Wyprzedajemy się, aby ratować domowe budżety

1 rok temu
Tradycyjne pchle targi i zbywanie używanych towarów w sieci to prosty sposób na pozbycie się tego, co nam zalega i zdobycie gotówki na to, co jest nam potrzebne. Fot. Bogdan Myśliwiec

W trudnych czasach lepiej wyprzedawać to, co zbędne, niż zaciągać długi. Szczególnie iż o kredyty coraz trudniej, a warunki spłaty są ryzykowne. Sprzedażowe fora i platformy pełne są więc towarów z drugiej ręki, a wielu sprzedawców nie kryje, iż żegna się z przedmiotami, które posiadali od lat i nie dlatego, iż chcą, ale iż muszą.

„Nie chcę, ale muszę”, „Muszę uszczuplić moje zbiory, bo rachunki ważniejsze niż pasja”, „Sprzedaję, choć serce się kraje”, „Oddam za połowę wartości, bo nie mam innego wyjścia. Rachunki same się nie zapłacą” – takie i dziesiątki innych, podobnych wpisów można znaleźć na facebookowych grupach sprzedażowych. Do części z nich dodane są choćby faktury za prąd, ogrzewanie lub czynsz. Ciężkie czasy nie biorą jeńców, poradzą sobie tylko ci, którzy potrafią zrezygnować z tego, co zbędne, aby uratować to, co pomoże przetrwać kryzys i żyć dalej, kiedy uda się wyjść na prostą.

Mam coś, co wymienię na monety

Każdy przedmiot ma swoją wartość, trzeba tylko wiedzieć gdzie i komu go sprzedać.
– Od kilku lat jestem członkiem kilkunastu grup sprzedażowych na Podkarpaciu. zwykle pojawiają się na nich posty o sprzedaży przedmiotów użytku codziennego. Ubrania, buty, wyposażenie wnętrz i inne przedmioty codziennego użytku. Komuś coś zaczęło zawadzać w domu, chce coś zmienić, coś się znudziło albo z czegoś wyrosły dzieci – puszczają to w drugi obieg i wymieniają na monety. Jest to świetna sprawa, bo na takich grupach jest od kilku do kilkunastu tysięcy osób i bardzo łatwo znaleźć nabywcę, szczególnie jeżeli sprzedajemy coś w okazyjnej cenie, czyli „za półdarmo” – mówi Andrzej Majda z Tarnobrzega. – Sprzedając lub kupując od kogoś, kto mieszka w okolicy, nie musimy także martwić się o transport. Odbiór osobisty to słowo klucz takich grup. Umawiamy się na przystanku, obok sklepu, pod blokiem i już z rączki do rączki przechodzi towar i pieniądz. Obie strony są zadowolone. Z moich obserwacji wynika jeszcze, iż jeżeli mamy coś bardziej unikatowego, coś, co mogą docenić hobbyści lub kolekcjonerzy, warto poszukać właśnie takich grup. Gromadzą się tam użytkownicy Internetu, którzy siedzą w jakimś temacie, którzy dobrze znają daną branżę i co najważniejsze, potrafią docenić wartość danego przedmiotu. Przykład? Nie tak dawno na tarnobrzeskim forum jedna pani sprzedawała kwiat w doniczce i zażyczyła sobie za niego 350 zł. Na falę krytyki i dezaprobaty nie trzeba było długo czekać. „Życzliwi” odsyłali sprzedającą do popularnej sieci dyskontów, aby sprawdziła, ile dany kwiatek kosztuje. Dyskusja gotowała się do czasu, gdy odezwał się ktoś, kto zachwycił się kwiatem i podpowiedział sprzedającej, aby wystawiła go na grupie kolekcjonerskiej, bo tam takie okazy są sprzedawane choćby trzy razy drożej. Ujadacze zamilkli, a sprzedająca podziękowała za radę. Przyznała, iż wie, iż jej kwiat jest o wiele więcej wart, ale nie chciała wysyłać go, aby nie ryzykować, iż zostanie uszkodzony w transporcie. Ogłoszenie zniknęło, więc albo jednak ktoś, kto się znał, kupił jej okaz, albo postanowiła ogłosić się gdzieś indziej.

Inny sposób zaciskania pasa

Skutki inflacji odczuwamy przy każdorazowych zakupach. Fora sprzedażowe tętnią jednak w ostatnim czasie od zakupów i sprzedaży, które raz, iż pozwalają nabyć coś okazyjnie, a dwa, ułatwiają pozbycie się rzeczy, które nam już nie służą.
– Zrobiłam kiedyś taki eksperyment w swoim mieszkaniu. Rozglądnęłam się po swoim pokoju i spróbowałam wycenić każdą rzecz, która się w nim znajdowała. Oczywiście, nie były to ceny katalogowe, ale takie, które moim zdaniem każdy z przedmiotów mógłby kosztować, gdybym chciała je spieniężyć. Już po godzinie takich wycen, zorientowałam się, iż mam w przedmiotach, w które „obrosłam” przez lata ogrom zamrożonej gotówki, którą najwyższy czas, choćby w części odzyskać. Wystawiłam na sprzedaż kilka ubrań, trochę książek, jakieś „kurzołapy” i część z nich sprzedałam – mówi Anna ze Stalowej Woli. – Taniej niż zakładałam, ale i tak, bardziej mi się to opłacało, niż gdyby te rzeczy dalej u mnie zalegały. Za zdobytą gotówkę kupiłam sobie nowe rzeczy. Niby nie ma w tym nic odkrywczego, ale jednak dla mnie było to fajne uczucie, bo nie naruszając mojego domowego budżetu, kupiłam sobie coś, na co miałam ochotę. Teraz myślę o tym, aby tak zapłacić chociaż część rachunków. Wydaje mi się, iż to taki inny, bardziej przyjazny sposób zaciskania pasa. Nie do końca odmawiam sobie tego, co bym chciała, a jednocześnie nie przepuszczam wypłaty. Wiele osób tak kombinuje.

Rząd bierze się za lombardy

Sprzedaż na internetowych grupach i platformach ma wiele zalet, niestety czasem wymaga czasu, bo nie zawsze udaje się wszystko spieniężyć od ręki. Choć jeżeli tylko mamy czas, aby to zrobić, warto próbować. Przewagę w szybkości transakcji mają lombardy, ale tu, choć gotówkę dostaniemy od ręki, to będzie to tylko część faktycznej wartości zastawianego przedmiotu. Choć może i to się niedługo zmieni.
– Zakończyliśmy konsultacje publiczne w sprawie projektu ustawy o działalności lombardowej – powiedział we wtorek w Radiu Plus wiceminister finansów Piotr Patkowski. Dodał, iż liczy, iż jeszcze w lutym projekt trafi pod obrady rządu – cytuje go portal money.pl – Wspólnie z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz z Ministerstwem Sprawiedliwości przedstawiliśmy projekt ustawy i mamy nadzieję, iż jeszcze w lutym trafi do Rady Ministrów i prac parlamentarnych. Minister mówił, iż ze względu na fakt, iż konsumenci są słabszą stroną, w projekcie proponuje się szereg zmian, które mają chronić klientów lombardów i postawić ich w sytuacji równorzędnej w stosunku do przedsiębiorców z tej branży.
– Wprowadzamy maksymalne odsetki i maksymalne koszty pozaodsetkowe. Drugą kwestią jest sama zasada zastawu lombardowego, aby konsument wiedział, co się dzieje z zastawionym przedmiotem – stwierdził wiceminister finansów.
Czy faktycznie tak będzie? Pożyjemy, zobaczymy. jeżeli nie Internety i nie lombardy, zawsze zostają nam jeszcze pchle targi. Bo i te przeżywają w ostatnim czasie prawdziwy renesans.

Małgorzata Rokoszewska

Idź do oryginalnego materiału