Karol Nawrocki jako kandydat na prezydenta RP okazał się postacią obarczoną, prawdopodobnie w wielu przypadkach ku zaskoczeniu popierających go środowisk, tak wieloma wadami i wątpliwościami, iż jego zwycięstwo nie jest jedynie porażką Rafała Trzaskowskiego. To, mówiąc dosadnie, mokra ściera przyjęta na twarz przez cały polityczno – medialny obóz, którego patronem jest Donald Tusk. Rozkładanie wyniku wyborów na czynniki pierwsze zostawmy politologom, socjologom i innym -ogom, najważniejsze jest tutaj to, że, jak się wydaje (i co przynajmniej pośrednio potwierdzają wyniki uzyskane w pierwszej turze przez Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna), kilka milionów Polaków zagłosowało nie na K. Nawrockiego, a przeciwko temu, co proponuje im reprezentowana przez R. Trzaskowskiego, rządząca Polską od półtora roku neoliberalno – lewicowa koalicja. Musi boleć, szczególnie, iż po ogłoszeniu pierwszych sondażowych wyników wiele związanych z nią osób zdążyło odtrąbić zwycięstwo.
Wniosków z tej lekcji jest do wyciągnięcia mnóstwo, czy tak się stanie (w co osobiście wątpię) – to inna sprawa. A już za dwa lata wybory parlamentarne. Konserwatywna część sceny politycznej, wzmocniona i wczorajszym zwycięstwem Karola Nawrockiego, i naturalną, nasilającą się z upływem czasu erozją poparcia dla ekipy rządzącej, przystąpi do nich z zupełnie innych pozycji niż do prezydenckich. Wtedy dopiero może zaboleć. Ale gdy ma się miliony ludzi za bezrozumną, ciemną masę, to boleć musi. A choćby powinno.