranów, tam jego miejsce.

Idź do oryginalnego materiału