Wujek dobra rada. Morawiecki poucza, jak naprawić problemy, które sam stworzył

5 dni temu
Zdjęcie: Morawiecki


Mateusz Morawiecki znowu wyruszył w objazd po polskiej wsi, pouczając Donalda Tuska i jego rząd, jak ratować rolnictwo. W emocjonalnych apelach domaga się szacunku dla „polskiego chłopa” i „natychmiastowego działania”. Problem w tym, iż większość kłopotów, o których dziś mówi, ma swoje korzenie właśnie w czasach jego własnych rządów. Były premier coraz bardziej przypomina „wujka dobra rada” – pełnego mądrości po fakcie.

Wystąpienie Mateusza Morawieckiego w Siennicy, gdzie były premier apelował do Donalda Tuska o „natychmiastową pomoc dla polskich rolników”, brzmi jak ponury żart historii. Polityk, który przez osiem lat współrządził Polską i miał nieograniczoną władzę, dziś stawia się w roli obrońcy wsi, krytyka obecnego rządu i samozwańczego eksperta od wszystkiego. W rzeczywistości jednak trudno nie odnieść wrażenia, iż Morawiecki staje się dziś „wujkiem dobra rada” — tym bardziej ironicznym, iż większość problemów, które dziś piętnuje, ma swoje źródło właśnie w jego rządach.

Podczas wizyty w jednym z gospodarstw rolnych w województwie mazowieckim, były premier grzmiał: „Polski rolnik musi być szanowany. To, co dzieje się dzisiaj na polskiej wsi, woła o pomstę do nieba”. Wtórowali mu politycy PiS, Anna Gembicka i Robert Telus — oboje odpowiedzialni wcześniej za resorty, które przez lata nie potrafiły znaleźć skutecznych rozwiązań dla rolnictwa. Morawiecki wskazywał, iż ceny skupu płodów rolnych są dziś tak niskie, iż wielu rolników „nie jest w stanie pokryć choćby podstawowych kosztów produkcji”.

Nie sposób zaprzeczyć, iż sytuacja polskich rolników jest trudna. Problem jednak w tym, iż to nie rząd Donalda Tuska doprowadził do tej sytuacji w ciągu kilku miesięcy. To efekt wieloletnich zaniedbań, które eskalowały właśnie za czasów PiS. Lata chaosu, nieprzemyślanych decyzji i nieudolnego reagowania na kryzysy – od unijnego Zielonego Ładu po napływ zboża z Ukrainy – to spuścizna, jaką Morawiecki zostawił po sobie.

Tymczasem dziś, stojąc na tle pól i stogów siana, polityk z uśmiechem moralisty oburza się: „Rząd musi wreszcie wziąć się do roboty!”. To brzmi jak scena z kiepskiej satyry politycznej – człowiek, który przez lata kierował rządem, nagle odkrywa, iż rolnicy mają kłopoty.

Nie sposób nie przypomnieć, iż to właśnie za jego kadencji polska wieś została wystawiona na ogromne ryzyka: gwałtowne zmiany cen nawozów, brak realnych dopłat i całkowity chaos informacyjny wokół importu ukraińskiego zboża. Gdy rolnicy w 2023 roku wychodzili na ulice, ówczesny premier bagatelizował ich postulaty i przekonywał, iż „sytuacja jest pod kontrolą”. Dziś, w opozycji, ten sam Morawiecki mówi o „tragedii i łzach na polskiej wsi”.

Jeszcze bardziej groteskowo brzmi jego atak na obecnego premiera: „Siedzi sobie w tej swojej willi premiera i pali cygaro, nie robiąc nic, śmiejąc się w kułak polskim chłopom. Gdzie pan jest, panie Tusk?” – pytał dramatycznie Morawiecki. Takie słowa mogłyby brzmieć autentycznie, gdyby nie pochodziły od człowieka, który sam przez lata był symbolem oderwania od rzeczywistości i luksusowego stylu życia.

To nie pierwszy raz, gdy były premier próbuje przefarbować własny wizerunek na obrońcę „zwykłych ludzi”. Od miesięcy próbuje kreować się na polityka bliskiego społeczeństwu – jeździ po wsiach, rozmawia z rolnikami, poucza rząd Tuska. Ale w pamięci wielu wciąż tkwi obraz bankowca w garniturze, który jeszcze niedawno z pogardą mówił o „neoliberałach” i „elitach”, zapominając, iż sam przez lata był ich częścią.

W ten sposób Morawiecki staje się współczesnym „wujkiem dobra rada” polskiej polityki – rozdaje wskazówki, apeluje, krytykuje, ale nikt już nie traktuje go poważnie. Każdy jego kolejny apel brzmi jak list od autora własnych błędów, który teraz próbuje udawać bezstronnego komentatora.

Oczywiście rząd Donalda Tuska powinien reagować na kryzys w rolnictwie gwałtownie i skutecznie – tego nikt nie kwestionuje. Ale trudno nie odnieść wrażenia, iż to właśnie Morawiecki i jego ekipa zostawili po sobie spaloną ziemię. Gdy dziś były premier apeluje o „szacunek dla polskiego chłopa”, rolnicy mogą jedynie gorzko się uśmiechnąć. Bo dobrze pamiętają, kto przez lata obiecywał złote góry, a zostawił ich z długami i niepewnością.

Idź do oryginalnego materiału