Występ dla prawie pustej sali, jednych Tusk nie zaprosił inni się nie zjawili

3 dni temu

Co najmniej dziwna impreza odbyła się 3 stycznia 2024 roku w Operze Narodowej, a miało być zupełnie inaczej. Przy wszelkiego rodzaju kryteriach ulicznych przeciwne sobie obozy polityczne zaczynają bój od liczenia uczestników demonstracji. Jak dotąd rekordzistą w tej dyscyplinie jest Donald Tusk, który naliczył milion maszerujących serc, chociaż choćby najbardziej sprzyjające mu ośrodki medialne nie doliczyły się jednej czwartej tej frekwencji. W Operze Narodowej frekwencji rozmnożyć się nie da, bo liczba miejsc jest po pierwsze ograniczona, a po drugie znana, no i trzeba powiedzieć, iż sala świeciła pustkami.

Dlaczego tak się stało? Najwyraźniej repertuar i solista nie przyciągnął widzów! Spektakl polityczny nosił tytuł „Polska prezydencja w UE” i Donald Tusk cienko na scenie wyglądał. Widać wyraźnie, iż solista „koalicji 13 grudnia” się zużywa, to i publiczność do 5.00 nad ranem w kolejce po bilety i pizzę nie stoi. Do tego wszystkiego doszły jeszcze bardzo osobliwe zachowania organizatorów i honorowych gości. W pierwszej kolejności media poinformowały, iż na imprezie nie pojawi się szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Powodem absencji miała być choroba, dokładnie przeziębienie, jednak dość gwałtownie pojawiły się spekulacje, iż to raczej choroba dyplomatyczna. Ranga uroczystej gali znacząco spadła i to nie koniec tylko początek zgrzytów.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych o od wielu dni prowadzi wojnę dyplomatyczną z Węgrami i jest to skutek udzielenia azylu politycznego Marcinowi Romanowskiemu. W ramach tej wojny MSZ ostentacyjnie pominęło na liście gości ambasadora Węgier w Polsce i jest to o tyle istotne, iż to właśnie Węgry przekazały Polsce prezydencję. Decyzję podjęte przez Radosława Sikorskiego w krótkich słowach skomentował szef dyplomacji węgierskiej: „dziecinne i żałosne”. Trudno z tą oceną polemizować, rzeczywiście minister Sikorski, nie pierwszy zresztą raz, wykazał się obiema cechami przywołanymi przez ministra Węgier.

Największą burzę wywołała jednak absencja prezydenta Andrzeja Dudy, który na galę wysłał swojego doradcę od polityki zagranicznej i stosunków międzynarodowych Wojciecha Gerwela. Absencję prezydenta bardzo wymownie skomentowała też szefowa kancelarii Małgorzata Paprocka:

Po wysłaniu zaproszenia nie było żadnego kontaktu z KPRM czy MSZ w tej sprawie. Można z tego wnioskować, iż dla organizatorów nie było to istotne wydarzenie.

Na pierwszy rzut oka nieobecność Andrzeja Dudy może wyglądać jak klasycznym foch, ale kontekst polityczny jest bardziej skomplikowany. Dzień wcześniej stacja RMF FM podała następującą informację:

Rząd Donalda Tuska nie chciał, żeby prezydent Andrzej Duda witał unijnych przywódców i był gospodarzem takiego spotkania, wolał więc zrezygnować z organizacji szczytu.

Ile w tym jest prawdy przeciętny Kowalski nie jest w stanie zweryfikować, nie ulega natomiast żadnej wątpliwości, iż Polska nie zorganizowała nieformalnego szczytu UE, co jest zwyczajowym działaniem przed objęciem prezydencji. Wiele wskazuje na to, iż prezydent Andrzej Duda, który doskonale pamięta, jak Donald Tusk zaaresztował rządowy samolot, żeby śp. Prezydent Lech Kaczyński nie mógł pojawić się na szczycie w Brukseli, nie dał się wciągnąć Tuskowi w kolejną prowokację. Decyzję prezydenta można różnie oceniać, ale skutek jest taki, iż solista Donald Tusk nie wykonał arii, tylko starą śpiewkę do prawie pustej sali, a w każdym razie sali pozbawionej obecności prominentnych gości.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału