Przepis, który od dziesięcioleci zmusza miliony Polaków do prac na rzecz gminy może przejść do historii. Pracować musiał każdy, kto miał chodnik przed domem. Również niepełnosprawny, schorowany czy starszy. Przepisy są jednak tak skonstruowane, iż często ocierają się o absurd.

Fot. Warszawa w Pigułce
Za oknem pada śnieg. Starszy pan w swetrze patrzy przez okno na zaśnieżony chodnik przed domem. Ma 78 lat, problemy z kręgosłupem i mieszka sam. Wie, iż musi wziąć łopatę i odśnieżyć chodnik – bo inaczej grozi mu mandat 1500 zł. A jeżeli ktoś się poślizgnie? Wtedy może zapłacić choćby 80 tysięcy złotych odszkodowania.
To właśnie takie historie skłoniły jedną z Polek do złożenia petycji w Sejmie. I sprawy nagle ruszyły z miejsca. Po miesiącach analiz Komisja ds. Petycji zdecydowała – temat trafia na biurko premiera z prośbą o konkretne działanie.
Przepis sprzed wieku wraca jak bumerang
Obecny system odśnieżania chodników opiera się na przepisach, których tradycja sięga 1928 roku. Artykuł 5 ustęp 1 punkt 4 ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach jednoznacznie stwierdza: właściciele nieruchomości muszą uprzątnąć błoto, śnieg, lód i inne zanieczyszczenia z chodników położonych wzdłuż ich posesji.
Brzmi prosto. W praktyce oznacza to, iż każdy właściciel domu jednorodzinnego, każda wspólnota mieszkaniowa, każda spółdzielnia ponosi odpowiedzialność za fragment publicznej infrastruktury. Chodnik należy do gminy, jest częścią drogi publicznej – ale ty musisz go sprzątać.
System ten funkcjonuje nieprzerwanie od dekad. Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny wielokrotnie potwierdzały jego zgodność z prawem. W 1997 roku TK orzekł jasno: utrzymanie czystości i porządku może być podstawą do ograniczenia praw jednostki. Przepis jest konstytucyjny.
Mimo to problem wraca co zimę. Właściciele narzekają, samorządy mają trudności z egzekwowaniem, a statystyki wypadków na śliskich chodnikach rosną. Każdy sezon zimowy przynosi setki mandatów i dziesiątki spraw o odszkodowania.
Petycja, która ruszyła lawinę
Do Sejmu trafiła petycja autorstwa obywatelki, która zwróciła uwagę na fundamentalny problem: obecne przepisy szczególnie uderzają w osoby starsze, niepełnosprawne i samotne. Dla 80-latka z chorobami układu ruchu obowiązek odśnieżania 20-metrowego chodnika to nie tylko uciążliwość – to zagrożenie zdrowia.
Autorka petycji poszła dalej i postawiła tezę kontrowersyjną: zmuszanie obywateli do bezpłatnej pracy na rzecz cudzej własności – bo przecież chodnik należy do gminy – może naruszać artykuły 2 i 84 Konstytucji RP dotyczące wolności i równości wobec prawa.
Argument brzmi przekonująco: jeżeli państwo jest właścicielem chodnika, czerpie z niego korzyści (służy komunikacji publicznej), pobiera podatki na jego utrzymanie – to dlaczego prywatna osoba ma ponosić ciężar jego zimowego utrzymania?
W kwietniu 2025 roku petycją zajęła się Komisja ds. Petycji. Przez kolejne miesiące eksperci analizowali problem, wysłuchiwali argumentów, konsultowali się z prawnikami. Ostatecznie komisja podjęła decyzję: skierować dezyderat do Prezesa Rady Ministrów z prośbą o systemowe rozwiązanie.
Co to adekwatnie oznacza „dezyderat”
Dezyderat to nie ustawa, nie rozporządzenie, nie nakaz. To formalne wystąpienie parlamentarnej komisji do rządu z prośbą o zajęcie stanowiska lub podjęcie działań w określonej sprawie. Nie ma mocy prawnej, nie wprowadza żadnych zmian automatycznie.
Jest jednak czymś więcej niż tylko pustą deklaracją. Dezyderat sygnalizuje, iż parlament uznał problem za na tyle istotny, iż wymaga reakcji ze strony władzy wykonawczej. To polityczny sygnał: „zajmijcie się tym, bo my uważamy, iż to ważne”.
W przypadku odśnieżania chodników dezyderat trafia do premiera z konkretnym zleceniem: trzej ministrowie – infrastruktury, finansów oraz spraw wewnętrznych i administracji – mają przeanalizować możliwość zmiany przepisów. Każdy resort ma zbadać problem z perspektywy swojej kompetencji.
Minister infrastruktury sprawdzi aspekty techniczne i organizacyjne – jak gminy mogłyby przejąć obowiązek, jakie potrzebują zasoby, jak zorganizować system. Minister finansów policzy koszty – ile to będzie kosztować budżety gmin, skąd wziąć pieniądze, jak rozłożyć ciężar finansowy. Minister spraw wewnętrznych oceni aspekt bezpieczeństwa i egzekwowania przepisów.
Teoretycznie resort może odpowiedzieć „nie widzimy możliwości zmiany” i sprawa się zamknie. Praktycznie – skoro komisja sejmowa uznała problem za istotny – rząd będzie musiał przedstawić merytoryczne argumenty, jeżeli chce odrzucić propozycję.
Propozycja: gmina sprząta, ty płacisz
Kluczowy element całej dyskusji to nie samo zniesienie obowiązku, ale to, co miałoby przyjść w jego miejsce. Stały doradca Komisji ds. Petycji przedstawił koncepcję, którą uznał za „racjonalną” – a która może wywołać falę kontrowersji.
Pomysł jest prosty: gmina przejmuje obowiązek odśnieżania wszystkich chodników na swoim terenie. Zatrudnia wyspecjalizowane służby, kupuje sprzęt, organizuje dyżury i system reagowania. Zapewnia profesjonalne, systematyczne sprzątanie według jednolitych standardów.
Ale – i to fundamentalne „ale” – koszty pokrywają właściciele nieruchomości przez nową opłatę lokalną. Nie będziesz już chwytać łopaty zimą, ale za to zapłacisz gminę, żeby to zrobiła za ciebie.
Argumentacja brzmi logicznie: gminy mają środki, doświadczenie i możliwości organizacyjne. Mogą zamawiać usługi na dużą skalę, negocjować ceny, egzekwować standardy jakości. Profesjonalna firma porządkowa z odpowiednim sprzętem oczyści kilometr chodników szybciej i skuteczniej niż setka pojedynczych właścicieli z łopatami.
Poseł Stanisław Gorczyca z Platformy Obywatelskiej, wiceprzewodniczący komisji, skomentował to otwarcie: „Podejrzewam, iż większość właścicieli nieruchomości sam fakt wprowadzenia kolejnej opłaty odebrałaby negatywnie, przynajmniej na początku, ale to melodia przyszłości”.
Pytanie brzmi: ile by to kosztowało? Tu pojawia się problem – nikt jeszcze tego dokładnie nie policzył. Koszty będą się różnić między gminami w zależności od klimatu, infrastruktury, gęstości zabudowy. Małe miasteczko w górach będzie potrzebować innego budżetu niż płaska wieś na Mazowszu.
Szacunki nieoficjalne mówią o kwotach od 50 do 300 zł rocznie na gospodarstwo domowe – w zależności od wielkości miasta i długości przyległego chodnika. Dla porównania: zakup łopaty, piaskosoli, ewentualna opłata za wywóz śniegu i ryzyko mandatu czy odszkodowania – może kosztować rocznie podobnie lub więcej.
Biuro Analiz Sejmowych ma wątpliwości
Eksperci parlamentarni przeanalizowali petycję i nie podzielili entuzjazmu. Biuro Analiz Sejmowych nie poparło całkowitego uchylenia przepisu o obowiązku odśnieżania. Dlaczego?
Po pierwsze – przepis dotyczy nie tylko właścicieli domów jednorodzinnych. System obciąża też spółdzielnie mieszkaniowe, wspólnoty, użytkowników wieczystych, a choćby najemców długoterminowych. Całkowite zniesienie obowiązku dla wszystkich tych grup mogłoby wprowadzić chaos organizacyjny.
Po drugie – eksperci BAS ostrzegają przed nadmiernym obciążeniem budżetów gmin. jeżeli gmina miałaby przejąć odśnieżanie wszystkich chodników na swoim terenie, potrzebowałaby znaczących nakładów na sprzęt, ludzi i organizację. Nie każdy samorząd ma na to środki.
Po trzecie – pojawia się problem równości. Dlaczego mieszkaniec bloku, który już płaci wspólnocie za odśnieżanie chodnika przed budynkiem, miałby płacić dodatkową opłatę gminną za coś, co już jest załatwione?
Biuro Analiz zaproponowało kompromis: zamiast znosić przepis, należy go doprecyzować. Jasno określić szerokość pasa podlegającego sprzątaniu, zdefiniować rodzaj zanieczyszczeń objętych obowiązkiem, uregulować sytuacje sporne – jak pas zieleni między posesją a chodnikiem.
Eksperci zwrócili też uwagę na orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego z 1997 roku, które jednoznacznie potwierdziło zgodność przepisu z Konstytucją. Zmiana wymagałaby silnej argumentacji pokazującej, iż od tamtego czasu zmieniły się okoliczności faktyczne lub prawne.
Wyjątki, które już działają
Obecny system przewiduje sytuacje, w których właściciel nie musi odśnieżać chodnika przed posesją. Te wyjątki funkcjonują od lat i są powszechnie akceptowane.
Pas zieleni jako bariera – jeżeli między granicą działki a chodnikiem znajduje się trawnik, rów melioracyjny lub inny teren nieutwardzony należący do gminy – obowiązek odśnieżania spoczywa na samorządzie. Logika jest prosta: skoro nie możesz dojść do chodnika przez własną posesję, bo oddziela cię pas terenu publicznego, to nie możesz być odpowiedzialny za jego stan.
Płatne parkowanie – jeżeli na chodniku przylegającym do twojej posesji gmina dopuściła płatny postój pojazdów, to gmina odpowiada za odśnieżanie. Zasada sprawiedliwości: skoro samorząd czerpie dochody z parkowania, musi też ponosić koszty utrzymania.
Przystanki komunikacyjne – teren przystanków autobusowych i tramwajowych sprzątają przedsiębiorstwa komunikacyjne. Użytkują ten teren komercyjnie, więc ponoszą odpowiedzialność.
Torowiska – wydzielone krawężnikiem lub oznakowaniem torowiska tramwajowe odśnieżają zarządcy infrastruktury szynowej, nie właściciele przyległych posesji.
Te wyjątki pokazują, iż system nie jest całkowicie sztywny. Prawodawca już rozpoznał sytuacje, w których obciążanie właściciela byłoby nieracjonalne. Pytanie brzmi: czy nie nadszedł czas, żeby rozszerzyć tę listę wyjątków?
Kary, które motywują do działania
Obecny system działa głównie przez mechanizm kar. Zaniedbanie obowiązku odśnieżania to wykroczenie z kodeksu wykroczeń – artykuł 117. Grozi za nie grzywna do 1500 zł lub nagana.
W praktyce straż miejska reaguje różnie. Na ruchliwych ulicach w centrach miast kontrole są częste i mandaty padają szybko. W spokojnych dzielnicach mieszkaniowych interwencje zdarzają się głównie po zgłoszeniach mieszkańców.
Znacznie groźniejsza jest odpowiedzialność cywilna. jeżeli pieszy poślizgnie się na nieodśnieżonym chodniku przed twoją posesją, złamie nogę, uderzy głową – może dochodzić odszkodowania. Kwoty wahają się od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Są udokumentowane przypadki odszkodowań przekraczających 80 tysięcy złotych za poważne obrażenia.
System dowodowy jest tu kluczowy. Poszkodowany musi udowodnić, iż chodnik był nieodśnieżony lub oblodzony, iż to spowodowało upadek, oraz iż doznał konkretnych obrażeń. W praktyce często kończy się to sprawami sądowymi trwającymi latami.
Właściciele bronią się różnie – od argumentów o nierealistycznych oczekiwaniach (śnieg pada ciągle, nie da się utrzymać chodnika w idealnym stanie przez całą dobę) po kwestie techniczne (oblodzenie powstałe z topniejącego śniegu w nocy, gdy nikt nie pracował).
Sądy orzekają różnie, ale tendencja jest jasna: właściciel ponosi odpowiedzialność, chyba iż wykaże, iż sytuacja była obiektywnie niemożliwa do opanowania. Samo „zapomniałem” lub „nie miałem czasu” to za mało.
Czego chcą ci, którzy żądają zmian
Zwolennicy zniesienia obowiązku odśnieżania podnoszą kilka argumentów, które trudno zbić.
Demograficzny wymiar problemu – Polska starzeje się błyskawicznie. Coraz więcej właścicieli nieruchomości to osoby po 70-80 roku życia, często samotne, z problemami zdrowotnymi. Dla nich odśnieżanie 20-30 metrów chodnika to nie tylko wyzwanie fizyczne, ale realne zagrożenie – ryzyko zawału, upadku, urazu.
Absurd prawny – zmuszasz obywatela do bezpłatnej pracy na rzecz cudzej własności. Chodnik należy do gminy, służy komunikacji publicznej, ale ty musisz go utrzymywać bez wynagrodzenia. W żadnej innej dziedzinie państwo nie wymaga takiego „świadczenia osobistego” bez rekompensaty.
Niesprawiedliwość systemu – dwa identyczne domy po dwóch stronach ulicy. Przed jednym rośnie pas zieleni – właściciel zwolniony z obowiązku. Przed drugim chodnik przylega bezpośrednio – właściciel musi sprzątać. Ta sama sytuacja życiowa, zupełnie inna odpowiedzialność.
Brak standardów – przepis nie określa precyzyjnie, co znaczy „uprzątnąć”. Czy wystarczy zgarnąć śnieg, czy trzeba też posypać piaskiem? Jak często? O której godzinie? Co jeżeli śnieg pada nieprzerwanie przez 12 godzin? Brak jasnych wytycznych prowadzi do arbitralności w egzekwowaniu.
Problem egzekucji – gminy mają ograniczone możliwości kontroli i karania. W mieście z tysiącami posesji straż miejska może skontrolować ułamek chodników. System działa głównie na zasadzie społecznej presji i strachu przed odszkodowaniem, nie rzeczywistej egzekucji.
Czego obawiają się przeciwnicy zmian
Strona przeciwna też ma swoje racje, których nie można ignorować.
Koszt dla budżetów – przejęcie obowiązku przez gminy oznacza konieczność budowy całego systemu od zera. Sprzęt, ludzie, logistyka, dyżury całodobowe. W małych gminach wiejskich może to być nierealne do sfinansowania choćby z dodatkowymi opłatami od mieszkańców.
Nowa opłata – mieszkańcy dostaną kolejny rachunek. Po opłatach za śmieci, wodę, ścieki, oświetlenie, zarządzanie nieruchomością – przyjdzie „opłata zimowa”. Dla wielu gospodarstw domowych każde dodatkowe 100-200 zł rocznie to odczuwalny ciężar.
Spadek odpowiedzialności – system, w którym właściciel sam sprząta, ma jedną zaletę: to on ponosi bezpośrednie konsekwencje zaniedbania. Wie, iż jeżeli ktoś się poślizgnie, on zapłaci. To motywuje do działania. jeżeli obowiązek przejmie gmina, ta bezpośrednia odpowiedzialność zniknie, a poszkodowani mogą mieć trudniej z dochodzeniem roszczeń.
Sprawność systemu – czy gminna służba zdąży oczyścić wszystkie chodniki w mieście szybciej niż setki właścicieli jednocześnie grabujących przed swoimi domami? W czasie intensywnych opadów śniegu system gminny może się zatykać, podczas gdy rozproszony model „każdy sprząta u siebie” działa równolegle.
Precedens na inne obowiązki – jeżeli uwolnimy właścicieli od odśnieżania, to co dalej? Może też koszenie trawy przed posesją? Sprzątanie liści? Utrzymanie ogrodzenia? Gdzie przebiega granica między obowiązkami właściciela wobec przestrzeni publicznej a nadmiernym obciążeniem?
Co może się wydarzyć dalej
Dezyderat komisji to dopiero początek długiej drogi legislacyjnej. Możliwe są trzy główne scenariusze.
Scenariusz 1: Status quo – Resorty przeanalizują problem i dojdą do wniosku, iż obecny system, mimo wad, jest optymalny. Koszt zmian przewyższałby korzyści. Wniosek zostanie odrzucony. Właściciele dalej będą odśnieżać. Ten scenariusz jest najbardziej prawdopodobny przy obecnej sytuacji budżetowej samorządów.
Scenariusz 2: Doprecyznienie przepisów – Zamiast znosić obowiązek, rząd wprowadzi nowelizację precyzującą zasady. Jasno określi szerokość chodnika do sprzątania, częstotliwość, standardy, zwolnienia dla osób starszych i niepełnosprawnych. System zostanie, ale będzie bardziej sprawiedliwy i zrozumiały.
Scenariusz 3: Transfer do gmin z opłatami – Pełna rewolucja. Gminy przejmują obowiązek odśnieżania, wprowadzana jest nowa opłata lokalna. System wdrażany stopniowo – najpierw w dużych miastach jako pilotaż, później w pozostałych gminach. To najbardziej kontrowersyjny, ale też najambitniejszy wariant.
Realistycznie rzecz biorąc, najbliższe miesiące przyniosą prawdopodobnie doprecyzowanie przepisów – rozwiązanie pośrednie, które uspokoi część krytyki bez rewolucjonizowania całego systemu.
Zimowa tradycja kontra współczesne realia
Spór o odśnieżanie chodników to tak naprawdę starcie dwóch wizji społeczeństwa.
Zwolennicy obecnego systemu widzą w nim element obywatelskiej odpowiedzialności. Dbasz o przestrzeń wokół swojego domu, bo to ty z niej korzystasz. To sprawia, iż ludzie czują się odpowiedzialni za swoje otoczenie, nie tylko za własną posesję. To wzmacnia więzi społeczne i poczucie wspólnoty lokalnej.
Przeciwnicy widzą relikt przeszłości nieprzystający do współczesnego, zurbanizowanego społeczeństwa. W małej wiosce, gdzie każdy zna każdego i większość jest w sile wieku, system działa. W anonimowym wielkim mieście, gdzie znaczna część mieszkańców to osoby starsze, samotne, pracujące całe dnie – przestaje działać.
Zmienia się też profil demograficzny właścicieli. Jeszcze 30 lat temu dom jednorodzinny kupowała młoda rodzina, która mieszkała w nim przez dekady. Dziś coraz częściej kupują go ludzie po 60-70 roku życia, sprzedając mieszkanie w bloku. Dla nich odśnieżanie to ciężkie wyzwanie fizyczne.
Technologia też się zmienia. Dziś mamy profesjonalny sprzęt zimowego utrzymania, firmy specjalizujące się w odśnieżaniu, systemy GPS monitorujące postępy prac. Gmina może zorganizować odśnieżanie efektywniej niż 80-letni pan z łopatą.
Praktyczne rady na ostatnią (może) zimę z obowiązkiem
Dopóki przepisy się nie zmienią – a to może potrwać lata – właściciele domów muszą dalej grabować łopatą. Kilka praktycznych wskazówek może pomóc przetrwać zimę bez mandatu i pozwu.
Reaguj szybko – idealnie zacząć odśnieżanie zaraz po zakończeniu opadów. Świeży, pulchny śnieg usuwa się łatwiej niż zdeptany i zmrożony. jeżeli śnieg pada w nocy, postaraj się wstać wcześniej i posprzątać przed godziną szczytu pieszego ruchu.
Posypuj profilaktycznie – jeżeli prognoza zapowiada oblodzenie, posyp chodnik solą lub piaskiem wieczorem. Zapobiegnie to śliskości rano, gdy ty jeszcze śpisz, a pierwsi przechodnie już wychodzą.
Dokumentuj działania – rób zdjęcia oczyszczonego chodnika z timestampem. W razie sporu o odszkodowanie będziesz miał dowód, iż wykonałeś obowiązek. Niektórzy właściciele prowadzą dziennik odśnieżania z datami i godzinami.
Ubezpiecz się – standardowa polisa OC posiadacza nieruchomości powinna obejmować odpowiedzialność za nieodśnieżony chodnik. Sprawdź szczegóły swojej polisy. Niektóre ubezpieczyciele mają specjalne klauzule wykluczające taką odpowiedzialność.
Pomóż sąsiadowi – jeżeli widzisz, iż starszy sąsiad nie daje rady – pomóż mu. To nie tylko gest dobrej woli, ale też zabezpieczenie dla ciebie. jeżeli cały blok chodników jest czysty, straż miejska nie będzie się czepiać szczegółów.
Rozważ zatrudnienie firmy – koszt profesjonalnego odśnieżania to 50-200 zł za sezon w zależności od regionu. Dla wielu właścicieli to rozsądna inwestycja eliminująca ryzyko i fizyczny wysiłek.
Spojrzenie w przyszłość
Niezależnie od tego, jak zakończy się obecna debata, jedno jest pewne: system odśnieżania chodników będzie musiał się zmienić. Demograficzne starzenie się społeczeństwa, urbanizacja, zmiany klimatyczne (coraz bardziej nieprzewidywalne zimy) – wszystko to pcha w stronę bardziej zinstytucjonalizowanych rozwiązań.
W perspektywie 10-20 lat prawdopodobnie zobaczymy hybrydowy system: gminy przejmą odpowiedzialność za główne ciągi komunikacyjne, podczas gdy przy spokojnych ulicach mieszkaniowych obowiązek pozostanie przy właścicielach – ale z jasnymi standardami i możliwością zwolnienia dla osób starszych i niepełnosprawnych.
Pytanie, które pozostaje otwarte, to kto za to zapłaci. Odpowiedź jest prosta, choć bolesna: wszyscy. Albo jako właściciele bezpośrednio swoją pracą, albo jako podatnicy pośrednio przez opłaty lokalne. Zimowe utrzymanie chodników kosztuje, niezależnie od tego, kto trzyma łopatę.
Dezyderat Komisji ds. Petycji to sygnał, iż problem wszedł na parlamentarny radar. To już nie tylko narzekania przy piwie, ale oficjalny temat polityczny wymagający systemowej odpowiedzi. Czy doczekamy zmian tej zimy? Raczej nie. Za rok? Wątpliwe. Za pięć lat? Możliwe.
Tymczasem miliony Polaków będą dalej co rano spoglądać przez okno z nadzieją, iż jednak nie pada. A jeżeli pada – sięgać po łopatę, bo prawo nie wybacza. choćby jeżeli masz 80 lat i każdy ruch boli.

2 godzin temu















