Współpraca zamiast współzawodnictwa. Jak działa fiński model edukacji?

2 godzin temu

Rywalizacja i stres nie są warunkami koniecznymi skutecznej oświaty. W formowaniu młodych umysłów znacznie lepiej sprawdzają się kooperacja i integracja teorii z praktyką. To fundamenty, na których opiera się fiński model edukacji.

Zakuj, zalicz, zapomnij. Ta „metoda nauczania” obowiązuje w polskich szkołach podstawowych, średnich i, okresowo, gimnazjalnych od wielu pokoleń. Nie tylko zresztą polskich.

Podobne podejście do kształcenia występuje w wielu krajach świata. Rodzice, którzy chcą wyposażyć swoje pociechy w bagaż wiedzy i kompetencji niezbędnych do życia we współczesnym świecie, muszą szukać rozwiązań pozasystemowych, takich jak korepetycje, edukacja domowa czy szkoły prywatne.

Słabość współczesnej edukacji w dużym stopniu wynika z kurczowego trzymania się przestarzałych rozwiązań. W szkołach wciąż obowiązują standardy sięgające korzeniami czasów rewolucji przemysłowej.

Ujednolicone nauczanie, sztywna struktura klasowa, stałe godziny nauki, system ocen i zaliczeń, hierarchia i nadzór w dużym stopniu odzwierciedlają rzeczywistość fabryki i wyrabiania normy. W czasach, w których rzeczywistość jest bardziej „płynna” niż kiedykolwiek wcześniej, to podejście na dłuższą metę nie może dawać dobrych rezultatów.

Po drugiej stronie Bałtyku jest kraj, który zdał sobie z tego sprawę już wiele lat temu. Chodzi o Finlandię.

System równych szans, kooperacja zamiast konkurencji

Fiński system edukacji nie jest całkowicie różny od polskiego. Przynajmniej w najszerszym ujęciu i w założeniach. Finowie kładą mocny nacisk na równe szanse i powszechny dostęp do nauczania. Szkoły finansowane są ze środków publicznych. Bardzo obficie. W 2021 r. oświata pochłonęła ok. 10 proc. wydatków publicznych.

Koszty edukacyjne uwzględniają nie tylko utrzymanie szkół, ale również darmowe posiłki, bezpłatne pomoce i materiały naukowe, transport szkolny, opiekę zdrowotną i usługi socjalne. Dzięki tak szeroko zakrojonemu finansowaniu ze szkół publicznych korzysta 98 proc. uczniów, a jedynie 2 proc. z prywatnych. W znacznie uboższej od Finlandii Polsce do placówek prywatnych uczęszcza ok. 7 proc. uczniów.

Jednym z głównych wyróżników edukacji po fińsku jest nacisk na współpracę. System z założenia stara się wyeliminować niezdrową rywalizację i presję osiągania jak najlepszych rezultatów.

Nauczyciele wspierają kooperację między dziećmi i uczą je cieszyć się ze wspólnych, a choćby cudzych sukcesów. Takie podejście pozwala ograniczyć stres i niepokój kojarzony z konkurencją o wyróżnienia i świadectwa z paskiem, a zarazem sprawia, iż nikt nie zostaje na marginesie.

Nie chodzi jednak o bezwzględny kolektywizm i równanie w dół. Belfrzy starają się wspierać uczniów w poszukiwaniu i rozwijaniu własnych zainteresowań. W końcu to, co ciekawi, zachęca do nauki bardziej niż kijek w postaci „ndst”.

  • Zobacz także: Trzy szkoły, które opierają się tradycyjnym schematom [NASZ FILM]

Opisy zamiast stopni

Inkluzywność i „kooperacyjność” fińskiej edukacji przejawia się również w podejściu do ocen.

Ze względu na decentralizację systemu oświaty (szkoły podlegają samorządom, a nauczyciele mają dużą swobodę w interpretacji programu nauczania) poszczególne placówki mogą stosować różne metody oceniania. Standardowo jednak do piątej klasy nie stawia się stopni – obowiązują oceny opisowe. Uwzględniają one aktywność uczniów w czasie zajęć, chęć do udziału w dyskusji, pracę w grupie, umiejętność wykonywania zadań i stosowania zdobytej wiedzy w praktyce.

Oceny opisowe to przede wszystkim informacja o postępach ucznia i zalecenia dotyczące tego, co można lub należy poprawić. Kompleksowe raporty dotyczące osiągnięć wydawane są rodzicom co najmniej raz w roku. Zwykle od szóstej klasy szkoły zaczynają stosować oceny w skali od 1 do 10. Wciąż jednak w oparciu o założenie, iż „nota” jest wskazówką, a nie karą.

Sprawdziany zamiast testów

Testy to wynalazek amerykański. Jego twórcą był Horace Mann, który w 1845 r. zaproponował stosowanie tej formy weryfikacji wiedzy zamiast rocznych egzaminów ustnych w szkołach publicznych w Bostonie.

W Polsce system testów standardowych zaczął rozwijać się dopiero po wprowadzeniu reformy edukacyjnej w 1999 r. – ze wszystkimi tego przykrymi konsekwencjami.

Finowie wychodzą z dość oczywistego założenia, iż testy nie zapewniają skutecznej weryfikacji wiedzy i umiejętności, a przy tym ograniczają kreatywność. Zamiast nich stosują sprawdziany, w których jest miejsce na odpowiedzi opisowe, wykazanie się pomysłowością i indywidualnym ujęciem problemu.

Ponadto w fińskich szkołach dzieci nie są odpytywane przy tablicy. Dzięki temu uczniowie nie muszą czuć się negatywnie „wyróżnieni” z powodu braku znajomości kilku regułek. Nie ma też zadań domowych – obowiązek nauczania realizowany jest po prostu w szkole.

Mniejszy rygor nie oznacza, iż promocja do następnej klasy jest gwarantowana. jeżeli uczeń osiąga wyjątkowo marne wyniki z jednego lub kilku przedmiotów, musi się liczyć z ryzykiem repetowania.

Nacisk na wiedzę praktyczną, nauczyciele z większą swobodą

W praktyce takie sytuacje są jednak rzadkie. Fińska szkoła stara się angażować ucznia na inne sposoby niż znana z polskich placówek „grywalizacja” oparta na zakuwaniu, odpytywaniu i punktowaniu.

Młodzi Finowie zdobywają wiedzę teoretyczną, ale przede wszystkim uczą się stosowania jej w praktyce. Dzieci nabywają umiejętności związanych z majsterkowaniem, szyciem, gotowaniem, prasowaniem czy stolarką. Zajęcia nie są profilowane pod kątem płci. Chłopcy mogą się sprawdzić w cerowaniu spodni, a dziewczynki we wbijaniu gwoździ.

Są też lekcje przygotowujące do życia we współczesnych realiach. Uczniowie dowiadują się, jak korzystać z karty kredytowej, obliczać podatki, a choćby tworzyć proste strony internetowe.

Fiński system oświaty jest nietypowy również z punktu widzenia pracy nauczyciela. Nie podlega ona ścisłej kontroli, ponieważ w Finlandii nie ma inspektorów ani kuratorów. Tego typu instytucje nadzorcze zostały zlikwidowane pod koniec zeszłego wieku.

Do pracy w edukacji nie trafia jednak byle kto – to również odróżnia fiński system od polskiego.

Przyszłym belfrom stawiane są bardzo wysokie wymagania już na starcie. Na studia pedagogiczne w Finlandii trudniej się dostać niż na prawo czy medycynę, a kandydaci do pracy w zawodzie nauczyciela muszą przejść przez przez wielostopniową selekcję. W efekcie do szkół trafiają najlepsi – osoby, które poza solidnym wykształceniem wyróżnia też pasja do ich zawodu.

Czy fiński model ma słabe strony?

Niestety w fińskiej oświacie nie wszystko wygląda różowo. Tamtejszy system edukacji szczyt świetności osiągnął na początku tysiąclecia. Przynajmniej jeżeli za wskaźnik uznać wyniki badań PISA, oceniające umiejętności uczniów w trzech głównych obszarach: matematyki, czytania ze zrozumieniem i nauk przyrodniczych.

W 2022 r. w tej pierwszej kategorii Finowie wypadli nieco gorzej niż Polacy, w pozostałych dwóch – lepiej. Jednak w ciągu ostatnich dwóch dekad wyniki Finów drastycznie spadły, podczas gdy Polska odnotowała nieznaczne wzrosty w dwóch kategoriach i minimalny spadek w dziedzinie nauk przyrodniczych.

Wyraźne obniżenie lotów widać też w innych, głównie zachodnich krajach UE.

Źródło: OECD.org

Choć fińskie ministerstwo edukacji twierdzi, iż przyczyny zjawiska są „w dużym stopniu nieznane”, to jednak najprawdopodobniej odpowiada za nie imigracja. Potwierdza to badanie przeprowadzone przez prof. Heidi Harju-Luukkainen z Uniwersytetu w Jyväskylä i prof. Nele McElvany z Politechniki Dortmundzkiej. Do kryzysu edukacyjnego dodatkowo przyczyniła się pandemia i przeniesienie nauki do domów.

Spadek w rankingach PISA nie daje jednak podstaw do podważania samego modelu edukacyjnego. Fiński system oświaty działał świetnie przez co najmniej kilkanaście lat, a jego tymczasowa (?) słabość prawdopodobnie wynika z czynników demograficznych, niezwiązanych bezpośrednio z samym podejściem do nauczania.

Można oczywiście argumentować, iż modele azjatyckie, np. singapurski czy japoński, oparte na surowej dyscyplinie i nastawione na ciężką pracę, rywalizację i osiągnięcia, dają jeszcze lepsze rezultaty z punktu widzenia umiejętności czy szans na rynku pracy. Ale można też wyjść z założenia, iż zdobywanie wiedzy i poszerzanie horyzontów nie powinno polegać na podkręcaniu wyścigu szczurów kosztem jakości życia.

  • Czytaj także: Trzy mamy postawiły na nową edukację. Założyły leśną szkołę bez ocen

Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Migren art

Tekst jest częścią naszego cyklu „Żyć wolniej”, w którym przyglądamy się idei „slow life”, polskiej kulturze pracy, alternatywnym formom edukacji i spędzania wolnego czasu. Pokazujemy miejsca, które opierają się tradycyjnym procesom, rozmawiamy z ekspertami i ludźmi, którzy postanowili zwolnić i iść wbrew głównemu nurtowi. Wszystkie teksty można znaleźć pod TYM LINKIEM. Cykl we współpracy z Fundacją Better Future.

Idź do oryginalnego materiału