Posiedzenie sejmowej Komisji Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Środków Przekazu miało dotyczyć procedur, regulaminów i odpowiedzialności przewodniczącego. Zamiast tego stało się kolejnym dowodem na to, jak głęboko w polskim parlamencie zakorzeniła się kultura pogardy. W roli głównej wystąpił poseł Prawa i Sprawiedliwości Marek Suski – polityk, który od lat zdaje się mylić mandat poselski z immunitetem na obrażanie innych.
Spór zaczął się formalnie. Posłowie PiS złożyli wniosek o odwołanie Piotra Adamowicza (KO) z funkcji przewodniczącego komisji, zarzucając mu blokowanie głosu i manipulowanie terminami posiedzeń. Piotr Gliński mówił o „ograniczaniu debaty parlamentarnej”. Odpowiedź ze strony Koalicji Obywatelskiej była rzeczowa. – „Nie jest prawdą, iż odbieramy komukolwiek głos” – tłumaczyła Urszula Augustyn. – „Jeśli za skandal uważacie państwo dopuszczanie na posiedzeniu komisji kultury do głosu ministra kultury, no to trochę się nie rozumiemy”.
Nieporozumienie gwałtownie przerodziło się jednak w coś znacznie poważniejszego. Gdy wniosek o debatę nad odwołaniem Adamowicza został odrzucony, Marek Suski postanowił dać popis, który trudno nazwać inaczej niż sejmowym wybrykiem. – „Dziękuję, ja opuszczam tę komisję. Z debilami pracować nie można. Do widzenia państwu. Do widzenia debile” – rzucił, wychodząc z sali.
Te słowa nie były impulsywnym lapsusem ani jednorazowym „puszczeniem nerwów”. Były konsekwencją stylu politycznego, który Suski uprawia od lat. Stylu opartego na krzyku, personalnej zniewadze i ostentacyjnym lekceważeniu reguł. Poseł PiS nie tylko obraził swoich politycznych przeciwników. Obraził instytucję Sejmu i wyborców, którzy – niezależnie od sympatii partyjnych – mają prawo oczekiwać od parlamentarzystów elementarnej kultury.
Co więcej, nie był to pierwszy raz. W październiku 2024 roku, podczas posiedzenia tej samej komisji, Suski starł się z Piotrem Adamowiczem, oskarżając go o łamanie regulaminu. – „Pan jest aparatczykiem politycznym, a nie przewodniczącym komisji” – krzyczał. Gdy przewodniczący zamykał głosowanie, padły jeszcze mocniejsze słowa: – „Do cholery, czy pan jest debilem?”. To już nie incydent. To wzorzec.
W tym sensie Marek Suski jest postacią modelową dla pewnej formacji politycznej. Nie dlatego, iż reprezentuje jej program, ale dlatego, iż ucieleśnia jej stosunek do instytucji państwa: regulaminy są przeszkodą, przeciwnik jest wrogiem, a debata – stratą czasu. W tej logice agresja staje się narzędziem, a chamstwo – dowodem autentyczności.
Szczególnie ironiczne jest to, iż do takich scen dochodzi w komisji kultury. Trudno o bardziej wymowny symbol. Polityk, który nie potrafi zapanować nad językiem, współdecyduje o mediach publicznych, dziedzictwie narodowym i standardach debaty. To nie tylko kompromitacja osobista, ale także systemowa.
Najbardziej niepokojące pozostaje jednak milczenie zaplecza politycznego Suskiego. Brak wyraźnej reakcji ze strony klubu PiS oznacza przyzwolenie. A przyzwolenie oznacza normę. W ten sposób sejmowy rynsztok przestaje być wypadkiem przy pracy, a staje się codziennością.
Marek Suski nie jest więc wyjątkiem. Jest objawem. Objawem polityki, która zamiast argumentów wybiera obelgi, a zamiast odpowiedzialności – demonstracyjną pogardę. I to właśnie ten objaw powinien dziś budzić największy niepokój.

23 godzin temu











