Wyniki wyborcze Konfederacji: co zawiodło?

10 miesięcy temu

Tegoroczne wybory parlamentarne mogły być przełomowe dla polskiej polityki. Tracące na popularności Prawo i Sprawiedliwość nie miało szans na uzyskanie większości parlamentarnej, podobnie jak posiadająca wciąż spory elektorat negatywny Koalicja Obywatelska. Konfederacja w tym miejscu widziała się jako trzecia siła, która zadecyduje o kształcie przyszłego rządu; oczekiwania były uzasadnione, ponieważ partia notowała przez długi czas wysokie poparcie w sondażach, przekraczające choćby 10 proc. Skończyło się jednak na niezadowalającym wyniku 7,16 proc. Ta znaczna rozbieżność pomiędzy badaniami opinii publicznej a rezultatem wyborów wynikała nie tylko z kontrowersji wokół niektórych działaczy, ale także ze sposobu prowadzenia samej kampanii.

Rewolucyjne wybory

Mimo iż Konfederacja zyskała prawie 300 tysięcy nowych głosujących i wprowadziła 18 posłów, co pozwoliło na założenie klubu parlamentarnego, to wielu jej sympatyków jest głęboko rozczarowanych. Doświadczeni posłowie jak Krystian Kamiński czy Michał Urbaniak nie uzyskali reelekcji mimo otrzymania większej ilości głosów niż w zeszłym roku, a wizja Konfederacji jako trzeciej siły zdolnej do zakłócenia dominacji PiSu i Platformy, okazała się zbyt mocno nadmuchanym balonikiem. Do sukcesu brakło naprawdę niewiele, samo przekroczenie progu 7,5 proc. poskutkowałoby podwojeniem liczby mandatów.

W dużej mierze na niekorzyść Konfederacji wpłynęła atmosfera tegorocznych wyborów, która była zupełnie inna niż w poprzednich latach. Frekwencja wynosząca aż 74 proc. była rekordowa w historii, co negatywnie wpłynęło na małe partie. Dodatkowo społeczeństwo było głęboko spolaryzowane i skupione na walce dwóch największych ugrupowań. Większość głosujących, którzy pierwszy raz wybrali się do urn, zrobiło to sprawą wciągnięcia w wyjątkowo zaciekłą walkę pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością a Koalicją Obywatelską. Te kilkaset tysięcy nowych wyborców poszło zagłosować na jedną lub drugą partię wyłącznie z nienawiści, co było widoczne w kampaniach obu ugrupowań, które sprowadziły się do wyśmiewania strony przeciwnej. Wystarczy wspomnieć debatę z 9 października, gdzie Donald Tusk i Mateusz Morawiecki nie odnosili się merytorycznie do zadawanych pytań, ale atakowali się wzajemnie zaczepkami typu „Pinokio” czy „wszyscy na jednego, banda rudego”. Nam wydaje się to prymitywne i przypomina obraz „Idiokracji”, ale stworzenie czarno-białego świata bardzo się opłaciło partiom głównego nurtu. Według sondażu Ipsos late poll 30 proc. niegłosujących w poprzednich wyborach poparło teraz Koalicję Obywatelską, a 20 proc. Trzecią Drogę. Prawo i Sprawiedliwość zyskało mniej, tylko 15 proc. nowych osób, ale zachowało prawie 90 proc. swoich poprzednich wyborców.

Spolaryzowanemu społeczeństwu dano złudne wrażenie zero-jedynkowego konfliktu typu: „jesteś z nami albo jesteś po stronie zła” bez miejsca na alternatywę; Konfederacja w zależności od wypowiadającego się polityka, raz była potencjalnym koalicjantem PiSu, a innym razem PO.

Konfederacja, która uchodziła do tej pory za najbardziej prawicową światopoglądowo formację na polskiej scenie politycznej, zamiast dalej budować swoją autentyczność, dała się wciągnąć w tę grę i próbowała upodobnić się do największych partii. Przestała głosić swoje najbardziej chwytliwe postulaty o wyjściu z Unii Europejskiej, o wasalnej polityce wobec Ukrainy i sanitaryzmie. Zamiast sprawdzonych tez promowała w mediach Wiplera postulującego wręcz przeciwną narrację.

Strategia łagodzenia przekazu jest z góry skazana na porażkę, gdyż Konfederacja nigdy w opinii publicznej nie stanie się „fajną” partią, jak na przykład Polska 2050. Osoby, które mają centrowe lub lewicowe poglądy, zawsze wybiorą którąś z partii opozycyjnych. Konfederacja nie zyska żadnych dodatkowych głosów, ale straci poparcie konserwatywnego elektoratu i spadnie poniżej progu.

Tak między innymi część głosów powędrowała do Trzeciej Drogi, która skopiowała program gospodarczy Konfederacji (choć po wyborach już się z niego powoli wycofuje, punkt dobrowolnego ZUSu zmieniła na „chwilową przerwę w płaceniu składek”) i również sprzeciwiała się masowej imigracji, przy okazji podpinając się pod sojusz totalnej opozycji, co pozwoliło na dużą przychylność mediów.

Nierówna walka z aparatem władzy

Kolejną trudnością w pozyskaniu nowego elektoratu była medialna cenzura. Podczas gdy Konfederacja musiała polegać na mediach społecznościowych, obóz rządzący i totalna opozycja mogły liczyć na stacje telewizyjne z milionowymi odsłonami.

Szczególnie dotkliwa dla Konfederacji była nieobecność w TVP, stacji cieszącej się przez cały czas sporą oglądalnością (3,1 mln widzów w sierpniu 2023 roku). Zgodnie z prawem nadawca publiczny jest zobowiązany do udostępniania sprawozdań dotyczących czasu przedstawiania danych partii politycznych. Z najnowszego sprawozdania TVP za II kwartał 2023 roku wynika, iż najwięcej czasu poświęcono politykom PiS oraz innym partiom sprzyjającym władzy (80,38 proc.). Sam PiS otrzymał ponad 73 proc. czasu antenowego dla partii politycznych. Politycy Prawa i Sprawiedliwości w okresie od kwietnia do czerwca otrzymali łącznie 251 godz. 53 min i 49 sek. czasu antenowego. Na drugim miejscu – po PiS – znaleźli się przedstawiciele Nowej Lewicy (7,56 proc.). Podium zamknęli przedstawiciele PSL z wynikiem prawie 6,31 proc. W zestawieniu brakuje Konfederacji, bali się napisać 0 godzin, 0 minut, 0 sekund. Przedstawiciele tej formacji nie wystąpili w TVP w I i II kwartale 2023 roku. Ostatni raz pojawili się w TVP w IV kwartale 2022 roku.

Nasuwa to pytanie o naruszenie równości szans w wyborach. Media publiczne powinny „realizować misję publiczną, oferując całemu społeczeństwu i poszczególnym jego częściom, zróżnicowane programy cechujące się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością”, a ślepo służyły PiS.

Korwin i lekka pedofilia

Faktem jest, iż Korwin, będąc jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy polskiej polityki, poważnie zaszkodził Konfederacji swoimi kontrowersyjni stanowiskami, na podstawie których dałoby się napisać niejedną książkę.

Mam wielu znajomych, którzy po usłyszeniu wypowiedzi Korwina, szczególnie tych o kobietach, zrezygnowali z popierania Konfederacji. Na nic zdało się tłumaczenie, iż w ramach tej formacji działa kilka różnych partii, liderzy odcinają się od jego poglądów, a sam Korwin już od dawna nie jest prezesem Nowej Nadziei. Tak bardzo obrzydził im całe ugrupowanie. Myślę, iż w skali kraju takich osób mogło być choćby kilkadziesiąt tysięcy.

Przykładem braku wyczucia Korwin-Mikkego była afera „Pandora Gate” nagłośniona przez Sylwestra Wardęgę. Odkrycie przestępstw i przemocowych zachowań znanych influencerów określających się jako feminiści i aborcjoniści dało pretekst pod przeprowadzenie świetnej kampanii przeciwko lewicy i pseudoautorytetom. Ostatecznie za sprawą Korwina na poszkodowanego wyszła Konfederacja. Podczas audycji na żywo na jednym z portali społecznościowych polityk odniósł się do afery pedofilskiej wśród youtuberów, tłumacząc, iż „to do nastolatek należy decyzja, czy są dojrzałe i nie ważne, czy skończyła 15 lat”. Z kolei mężczyzna – argumentował – ma prawo się pomylić…

To nie pierwsze szokujące usprawiedliwianie pedofilii przez Korwina. Media wyciągnęły inne wypowiedzi sprzed lat, jak „wiek zgody powinien zaczynać się od pierwszej miesiączki. Są dziewczynki, które mają 12-13 lat i są całkowicie dojrzałe. Nie można nikogo winić, iż pomylił 12-latkę z 18-latką”.

Nie sposób zrozumieć, jaki cel przyświecał Korwin-Mikkemu. Wyborców nie interesuje to, czy dziewczynka jest gotowa do rozmnażania, chcą twardych konkretów, rozwiązania problemów migracyjnych, kryzysu mieszkaniowego i wysokich podatków. Lekka pedofilia i autostrady akwarelisty już nikogo nie interesują.

Kolejnym przedwyborczym strzałem w stopę było uczestnictwo w spotkaniu Fundacji Patriarchat, gdzie padły m.in. takie słowa: „kobiety były częścią gospodarstwa domowego, wprawdzie o statusie wyższym niż inwentarz czy dobytek ruchomy, ale mimo wszystko nieuczestniczący na równych prawach w procesach decyzyjnych”. Który prominentny polityk pojawia się na takiej konferencji? Czy Korwin nie przejrzał, kto będzie tam przemawiał i jakie będą reprezentować poglądy? Przeciętny Polak ma wyobrażenie o Konfederacji jako partii mizoginów, dokarmianie opinii kolejnymi kontrowersjami może przynieść tylko jeszcze większą nagonkę na tę formację.

Na szczęście wyborcy zdecydowali i polityk nie dostał się ponownie do sejmu. Mimo iż był „jedynką” na liście, otrzymał zaledwie 10 tysięcy głosów. Dla porównania, w wyborach parlamentarnych z 2019 roku dostał ponad 60 tysięcy głosów, aż 6-krotnie więcej. Korwina wyprzedziła dwukrotnie z drugiego miejsca Karina Bosak, nieprowadząca kampanii ze względu na ciążę. Zwiastunem tej sytuacji były prawybory prezydenckie, gdzie inni kandydaci z partii KORWiN otrzymali wyższe wyniki na zjazdach wojewódzkich niż sam lider.

Kilka dni później, 18 października szef sztabu wyborczego Witold Tumanowicz poinformował, iż sąd partyjny wykluczył Janusza Korwin-Mikkego z Rady Liderów i zawiesił go w prawach członkowskich.

Szkoda, iż takie kroki podjęto dopiero teraz, ale obawy przed potencjalnymi konsekwencjami były zrozumiałe. Kiedy Korwina pozbawiano prezesury we wcześniejszych, współtworzonych przez niego partiach, ten odchodził i zakładał nowe, tak było w przypadku Unii Polityki Realnej czy Kongresu Nowej Prawicy.

Problematyczni kandydaci i brnięcie ku centrum

Błędem byłoby twierdzić, iż negatywna opinia o Konfederacji jest zasługą wyłącznie jednego człowieka, to efekt przyjmowania od dłuższego czasu niesprawdzonych kandydatów. Partii zdecydowanie brakuje profesjonalizmu w tej dziedzinie.

Na pierwszy rzut idzie Natalia Jabłońska z Gniezna, która wywołała kontrowersję swoją reakcją o zakazie uboju psów i handlu ich mięsem z 1986 r. We wpisie na Twitterze stwierdziła, iż taki zakaz jest niepotrzebny, ponieważ „mięso to mięso”.

Już wtedy na kandydatkę spadła fala hejtu, ale nie skłoniła ją do refleksji, a wręcz przeciwnie, zachęciło do udzielenia wywiadu dla „Gazety Wyborczej”. W rozmowie z dziennikiem stwierdziła, iż osobiście psa nigdy by nie zjadła, ale nie odniosła się bezpośrednio do kwestii samego zakazu. Jabłońska została przykładnie ukarana wyrzuceniem z listy, ale internet został już zelektryzowany informacją, iż Konfederacja namawia do jedzenia psów, a liderzy musieli tłumaczyć się z niesubordynacji polityczki.

Identyczny stosunek do zwierząt ma zresztą poseł Dobromir Sośnierz, wciąż pozostający w partii. Jego zdaniem zwierzęta to „maszyny zrobione z mięsa (…) Nie czują bólu dlatego, iż nie mieszka w nich żaden wewnętrzny obserwator, który mógłby ten ból odczuwać”. Taki temat mógłby być poruszony w czasopiśmie filozoficznym lub na debacie akademickiej (podobną opinię o zwierzętach miał, chociażby słynny filozof Immanuel Kant), ale nie w mediach i to jeszcze w trakcie kampanii wyborczej.

Przykłady kandydatów osłabiających wizerunek partii można by mnożyć. To chociażby Żaneta Nochowicz udostepniająca na swoim profilu teorie o płaskiej ziemi i rakotwórczej sieci 5G. Jest także Jakub Banaś wzięty na listy z powodu popularności swojego ojca, mimo iż o nim samym nie wiadomo nic, jakie ma poglądy, stosunek do aborcji, imigracji etc. Jest wreszcie Samuela Torkowska znana wyłącznie z rozebrania się dla CKM i niemająca żadnego doświadczenia politycznego. Trudno uwierzyć w jej konserwatywne poglądy patrząc na jej przeszłość, której publicznie nie ukrywa i nie żałuje. W filmie na TikToku porównywała swoją sesję dla pornograficznego magazynu do sztuki…

Podobnie rzecz ma się z brnięciem do centrum przez Przemysława Wiplera. Jego wypowiedzi dotyczące światopoglądu znacząco odbiegały od głównej linii partii, którą publicznie krytykował.

Podczas wywiadu dla radia RMF FM Wipler powiedział, iż jest zwolennikiem powrotu do kompromisu aborcyjnego, czyli aborcji eugenicznej. Oświadczył też, iż jego zdaniem Konfederacja nie powinna zajmować się kwestiami kulturowymi. Bronił także Joannę z Krakowa zatrzymaną przez policję za posiadanie nielegalnych środków poronnych. Kobieta kłamała później w mediach, iż powodem aresztowania było przeprowadzenie przez nią aborcji farmakologicznej.

„Policja jak wielokrotnie w podobnych przypadkach zachowywała się - delikatnie mówiąc - niedelikatnie, a myślę, iż również bezprawnie [...]. To jeden z obszarów, w których cały czas tkwimy - iż to milicja, nie policja” – skomentował Wipler.

W innej rozmowie dla tego samego radia oświadczył, iż głosował przeciwko przystąpieniu Polski do Unii i teraz tego żałuje, ponieważ „w chwili obecnej wychodzenie z Unii byłoby złe dla Polski”

Wipler nie jest więc mniej szkodliwy od Korwina. Może okazać się, iż część posłów pod jego wpływem będzie chciała zachować swoje stołki i iść w kierunku mitycznego centrum, a część w odrębną, ideową, co poskutkuje końcem formacji.

Już teraz z powodu odejścia Konfederacji od fundamentalnych idei jak podejście do aborcji, Unii i LGBT spowodowało, iż z Ruchu Narodowego odszedł znany działacz Konrad Smuniewski.

Powolne upodabnianie się Konfederacji do „bandy czworga” wykorzystała nowa, powstała w 2021 roku partia Polska Jest Jedna Rafała Piecha; ugrupowanie zebrało aż 351 tysięcy głosów, co przełożyło się na 1,65 proc. poparcia. Partia posługuję się hasłem „Bóg, Rodzina, Ojczyzna”, twardo stoi za ochroną życia od poczęcia do naturalnej śmierci i zaznacza, iż o ile kooperacja z UE nie będzie dla Polski korzystna, nie powinniśmy utrzymywać członkostwa za wszelką cenę. Gdyby Konfederacja nie wypierała się swoich konserwatywnych poglądów, na których zbudowała formację, to dziś cieszyłaby się 600 tysiącami nowych głosów, a nie zaledwie 300 tysiącami. Wyborców o tradycyjnych poglądach wciąż jest sporo i nie warto ich zaniedbywać.

Zbyt generacyjny elektorat

Konfederacja jako jedyna w Polsce jest partią generacyjną, skoncentrowaną głównie na potrzebach młodych wyborców. W poszukiwaniu oryginalności zwróciła się do wielkomiastowego, młodzieżowego elektoratu, z którym można wypić piwo, ale taki przeważnie nie chodzi na wybory, jest najmniej zmobilizowany. Według badania CBOS „twardy” elektorat Konfederacji, czyli ci, którzy ze stuprocentową pewnością zakładają głosowanie na tę formację, to tylko jedna piąta jej zwolenników (21 proc.). Tylko 50 proc. elektoratu Konfederacji była pewna udziału w wyborach.

Starszego elektoratu nie udało się pozyskać nie tylko ze względu na medialną cenzurę i zły obraz Konfederacji w telewizji, ale zniechęcenie zbyt rozrywkowymi treściami. Polityka budowania poparcia na sitcomie nie wyszła Konfederacji na dobre, na jednym z ostatnich tiktokowych filmów Sławomir Mentzen tłumaczył, iż jego loty helikopterem są tańsze od jednego pikniku PiSu, a 9 października zachęcał do pisania „XD” na kartach wyborczych i wstawiania zdjęć na socialmedia.

Prezes Nowej Nadziei o wiele lepiej prezentuje się na TikToku niż w rzeczywistości; takie wrażenie umocniło się po „Piwie z Mentzenem” w Poznaniu, gdzie sam zaprosił na scenę Ryszarda Petru, a później stracił inicjatywę i przegrał debatę z człowiekiem od „święta 6 króli” i „Morza Azorskiego”. Mentzen był bezradny w obliczu prostych pytań o likwidację ZUSu, aż w końcu puściły mu nerwy, gdy usłyszał o tzw. piątce Mentzena i zaczął wykrzykiwać do Petru tekstami z filmu „Chłopaki nie płaczą”. Szef partii, na którą według sondaży chciało zagłosować 10 proc. Polaków, nie powinien się tak zachowywać. choćby Janusz Korwin-Mikke, który przez poglądy był w debatach „czarną owcą”, niejednokrotnie „masakrował” lewaków dzięki chłodnej logice.

Podsumowanie

Najbardziej ideowy elektorat Konfederacji kilka miesięcy przed wyborami usłyszał, iż jest zbędny, bo Konfederacja jest teraz fajną, centrową partią, która liczy na głosy Julek i Oskarków. Partia dotychczas antysystemowa gwałtownie zmieniła swój cel, co było kompletnie szalone i nie mogło się udać.

Ten „TikTokowy” elektorat popierał przez krótki czas Konfederację, ponieważ nie interesował się polityką, a przecież wcześniej żaden polityk nie chodził pić piwa z wyborcami!

Taki wizerunek fajności trudno utrzymać bez kontroli nad mediami. Po antykampanii wymierzonej w Konfederację i pokazaniu Korwina namawiającego o zniesieniu wieku zgody czy praw wyborczych dla kobiet i Dobromira Sośnierza mówiącego o jedzeniu psów „fajnowyborcy” zorientowali się, iż głosowanie na Konfederację to jednak obciach. W taki o to sposób centrowy elektorat na krótko przed wyborami przefrunął z Konfederacji m.in. do Trzeciej Drogi, a wyborcy antysystemowi zostali w domu lub zagłosowali na PJJ.

Damian Drozd

Idź do oryginalnego materiału