Wyborcze lokomotywy. Polscy politycy pędzą do Parlamentu Europejskiego

4 miesięcy temu

W jakiej sprawie darli gęby, obsobaczali się nawzajem. Męczyło go to okropnie, bo chciał wiedzieć, o co tym pieniaczom chodziło. Skąd nagle pojawiło się u nich zainteresowanie PKP – konkretnie LOKOMOTYWAMI! Czemu o nich ciągle gadali? Pytaniom szwagra nie było końca. Zasypywał mnie nimi i nie dopuszczał do głosu! W końcu zmęczył się, dostał zadyszki i zamilkł!

Żeby zrozumieć mojego szwagra, jego chorobliwą wręcz dociekliwość, trzeba wiedzieć, iż on generalnie nie robi niczego bezinteresownie. Będąc rasowym przedsiębiorcą twardo stąpającym po ziemi, widzi we wszystkim możliwość zrobienia biznesu – zarobienia paru groszy. Toteż owa lawinowa liczba pytań temu właśnie celowi służyła! Wiedząc o tej szwagra przypadłości, nie zdziwiło mnie wcale, gdy w końcu zapytał wprost, czy chodzi tu o ten obiecany szmal do wzięcia, który mieliśmy dostać od Unii na modernizację trakcji elektrycznych i wymianę taboru kolejowego? o ile tak, to on chętnie wejdzie w ten interes!

Jakież było jego rozczarowanie, gdy się dowiedział, iż NIE, iż nie idzie tu o PKP – o naprawę czegoś, co jest w Polsce nienaprawialne! Powiedziałem mu też od razu, iż lokomotywy faktycznie są w grze, ale nie takie, o jakich on myśli. Lokomotywami nazywani są kandydaci umieszczeni na pierwszym miejscu list wyborczych do parlamentu UE. Szwagier podziękował za wyjaśnienie, po czym przyjrzał się dokładnie tym partyjnym lokomotywom i z niedowierzaniem pokiwał głową.

Raz jeszcze spojrzał mi głęboko w oczy i zapytał: naprawdę te stare, muzealne parowozy, niemrawe ciuchcie wąskotorowe, przeżarte korozją drezyny robią za wyborcze lokomotywy?! NAPRAWDĘ – odpowiedziałem. No, to długo nie pociągną – rzekł szwagier i roześmiał się serdecznie!

Idź do oryginalnego materiału