W PRL nie było wyborów, ale było głosowanie. I było przynajmniej szczerze. PZPR z urzędu miała ogromną większość, a partie satelickie robiły za przyzwoitkę, by można było powiedzieć, iż jest demokracja socjalistyczna, Tusk przerobił to na „walczącą”. iadomo o co. O to, by PO była tą jedyną partią, jak kiedyś PZPR. Lewica trochę grymasi, Hołownia udaje, iż jest za a choćby przeciw, Kosiniak-Kamysz siedzi i zaplata ręce jak by się modlił. W sumie jest za i sprawia wrażenie jak gdyby in petto, czyli w głębi serca miał wątpliwości. Może i ma, ale kogo to obchodzi? Potrzeba wyboru prezydenta, bo Konstytucja, i tak łamana nagminnie, ale jakoś trzeba tę ściemę przed światem uwierzytelnić. A więc jednak wybory. A diabeł nie śpi. Mogą wybrać n. p. kogoś, kto nie lubi Owsiaka, a to w tej chwili najlepszy koalicjant Tuska. Trochę drogi, ale opłaca się, bo można zamykać usta każdemu, kto o Owsiaku powie prawdę – czyli użyje „języka nienawiści”, który dozwolony jest wyłącznie POprawnie myślącym, a zwłaszcza właśnie Owsiakowi, którego „nienawistni” dziennikarze drażnią pytaniami, na które nie może odpowiedzieć. Dlaczego: Bo, nie.
Kampania prezydencka to zły czas dla Tuska. Wprawdzie odbiera się immunitety już adekwatnie seryjnie. Pewny immunitetu może być tylko ktoś, kto ma porządnie hipotekę obciążoną, a objęty jest doktryną Neumanna. Trochę mnie zaskoczyło, kiedy ostatnio w tej sprawie wypowiadał się Myrcha. Oczywiście był oburęcznie za odbieraniem immunitetu. Wymieniona doktryna obejmuje wszak jego, a także n. p. Giertycha – też jest za, ale się nie wypowiada – podobnie profesor Tomasz Grodzki i wielu innych. Pochwalam decyzję pana Morawieckiego, i tak powinni postąpić wszyscy posłowie PiS, by nie ułatwiać „ściemy” zwanej sprawiedliwością panu ministrowi sprawiedliwości i głównemu decydentowi Tuskowi, a także prokuraturom i sądom będącym w ich dyspozycji. Farsy nie należy ułatwiać, ani w niej uczestniczyć, a zwłaszcza Komisjom, które mogą hasać kędy chcą. Eldorado dla srok i ptaszyn.
To wszystko jednak nie zapewnia Tuskowi zwycięstwa w wyborach prezydenta. Wprawdzie zatwierdzać wybór prezydenta nie ma już Sąd Najwyższym ale 15 sędziów najstarszych, dających pewne gwarancje, iż dadzą szansę nie prezydentowi wybranemu, ale komuś miłemu Tuskowi. Sprawa wydaje się przesądzona, bo wiadomo wiekowi sędziowie, skoro jeszcze zostali nimi z ramienia PZPR. Przepraszam awansem tych, którzy takiej proweniencji nie mają. Dlatego gdyby „demokracja walcząca” Tuska zabiegała choćby o pozory powagi, wybory nie powinny się odbyć, a co najwyżej głosowanie, czyli jawny powrót do czasów sprzed 1989 roku. Konia z rzędem, kto mi udowodni, iż nie mam racji, odwołując się do prostej logiki.
Wybory, to kłopot Tuska mocno rozbudowany. Trzaskowski już mocno się zgrał i jako prezydent Warszawy i jeszcze bardziej teraz, kiedy podobnie jak Tusk, musi zmieniać wersje swych dotychczasowych wypowiedzi. Tusk ufa swemu reżimowi coraz bardziej przypominającemu najgorsze czasy Polski komunistycznej. Ale głuptasów klaszczących mu, jak kiedyś klaskano Gomułce, ubywa. Może dlatego Tusk woli, by się kompromitował w czasie kampanii Trzaskowski, niżby jego miano ukazywać jako nieudacznika. Kogoś jeszcze wypada wypędzić na pustynię jako kozła ofiarnego. Wyjątkowo szkodliwą społecznie ministrę Leszczynę trudno ruszyć, bo wtedy trzeba by coś z tym zdrowiem zrobić. A za co? Skoro przychody państwa padają. Kotula, to wypadek przy pracy, których jest więcej. Padło na Nowacką. Rzekomo Tusk nic nie wiedział, co ta zionąca nienawiścią do wszystkiego, co godzi w jej ślepe lewactwo, robi ze szkołą, wychowaniem i rozpasaniem seksualnym wśród najmłodszych. Jak się dowiadujemy, ponoć „Donald się wściekł”. „Podobno choćby rzucał przedmiotami” – rzecz jasna papierowymi. Może być, iż odegrał scenę furii Hitlera, ale to teatr, powiedzmy, objazdowy po PGRach. Za wiele szumu wokół urzędolenia Nowackiej i jej pomocnic. Niechby po wyborach wygranych przez Tuska założyła w szkołach choćby agencje, wiadome jakie, ale teraz? Religię wyrzucać, dziatwę wprawiać w techniki seksualne? Albo rozum jej siadł, albo lewacka nienawiść sięgnęła szczytu. A Tusk lubi robić wszystko po kolei. A więc najpierw wybory a potem Nowacka, nie odwrotnie.
Wszystko się zatem sypie. bo kto wie, jak tam w Brukseli i Berlinie ocenią postępy w likwidacji Polski suwerennej i opornej wobec pompowanego w nią rozkładu moralnego i politycznego. Może zatem przebąkiwania o „resecie” kandydatów, podobnie jak było z Kidawą, nie są wcale takie głupie. Tusk, mając tak wspaniałe sukcesy w okłamywaniu społeczeństwa, może się pokusić o to, by z pozycji gauleitera sięgnąć po fotel generalnego gubernatora – jak niegdyś Frank – tym razem także dla terenów pozostawionych Polakom – wtedy okupowanych, ale od 1940 r. już bez zaznaczania tego. w tej chwili mógłby taki gubernator używać bez przeszkód określenia „król Polski”. Frank ponoć lubował się nim, ale w wielkiej prywatności. Dziś, ktoś rządzący Polską z ramienia Berlina/Brukseli może uznałby taki tytuł jako odpowiadający statusowi Polski w granicach Deutsches Ost-Mittel-Europa? Któż to wie i kto odgadnąć może ilu Polaków już któryś z kolei raz da się okłamać?
Warto jednak badać znaki na niebie i na ziemi. Kiedy Tusk i jego naganiacze zaczną piosenkę od słów wieszcza „demokracji walczącej”: „nie chcem, a muszem”, to oznacza. iż sam Genealgouverneur domyka system. Wtedy ratuj się, kto i jak może.