WSPÓŁPRACA WŁADZ ŻYDOWSKICH Z GESTAPO W MORDOWANIU WŁASNEGO NARODU.
PRZYGOTOWANIE ZBRODNI LUDOBÓJSTWA OKRUTNEGO (GENOCIDUM ATROX).
TO NIIE NIEMCY ale NAZIŚCI.
KONFERENCJA NAZISTÓW W WANNSEE, CZYLI PONCJUSZ PIŁAT.
W styczniu 1942 roku odbyła się konferencja w Wannsee, w pewnej willi na przedmieściu Berlina, w czasie której zapadły decyzje o "Ostatecznym Rozwiązaniu Kwestii Żydowskiej".
"Konferencja w Wannsee" – spotkanie, które odbyło się 20 stycznia 1942 roku w willi przy Großer Wannsee 56/58 w Berlinie (obecnie muzeum "Dom Konferencji w Wannsee"), na którym zebrali się niemieccy prominenci nazistowskiej służby państwowej, pod przewodnictwem Reinharda Heydricha.
Tematem narady było praktyczne rozwiązanie kwestii żydowskiej, jak eufemistycznie określano planowane ludobójstwo Żydów.
Jak wskazuje oficjalna nazwa tej konferencji, owo spotkanie stało się konieczne, ponieważ Ostateczne Rozwiązanie miało być zastosowane w całej Europie i potrzebne było coś więcej niż milczące przyzwolenie aparatu III Rzeszy, ale czynna kooperacja wszystkich ministerstw i służb państwowych.
Sami ministrowie - w dziesięć lat po dojściu Adolfa Hitlera do władzy - byli w komplecie członkami partii o długim stażu.
Mimo to tylko nieliczni z nich cieszyli sie pełnym zaufaniem, gdyż bardzo niewielu zawdzięczało swoje kariery wyłącznie nazistom, tak jak Heydrich, czy Himmler.
Ci zaś, którzy je zawdzięczali - jak Joachim von Ribbentrop, minister spraw zagranicznych, były sprzedawca szampana - byli najczęściej ludźmi zgoła przeciętnymi.
Celem narady było skoordynowanie wszelkich działań związanych z wprowadzeniem w życie Ostatecznego Rozwiązania.
Dyskusja skupiła się początkowo wokół "skomplikowanych zagadnień prawnych", takich jak traktowanie pół i ćwierć Żydów, czy powinno się ich zabić, czy też tylko poddać sterylizacji?
Następnie poddano "szczerej dyskusji" różne rodzaje możliwych rozwiązań problemu, co praktycznie oznaczało różne metody zabijania i tu również uczestnicy wykazali "nadzwyczaj dobre zrozumienie".
Ostateczne Rozwiązanie przyjęte zostało z "niezwykłym entuzjazmem" przez wszystkich obecnych, a zwłaszcza przez doktora Wilhelma Stuckarta, podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, który znany był z dość powściągliwego stosunku do "radykalnych" pociągnięć partii, wedle zaś zeznań doktora Hansa Globkego złożonych w Norymberdze, był zagorzałym zwolennikiem praworządności.
Wystąpiły jednak pewne trudności.
Podsekretarz Josef Buhler, osoba numer dwa w hierarchii władzy na terenie Generalnej Guberni, przyjął z przerażeniem perspektywę ewakuacji Żydów z Zachodu na Wschód, ponieważ oznaczało to wzrost liczby Żydów w Polsce i zaproponował aby odłożyć ewakuację aż do momentu "rozpoczęcia Ostatecznego Rozwiązania w Generalnej Guberni, gdzie nie istniały problemy związane z transportem.
Spotkanie trwało nie dłużej niż godzinę, następnie zaś podano alkohole i uczestnicy zjedli wspólny obiad.
Odbył się zatem "maleńki towarzyski bankiecik", mający na celu zacieśnienie niezbędnych kontaktów osobistych.
Nie tylko Hitler, nie tylko Heydrich, czy "sfinks" Miller, nie samo SS, albo partia, ale elita zacnych pracowników służby państwowej walczy i konkuruje z sobą o zaszczyt przewodzenia planowanym zbrodniom mordu europejskich Żydów.
Adolf Eichmann był wówczas mało znaczącą osobą i jak zeznał na procesie jerozolimskim doznał odczucia Poncjusza Piłata, ponieważ poczuł się wolny od wszelakiej winy.
Eksperci prawni opracowali projekt ustaw niezbędnych do pozbawienia ofiar przynależności państwowej.
Było to ważne, uniemożliwiając indagację jakiegokolwiek kraju w sprawie losu deportowanych na Wschód, państwu zaś, którego byli rezydentami pozwalało na konfiskatę majątku deportowanych.
Ministerstwo Finansów oraz Bank III Rzeszy poczyniły zabiegi ułatwiające przyjęcie niezliczonych łupów z terenu całej Europy, włącznie z zegarkami i złotymi zębami wyrywanymi ze szczęk wymordowanych Żydów przez żydowskich kolaborantów Gestapo i Schutzpolizei z polecenia Judenratów (Rad Żydowskich) współpracujących z Niemcami w gettach niemieckich.
Złote zęby z zegarkami co do jednego sortowano w Reichsbanku, a następnie przekazywano pruskiej mennicy państwowej. Ministerstwo Transportu dostarczało niezbędnych wagonów kolejowych - najczęściej towarowych - dokładając starań aby pociągi deportacyjne kursowały według planu, nie kolidując z innymi rozkładami jazdy. Żydowskie Rady Starszych w gettach niemieckich sporządzały listy deportowanych według zaleceń władz niemieckich, zgodnie z podaną liczbą ofiar.
Żydzi rejestrowali się, wypełniali niezliczone kwestionariusze dotyczące posiadanego przez nich majątku, co miało umożliwić tym łatwiejsze jego zagarnięcie, następnie zaś gromadzili się w wyznaczonych miejscach zbiórki i wsiadali do pociągu.
Na nielicznych, którzy usiłowali się ukryć, żydowska policja, niekiedy pospołu z ukraińską urządzali obławy.
Żydowska policja penetrowała również tzw. "aryjskie" strony miast, gdzie ukrywali się Żydzi na "aryjskich papierach", posiadająca donosy od żydowskich kolaborantów Gestapo.
"Immerzu fahren hier die Leute zu ihrem eigenen Begrabnis" ("Dzień po dniu wyruszali stąd ludzie na własny pogrzeb"). - jak to sformułował pewien żydowski świadek wydarzeń.
Zebrane materiały dowodzą, iż machina Zagłady (Shoah, Holokaustu) została zaplanowana i doprowadzona do doskonałości w najmniejszych szczegółach, na długo przedtem, nim same Niemcy doświadczyły na sobie okropności wojny.
Niemcy nie byli osamotnieni w dokonywanych zbrodniach. Głównym czynnikiem popełnianych zbrodni byli sami Żydzi - kolaboranci oraz policja żydowska (Jüdischer Ordnungsdienst).
Jüdischer Ordnungsdienst - (dosł. Żydowska Służba Porządkowa, potocznie policja żydowska albo tzw. odmani) – w okresie II Wojny Światowej podległe częściowo Judenratom (Radom żydowskim), kolaborujące z nazistowskimi Niemcami, żydowskie jednostki policyjne wewnątrz gett, obozów pracy oraz obozów koncentracyjnych.
Jüdischer Ordnungsdienst była wykorzystywane do rekwizycji, łapanek, eskortowania przesiedleńców oraz akcji deportacyjnych.
Instalowaniu rządów okupacji niemieckiej w Europie towarzyszyły zorganizowane centralne instytucje żydowskie.
Członkami Rad Żydowskich byli z reguły cieszący się uznaniem miejscowi przywódcy żydowscy, którym naziści nadawali ogromną władzę, aż do chwili gdy ich także deportowano do Terezina lub Bergen - Belsen, o ile pochodzili akurat z Europy Środkowej, czy Zachodniej, albo do Oświęcimia, jeżeli wywodzili się ze wspólnot żydowskich w Europie Wschodniej.
JUDENRATY W GETTACH - WYNIKI PRAC
UDZIAŁ ŻYDÓW W ZAGŁADZIE ŻYDÓW
ZATAJONA PRAWDA HISTORYCZNA
Mało kto dzisiaj pamięta, iż żydowski Holokaust praktycznie nie istniał przed 1967 rokiem. Zaczął rodzić się dopiero po sześciodniowej wojnie izraelsko arabskiej. Trzeba było ponad 40 lat, żeby urósł do dzisiejszych rozmiarów. Do 1962 roku sprawa zbrodni dokonanych na Żydach była jasna: winni są Niemcy; naród niemiecki. Ponad 90 procent Niemców głosowało na partię Hitlera i na niego samego, tym samym na jego program i idee zawarte w "Mein Kampf". Nikt tych prawd nie kwestionował. Do pewnego czasu.
Po upływie lat od drugiej wojny światowej, do Niemiec zachodnich zaczęły napływać z zagranicy ogromne kapitały. Niemiecka Republika Federalna (RFN) musiała być silna ekonomicznie, by móc stawić mocny opór w wypadku agresji czerwonych hord ze Wschodu.
Dzięki tej pomocy Niemcy Zachodnie gwałtownie się odbudowały i stały się potęgą gospodarczą. (Niemcy Wschodnie (NRD) wówczas nie liczyły się, ani ekonomicznie, ani politycznie.
Nie uszło to uwadze Izraela, który potrzebował pieniędzy. Niemcy jako sprawcy ogromnej zbrodni dokonanej na Żydach, potrzebowali rehabilitacji od Żydów. Tak doszło do transakcji - "Za krew pieniądze, za pieniądze przywrócenie honoru. Dotyczy to tylko Żydów" " pisał prawie czterdzieści lat temu Stefan Nowicki w swojej książce pt. "Wielkie nieporozumienie" (wydanej w 1970 roku w Sydney, Australia).
"Dzisiejsze Niemcy - oświadczył w 1964 roku Ben Gurion, premier Izraela - są inne, ich władcy są inni i forma władzy jest inna." (tamże str. 12).
W miarę wzrostu wypłat odszkodowawczych i pomocy materialno-militarnej, wzrastała sympatia do Niemców. (Proporcjonalnie malała do Polaków).
"Stosunek naszego rządu (pisał izraelski dziennik "Haolam Haze" w 1965 r.) do rządu Adenauera oparty jest na cynicznej transakcji, może najbardziej cynicznej od chwili, gdy Adolf Hitler proponował Brandtowi transakcję towarów za krew. Otrzymaliśmy pieniądze. Otrzymaliśmy pomoc. Sprzedaliśmy NRF-owi świadectwo moralności następującej treści:
My państwo Izrael, ofiary nazizmu, uratowani z Oświęcimia, dyplomowany symbol postępu i socjalizmu w świecie, potwierdzamy niniejszym, iż właściciel tego świadectwa nie jest już faszystą, ale całkiem nowym Niemcem, który ma prawo być przyjęty do każdego grona". (tamże str. 13).
Niedorzeczna, nieprawdziwa, oszczercza i dzika propaganda żydowska, skierowana swym ostrzem przeciwko Polsce, Polakom i polskości trwa z różnym natężeniem od ponad czterdziestu lat. A Polacy, zahukani i zaszachowani m.in. przez bardzo wpływowe amerykańskie lobby żydowskie z antypolskimi mediami „New York Times” i „The Washington Post” zAnne Applebaum, antypolską dziennikarką, żoną obecnego polskiego ministra spraw zagranicznych nie widomo dlaczego „Radka”, a nie Radosława Sikorskiego.
Owa propaganda funkcjonuje w tej chwili również i w Polsce poprzez mainstreamowe media, a otumaniani m.in. przez żydowską „Gazetę Wyborczą” Polacy nie wiedzą, jak się bronić przed tą nachalną i wrzaskliwą propagandą żydowską, tym bardziej, iż ostatnio Polską rządząca Platforma Obywatelska swoim nie pisanym programem potęguje antypolskie roszczenia i działania, m.in. dotyczące zwrotu zawrotnych sum 65 miliardów dolarów amerykańskich tytułem restytucji mienia pożydowskiego w Polsce.
Dzisiaj, w 2013 roku Izrael potrzebuje nie mniej pieniędzy, niż dawniej. A jeszcze więcej pieniędzy potrzebują dziś rozmaici hochsztaplerzy, aferzyści i wydrwigrosze z PO, jak i nielegalne (niezarejestrowane w sądach ) lobby żydowskie w USA wspierane przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamę, rząd USA i Hilary Clinton, do których dołączyli tacy sami „lobbyści” w Europie. Od państwa niemieckiego za wiele już nie da się wyciągnąć. Trzeba znaleźć winnych pośród innych.
Do tych tez ustosunkował się już naukowo politolog i historyk amerykański pochodzenia żydowskiego Norman Finkelstein w swojej pracy naukowej „Przedsiębiorstwo Holocaust”.
Norman Gary Finkelstein(ur. 8 grudnia 1953 w Brooklynie) – amerykański historyk i politolog żydowskiego pochodzenia, od 2001 do 2007 profesor De Paul University w Chicago, w tej chwili niezależny uczony. Specjalizuje się w dziedzinie konfliktu palestyńsko-izraelskiego oraz Holocaustu. Finkelstein znany jest przede wszystkim jako autor książek dotyczących ww. tematów.
Opublikowany niedawno w „Der Spiegel" artykuł o odpowiedzialności innych narodów europejskich za zbrodnię Holocaustu dokonaną na Żydach, wywołał w Polsce poruszenie i falę polemik.
Przyczyną tego było wysunięcie stwierdzenia, iż za zbrodnię Holocaustu winni są nie tylko Niemcy, ale i inne narody europejskie. Również Polacy przez "polskich chłopów", którzy wykonywali zarządzenia niemieckich władz okupacyjnych.
Nie byłoby w tym stwierdzeniu nic ciekawego, gdyby nie pominięto jednego narodu europejskiego, o którym można wspominać i wymieniać go, ale tylko w takim kontekście i przy takich okazjach, w jakim naród ten przyzwala. Mowa tu jest oczywiście o europejskim narodzie żydowskim, bo chodzi tu przecież o Żydów europejskich.
Interesujące jest to, iż autorzy artykułu w "Der Spiegel", wymieniając różne "narody europejskie", które rzekomo przyłożyły się do tej zbrodni, poprzez współpracę z Niemcami, pomijają skrzętnie wymienianie narodu niemieckiego, austriackiego i żydowskiego.
Jeżeli mamy dzisiaj wyliczać, który z narodów europejskich i ile przyłożył się do śmierci Żydów, to nie sposób ominąć tutaj nacji żydowskiej z tej prostej racji, iż była to wówczas nacja europejska.
Współpraca Żydów z Niemcami i z Gestapo na tym polu jest dobrze udokumentowana a literatura na ten temat obszerna i jednoznaczna. Do znaczących zapisów historycznych należą prace naukoweHannah Arendt(ur. 14 października 1906 w Linden, Niemcy, zm. 4 grudnia 1975 w Nowym Jorku, Stany Zjednoczone) – niemiecka teoretyk polityki, filozof i publicystka, jedna z najbardziej wpływowych myślicielek XX wieku pochodzenia żydowskiego.
Przez wielu jest uważana za najsłynniejszą żydowską myślicielkę XX wieku. W 1963 roku wystąpiła w książce Eichmann w Jerozolimie z dramatycznym oskarżeniem przeciw Judenratom. Twierdziła, iż bez ich udziału w rejestracji Żydów, koncentracji ich w gettach, a potem aktywnej pomocy w skierowaniu do obozów zagłady zginęłoby dużo mniej Żydów, ponieważ Niemcy mieliby więcej kłopotów z ich spisaniem i wyszukiwaniem. W okupowanej Europie Niemcy zlecali funkcjonariuszom żydowskim sporządzenie imiennych wykazów wraz z informacjami o majątku. Zapewniali oni także pomoc żydowskiej policji (Ordnungdienst) w chwytaniu i ładowaniu Żydów do pociągów transportujących do obozów koncentracyjnych.
W swojej książce Arendt napisała: "Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej tej ponurej historii."
Patron Żydowskiego Instytutu Historycznego ,najsłynniejszy kronikarz warszawskiego getta Emanuel Ringelblum tak pisał o żydowskiej policji:
ŻYDOWSCY POLICJANCI OKRUTNIEJSI OD NIEMCÓW.
"Policja żydowska miała bardzo złą opinię jeszcze przed wysiedleniem. W przeciwieństwie do policji polskiej, która nie brała udziału w łapankach do obozu pracy, policja żydowska parała się tą ohydną robotą. Wyróżniała się również straszliwą korupcją i demoralizacją. Dno podłości osiągnęła ona jednak dopiero w czasie wysiedlenia. Nie padło ani jedno słowo protestu przeciwko odrażającej funkcji, polegającej na prowadzeniu swych braci na rzeź.
Policja była duchowo przygotowana do tej brudnej roboty i dlatego gorliwie ją wykonała. w tej chwili mózg sili się nad rozwiązaniem zagadki: jak to się stało, iż Żydzi - przeważnie inteligenci, byli adwokaci (większość oficerów była przed wojną adwokatami) - sami przykładali rękę do zagłady swych braci. Jak doszło do tego, iż Żydzi wlekli na wozach dzieci i kobiety, starców i chorych, wiedząc, iż wszyscy idą na rzeź (...). Okrucieństwo policji żydowskiej było bardzo często większe niż Niemców, Ukraińców, Łotyszy. Niejedna kryjówka została „nakryta” przez policję żydowską, która zawsze chciała być „plus catholique que le pape”, by przypodobać się okupantowi. Ofiary, które znikły z oczu Niemca, wyłapywał policjant żydowski (...). Policja żydowska dała w ogóle dowody niezrozumiałej, dzikiej brutalności. Skąd taka wściekłość u naszych Żydów? Kiedy wyhodowaliśmy tyle setek zabójców, którzy na ulicach łapią dzieci, ciskają je na wozy i ciągną na Umschlag?
Do powszechnych po prostu zjawisk należało, iż ci zbójcy za ręce i nogi wrzucali kobiety na wozy.
Każdy Żyd warszawski, każda kobieta i dziecko mogą przytoczyć tysiące faktów nieludzkiego okrucieństwa i wściekłości policji żydowskiej" (E. Ringelblum: "Kronika getta warszawskiego wrzesień 1939 - styczeń 1943", Warszawa 1988, s. 426, 427, 428).
Najbardziej interesujące są relacje Żydów, którzy przeżyli hekatombę hitlerowską. Dowiadujemy się od nich o szerokiej współpracy Żydów z Gestapo i haniebnej roli Rad Żydowskich ("Judenratów") współdziałających z władzami hitlerowskimi w wysyłce ludzi na śmierć.
Wspomniany S. Nowicki, w odpowiedzi na oszczerstwa żydowskie dotyczące działania Polaków w czasie niemieckiej okupacji pisze w swej książce "Wielkie nieporozumienie":
"A czy nie było policjantów żydowskich w getcie, którzy pałkami bili swych współwyznawców? Było też Gestapo żydowskie w Warszawie, osławiona 13-stka, kierowana przez Abrahama Gancwajcha oraz policja żydowska pod komendą takich nikczemników, jak Lejkin, Szeryński, Kon i Keller oraz znani przed wojną działacze syjonistyczni Nosing i First.
Był Judenrat w getcie warszawskim, który segregował Żydów do Majdanka i komór gazowych. Byli bogaci Żydzi, którzy okupywali się żydowskim władzom, by nie wychodzić z getta w pierwszych transportach.
Byli Żydzi, którzy denuncjowali swych braci i współpracowali z Gestapo. Zbrodnie Żydów dokonane na swych braciach mrożą krew w żyłach.
Działalność Abrahama Gancwajcha jest przerażająca swym cynizmem i okrucieństwem. Ten gestapowiec żydowski, zwerbowany w służbie Hitlera jeszcze przed wojną, był znaną osobistością w świecie żydowskim.
Był nauczycielem języka hebrajskiego w szkołach "Tarbut" w Częstochowie, należał do "Poalej-Syjonu Prawicy", był współpracownikiem wiedeńskiego pisma "Gerechtigkeit", a po aneksji Austrii założył w Łodzi prowokacyjny antyhitlerowski tygodnik pod nazwą "Wolność".
Wykaz prenumeratorów pisma posłużył Gestapo do masowych mordów Polaków. Po wkroczeniu, Niemców organizował z ich ramienia sieć szpiegowską na ziemiach wschodnich, a po ataku Niemiec na Sowiety skierowany został przez Gestapo do likwidowania warszawskiego getta i wyciągnięcia dla Niemców nagromadzonych tam bogactw.
Ocenę żydowskich władz getta warszawskiego przez ocalałych z pogromu Żydów:
"Wiekopomna zdrada Rady Żydowskiej w Warszawie " pisał dr Szymon Datner " która się wyraziła w formie zgody na przeprowadzenie "wysiedlenia" pozostanie na zawsze obok zdrady żydowskiej służby porządkowej niezatartą plamą na honorze władz żydowskich getta".
Historyk żydowski, B. Mark, w książce "Powstanie w getcie warszawskim" (Żydowski Instytut Historyczny, 1955) pisze:
"Tylko 10 tysięcy żyje w dostatku, choćby lepiej niż przed wojną. Widocznie dla tych 10 tysięcy przywieziono w lutym 20 tysięcy litrów wódki. W tym czasie zarejestrowano oficjalnie 416 tysięcy Żydów, z czego 80 % biednych, przymierających głodem...
Cała działalność Judenratów, to jedno pasmo wołające o pomstę krzywd wobec biedoty. Gdyby był na świecie Bóg, to zniszczyłby gromami to gniazdo okrucieństwa, obłudy i grabieży... Wszystkie zarządzenia okupanta były przeprowadzane przez Judenrat, który organizuje łapanki na pracę przymusową... Niektórzy piastowali kilka urzędów jednocześnie, wyciągając dochód do 60 tysięcy miesięcznie, podczas gdy pisarz i pedagog Janusz Korczak w podaniu prosił o dwa posiłki dziennie, widać, iż i tego jemu ojcowie miasta odmówili..."
Nawet Marek Edelman pisał:
"Niemcy doprowadzili do tego, iż Rada Żydowska sama wydała wyrok na przeszło 300 tysięcy mieszkańców getta... Nikt jeszcze nigdy tak nieustępliwie nie wypuszczał z rąk złapanego jak jeden Żyd drugiego Żyda".
Trzeba też wspomnieć nazwisko dr Rudolfa Kasztnera, wiceprzewodniczącego Federacji Syjonistycznych Węgier i dyrektora Pomocy Rady Ocalenia powstałej w 1943 roku, który współpracował z Eichmannem w likwidacji tysięcy Żydów węgierskich za umożliwienie wyjazdu do Izraela 1200 syjonistom węgierskim. Zbrodniarz ten dożył do 1967 r. Został zastrzelony w Tel-Avivie..
W książce "Auschwitz, the nazis & the "Final Solution"", (wydanej w 2005 r. przez BBC Books, autor: Laurence Rees), znajduje się m.in. relacja Lucille Eichengreen, ocalałej cudem z getta łódzkiego, dokąd deportowani zostali Żydzi niemieccy. Wspomina tam, iż od stycznia do maja 1942 roku 55 tysięcy Żydów zostało wywiezionych i zamordowanych w Chełmnie.
O tym, kto miał pójść na śmierć, decydowały władze żydowskie getta, Judenraty. Dwa miesiące później do getta weszli Niemcy, żeby osobiście dokonać wyboru ludzi na zagładę.
Wybierali w pierwszym rzędzie ludzi starych, chorych i dzieci, jako niezdolnych do pracy.
Przywódca getta łódzkiego, Mordechai Chaim Rumkowski, polecił matkom współpracować z Niemcami i oddać im swoje dzieci. "Oddajcie im wasze dzieci, żebyśmy mogli żyć"- wołał. "Ja miałam wówczas 17 lat, kiedy słyszałam jego przemówienie" mówi Lucille E. I dodaje: "Ja nie mogłam pojąć, iż ktoś może polecać rodzicom, aby oddawali swoje dzieci na śmierć. Tego zresztą nie mogę pojąć jeszcze do dzisiaj".
Mordechai Chaim Rumkowski był znany z tego " czytamy w innym miejscu " iż układając listę osób przeznaczonych do wywózki, wybierał tych, którzy w jakiś sposób narazili się jemu i których chciał sam się pozbyć z getta. Był również znany z wykorzystywania seksualnego młodych kobiet. Żadna nie mogła zaprotestować, bo miała świadomość, co ją czeka.
Lucille E. wspomina w innym miejscu, iż wreszcie dostała pracę w kuchni w getcie i pewnego razu, będąc sama w przyległym biurze, pojawił się M. Rumkowski, chwycił za krzesło i przysiadł się przy niej.
"Mieliśmy parę rozmów. On gadał, ja słuchałam. W pewnym momencie chwycił mnie za rękę i położył ją na swoim penisie, po czym powiedział: "Szarpnij się i postaw go w stan pracy". Relację młodziutkiej wówczas Lucille E. potwierdza Jacob Zylberstein, który był świadkiem zachowywania się przywódcy getta łódzkiego.
"Rumkowski rzeczywiście wykorzystywał młodziutkie kobiety" " mówił " i dodaje przy tym: "Kiedy siedzieliśmy w jadalni, on przychodził, rozejrzał się po sali, kładł rękę na ramieniu wybranej i wychodził z nią. I nie jest to tak, iż ja to słyszałem od kogoś. Ja to widziałem. Gdyby któraś mu odmówiła, znalazłaby się w śmiertelnym niebezpieczeństwie".
Chaim Mordechaj Rumkowski(ur. 27 lutego 1877 na Wołyniu, w miejscowości Ilin, powiat ostrogski, zm. pomiędzy 30 sierpnia a ok. 1 września 1944, zamordowany prawdopodobnie w komorze gazowej w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau), lub zamordowany przez współwięźniów Żydów – przemysłowiec, działacz syjonistyczny. Przełożony (Prezes) Starszeństwa Żydów w Lodsch (od kwietnia 1940 r. - Litzmannstadt) do likwidacji getta w końcu sierpnia 1944 roku.
Uratowana przez Polaków Żydówka, Alicja Zawadzka-Wetz, opisuje w swojej książce przeżycia w getcie warszawskim:
"Najgorsze było to, iż poznałam bestialstwo, do którego zdolni są ludzie oraz okrucieństwo i podłość ludzkiej natury.
Wśród społeczności, skazanej na śmierć, budzą się albo najniższe, albo najszlachetniejsze instynkty. Iluż to przedwojennych adwokatów, powszechnie szanowanych, stało się członkami żydowskiej policji i gotowych było do największych podłości z szantażem włącznie. Ilu z nich biło do krwi dzieciaki, które usiłowały przedostać się poza mury, by zdobyć po drugiej stronie trochę żywności dla głodującej rodziny. Dobrzy mieszczańscy mężowie porzucali żony, z którymi spędzili dziesiątki lat, by przeżyć jeszcze jedno, najtańsze choćby, doznanie miłosne, by przed śmiercią użyć życia...
Zdarzały się wypadki, iż w rodzinach okradano się wzajemnie z mizernych porcji gliniastego chleba." (Zob. Alicja Zawadzka-Wetz, "Refleksje pewnego życia", wyd. Instytut Literacki, Paryż 1967, w serii "Dokumenty", str. 20-21).
Stefan Nowicki pisze w swej książce, że:
"Ocalałe pamiętniki Czerniakowa ("Adam Czerniakow Warsaw Ghetto Story", wyd. Żydowskiego Instytutu Historycznego Yad Vashem) dają obraz życia w getcie warszawskim.
"Na ulicach leżą trupy, a w wytwornych restauracjach realizowane są tańce". Pod datą 14 czerwca 1941 roku czytamy:
"Pochmurno. Dziś niedziela. Nie wiem czy orkiestra będzie mogła grać w ogródku. Okazało się, iż grała pomimo lekkiego deszczu. Poleciłem sprowadzić dzieci Izby Zatrzymań... Były to żywe kościotrupy rekrutujące się z żebraków ulicznych... Wstyd mi powiedzieć, iż tak dawno nie płakałem. Dałem im po tabliczce czekolady. Potem otrzymali zupę. Przekleństwo tym z nas, co sami jedzą i piją, a o tych dzieciach zapominają".
Stosunki w Judenracie były okropne. Miały miejsce ostre starcia między tymi, którzy wysługiwali się Niemcom i żyli w warunkach luksusowych, a tymi, którzy żyli w nędzy i głodzie i ciężko pracowali w nieludzkich warunkach. Przydział żywności był nędzny, toteż przemyt był dobrze zorganizowany. Gdyby "Żydzi musieli żyć na chlebie oficjalnie racjonowanym " pisze Czerniakow " niewielu przeżyłoby rok zamknięcia za murami getta". Mimo tak nędznych przydziałów żywności, szła ona na czarny rynek.
Wyzysk, przekupstwo, donosicielstwo, wysługiwanie się Niemcom, łapownictwo i bogacenie się wpływowych Żydów w getcie doszły do potwornych rozmiarów.
"The Holocaust Kingdom" jest książką-paszkwilem na Polaków, napisanym przez Żyda o nazwisku Michał Belg-Aleksander Donat, wydanym w USA. Paszkwil ten zieje nienawiścią do Polaków za to, iż go uratowali od śmierci. Książka ta jest interesująca dlatego, bo opisuje życie codzienne w getcie warszawskim.
Urywki przytaczam za S. Nowicki, "Wielkie nieporozumienie", str. 165. Z książki A. Donata dowiadujemy się, że:
Najbardziej niecnym z Żydów na żołdzie Gestapo, którzy również brali łapówki od ludzi szukających zabezpieczającego zatrudnienia, był Abraham Gancwajch. Był założycielem haniebnej instytucji (znanej pod nazwą "13-ki", ponieważ biura ich znajdowały się na ul. Leszno, Nr 13), która wcześnie przejęła administrację dużej ilości domów mieszkalnych w getcie.
Stowarzyszenie lokatorów walczyło uparcie o umieszczenie swego przedstawiciela na tej tak ważnej placówce. Wielokrotnie zdarzało się, iż dwóch czy trzech kandydatów, z których wszyscy dali już łapówki jednemu z pracowników Judenratu, dowiadywało się, iż dwóch czy trzech innych, którzy przepłacili 13-kę "wyznaczono" równocześnie na to stanowisko („(str. 34).
13-ka była specjalną agencją, złożoną z informatorów i sługusów Gestapo, która powstała w getcie, pomimo iż tak Judenrat, jak i policja żydowska skrupulatnie wykonywały rozkazy Niemców i były naszpikowane szpiegami Gestapo. Wodzem tego, tak zwanego Urzędu do Walki z Lichwą i Przekupstwem był notorycznie znany Abraham Gancwajch, nie zwykły szpieg, ale prowokator i dywersjonista na tak wielką skalę, iż nazywano go Azefem Getta Warszawskiego. Praca jego polegała na demoralizowaniu getta przez perswazję i tłumaczenie, iż zwycięstwo Hitlera jest nieuniknione, więc opór bezcelowy.
Średniego wzrostu, szczupły, ciemnowłosy, o ostrych rysach i przenikliwych, magnetyzujących oczach pod grubymi szkłami, Gancwajch był niezwykle zdolnym człowiekiem, wysoce inteligentnym, ze zdolnością przekonywania. Urodzony demagog, znał cztery języki - niemiecki, polski, żargon i hebrajski. Przed wojną wykładał język hebrajski i pisywał do gazet. Kręcił się w kołach syjonistycznych i przypuszczalnie choćby już wówczas był na żołdzie Gestapo. Mówiono, iż szpiegował na rzecz Gestapo, jakoby przeciw Rosji, w Białymstoku, Wilnie i Lwowie.
W getcie występował nie jako agent Gestapo, ale jako dobroczyńca, który mógł służyć Żydom w godzinie potrzeby, wykorzystując swe szerokie stosunki z Niemcami.
Gancwajch rozciągnął swe sieci szeroko i na wszystkie dziedziny życia w getcie. W jednej ze swych licznych "ról" pozował jako obrońca uciśnionych wobec "plutokratycznych wyzyskiwaczy" z Judenratu, był również opiekunem sztuki i literatury żydowskiej... czarował szczególnie intelektualistów żydowskich... chciał uchodzić za wielkiego prowodyra getta, coś w rodzaju Mesjasza. Zakładając, iż zwycięstwo Niemiec jest nieuniknione, rozsiewał kłamstwa, iż w ostatnim etapie Żydzi będą przypuszczalnie przesiedleni na zdobyte tereny i wobec tego instytucja getta jest konieczna, ponieważ chroni nacjonalizm żydowski i autonomię kulturalną. Tak więc, wmawiał Żydom, by nie tylko słuchali Niemców, ale by z nimi współpracowali. Zapraszał prawników, doktorów, pisarzy, dziennikarzy i innych na odczyty, konferencje, dyskusje i obfite, wytworne przyjęcia, w czasie których wtłaczał im w mózgi te teorie. W czasie jednego z takich zebrań zapytano go wprost " Skąd przyszedłeś?
Kim adekwatnie jesteś? W czyim imieniu przemawiasz?
Na co Gancwajch odpowiedział " Sam diabeł mnie tu przysłał, ale chcę wam pomóc.
I wysiłki jego nie szły całkowicie na marne. Wielu choćby spośród grona znanych indywidualistów wchłaniało jego wywody. choćby dr Ringelblum, którego nic nie łączyło z Gancwajchem, poszedł tak daleko, iż szukał go na "pogawędkę", aby zadowolić swą ciekawość. Dzięki interwencji Gancwajcha został zwolniony z więzienia dr Janusz Korczak, sławny pisarz i uczony.
Poza tym, chwalił się, iż jego wpływom zawdzięczano, iż ulica Sienna i Plac Grzybowski pozostały wewnątrz getta. Urząd Walki z Lichwą i Spekulacją, choć powszechnie był znany pod nazwą 13-ki, miał pewne zaufanie wśród głodujących mas, którym wydawało się, iż kupcy bogacą się ich kosztem. W praktyce, jedyną korzyścią było, iż kupcy musieli wystrzegać się jeszcze jednego wroga. Zdarzało się, iż któryś z agentów Gancwajcha spenetrował, iż jakiś sklep sprzedaje kaszę powyżej wyznaczonej ceny. Kupiec "wypracowywał" łapówkę, która zadowoliłaby urząd, ukrywał 90% kaszy, a resztę sprzedawał po wyznaczonej cenie, nie szczędząc przy tym rozgłosu. I to za niecałe 10 dkg kaszy na głowę.
Gancwajch robił niesamowite pieniądze Brał okup z około stu kamienic na ul. Leszno. Dostawał od Niemców 30 przepustek z getta na aryjską stronę i sprzedawał je po przeraźliwie wysokich cenach. Zorganizował służbę ambulansową, która zwalniała swych pracowników od prac przymusowych i dawała im inne przywileje. Aby zostać członkiem tej służby, otrzymać jej specjalną kartę i nosić czerwoną czapkę, ludzie płacili fortuny.
Z okazji świąt wielkanocnych, Gancwajch dał parę tysięcy złotych na pomoc dla zubożałych pisarzy żydowskich.
Na uroczystość bar mitzvah swego syna przyjmował chlebem i kawą biednych, co, jak mówiono, kosztowało dziesiątki tysięcy złotych.
Gdy umarł jego ojciec, w półoficjalnym dzienniku żydowskim "Gazeta Żydowska" ukazały się nekrologi podpisane przez "grupę doktorów, prawników, dziennikarzy i pisarzy", choć bez indywidualnych nazwisk.
Równocześnie grał na popularności, ujawniając brak zaufania i niechęć do Judenratu. Raz nawet, jego przyjaciele z Gestapo zaaresztowali Adama Czerniakowa, prezesa Judenratu. Wykorzystywał każdą możliwość zdobycia kontroli nad tą instytucją. Rozgłaszano pogłoski połączenia się 13-ki z Judenratem, z tym, iż Gancwajch byłby prezesem nowej instytucji, do czego jednak nigdy nie doszło. Przypuszczalnie powodem były zakulisowe rozgrywki między cywilnym niemieckim komisarzem getta dr. Heinz Auerswaldem, zwierzchnikiem Czerniakowa i wysoko postawionymi oficerami Gestapo, którzy popierali Gancwajcha. Robił on wszystko, co było w jego mocy, aby uzyskać mandat od Żydów, który pozwoliłby mu występować w ich imieniu. " Wówczas – obiecywał, uzyskam dla was od Niemców cokolwiek zechcecie. Getto zacznie natychmiast pracować dla Wehrmachtu, skończą się bicia i łapanki, otrzymacie zadowalające przydziały żywności”.
W międzyczasie, dwaj współpracownicy Gancwajcha „ Moryc Kon i Zelig Heller " utworzyli własny „sklepik" po przeciwnej stronie ulicy na Lesznie pod Nr 14. Specjalizowali się w dostawach jarzyn i uzyskiwali pewne, bardzo korzystne koncesje, łącznie z pozwoleniem na otwarcie targu na ul. Leszno, na handel rybami oraz zorganizowali transport konny w getcie.
Wozy te nazywano "konhellerami", na cześć koncesjonariuszy, ale znane były również jako "wszalnie".
Kon i Heller robili potworne sumy na przemycie przyjaciół i ich rodzin z Łodzi i Białegostoku do getta warszawskiego, na zwalnianiu więźniów, unieważnianiu spraw cywilnych i rozkazów konfiskaty własności " wszystko to naturalnie, jako "usługi" uzyskiwane od oficjeli niemieckich”.
W czerwcu 1942 roku ukazały się w getcie plakaty "Poszukiwany przez policję" z nazwiskami i fotografiami Gancwajcha i innych członków jego bandy. Mówiono, iż udało im się uciec." To tyle z relacji Żyda A. Donata ( Str. 43).
Według ustnej informacji, trudnej dzisiaj do zweryfikowania, uzyskanej w 1993 r., Gancwajch, Kon i Heller oraz dwóch innych, nieznanych z nazwiska, uciekli z getta a nagromadzone tam pieniądze i złoto, użyli na opłacenie ukrywania się „na aryjskich papierach” oczywiście pod zmienionymi nazwiskami, u jednego chłopa w radomskim.
Po wejściu do Polski wojsk sowieckich i przejęciu władzy przez komunistów, zmienili znowu nazwiska. Tym razem na polsko brzmiące. Wstąpili do PPR i znaleźli zatrudnienie w UB (Kon, Heller i dwaj pozostali).
Natomiast Gancwajch był oficerem znienawidzonej Informacji Wojskowej.
Chłop, który ich ukrywał, został potem zastrzelony przez UB jako "bandyta" reakcyjnego podziemia.
Były też inne formy współpracy Żydów z Niemcami. Jest to sprawa masowego mordu, gdzie zginęło ponad 30 trzydzieści tysięcy Żydów, do czego przyczynili się wydatnie sami Żydzi. O tej zbrodni pisze się i mówi, ale na temat okoliczności milczy, zwłaszcza w Polsce i na Ukrainie.
Po zdobyciu Kijowa przez wojska niemieckie, ogłoszono przy końcu września 1941 roku zbiórkę Żydów. W związku z tym wywieszono w mieście i okolicy plakaty z instrukcją: "Należy zabrać ze sobą papiery identyfikacyjne, pieniądze i rzeczy wartościowe, obok ciepłego ubrania się".
Niemieckie Sonderkomando 4 A, które liczyło na co najwyżej 5 tysięcy do 6 tysięcy Żydów, którzy się zgłoszą, doznało niecodziennego zaskoczenia, bo stawiło się ponad 33 tysiące Żydów. W tej sytuacji jednostka 4A zmuszona była do zaangażowania 2 batalionów policji, żeby uporać się z wynikłym, nie z ich "winy", problemem.
Oczywiście, wszyscy, którzy stawili się na życzenie Niemców, zostali w pień wycięci. Mowa tu jest o masakrze w Babim Jarze na Ukrainie. Niewątpliwym jest fakt, iż winnymi tej masowej zbrodni są Niemcy, ale dużo winy leży w żydowskiej mentalności i gotowości do współpracy z okupantem niemieckim.
Co najmniej 27 tysięcy Żydów nie musiało tam wtedy zginąć. (Zobacz: Antony Beevor, "Stalingrad", 1998).
W wyniku szeroko zakrojonej kampanii "Judenrein" (oczyszczania państwa niemieckiego z Żydów) dziesiątki tysięcy Żydów znalazło się poza granicami Niemiec. Ogromna ilość została przepędzona do Polski (obóz w Zbąszyniu), ale wielu znalazło się w krajach zachodnich. W Holandii na przykład, w miejscowości Westerbrok zbudowano w 1939 roku obóz dla uchodźców żydowskich.
Po zajęciu w kwietniu 1940 roku Holandii przez wojska niemieckie, obóz ten został przekształcony przez okupanta na obóz więzienny. Jednocześnie Niemcy rozpoczęli szeroko zakrojoną akcję rejestracji Żydów i wysyłania ich do obozu w Westerbrok. niedługo nadszedł czas deportacji Żydów holenderskich do obozów zagłady w Sobiborze i Majdanku koło Lublina. Deportacja przebiegała sprawnie, bez najmniejszego oporu, dzięki gorliwej współpracy żydowskich władz obozu, które co tydzień układały skrupulatnie listę 1000 kolejnych Żydów do transportu na Wschód. I tutaj wkład Żydów w zagładę swych współbraci jest też dobrze widoczny.
W związku z ekstradycją Iwana Demaniuka do Niemiec, by postawić go przed sądem za współudział w zagładzie Żydów w Sobiborze, prasa i oskarżyciele publiczni uważali, iż bez pomocy 100 Ukraińców Niemcy nie byliby w stanie zamordować tam 250 tysięcy ludzi. Obozu strzegło 30 esesmanów, z tego stale połowa była nieczynna z powodu choroby lub przebywania na przepustkach. Rozprawa sądowa przeciw Demaniukowi miała posłużyć przede wszystkim do rzucenia światła na nie-niemieckich pomocników w dziele zagłady Żydów. Eksperci ustalili, iż takich nie-niemieckich pomocników, którzy aktywnie pomagali Niemcom, było około 200 tysięcy, w tej liczbie znajduje się policja żydowska, członkowie Judenratów i innych niemiecko - żydowskich organów pomocniczych do mordowania współbraci.
Niektórzy historycy, znawcy zagadnienia, wysuwają tezę, iż gdyby nie istniała gorliwa kooperacja Żydów z Niemcami, szeroko zakrojone współdziałanie i skrupulatne wykonywanie, bez najmniejszego oporu, poleceń i zarządzeń niemieckich władz okupacyjnych, Holocaust przeżyłoby co najmniej 1 milion Żydów.
Jest to teza politycznie niepoprawna, bardzo nielubiana w kołach żydowskich, przez to oficjalnie nie wysuwana w obawie przed skutkami w ewentualnej karierze naukowej, dlatego istnieje tylko w drugim obiegu. Nie mniej zagadnienie udziału Żydów w zagładzie swych współbraci warte jest zbadania i wyciągnięcia na światło dzienne. Pierwszy krok w tym kierunku uczynił amerykański historyk Richard C. Lukas(ur. 1937) - amerykański historyk polskiego pochodzenia. Jego zainteresowania koncentrują się wokół tematyki związanej z okupacją hitlerowską Polski oraz relacjami polsko-żydowskimi. Zasłynął napisaną w 1986 r. książką "Forgotten Holocaust" ("Zapomniany Holocaust") poświęconą cierpieniom Polaków w czasie II wojny światowej. Publikacja spotkała się z głosami krytyki ze strony środowisk żydowskich za zrównanie wojennych doświadczeń Polaków i Żydów.
Profesor Lukas jest wykładowcą m.in. na Uniwersytecie Technologicznym Tennesee i Uniwersytecie Południowej Florydy w Tampie.
Dokumenty, źródła, cytaty:
]]>http://www.aferyprawa.eu/Artykuly/Wspolodpowiedzialnosc-Zydow-za-Holocaust-Wladyslaw-Gauza-2991]]>
- Władysław Gauza lipiec 2009
]]>www.kworum.com.pl]]>
]]>http://upadeknarodu.cba.pl/judenraty.html]]>
Aleksander Szumański „Głos Polski” Toronto
ZAGŁADA POLAKÓW I ŻYDÓW WE LWOWIE
Bezpośrednio po wkroczeniu Niemców do Lwowa po 22 czerwca 1941 roku błyskawicznie utworzona policja ukraińska z batalionem ukraińsko - niemieckim "Nachtigall", wraz z żołnierzami Wehrmachtu (to nieprawda, iż tylko SS i Gestapo mordowało Polaków i Żydów) urządziła w lwowskim więzieniu Brygidki kilkuset Żydom makabryczną krwawą łaźnię. To wydarzenie miało swą prehistorię. niedługo po 22 czerwca 1941 roku, wśród lwowskich bolszewików wybuchła panika i wielu z nich w popłochu uciekło na wschód. Po kilku dniach opamiętali się i niektóre władze, zwłaszcza część wojska, milicja i NKWD powróciły. Można więc mówić o drugiej okupacji Lwowa. Okres pod koniec 1944 roku historycy uważają za początek drugiej okupacji Lwowa przez Sowietów, praktycznie zaś była to jednak trzecia okupacja sowiecka miasta Lwowa.
Przez kilka dni po ucieczce bolszewików ze Lwowa panowała anarchia, Niemcy zaś stojąc jeszcze w przemyskim Zasaniu wcale się do Lwowa nie spieszyli. NKWD orientując się w tych poczynaniach do Lwowa powróciło, głównie po to, aby wymordować resztę lwowskich więźniów.
W międzyczasie części więźniów Brygidek, przede wszystkim kryminalistów, udało się wyłamać drzwi cel i uciec. Niektórzy, jakby nie wierząc w klęskę Czerwonej Armii, uczynili to z pewnym ociąganiem się, może choćby podejrzewając jakiś bolszewicki podstęp. Wśród tych ostatnich przeważali więźniowie polityczni i inteligenci. Tych wszystkich, których powracający funkcjonariusze NKWD zastali w celach i na podwórzu, wymordowali bestialsko seriami z karabinów maszynowych. Do pochowania tych zwłok zapędzono kilkuset Żydów, których następnie na miejscu powystrzelano. Bolszewicy zaś już dawno definitywnie uciekli. Ta masakra stała się groźną zapowiedzią, jaki los czeka lwowskich Polaków i Żydów. Niedługo po wkroczeniu Niemców do Lwowa, 4 lipca 1941 roku niemiecko - ukraiński batalion "Nachtigall" wymordował 45 polskich profesorów lwowskich wyższych uczelni na stoku Góry Kadeckiej, Wzgórzach Wuleckich we Lwowie. Niemiecko - ukraińska machina zbrodnicza mordowała tak Polaków jak i Żydów, zresztą nie tylko we Lwowie, ale i na całych Kresach Południowo - Wschodnich i Małopolsce Wschodniej II Rzeczypospolitej.
Warto dodać, iż dziwne i niezdecydowane zachowanie bolszewików w tych dniach było następstwem dezorientacji samego Stalina. Słuchając pilnie radia „Wolna Europa" wiedzieliśmy już od kilku tygodni o koncentracji armii hitlerowskiej na terenie tzw. Generalnego Gubernatorstwa, o czym opowiadali też kolejarze. Stalina ostrzegał też specjalnie jego tokijski super szpieg Sorge. Ale przemądrzały Stalin wietrzył w tych wieściach angielską intrygę zmierzającą do poróżnienia go z Hitlerem, któremu niemal do ostatnich dni dostarczał naftę i żywność. Co prawda, w „Izwiestiach" i „Prawdzie" zaczęły się ukazywać artykuły wychwalające skuteczność obrony przeciwlotniczej Londynu, z czego - znając programową tendencyjność sowieckich środków przekazu -domyślaliśmy się, iż na przymierzu sowiecko-hitlerowskim pojawiają się pewne rysy. Te podejrzenia zdementował jednak sam Stalin, tłumacząc w przemówieniu radiowym koncentrację wojsk niemieckich w Generalnym Gubernatorstwie obfitością żywności na tych terenach. niedługo bomby spadające na sowieckie lotniska i fabryki miały go przekonać, jak dalece się mylił i jak bezskuteczna była jego zajadła walka ze szpiegostwem. Sprytnie wykorzystywana przez Abwehrę doprowadziła go do wymordowania swoich najzdolniejszych generałów, co m.in. skłoniło Hitlera do uderzenia na osłabiony tym Związek Sowiecki.
Wróćmy do lwowskiego Holokaustu, zresztą nie tylko lwowskich Żydów, którego pierwszy akt już poznaliśmy.
Jego rozmiary zilustrują najlepiej dwie liczby. Wkraczając do Lwowa Niemcy zastali w nim około 160 000 Żydów, to znaczy o około jedną trzecią więcej niż ich było 1 września 1939 r. Ten wzrost ich liczby był spowodowany ucieczką wielu Żydów z Generalnego Gubernatorstwa.
Kiedy hitlerowcy opuszczali Lwów w r. 1944 we Lwowie pozostało około 700 Żydów, ukrywanych przez Polaków lub - wyjątkowo - uratowanych jako niezbędni fachowcy, przez kierowników niemieckich firm, czasem antyhitlerowców, działających dla Wehrmachtu, np. szyjących mundury wojskowe (tzw. warsztaty miejskie).
Metody mordowania Żydów były rozmaite. Początkowo rozstrzeliwano ich np. blisko Czartowskiej Skały przy drodze do Winnik, albo w obozie przy ulicy Janowskiej zwanym Uniwersytetem Zbirów, lub w jego sąsiedztwie. Wymordowanie kilku milionów ludzi nie byłoby możliwe bez wynalazku cyklonu, gazu, który w formie stałej wrzucano do zamkniętych komór. Ludzie ginęli w nich w ciągu kilku minut, wśród męczarni spowodowanych dusznością.
Dziwiło mnie zawsze, skąd w narodzie niemieckim wzięło się tylu ludzi, którzy aktywnie uczestniczyli w tych bestialskich mordach, względnie zgadzali się z nimi lub udawali, iż o nich nie wiedzą. Tę ostatnią postawę spotykałem najczęściej wśród Niemców, z którymi rozmawiałem. Potępienie lub chęć udzielenia pomocy Polakom, czy też Żydom spotkałem zaledwie kilka razy. Zresztą w stosunku do Polaków i Żydów we Lwowie i w Warszawie także tylko bardzo niewielu Niemców zdecydowanie sprzeciwiało się hitlerowskim prześladowaniom.
Zagadnienie to dotyczy zresztą wszystkich totalitaryzmów. Rozmawiając z ludźmi sowieckimi, nie tylko z partyjnymi urzędnikami, funkcjonariuszami milicji, ale i z tzw. szarym człowiekiem, prostakiem czy inteligentem, np. z lekarzami, nieraz stwierdzałem, iż głęboko byli przekonani o historycznym uwarunkowaniu ich sowieckiej hegemonii nad innymi narodami. Byli ślepi na ich własne zacofanie kulturalne i cywilizacyjne, w dużej mierze spowodowane obłędnym, zupełnie niesprawnym ustrojem gospodarczo-społecznym, jak również wielowiekową tyranią carską. Nieraz można było zauważyć, jaki szok psychiczny przechodzili inteligentniejsi spośród nich w zetknięciu z kapitalizmem, który wbrew doktrynie wsączanej im od dzieciństwa, dawał każdemu, nie tylko bogaczom, znacznie większe możliwości osobistego rozwoju niż np. ustrój socjalistyczny. Z mirażami przyszłościowymi roztaczanymi przez marksistowskich proroków ustrój ten nie miał nic wspólnego.
Pierwszą wielką rzeź Żydów, która pozbawiła życia około 80 tys. osób urządzili Niemcy w sierpniu 1942 r. Do tego czasu Polacy i Żydzi ginęli setkami czy tysiącami w więzieniach, obozach pracy, np. w Jaktorowie i obozach zagłady w Bełżcu, Oświęcimiu i na Majdanku.
Upór, z którym hitlerowcy to swoje Ausrottung postanowione na początku wojny na zebraniu władz NSDAP w Wansee (ostateczne załatwienie sprawy żydowskiej przez samego Hitlera) przeprowadzali, kolidował nieraz z potrzebami wojny toczonej na Wschodzie, absorbując np. znaczny potencjał transportowy, przede wszystkim w wagonach towarowych. Zarówno w Niemczech przed hitlerowskich, jak i w obecnych, antysemityzmu, ani oficjalnego, ani „ludowego" nie było i nie ma. Choć wielu historyków i publicystów analizowało zagadnienie przyczyn hitlerowskiego szaleństwa - przekonującej odpowiedzi nie znaleziono. Osobiście sądzę, iż zwycięstwa niemieckiej armii ( słynna "Victoria" malowana na elewacjach kamienic) na wszystkich frontach w dużej mierze przyczyniły się do poparcia hitleryzmu przez naród niemiecki.
Dziś zresztą wiemy, iż polityka Anglosasów w dużej mierze sprzyjała powodzeniom hitleryzmu. Ich wyrachowanie polegało na tym, aby hitleryzm i bolszewizm wzajemnie się pożarły. Ale podobne wyrachowanie miał Stalin w stosunku do całej Europy Zachodniej i on adekwatnie zrealizował swój plan, za pomocą którego sowiecka strefa wpływów sięgnęła aż po Łabę.
Wracając do Żydów lwowskich warto wspomnieć, iż pewna ich część wybrała współpracę z Gestapo. Było kilkuset policjantów żydowskich, którzy ściśle współpracowali z niemiecką i ukraińską policją. Ich szef, Goliger, szczególny drań i pijak, został zamordowany we własnym łóżku przez Żydów wracających z władzą sowiecką.
Był kahał – Judenrat (Gmina żydowska), który dokładnie ściągał z Żydów kontrybucję, konfiskował im futra, biżuterię, dzieła sztuki, meble i wszystko to dostarczał Niemcom, co wcale nie uchroniło urzędników Judenratów od zagłady, a choćby od wieszania jego prezesów Parnasa i Rothfelda na balkonach budynku kahału przy ulicy Bernsteina we Lwowie.
Widziałem w getcie przemyskim również policjantów żydowskich uzbrojonych jedynie w pałki gumowe, którymi maltretowali ziomków, również dzieci, niejednokrotnie raniąc ich dotkliwie.. Opisuje to szczegółowo Hannah Arendt wybitna historyczka żydowska, w pracy „Eichmann w Jerozolimie”, jak również Emanuel Ringelblum historyk żydowski, patron Żydowskiego Instytutu Historycznego, w nigdy nie zapomnianej pracy „Kronika getta warszawskiego”.
Dla ułatwienia sobie eksterminacji i zapobiegnięcia wszelkiej myśli o oporze Niemcy od pierwszej chwili zastosowali straszliwy masowy i publiczny terror, aby całkowicie sparaliżować prześladowanych. Cel swój osiągnęli, niemal do ostatniej chwili każdy Żyd próbował tylko uchronić własną rodzinę i skórę. Dopiero w sytuacji zupełnie już beznadziejnej porwali się warszawscy Żydzi do powstania w getcie, przy pomocy zbrojnej Armii Krajowej z męstwem Żydowskiego Związku Wojskowego. Ale we Lwowie do takiego politycznego ruchu nigdy nie doszło. Warunki były tu też trudniejsze. Przede wszystkim wrogość Ukraińców wobec Polaków pogarszała położenie Żydów, ale mimo tego Polacy Żydów ukrywali, pomimo pamięci o poparciu udzielonym władzom bolszewickim przez żydowską młodzież we Lwowie.
Toteż jednym ze sposobów ratowania się Żydów, przede wszystkim zasymilowanych inteligentów, był wyjazd do Warszawy, gdzie niektórzy z nich stali się ofiarą szantażystów (szmalcowników). Delegatury Rządu Londyńskiego i AK tępiły tych donosicieli, wydawały na nich wyroki śmierci i nieliczne z nich też i wykonywały, niemniej osłaniała tych szmalcowników niemiecka policja i niełatwo było do nich się dobrać.
Tak więc lwowski Holokaust okazał się skuteczny, tak jak niemal wszędzie, gdzie roztaczała się władza hitlerowska, a zwłaszcza tam, gdzie Żydzi w swej masie nie byli zasymilowani. Znacznie mniej skuteczny był np. w Danii i we Francji, gdzie nie było wyroków śmierci za przechowywanie Żydów, mimo bliskiej kolaboracji władz Vichy, Petaina i Lavala z Abetzem, hitlerowskim władcą Francji.
Należy zawsze pamiętać, iż kultura Polski wiele zawdzięcza lwowskim Żydom. Biochemik Parnas, fizycy Loria i Infeld, polonista Kleiner, prawnik Maurycy Allerhand; neurolog Rothfeld - Rostowski, filolog Auerbach, kompozytor Koffler, malarz Lille - to tylko kilka wybranych nazwisk. Było wśród Żydów wielu adwokatów, sędziów, lekarzy, inżynierów, którzy walnie przyczynili się do rozwoju miasta Semper Fidelis - Zawsze Wiernego Lwowa. W Radzie Miejskiej działało wielu z nich, wiceprezydentem miasta i jego patriotą był bankier Chajes, redaktor naczelny patriotycznej gazety żydowskiej „Chwila”, pisma odwrotnie proporcjonalnego do obecnej ogólnopolskiej żydowskiej „Gazety Wyborczej”, bardziej nienawidzącej Polski, Polaków, polskości i Kościoła rzymskokatolickiego, niż słynne amerykańskie lobby żydowskie.
Byli też wśród Żydów kolaboranci z Gestapo, głównie w Judenratach utworzonych gett. Przy ich pomocy Niemcy zgładzili znacznie więcej Żydów niż mogli uczynić to sami. Żydowscy konfidenci we Lwowie posiadali legitymacje umożliwiające im poruszanie się poza murami getta, co stało się postrachem dla Żydów ukrywających się na tzw. aryjskich papierach.
Holokaust całkowicie zlikwidował również tę część ludności Lwowa która była jego chlubą, jak wyżej wymienieni. W obecnej chwili (rok 2015) Żydzi w 75 procentach stanowią władze Ukrainy po majdańskich rozruchach, a ci którzy pozostali przy życiu i ich potomkowie nie odgrywają tam żadnej roli, co stanowi paradoks, iż są obiektem ekscesów antysemickich, banderowskich partii politycznych i samego prezydenta Żyda Walzmana Petro Poroszenkę.
Ci nieliczni, którzy się tam znajdują, to obcy, napływowy element sowiecki, tak zresztą, jak niemal cała ludność tego miasta, które niegdyś stanowiło ostatni na wschód wysunięty bastion europejskiej kultury, Przedmurza chrześcijańskiej Europy.
Żydzi lwowscy byli przeważnie polskojęzyczni, niektórzy posługiwali się wyłącznie językiem żydowskim (jidysz) , ukraińskiego w ogóle nie używali, często mówiąc również gwarą tzw. szmoncesem.
Szmonces wniósł bardzo wiele do polskiej kultury, czego wyraźnym przykładem jest kabaretowy „Sęk” Konrada Toma prezentujący ów tekst m.in. w kabarecie Dudek przez Edwarda Dziewońskiego i Wiesława Michnikowskiego. Proszę posłuchać, szczerze polecam:
]]>http://www.youtube.com/embed/JGVOtZjtY-s (link is external)]]>
10 sierpnia 1942 r. Niemcy rozpoczęli wielką akcję likwidacyjną getta lwowskiego, będącego jedną z największych zamkniętych dzielnic żydowskich w okupowanej Europie. Do 23 sierpnia do niemieckiego obozu zagłady w Bełżcu wywieziono 50 tys. Żydów.
„Akcja likwidacji getta, z niewielką przerwą, trwała dwa tygodnie. W ciągu tych (...) dni i nocy naziści oraz ich pomocnicy z policji żydowskiej i ukraińskiej polowali na swe ofiary jak doświadczeni myśliwi. Wyciągali je z domów, starannie ukrytych schowków, piwnic, poddaszy i wywozili na stację Kleparów, ładowali do wagonów i odprawiali do komór gazowych lub na rozstrzelanie” – pisał o eksterminacji lwowskich Żydów Jakub Honigsman. („Zagłada Żydów lwowskich”).
LWÓW ZDOBYTY
Lwów - znajdujący się od 22 września 1939 r. w rękach sowieckich - został zdobyty przez Niemców 30 czerwca 1941 r. W chwili zajmowania miasta przez wojska niemieckie przebywało w nim ponad 160 tys. Żydów.
Już w pierwszych dniach po zajęciu Lwowa Niemcy zaczęli represjonować ludność żydowską (pierwszy pogrom Żydów urządzono 2 lipca). Rozgłaszano, iż lwowscy Żydzi zamordowali wiele tysięcy więźniów politycznych (Polaków i Ukraińców), za których śmierć w rzeczywistości odpowiedzialność ponosili funkcjonariusze NKWD.
Żydów bito i mordowano, rabowano ich majątek, nakładano na nich ogromne kontrybucje, palono synagogi i demolowano należące do nich sklepy. Niemcy posuwali się również do świętokradztwa, dewastowali żydowskie cmentarze i zmuszali Żydów do używania macew do budowy chodników miejskich.
W połowie lipca 1941 r. władze niemieckie nakazały Żydom noszenie żółtej gwiazdy Dawida na ramieniu; wprowadzono także obowiązek pracy dla mężczyzn w wieku 14-60 lat. Ograniczono prawa Żydów w zakresie korzystania z miejskiej przestrzeni publicznej, środków transportu i instytucji kultury.
Dna 22 lipca 1941 r. utworzono lwowski Judenrat, na czele którego stanął adwokat Józef Parnas (został zamordowany w październiku tego roku za odmowę wysyłania Żydów do obozów pracy). Trzy dni później wybuchły w mieście nowe, wyjątkowo krwawe zamieszki antyżydowskie, które przeszły do historii pod nazwą „Dni Petlury” (od nazwiska Symona Petlury, prezydenta Ukraińskiej Republiki Ludowej w latach 1919-1926). Przez kilka dni wymordowano ponad 2 tys. Żydów.
„Ulice miasta przedstawiały żałosny widok. Przez na wpół opustoszałe ulice przeciągały gromadki wyrostków uzbrojonych w kije, siekiery, noże, łopaty, widły, bijąc w niemiłosierny sposób każdego przechodnia wyglądającego na Żyda” – wspominał świadek wydarzeń Edmund Kessler. („Przeżyć Holocaust we Lwowie”)
1 sierpnia 1941 r. obszar Generalnego Gubernatorstwa powiększył się o dystrykt Galicję (obejmował dawne województwa: lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie). Jego gubernatorem został Karl Lasch. Inną czołową postacią dystryktu był dowódca SS i policji gen. Fritz Katzmann, autor tzw. Raportu Katzmanna – dokumentacji zagłady Żydów galicyjskich.
Jeszcze w 1941 roku powstały na terenie dystryktu ośrodki pracy przymusowej dla ludności żydowskiej: obóz Janowski we Lwowie oraz obozy w Winnikach, Ostrowcu, Kurowicach, Lackach, Drohobyczu, Jaktorowie, Borysławiu i Pluchowie.
POWSTAJE GETTO
6 listopada 1941 r. na mocy zarządzenia gubernatora Lascha w północno-zachodniej części Lwowa utworzono żydowskie getto (według innych źródeł getto miało powstać we wrześniu lub w październiku). W jego granicach znalazły się m.in. ulice: Zamarstynowska, Zniesienia, część Warszawskiej i Połtawskiej. Zamknięta dzielnica było położona blisko linii kolejowej Lwów-Tarnopol.
W ciągu miesiąca w getcie miało zamieszkać obowiązkowo 136 tys. Żydów, z czego ok. 80 tys. musiało się tam przeprowadzić z „aryjskiej” części miasta. W dzielnicy żydowskiej panowały katastrofalne warunki egzystencji. Żydzi mieszkali w stłoczonych mieszkaniach, wielu z nich umierało z głodu, chorób (w getcie często wybuchały epidemie tyfusu) i wycieńczenia.
Niemcy podzielili ludność żydowską na przydatną (zdolną do pracy) i nieprzydatną. Okupanci skrupulatnie kontrolowali zaświadczenia o pracy; ci, którzy ich nie posiadali, przeważnie, dzieci, starcy i kobiety, byli rozstrzeliwani lub wywożeni do obozów koncentracyjnych. Miejscem ich egzekucji były m.in. tzw. Piaski położone na Łyczakowie, na przedmieściach Lwowa.
Jak pisał Kessler, grupy w składzie trzech osób, z reguły – jeden gestapowiec i dwóch ukraińskich żołnierzy SS, odzianych w czarne mundury i hełmy "przetrząsały domy, zabierały każdego, który wyglądem przypominał starca lub był niechlujnie odziany. W tych warunkach, w jakich Żydzi żyli, niejeden 30-letni mężczyzna czy kobieta przypominali starców”.
Żydów represjonowano także w więzieniach znajdujących się w granicach dzielnicy żydowskiej: przy ul. Weissenhoffa i przy ul. Źródlanej.
LIKWIDACJA GETTA
Pod koniec lutego 1942 r. Żydom zabroniono opuszczania getta pod groźbą kary śmierci. adekwatne przygotowania do ostatecznej eksterminacji Żydów rozpoczęły się w marcu, co było związane z początkiem Akcji Reinhardt, zaplanowanej przez nazistów zagłady Żydów na terenie Generalnego Gubernatorstwa (za jej początek przyjmuje się likwidację getta w Lublinie rozpoczętą 16 marca 1942 r.).
Podczas tzw. pierwszej akcji deportacyjnej z lwowskiego getta w marcu 1942 r. ok. 15 tys. Żydów miano skierować „do pracy przy osuszaniu bagien na Polesiu”, podczas gdy w rzeczywistości ich zamordowano. Akcje deportacyjne Żydów trwały także w kolejnych miesiącach, co było zapowiedzią generalnej likwidacji getta.
Niemieckie patrole oraz współpracująca z nimi żydowska I ukraińska policja organizowały blokady uliczne. Policjantom pomagali członkowie SS i funkcjonariusze Żydowskiej Służby Porządkowej.
10 sierpnia rozpoczęła się wielka akcja likwidacyjna getta, "policjanci wdzierali się do budynków, wypędzali z nich mężczyzn, kobiety i dzieci.
Następnie zbierali ich w grupy i pod eskortą dowozili lub doprowadzali na stację Kleparów. Stały tam przygotowane wagony bydlęce” – pisał Honigsman.
W jednym wagonie przebywało jednorazowo choćby 150 osób. Trudy podróży okazywały się mordercze dla wielu z nich. Miejscem docelowym transportów był niemiecki obóz zagłady w Bełżcu.
EKSTERMINACJA
Po wyładunku Żydów rozbierano i kierowano do komór gazowych w celu przymusowej „dezynfekcji”. „Ludzie stali jeden przy drugim: 700-800 osób na 25 metrach kwadratowych. SS - owcy stłoczyli ich jeden do drugiego, jak tylko było to w ogóle możliwe. Zamknięto drzwi, pozostali oczekiwali nago swej kolejki na zewnątrz. Ludzi mieli zabić spalinami silnika dieslowskiego. Silnik jednak nie zadziałał. [...] Dopiero po 2 godzinach i 49 minutach silnik zaczął pracować. Minęło jeszcze 25 minut. Teraz na pewno większość nie żyje. Widać to przez małe okienko, gdy na chwilę oświetlono komory. Po 28 minutach oddycha zaledwie kilka osób. W końcu po 32 minutach nikt nie żyje” – pisał w raporcie z sierpnia 1942 r. naoczny świadek mordów Żydów w Bełżcu, oficer SS Kurt Gerstein.
Podczas akcji likwidacyjnej getta na śmierć do Bełżca wysłano ok. 50 tys. Żydów. Ci, którzy nie znaleźli się w transportach do obozu zagłady byli rozstrzeliwani na miejscu lub odsyłani do obozów pracy.
Po akcji zmniejszono obszar zamkniętej dzielnicy żydowskiej; utworzono tzw. nowe getto zamykające się wzdłuż ulic: Zamarstynowskiej, Warszawskiej, Kleparowskiej. Na niewielkim obszarze zamieszkało wówczas 36 tys. Żydów.
10 listopada getto przekształcono w zamknięty obóz pracy, tzw. Julag (Judenlager; istniał Julag A – dla robotników i Julag B – dla kobiet i dzieci) i oddzielono od reszty miasta ogrodzeniem. Komendantem obozu został sadystycznie usposobiony wobec Żydów oficer SS Josef Grzymek.
Jesienią kontynuowano obławy i wywózki Żydów do Bełżca. Pod koniec 1942 r. we Lwowie znajdowało się ok. 24 tys. Żydów.
Przez cały czas Gestapo prowadziło akcję propagandową zachęcającą mieszkańców miasta do denuncjowania ukrywających się Żydów. Mimo iż za pomoc w ich ukrywaniu groziła śmierć, wielu lwowiaków z rodzinami narażało swe życie, aby ich ratować. Wśród Polaków pomagających Żydów byli m.in. Julia Szczepaniuk, Zygmunt Frankowski i Włodzimierz Sokołowski. Żydów ukrywał także polski kanalarz Leopold Socha, główny bohater filmu Agnieszki Holland „W ciemności” (2011).
W czerwcu 1943 r. Niemcy przeprowadzili ostatnią akcję wysiedleńczą w getcie. Natrafiła ona na niespodziewany opór. Podczas jego tłumienia Niemcy zamordowali lub wywieźli do obozów pracy przeszło 20 tys. Żydów. Około 3 tys. z nich popełniło samobójstwo.
Po likwidacji getta Lwów został ogłoszony miastem „wolnym od Żydów” (Judenfrei). Według Raportu Katzmanna do końca czerwca 1943 r. Niemcy zamordowali ok. 435 tys. galicyjskich Żydów.
"ZAGŁADA ŻYDÓW LWOWSKICH" JAKUB HONIGSMAN
Żydowski ekonomista, badacz historii Galicji Wschodniej oraz społeczności żydowskiej na Zachodniej Ukrainie prof. Jakub Honigsman w pracy "Zagłada Żydów lwowskich (1941 - 1944 ) m.in. podaje :
"Za przyzwoleniem Niemców przekazano Judenratowi "autonomiczną" władzę nad żydowskimi mieszkańcami. W rzeczywistości Judenrat stał się "organem wykonawczym hitlerowskiego aparatu zarządzania Żydami na podbitym terytorium" podporządkowanym niemieckiej policji i SS.
Judenrat posiadał rozbudowaną strukturę zarządu. Składał się z około dwudziestu trzech wydziałów, sekcji i podwydziałów.
Były to m.in. wydziały: Finansów, Opodatkowania, Socjalny, Zaopatrzenia , Pracy, Gospodarczy, Ochrony Zdrowia, Sanitarny, Prawniczy, Mieszkaniowy, Pogrzebowy i podwydział Rozdzielania Mebli (Möbelausteilungen).
Przy przesiedlaniu Żydów do "odrębnej żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej", czyli getta, najintensywniej pracował podwydział Rozdzielania Mebli i Wydział Zaopatrzenia z komisją Oszczędności i Podarunków tzw. Sachleistungskommission,którą Żydzi nazywali Raubkomission (komisja rabunku). Członkowie tej komisji rekwirowali z żydowskich mieszkań drogie meble, dywany, lustra oraz inne wartościowe przedmioty, a następnie wszystko przekazywali jako daniny hitlerowcom. Rabowali też pracownicy wydziałów gospodarczych Judenratu".
GETTO LWOWSKIE
Getto lwowskie (niem. Ghetto Lemberg) – getto dla ludności żydowskiej we Lwowie zorganizowane przez okupacyjne władze hitlerowskie w czasach II wojny światowej.
Spis powszechny z 1931 roku wykazał, iż spośród Żydów zamieszkujących Lwów, część z nich posługiwała się na co dzień w mowie językiem żydowskim lub hebrajskim. 14 lipca 1941 niemiecki komendant wojskowy miasta wydał nakaz noszenia przez ludność żydowską białej opaski z błękitną gwiazdą Dawida. 22 lipca tego roku starosta miejski Hans Kujath ogłosił decyzję o powołaniu Judenratu. Początkowo Niemcy chcieli powołać na to stanowisko profesora prawa Uniwersytetu im. Jana Kazimierza, Maurycego Allerhanda, jednak po jego skutecznej odmowie, funkcję tę objął Józef Parnas. W skład Rady Żydowskiej weszli oprócz Parnasa również adwokat Adolf Rotfeld (wiceprzewodniczący), Henryk Landsberg, Edmund Szercer i lekarz Izydor Ginsberg (stan na jesień 1941).
Pod koniec lipca władze niemieckie nałożyły na lwowskich Żydów kontrybucję w wysokości 20 mln rubli. By skłonić ludność żydowską do uległości w spełnianiu żądań w dniach 25-28 lipca 1941 przeprowadzano pierwszy pogrom zwany wielką akcją, lub dniami Petlury ze względu na udział ludności ukraińskiej w mordzie. Zniszczono miejskie synagogi i cmentarze, a śmierć poniosło ok. 2 tys. Żydów. 28 lipca przewodniczący Judenratu wezwał
ludność do zapłacenia kontrybucji, prawdopodobnie nie przewidując następnych milionowych roszczeń - wyłudzeń.
Właściwa historia getta lwowskiego zaczyna się 18 września 1941, gdy gubernator galicyjski Karl Lasch wydał decyzję o utworzeniu dzielnicy żydowskiej w północnej części miasta – na Zniesieniu (w innych źródłach pisze się o 7 września, 8 października lub 8 listopada). Do 15 grudnia 1941 ludność żydowska miała się przenieść do specjalnej dzielnicy - łącznie w jej granicach zgromadzono 136 tys. osób narodowości żydowskiej (wcześniej na terenie dzielnicy mieszkało 20-30 tys. lwowian). Podczas akcji przesiedleńczej zabito ok. 5 tys. Żydów.
W październiku 1941 władze niemieckie zamordowały przewodniczącego Judenratu Józefa Parnasa za odmowę współpracy w dostarczaniu ludności żydowskiej do obozów pracy. Na stanowisko przewodniczącego powołano dr. Awrama Rotfelda. W tym samym miesiącu przy ul. Janowskiej utworzono obóz pracy (Uniwersytet Zbirów).
W pierwszym roku władze niemieckie organizowały specjalne akcje, które miały doprowadzić do zmniejszenia się liczby ludności żydowskiej w getcie (m.in. akcje pod mostem, futrzana, przesiedlania, błyskawiczna).
Akcja przesiedlania nastąpiła w marcu 1942, gdy wywieziono do Bełżca 15 tys. nieprzydatnych do pracy ludzi (tzw. element aspołeczny). Akcja błyskawiczna odbyła się 24 czerwca 1942 – w ciągu jednego dnia zabito od 6 do 8 tys. Żydów, którzy mieszkali poza granicami getta (za pozwoleniem władz niemieckich).
W sierpniu 1942 miała miejsce z kolei tzw. wielka akcja – ok. 50 tys. Żydów wysłano do obozu w Bełżcu.
Po tej operacji na terenie getta mieszkało już tylko 50 tys. Żydów.
30 sierpnia 1942 generał Fritz Katzmann wydał rozporządzenie o zmniejszeniu obszaru getta – obejmowało ono teraz obszar ograniczony ulicami Zamarstynowską (od wschodu), wałem kolejowym prowadzącym od mostu na Zamarstynowskiej do ul. Tetmajera (od południa), ul. Tetmajera (od zachodu) i budynkiem na ul. Zamarstynowskiej 105 (od północy).
Na początku września 1942 roku Niemcy dokonali pokazowego zabójstwa przewodniczącego Judenratu Henryka Landsberga oraz kilku innych jego członków – ciała powieszonych wystawione były przez kilka dni na widok publiczny.
W listopadzie (lub we wrześniu teren getta otoczono żelaznym ogrodzeniem. W tym samym miesiącu Niemcy zorganizowali tzw. akcję listopadową, wywożąc do obozu janowskiego od 5 do 7 tys. Żydów. Na jesieni wybuchła w getcie epidemia tyfusu (codziennie umierało ok. 50 osób).
W styczniu 1943 podjęto decyzję o przekształceniu dzielnicy w obóz pracy (tzw. Jüdische
Lager, Julag) i poddaniu jej pod zarząd SS. Dalsze 10 tys. Żydów wywieziono do obozu koncentracyjnego. W dniach 30 stycznia – 4 lutego 1943 dokonano ostatecznej rozprawy z Judenratem zabijając jej ostatniego przewodniczącego Edwarda Eberzona.
Ostateczna likwidacja getta dokonała się w dniach 1-16 czerwca 1943, gdy pozostałych przy życiu mieszkańców wywieziono do obozów koncentracyjnych na terenie Generalnego Gubernatorstwa. W trakcie likwidacji getta doszło do trwającego dwa tygodnie powstania pozostałej przy życiu ludności żydowskiej. Po wywiezieniu mieszkańców do obozu janowskiego, Lwów został ogłoszony miastem wolnym od Żydów (Judenfrei, Judenrein).
Dokumenty, źródła, cytaty:
]]>http://historia.newsweek.pl/getto-we-lwowie--70-lat-temu-niemcy-rozpoczeli-likwidacje,94884,1,1.html]]>
]]>http://pl.wikipedia.org/wiki/Getto_lwowskie]]>
http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/zaglada-polakow-i-zydow-we-lwowie
Jakub Honigsman ""Zagłada Żydów lwowskich" (1941 - 1944) wydawca, Żydowski Instytut Historyczny Warszawa, 2007
ŻYDZI MORDOWALI ŻYDÓW
Wśród Żydów byli także ci, którzy zostawali agentami niemieckiego Gestapo. Były ich dziesiątki, a może choćby setki. Nikt ich nie policzył. To oni, działając skrycie, wydawali innych Żydów na śmierć, szantażowali ich, wymuszali od nich haracz i byli szmalcownikami. Na bieżąco składali do Gestapo meldunki na swoich współbraci. Nie działali tylko w gettach. Specjalne przepustki umożliwiały im poruszanie się także po tzw. "aryjskiej" stronie miasta, czasami choćby po terenie całej Generalnej Guberni. Wiernie służyli niemieckim oprawcom swoich rodzin, żon i dzieci. Robili to bez jakichkolwiek zahamowań, z własnego wyboru, tylko w imię większej porcji żywności lub czasowych przywilejów. Czy mogli zerwać się z niemieckiej smyczy? Mogli, mieli choćby taką możliwość, będąc poza murami getta, jednak takich prób nie podejmowali. Dlatego właśnie ich zdrada była na znacznie wyższym poziomie. Byli wśród nich tacy, którzy w sianiu zła wznieśli się na prawdziwe wyżyny. W warszawskim getcie byli to Abraham Gancweich i Dawid Sternfeld – szefowie powstałej w grudniu 1940 r. tzw. trzynastki – składającej się z grupy żydowskich policjantów – agentów. Gancweich przed wojną był nauczycielem i działaczem syjonistycznym, legitymował się również dyplomem rabina. Z kolei Sternfeld był kapitanem przedwojennej policji. Oficjalnie grupa miała zwalczać przemyt i spekulację w getcie, faktycznie jednak jej działalność nakierowana była na kontrolę działalności Judenratu oraz infiltrowanie działających w getcie podziemnych organizacji. Działała również po stronie aryjskiej, gdzie jej członkowie udawali bojowników żydowskiego ruchu oporu.
Spośród agentów „trzynastki” wywodziła się również spora część Żydowskiej Gwardii Wolności – „Żagwi” – specjalnie stworzonej przez warszawskie Gestapo i głęboko zakonspirowanej organizacji, w której czołową rolę odgrywał Leon Skosowski „Lonek”. „Żagiew” działała zarówno w getcie warszawskim, jak i poza nim. Zasłynęła przede wszystkim z potężnej afery, której ofiarami padły setki Żydów. Na początku 1943 r. w Hotelu Polskim przy ul. Długiej w Warszawie ulokowana została specjalna ekspozytura „Żagwi”. Grupa żydowskich agentów naganiaczy odszukiwała zamożnych Żydów i w zamian za pieniądze oferowała im paszporty, wizy oraz możliwość wyjazdu do innych krajów. Stawką było co najmniej 20 złotych dolarów od głowy ( tzw. "twarde dwudziestki").
Do Hotelu Polskiego zgłaszali się Żydzi z całej Warszawy, licząc, iż dzięki posiadanym środkom będą mogli rzeczywiście wyjechać z Polski. Tam kupowali paszporty i oczekiwali na dalszą podróż za granicę. Była to jednak sprytna pułapka, od początku wymyślona przez warszawskie Gestapo, które w ten sposób wywabiało Żydów z kryjówek po "aryjskiej" stronie, by później ich zamordować. Szacuje się, iż w wyniku całej prowokacji Niemcy mogli ująć i zamordować choćby 2,5 tysiąca Żydów. Podziemny Żydowski Związek Wojskowy (ŻZW) wytropił działalność „Żagwi” i przy współpracy AK na agentach wykonano 70 wyroków śmierci. Jednym z ostatnich zlikwidowanych był Leon Skosowski.
Ale żydowscy agenci Gestapo działali skutecznie także w innych miastach. W Krakowie było kilka siatek. Najgroźniejszą kierował Józef Diamand. Jej członkowie niejednokrotnie podszywali się pod ludzi polskiego podziemia, denuncjowali nie tylko ukrywających się Żydów, ale i Polaków. Krakowski Kedyw od lata 1943 r. do wiosny 1944 r. podjął własną grę z siatką agentów Diamanda, likwidując kilkunastu jej członków. Ale Diamand zawsze wychodził cało z pułapek AK. W końcu jednak został zastrzelony przez Niemców w więzieniu na Montelupich.
Prawdziwym agentem zła był w lubelskim getcie Szama Grajer – człowiek przedwojennego lubelskiego półświatka, który gdy trafił do więzienia, zgodził się pracować dla Gestapo. Niemcy pozwolili mu choćby na otwarcie własnej restauracji, do której drzwi pomalowane były ulubionym przez Niemców,nazistów kolorem brunatnym. W restauracji Grajera gromadził się świat żydowskich prostytutek, alfonsów i szpicli.
U Grajera bywał także kwiat lubelskiej SS, opijając kolejne swoje eksterminacyjne sukcesy w getcie. Ale Grajer przede wszystkim wyciągał rękę po pieniądze i kosztowności innych Żydów. Wydawał ich Niemcom dziesiątkami i zawsze od rodzin ofiar brał łapówki za interwencję w sprawie uwolnienia.
Tygodnik „Der Spiegel” w artykule zatytułowanym „Wspólnicy – europejscy pomocnicy Hitlera przy mordowaniu Żydów” (Die Komplizen – Hitlers europäische Helfer beim Judenmord) twierdzi, iż za Holokaust odpowiedzialni są nie tylko Niemcy, ponieważ bez pomocy setek tysięcy ludzi innych narodowości (nie-Niemców) niemieccy naziści nie byliby w stanie samodzielnie wymordować kilku milionów Żydów. Wśród pomocników Hitlera tygodnik, m.in. obok Ukraińców, Rumunów, Francuzów czy Węgrów, wymienia także Polaków.
Natomiast zupełnie pominięto rolę Żydów – największych pomocników Hitlera, bez Judenratów w zarejestrowaniu Żydów, zebraniu ich w gettach, a potem pomocy w skierowaniu do obozów zagłady zginęłoby dużo mniej Żydów.
Niemcy mieliby bowiem dużo więcej kłopotów ze spisaniem i wyszukaniem Żydów. W różnych krajach okupowanej Europy powtarzał się ten sam perfidny schemat: funkcjonariusze żydowscy sporządzali wykazy imienne wraz z informacjami o majątku Żydów, zapewniali Niemcom pomoc w chwytaniu Żydów i ładowaniu ich do pociągów, które wiozły ich do obozów zagłady. Także w Polsce doszło do potwornego skompromitowania dużej części żydowskich elit poprzez ich uczestnictwo w Judenratach i posłuszne wykonywanie niemieckich rozkazów mordowania Żydów
Żydzi wielokrotnie wysuwają nieprawdziwe oskarżenia przeciw Polakom o rzekomo szeroko rozpowszechnioną kolaborację z Niemcami .konsekwentnie milczą o dwóch bardzo wstydliwych kolaboracjach, w których uczestniczyły niektóre środowiska żydowskie. O kolaboracji dużej części Żydów z Sowietami w latach 1939-1941 i o kolaboracji Judenratów i żydowskiej policji z Niemcami, kolaboracji będącej swoistą żydowską „hańbą domową”. I to nie tylko w Polsce, ale również w wielu innych krajach okupowanej przez Niemców Europy.
Ta kolaboracja części Żydów z Niemcami była tym bardziej szokująca i wstydliwa ze względu na społeczny charakter jej uczestników. W przeciwieństwie bowiem do Polaków, wśród których z Niemcami godzili się na ogół kolaborować głównie ludzie z marginesu społecznego, męty, wśród Żydów na kolaborację poszła duża część elit z tzw. Judenratów (rad żydowskich). Z ostrym potępieniem tej kolaboracji wystąpiła najsłynniejsza żydowska myślicielka XX wieku Hannah Arendt w książce „Eichmann w Jerozolimie” (Kraków 1987). Napisała tam m.in. (s. 151): „Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej historii”. Uległość Judenratów wobec nazistów oznaczała skrajną kompromitację żydowskich elit w państwach okupowanych przez III Rzeszę. Arend stwierdziła wprost: „O ile jednak członkowie rządów typu quislingowskiego pochodzili zwykle z partii opozycyjnych, członkami rad żydowskich byli z reguły cieszący się uznaniem miejscowi przywódcy żydowscy, którym naziści nadawali ogromną władzę do chwili, gdy ich także deportowano” (tamże, s. 151). [..]
ŻYDOWSKA AGENTURA GESTAPO
Postarajmy się więc odświeżyć pamięć o sprawach tej kolaboracji Judenratów i żydowskiej policji, od lat tak gorliwie przemilczanej – wbrew prawdzie historycznej, obarczając Polaków zbrodniami Holokaustu i zbrodniczym rabunkowym antysemityzmem. W tych oskarżeniach przoduje juz nie tylko amerykańskie lobby żydowskie, żądające od Polski 65 miliardów dolarów amerykańskich tytułem restytucji mienia pożydowskiego, ale udział bierze choćby parlament Stanów Zjednoczonych podejmując ustawę nr 447, której wykonanie zrujnuje Polskę doszczętnie poprzez zabór nie tylko prywatnych kamienic, ale fabryk, gospodarstw rolnych, lasów państwowych oraz biliona PLN.
Udział w tej nagonce bierze Izrael znanymi już pomówieniami o "polskie obozy koncentracyjne" i świadectwo "moralności Polski" która "ośmieliła" się znowelizować ustawę Instytutu Pamięci Narodowej. W owej nagonce na Polskę, Polaków i polskość bierze udział opozycja totalna, czyli zdrajcy, uważający siebie za Polaków, głosujący w parlamencie Unii Europejskiej przeciwko Polsce. Należą do nich europosłowie - Róża Thun zwana "czerwoną różą", Janusz Lewandowski, Michał Boni (TW "Znak"), Danuta Jazłowiecka, Danuta Hübner, Julia Pitera (kupiła w Warszawie kamienicę za 400,00 zł) , Danuta Jazłowiecka i inni zdrajcy własnej Ojczyzny.
A wszystkiemu sekunduje masońska i komunistyczna Unia Europejska.
LOSY OBYWATELI POLSKICH POCHODZENIA ŻYDOWSKIEGO.
Żydowski autor Baruch Milch tak pisał w przejmującej relacji o losach Żydów na wschodnich Kresach II Rzeczypospolitej Polskiej (woj. lwowskie i tarnopolskie):
„W każdym razie Judenrat stał się narzędziem w rękach Gestapo do niszczenia Żydów, a jak sami członkowie później się wyrażali, są ‚Gestapem na ulicy żydowskiej’. Powołali Ordnungsdienst (służbę porządkową) – jako organ wykonawczy składający się z najgorszych elementów nizin społecznych (…).
W gruncie rzeczy Judenrat zaczął prowadzić politykę rabunkową w celu napełnienia własnych kieszeni, by tymi pieniędzmi przekupić władze i Gestapo, ale tylko w celu zabezpieczenia losu swoich i najbliższej rodziny. Nie znane są przypadki, aby Judenrat bezinteresownie pomógł któremuś Żydowi (…). Do wykonania swoich niecnych czynów, jak ściąganie ogromnych podatków i nałożonych kontrybucji, łapanie do łagrów i napadów na domy żydowskie, Judenraty używały swojej Ordnungsdienst, której dawali procent z łupu, a oni w liczbie dziesięciu-piętnastu napadali na ludzi, bijąc ich w okrutny sposób, niszcząc i rabując, cokolwiek się dało, i to ze straszną bezwzględnością” (Por. B. Milch: „Testament”, Warszawa 2001, s. 106-107).
Pytanie, dlaczego Jan Tomasz Gross choćby jednym zdaniem nie wspomniał w swej przeznaczonej dla Amerykanów ponad 300-stronicowej książce o rabunkach na Żydach dokonywanych przez żydowską policję na zlecenie Judenratu?
W tejże książce Milcha czytamy na s. 126-127: „(…) Judenrat załatwił z tymi mordercami, iż do trzech godzin dostarczy im żądane trzysta osób. Sami Żydzi musieli łapać i wydawać braci i siostry w ręce katów, którzy stali na placu folwarku, obok naszego mieszkania, i przyprowadzonych przyjęli pałkami albo nahajkami, a później wywieźli na rzeź do Bełżca (…) Judenratowcy i Ordnungsdienst, przy pomocy ukraińskiej policji i kilku Niemców, którym jeszcze zapłacono, by prędko pracowali, gonili po ulicach, jak wściekłe psy czy opętańcy, a pot się z nich lał strumieniami (…). Straszny to był widok, jak Żyd Żyda prowadził na śmierć (…)”.
KRÓL ŻYDOWSKI W ŁODZI
Szczególnie haniebną rolę w wysyłaniu własnych żydowskich rodaków na śmierć odegrał Chaim Rumkowski, prezes Rady Żydowskiej w Łodzi, „król” getta łódzkiego na usługach Niemców. Był on absolutnym władcą getta, w którym kursowały specjalne pieniądze „chaimki” i „rumki” oraz znaczki pocztowe z jego podobizną. Rumkowski urządził sobie harem w jednej willi i wciąż sprowadzał nowe piękne kobiety. W zamian za przyzwolenie Niemców na jego tyranię nad mieszkańcami getta arcygorliwie wykonywał wszystkie niemieckie rozkazy i wyekspediował olbrzymią większość swych poddanych do obozów zagłady. W końcu jednak i jego Niemcy wysłali do Oświęcimia. Podobno natychmiast padł ofiarą swych żydowskich współwięźniów, którzy nie zwlekając ani chwili, natychmiast po przywiezieniu go do obozu spalili go żywcem w obozowym piecu (Por. E. Reicher: „W ostrym świetle dnia. Dziennik żydowskiego lekarza 1939-1945”, oprac. R. Jabłońska, Londyn 1989, s. 29).
WIELKA SZPERA W ŁÓDZKIM GETCIE
70 lat temu, 5 września 1942 roku, Niemcy rozpoczęli w łódzkim getcie akcję wywożenia do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem nieprzydatnych do pracy - dzieci poniżej 10 lat, osób starszych i chorych. Akcja nazwana Wielką Szperą pochłonęła życie od 15 do 20 tys. Żydów.
- Nie ma chyba nikogo, kto przeszedł przez łódzkie getto i nie został osobiście dotknięty przez Wielką Szperę, w trakcie której do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem wywieziono niemal wszystkie dzieci - uważa Ewa Wiatr z Centrum Badań Żydowskich Uniwersytetu Łódzkiego. I dodaje, iż dzieje Litzmannstadt Getto dzielą się na okres przed i po Szperze.
Jak wyjaśniła Wiatr słowo "Szpera" pochodzi od niemieckich słów "Allgemeine Gehsperre" i oznacza całkowity zakaz opuszczania domów, który Niemcy wprowadzili 5 września 1942 r.
ODDAJCIE DZIECI
Dzień wcześniej, 4 września, przełożony Starszeństwa Żydów w łódzkim getcie Mordechaj Chaim Rumkowski wygłosił przemówienie, w którym wezwał mieszkańców zamkniętej dzielnicy, by oddali swoje dzieci dla ratowania innych.
- Ponury podmuch uderzył getto. Żądają od nas abyśmy zrezygnowali z tego, co mamy najlepszego – naszych dzieci i starszych. (...) W moim wieku, muszę rozłożyć ręce i błagać: Bracia i siostry! Oddajcie mi je! Ojcowie i matki – dajcie mi swoje dzieci! - wzywał Rumkowski.
Przyznał, iż zaskoczyła go likwidacja chorych ze szpitali przeprowadzona przez Niemców 1 września, ale myślał, iż na tym się skończy. Tymczasem - jak mówił - dostał rozkaz wysłania więcej niż 20 tys. Żydów poza getto. Dlatego musi przygotować "tę trudną i krwawą operację, musi odciąć gałęzie, aby ocalić pień".
Ze słów Rumkowskiego wynikało, iż Niemcy chcieli pierwotnie, aby getto opuściło w sumie 24 tys. osób - po 3 tys. na każdy z ośmiu dni. Jemu udało się zredukować tę liczbę do 20 tys.
- Jestem wykończony. Chcę wam tylko powiedzieć, o co was proszę – pomóżcie mi przeprowadzić tę akcję. (...) Złamany Żyd stoi przed wami. Nie zazdrośćcie mi. To jest najtrudniejszy ze wszystkich rozkazów, jaki musiałem kiedykolwiek wydać. Wyciągam do was moje złamane, trzęsące się ręce i błagam: dajcie tym rękom ofiary! Tylko tak możemy zapobiec przyszłym cierpieniom i zbiorowość 100 tys. Żydów może być zachowana" - mówił.
Po przemówieniu Rumkowskiego nastąpił "atak" na biura meldunkowe, aby zmienić dzieciom metryki urodzenia. O tym co się działo w biurze opisał wówczas w swoim reportażu publicysta Oskar Singer, który trafił do łódzkiego getta z Czech.
"W biurze rozgrywały się sceny, których żaden tragik nie byłby zdolny odzwierciedlić. (...) Petenci krzyczą, płaczą, szaleją. Każda sekunda może przynieść ze sobą wyrok. (...) Nowe dokumenty, stare pożółkłe szpargały, nowo znalezione świadectwa urodzenia, paszporty, legitymacje prawdziwe i fałszywe miały wykazać, iż dziecko jest starsze, a starzec młodszy" - pisał Singer.
ODBIERAJĄ DZIECI
"Wielka Szpera" trwała od 5 września do 12 września 1942 r. Getto podzielono na rewiry, które systematycznie były sprawdzane. Początkowo akcje wyszukiwania dzieci przeprowadzali żydowscy policjanci, ale nie mogli dać sobie z tym rady.
"Dochodziło do dantejskich scen. Odebranie matce dziecka trwało kilkanaście minut. Widać było, iż żydowscy policjanci nie dadzą rady i dlatego do getta weszło niemieckie komando" - powiedziała Wiatr. Zwróciła uwagę, iż po wejściu Niemców "nastąpił paraliż matek".
"Żadna z nich nie ośmieliła się wydać z siebie głosu sprzeciwu, nie miały odwagi choćby poruszyć ręką. Zapanował strach przed Niemcem" - mówiła. Dodała, iż przy wyszukiwaniu osób do wywiezienia Niemcy nie opierali się na żadnych wykazach, ale "kierowali się wyłącznie wrażeniami optycznymi".
O Wielkiej Szperze tak pisał Biuletyn Kroniki Codziennej 14 września 1942 roku: "Dziś jeszcze trudno zdać sobie sprawę z tego, co zaszło. Przez getto przeszedł żywioł, który zmiótł z powierzchni około 15 tysięcy osób (dokładnej liczby nikt jeszcze nie zna) i życie jak gdyby znów powróciło do dawnego koryta".
Z Kroniki wynika, iż mieszkańcy sprawdzanego domu zwoływani zostawali na podwórze, ustawieni w dwuszeregu i podlegali przeglądowi przedstawiciela władzy. W tym czasie policja żydowska rewidowała mieszkania, okradając je i sprowadzała ukrywające się osoby. Akcja taka trwała nieraz tylko kilka minut. Po jednej stronie ustawiane były osoby do wysiedlenia, po drugiej ci, którzy mieli zostać.
"Przy ładowaniu na wozy zdarzało się, iż ludzie, albo przez niezrozumienie albo też umyślnie próbowali przedostać się do grupy pozostawionej; rozprawa w takich wypadkach była bardzo krótka i odbywała się na oczach zebranych lokatorów" - napisano w Kronice. Takie osoby były zastrzelone na miejscu. Ażeby zachęcić policję żydowską i straż do sumiennego przeprowadzenia akcji, obiecano im ochronę najbliższej rodziny.
ŻYCIE W GETCIE PO "WIELKIEJ SZPERZE" WRACA DO "NORMY"
Po zakończeniu akcji 12 września pojawiło się ogłoszenie władz getta informujące, iż od poniedziałku 14 września nastąpi otwarcie wszystkich fabryk i warsztatów. Wcześniej otwarto sklepy i rozpoczęto wydawanie racji żywnościowych.
W Kronice z 14 września 1942 roku napisano: "zdawałoby się, iż wypadki ostatnich dni na dłuższy czas pokryją całą ludność getta żałobą, a tymczasem tuż po wypadkach, a choćby jeszcze podczas akcji wysiedleńczej ludność opanowana była troskami codziennymi przy odbiorze chleba, racji itd. i często przechodziła do porządku dziennego nad bezpośrednim osobistym nieszczęściem".
W wyniku Wielkiej Szpery do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem (Kulmhof) wywieziono z Litzmannstadt Getto 15 - 20 tysięcy osób, w tym niemal wszystkie dzieci poniżej 10 roku życia oraz powyżej 65. roku życia.
Niemcy utworzyli getto w Łodzi w lutym 1940 r. jako pierwsze na ziemiach polskich włączonych do Rzeszy. Łącznie przebywało tam ponad 200 tys. osób. Przez pięć lat z głodu i wyczerpania zmarło w nim prawie 45 tys. osób.
Całkowita likwidacja getta nastąpiła w sierpniu 1944 r. Ostatni transport wyjechał z Łodzi do KL Auschwitz 29 sierpnia 1944 r. Z ponad 70 tys. osób, które jeszcze w lipcu były w Łodzi, ponad 60 tys. zamordowano w komorach gazowych Auschwitz, zaś setki trafiły do obozów pracy na terenie Rzeszy. Według różnych źródeł ocalało z łódzkiego getta od 7 do 13 tysięcy osób.
ŻYDOWSCY POLICJANCI OKRUTNIEJSI OD NIEMCÓW
Najsłynniejszy kronikarz warszawskiego getta Emanuel Ringelblum tak pisał w "Kronice getta warszawskiego" o żydowskiej policji, która choćby jednym zdaniem nie została wspomniana w „naukowym dziele” Jana Tomasza Grossa:
„Policja żydowska miała bardzo złą opinię jeszcze przed wysiedleniem. W przeciwieństwie do policji polskiej, która nie brała udziału w łapankach do obozu pracy, policja żydowska parała się tą ohydną robotą. Wyróżniała się również straszliwą korupcją i demoralizacją. Dno podłości osiągnęła ona jednak dopiero w czasie wysiedlenia. Nie padło ani jedno słowo protestu przeciwko odrażającej funkcji, polegającej na prowadzeniu swych braci na rzeź.
Policja była duchowo przygotowana do tej brudnej roboty i dlatego gorliwie ją wykonała. w tej chwili mózg sili się nad rozwiązaniem zagadki: jak to się stało, iż Żydzi – przeważnie inteligenci, byli adwokaci (większość oficerów była przed wojną adwokatami) – sami przykładali rękę do zagłady swych braci. Jak doszło do tego, iż Żydzi wlekli na wozach dzieci i kobiety, starców i chorych, wiedząc, iż wszyscy idą na rzeź (…). Okrucieństwo policji żydowskiej było bardzo często większe niż Niemców, Ukraińców, Łotyszy . Niejedna kryjówka została "nakryta" przez policję żydowską, która zawsze chciała być plus "catholique que le pape", by przypodobać się okupantowi. Ofiary, które znikły z oczu Niemca, wyłapywał policjant żydowski (…). Policja żydowska dała w ogóle dowody niezrozumiałej, dzikiej brutalności. Skąd taka wściekłość u naszych Żydów? Kiedy wyhodowaliśmy tyle setek zabójców, którzy na ulicach łapią dzieci, ciskają je na wozy i ciągną na Umschlag? Do powszechnych po prostu zjawisk należało, iż ci zbójcy za ręce i nogi wrzucali kobiety na wozy (…). Każdy Żyd warszawski, każda kobieta i dziecko mogą przytoczyć tysiące faktów nieludzkiego okrucieństwa i wściekłości policji żydowskiej” (E. Ringelblum: „Kronika getta warszawskiego wrzesień 1939 – styczeń 1943”, Warszawa 1988, s. 426, 427, 428).
WYDAWALI NA ŚMIERĆ RODZICÓW
Nader bezwzględne świadectwo na temat poczynań żydowskiej policji w Warszawie dostarczył Baruch Goldstein, przed wojną współorganizator bojówek Bundu. Wspominając lata wojny, Goldstein pisał bez ogródek: „Z poczuciem bólu i wstrętu wspominam żydowską policję, tę hańbę dla pół miliona nieszczęśliwych Żydów w warszawskim getcie (…). Żydowska policja, kierowana przez ludzi z SS i żandarmów, spadała na getto jak banda dzikich zwierząt . Każdego dnia, by uratować własną skórę, każdy policjant żydowski przyprowadzał siedem osób, by je poświęcić na ołtarzu eksterminacji. Przyprowadzał ze sobą kogokolwiek mógł schwytać – przyjaciół, krewnych, choćby członków najbliższej rodziny. Byli policjanci, którzy ofiarowywali swych własnych wiekowych rodziców z usprawiedliwieniem, iż ci i tak gwałtownie umrą” (Por. B. Goldstein: „The Star Bear Witness”, New York 1949, s. 66, 106, 129). Klara Mirska, Żydówka, która opuściła Polskę w 1968 roku, nie miała w swych wspomnieniach dość złych słów dla odmalowania niegodziwości niektórych przedstawicieli środowisk żydowskich w czasie wojny. Opisała np. następującą historię: „Syn przewodniczącego Judenratu jednego z gett został skazany przez Niemców na śmierć. Przyprowadził go na egzekucję jego ojciec. On miał go powiesić w ciągu kilku minut. Gdyby tego nie uczynił, miał sam zostać powieszony. Taki niesamowity żart wymyślili Niemcy. Ojciec, któremu chęć pozostania przy życiu przysłoniła wszelkie uczucia miłości rodzicielskiej, zaczął poganiać syna. Czynił to na oczach rozbawionych Niemców i stojących w milczeniu przy tej scenie Żydów: ‚No, prędko rozbieraj buty! No, pośpiesz się, i tak ci nic nie pomoże'” (Wg K. Mirska: „W cieniu wielkiego strachu”, Paryż 1980, s. 447). W sierpniu 1942 r. żydowski policjant Calek Perechodnik w getcie w Otwocku wyciągnął z bezpiecznej kryjówki swoją żonę i córeczkę i odprowadził je do transportu śmierci.
Dlaczego o takich przypadkach zezwierzęcenia niektórych Żydów nie informuje Amerykanów Jan Tomasz Gross, tak gorliwie rozpisujący się na temat sadyzmu Polaków? Warto przytoczyć, co ten sam Calek Perechodnik, skądinąd nienawidzący bez reszty Polaków, wypisywał na temat swych własnych kolegów z żydowskiej policji: „Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla policjantów żydowskich w Warszawie (…). Skamieniały im serca, obce stały się wszelkie ludzkie uczucia. Łapali ludzi, na rękach znosili z mieszkań niemowlęta, przy okazji rabowali. Nic też dziwnego, iż Żydzi nienawidzili swojej policji bardziej niż Niemców, bardziej niż Ukraińców”
(C. Perechodnik: „Czy ja jestem mordercą?”, Warszawa 1993, s. 112-113). Nader bezwzględny jest osąd Judenratu i żydowskiej policji, zawarty w dzienniku byłego dyrektora szkoły hebrajskiej w Warszawie Chaima A. Kaplana.
W swym dzienniku Kaplan nazwał wprost Judenraty „hańbą społeczności warszawskiej”. Wielokrotnie piętnował zbrodniczą działalność żydowskiej policji, pisząc m.in.: „Żydowska policja, której okrucieństwo jest nie mniejsze od nazistów, dostarczała do punktu przenosin na ulicy Stawki więcej niż było w normie, do której zobowiązała się Rada Żydowska (…). Naziści są zadowoleni, iż eksterminacja Żydów jest realizowana z całą niezbędną efektywnością. Czyn ten jest dokonywany przez żydowskich siepaczy (Jewish slaughterers) (…). To żydowska policja jest najokrutniejszą wobec skazanych (…). Naziści są usatysfakcjonowani robotą żydowskiej policji, tej plagi żydowskiego organizmu (…). Wczoraj, trzeciego sierpnia, oni wyrżnęli ulice Zamenhofa i Pawią (…). SS-owscy mordercy stali na straży, podczas gdy żydowska policja pracowała na dziedzińcach. To była rzeź we właściwym stylu – oni nie mieli litości choćby dla dzieci i niemowląt". Wszystkich z nich, bez wyjątku, zabrano do wrót śmierci” (Por. „Scroll of Agony. The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan”, New York 1973, s. 384, 386, 389, 399). Na s. 231 swej książki Kaplan cytuje jakże gorzki ówczesny dowcip żydowski. Miał on formę krótkiej modlitwy: „Pozwól nam wpaść w ręce agentów gojów, tylko nie pozwól nam wpaść w ręce żydowskiego agenta”.
Nader podobne w wymowne były zapiski Aleksandra Bibersteina, dyrektora żydowskiego szpitala zakaźnego w krakowskim getcie. W swoich wspomnieniach o żydowskiej służbie OD (Ordnungsdienst) Biberstein pisał: „Przez cały czas okupacji Ordnungsdienst był narzędziem w ręku Gestapo, na jego polecenie odmani - członkowie Ordnungsdienst, wykonywali bez zastrzeżeń najpodlejsze czynności, prześcigając często bezwzględnością Niemców” (A. Biberstein: „Zagłada Żydów w Krakowie”, Kraków 1985, s. 165).
RABOWALI ŻYDÓW
Warto przypomnieć również zapiski Henryka Makowera na temat działań Ordnungsdienst – żydowskiej Służby Porządkowej (SP): „Opowiadano mi o różnych scenach w trakcie blokad domów. Niektórzy z oficerów Żydowskiej Służby Porządkowej zachowywali się skandalicznie, nie uznając choćby dobrych zaświadczeń. W rezultacie na Umschlag szli ludzie, którzy byli zupełnie pewni, iż zaświadczenie ich chroni, i nie wiedząc, co ich czeka, sami się oddawali w ręce swych współrodaków. W innych wypadkach zwalniano ludzi za łapówki, łapownictwo się szerzyło (…). Blokady wyzwoliły całą masę łajdactwa i draństwa. Opornych bito pałkami, nie gorzej od Niemców. Do tego dołączyło się rabowanie opuszczonych mieszkań pod jakimś pretekstem, np. żeby nie zostawiać rzeczy Niemcom. Wielu "porządnych" wyższych funkcjonariuszy SP dorobiło się na różnych tego rodzaju praktykach dużych majątków. Było to zjawisko tak masowe, iż choćby tzw. przyzwoici ludzie się chwalili – ‚ja się na tej akcji dorobiłem’ – lub – ‚mój mąż nie nadaje się do dzisiejszych czasów, nic nie zarobił na akcji'” (Por. H. Makower: „Pamiętnik z getta warszawskiego październik 1940 – styczeń 1943”, Wrocław 1987, s. 62). Szkoda, iż Jan Tomasz Gross pominął to jakże ważne świadectwo profesora mikrobiologii Makowera w swoich, zajmujących tak wiele stron, dywagacjach o rabowaniu Żydów przez Polaków, zbrodniczej „moralności” polskich antysemitów, grabieżców etc.
Warto dodać, iż sporą część uratowanych Żydów stanowili akurat żydowscy policjanci, a więc możliwie najgorszy, najpodlejszy element pośród ówczesnych Żydów; ci właśnie ludzie, którzy dorabiali się na rabowaniu swych rodaków w ich momentach najwyższego zagrożenia. Pisał o tym słynny matematyk żydowskiego pochodzenia Stefan Chaskielewicz we wstrząsających pamiętnikach pt. „Ukrywałem się w Warszawie. Styczeń 1943 – styczeń 1945” (Kraków 1988, s. 191-192): „Wśród Żydów, którym pomogło przeżyć posiadanie znaczniejszych funduszy, byli i dawni funkcjonariusze policji żydowskiej, a choćby sławnej ekspozytury Gestapo w getcie. Ci ludzie bowiem obłowili się podczas akcji wysiedleńczej.
Trudno tu podać jakiekolwiek ścisłe dane liczbowe. Mogę jedynie powtórzyć stwierdzenie dwóch byłych policjantów, którzy po wojnie, w mojej obecności, mówili, iż uratowało się co najmniej 200 ich kolegów”.
Skrajnie głupawym rasistowskim wyczynom Jana Tomasza Grossa, który za wszelką cenę chce wybielić „anielskich” Żydów i dokopać „diabelskim” Polakom, warto przeciwstawić mądre słowa słynnego izraelskiego intelektualisty profesora Israela Shahaka, publikowane na łamach „The New York Review of the Book” 29 stycznia 1987 roku. Przeciwstawiając się tendencjom do skrajnego idealizowania wojennych postaw Żydów kosztem Polaków, Shahak pisał: „Oczywiście, iż byli polscy policjanci, którzy przeprowadzali łapanki Żydów, i oczywiście byli Polacy, którzy szantażowali Żydów (…). Byli jednak także (…) żydowscy szantażyści, wielu znanych choćby z imion, zamieszkałych poza gettem, którzy nie byli ani lepsi, ani gorsi niż polscy. Byli także żydowscy policjanci w getcie. Do obowiązków każdego z nich w pierwszych tygodniach eksterminacji latem 1942 roku należało dostarczenie odpowiedniej ilości Żydów przeznaczonych na śmierć. Dzisiaj, po latach, uważam, iż polscy i żydowscy wspólnicy zbrodniarzy są sobie równi w ogromie zła i najwyższa odraza, z jaką się ich wspomina, nie zależy od narodowości. Moja jednak pamięć, pamięć wszystkich ocalonych Żydów, kiedy uczciwie rozmawiają "w swoim gronie", nie pozwala zapominać, iż w owym czasie my, Żydzi, nienawidziliśmy żydowskich policjantów i żydowskich szpiegów bardziej niż kogokolwiek innego”.
Cytowane tu relacje jedenastu autorów żydowskich stanowią faktycznie tylko czubek góry lodowej. Można by cytować jeszcze wielokrotnie dłużej zapiski pokazujące stopień skrajnego zezwierzęcenia wielu członków Judenratów i policjantów żydowskich kolaborujących z nazistami, których niegodną „działalność” tak skrupulatnie przemilczał Jan Tomasz Gross. A może jednym z najlepszych sposobów polemiki z antypolskimi kalumniami Grossa byłoby przygotowanie w Polsce parusetstronicowego wyboru relacji autorów żydowskich (Annah Arendt Emanuele Ringelbluma, Goldsteina, Kaplana i in.) o zbrodniczych działaniach Judenratów i policji żydowskiej w różnych regionach okupowanej Polski. Wybór taki można by było wydać w różnych językach, co pomogłoby w sprowokowaniu prawdziwie zapładniającej debaty na temat tego, jak ludzie różnych nacji zachowywali się w czasach niezwykle trudnych wyborów narzucanych przez totalitarnych zbrodniarzy. W wyborze można by również umieścić uczciwe żydowskie relacje na temat historii działań Żydów agentów Gestapo. Historyk Marek J. Chodakiewicz wspomina w swej książce, iż w 1944 r. działała w Warszawie czterdziestoosobowa brygada Gestapo składająca się z Żydów pod kierownictwem Leona Skosowskiego („Lolek”) i innych (M.J. Chodakiewicz: „Żydzi i Polacy 1918-1955”, Warszawa 2000, s. 205). W innym miejscu Marek. J Chodakiewicz pisze (op. cit., s. 206), iż w Krakowie działał główny żydowski agent gestapo Diamant, „któremu podlegało około 60 konfidentów”. Według Chodakiewicza (op. cit., s. 207): „Świadkowie żydowscy opisują działalność żydowskich agentów, konfidentów, denuncjatorów w Działoszycach, Zduńskiej Woli, Brańsku, Sosnowcu, Lidzie, Wilnie, Krakowie, Lwowie, Warszawie i w innych miejscowościach. Emanuel Ringelblum oszacował, iż w samym getcie warszawskim pracowało około 400 konfidentów Gestapo. Ich ofiarą padali głównie inni Żydzi. W rezultacie Żydzi bali się Żydów. Na początku chodziło o zdradzanie Niemcom miejsc ukrycia pieniędzy, kosztowności i towarów. Potem zaczynał się szantaż ukrywających się po stronie "aryjskiej" rodaków. Po zupełnym ogołoceniu rodaków z gotówki zwykle następowała ich denuncjacja na policję. Żydowscy agenci infiltrowali też żydowskie grupy leśne i oddziały partyzanckie”.
RADOSNE ZABAWY W GETCIE
Najpierw Czesław Miłosz w swoim wierszu "Campo di Fiori" opluł Polaków, iż w czasie mordowania Żydów w getcie bawili się obok wesoło na karuzeli a potem J.T. Gross powiela w swojej książce to sławetne antypolskie oszczerstwo Miłosza, iż Polacy radośnie bawili się na karuzeli pod murami płonącego getta. Warto więc może przypomnieć nie kłamstwo, ale rzeczywiste fakty, jak to spora część Żydów radośnie bawiła się w getcie i pławiła w luksusach w tym samym czasie, gdy ich ubożsi ziomkowie umierali z głodu. Z licznych zapisków na te tematy możemy dowiedzieć się, iż w czasach potwornej nędzy przeważającej części mieszkańców getta warszawskiego inni Żydzi, głównie agenci Gestapo, urzędnicy Judenratów, członkowie żydowskiej policji, bogaci kupcy, robiący biznesy z Niemcami czy szmuglerzy, bawili się w najdroższych restauracjach. Jak opisywał działacz Bundu Baruch Goldstein: „Na tych samych ulicach, gdzie za dnia obserwowało się sceny horroru, wśród mrowia dzieci chorych na gruźlicę i wymierających jak muchy, wzdłuż ciał czekających na wózki zamiataczy ulic natrafiało się na sklepy pełne najwspanialszych dań, restauracje i kawiarnie, w których serwowano najkosztowniejsze dania i trunki. Najgorszym gniazdem pijaństwa i rozpusty była "Britania". Godzina policyjna nie była przestrzegana wobec klientów tego lokalu. Oni mieli wesołe całe noce. Ucztowaniu, pijaństwu i hulankom towarzyszyły rytmy jazz-bandu. O świcie, gdy rewelersi odchodzili, ulice były już pełne nagich ciał przykrytych gazetami. Pijacy niemal nie zwracali na nie uwagi, potykając się o tego typu przeszkody na swej drodze (…). Hitlerowcy nakręcali filmy z takich wesołych scen, aby pokazać ‚światu’, jak dobrze żyli Żydzi w getcie” (Wg B. Goldstein: op. cit., s. 91).
Emanuel Ringelblum zapisał w swej "Kronice z getta warszawskiego": „Szał zabaw przechodzi wszelkie granice. Opowiadają mi, iż codziennie o godzinie szóstej, siódmej z rana widzi się ludzi powracających z sal tanecznych, z balów, z balonikami w ręku, na wpół pijanych (…)” (E. Ringelblum: op. cit., s. 228). Profesor Czesław Madajczyk pisał w swym głośnym dziele: „Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce” (Warszawa 1970, t. I, s. 222): „W getcie spotykało się najwytworniejsze restauracje. Niewiarygodny wydaje się dziś komfort panujący wówczas w "Palais de Dance" braci Frontów. Chleb był tu znacznie droższy niż w polskich dzielnicach, ale wino tańsze. Wypada tylko powtórzyć ‚"uczta w czasie pomoru". Taki stan rzeczy w getcie sprzyjał pożądanej przez okupanta dezintegracji społeczności żydowskiej, utrzymywał się wbrew bundowskiej prasie, żądającej zamknięcia sal tańca, burdelu i licznych klubów”.
PRZEMILCZANE ŻYDOWSKIE ŚWIADECTWA
Do szczególnie oburzających praktyk zastosowanych w książce Grossa „Strach” należy całkowite pominięcie przez niego rozlicznych świadectw żydowskich, które pokazywały bardzo sympatyczny obraz zachowań Polaków wobec Żydów w czasie wojny, całkowicie sprzeczny z lekceważącymi uogólnieniami Grossa, sugerującymi, iż Żydom pomagała tylko „drobna garstka Polaków” („Upiorna dekada”) czy „mała mniejszość” („Strach”).
Oto niektóre z jakże wymownych przykładów tych żydowskich świadectw przemilczanych przez Grossa:
– Prezes Stowarzyszenia Kombatantów Żydowskich Arnold Mostowicz stwierdził w publikowanym 25 lutego 1998 r. w „Życiu” tekście: „Żaden naród nie złożył na ołtarzu pomocy Żydom takiej hekatomby ofiar jak Polacy, bowiem w wielu krajach okupowanych pomoc ta nie niosła za sobą takiego ryzyka”.
– Żydowska autorka Klara Mirska pisała w wydanej w Paryżu w 1980 r. książce „W cieniu wielkiego strachu”: „Zebrałam wiele zeznań o Polakach, którzy ratowali Żydów, i nieraz myślę: Polacy są dziwni. Potrafią być zapalczywi i niesprawiedliwi. Ale nie wiem, czy w jakimkolwiek innym narodzie znalazłoby się tylu romantyków, tylu ludzi szlachetnych, tylu ludzi bez skazy, tylu aniołów, którzy by z takim poświęceniem, a takim lekceważeniem własnego życia, tak ratowali obcych”.
– Inna Żydówka Janina Altman, pisząc do Marka Arczyńskiego o Polakach, którzy narażali swe życie dla ratowania Żydów w czasie wojny, stwierdziła: „Nie wiem, czy my, Żydzi, wobec tragedii innego narodu, zdolni bylibyśmy do takiego poświęcenia” (Cyt. za M. Arczyński i W. Balcerak: „Kryptonim Żegota”, Warszawa 1983, s. 264).
– Wybitny żydowski literaturoznawca, profesor uniwersytetu w Tel Awiwie Gabriel Moked powiedział w wywiadzie udzielonym „Wprost” 28 czerwca 1992 r. m.in.: „Jestem przekonany, iż odpowiedzialność za zagładę polskich Żydów ponoszą Niemcy, ściślej mówiąc hitlerowcy. choćby o ile część polskiego społeczeństwa Żydom nie pomagała albo łatwo godziła się na ich zagładę, to większa część narodu Żydom bardzo pomogła”.
– Do najbardziej wzruszających propolskich świadectw doby wojny należała ocena zapisana przez nauczyciela hebrajskiego Abrahama Lewina, który żył w makabrycznych warunkach warszawskiego getta. Zapisał on w swoim pamiętniku pod datą 7 czerwca 1942 r.: „(…) Wielu Żydów uważa, iż wpływ wojny i strasznych ciosów, które kraj i jego mieszkańcy – Żydzi i Polacy, przyjęli z rąk Niemców, w wielkim stopniu zmienił stosunki między Polakami a Niemcami, a większość Polaków została opanowana przez uczucia filosemickie. Ci, którzy głoszą tę opinię, opierają swój punkt widzenia na znaczącej ilości zdarzeń, które ilustrują, jak od pierwszych miesięcy wojny Polacy pokazali i dalej pokazują swe współczucie i uprzejmość dla Żydów, pozbawionych środków do życia, a w szczególności dla żebrzących dzieci. Słyszałem wiele historii o Żydach, którzy uciekli z Warszawy tego znaczącego dnia 6 września 1939 i otrzymali schronienie, gościnność i żywność od polskich chłopów, którzy nie żądali żadnej zapłaty za ich pomoc. Jest również znane, iż nasze dzieci, które idą żebrać i pojawiają się dziesiątkami i setkami na ulicach chrześcijańskich, dostają wielkie ilości chleba i ziemniaków i przez to udaje im się wyżywić i ich rodzinom w getcie (…). Ja widzę stosunki polsko-żydowskie w jasnym świetle” (A. Lewin: „A cup of tears. A Diary of the Warsaw Ghetto”, Ed. by A. Polonszky, New York 1988, s. 123-124).
– Żyd, karmelita (ojciec Daniel) Oswald Rufeisen, jeden z najodważniejszych żydowskich partyzantów doby wojny, powiedział w wywiadzie dla „Polityki” z 29 maja 1983 r.: „Nigdy nie mówię o polskim antysemityzmie i gdzie tylko mogę, walczę z tym, bo to jest przesąd, to jest zabobon (…). Wydaje mi się, iż o antysemityzmie mówią nie ludzie, którzy przeżyli czas Holokaustu w Polsce, ale ci, którzy przyjechali do Izraela z Polski przed wojną. Tak mi się wydaje. Ludzie, którzy byli odcięci od społeczeństwa polskiego, którzy przenieśli swoje koncepcje psychologiczne na sytuację wojenną (…). Mam już ponad 70 lat, żyłem w Polsce przed wojną, przeżyłem wojnę na wschodnich terytoriach polskich (…) nie widziałem tam Polaków mordujących, natomiast widziałem Białorusinów, widziałem Łotyszów, Estończyków, Ukraińców, którzy mordowali, a polskich jednostek, które by mordowały, nie widziałem. Ale tego wszystkiego ci idioci tutaj nie widzą. Im się tego nie mówi. Tak jest, niech mi nie opowiadają, Ja wiem, jak było”.
Dyrektor amerykańskiego Urzędu ds. Śledztw Specjalnych, „tropiciel nazistów” Rosenbaum powiedział wiosną 1995 r. w wywiadzie dla dziennika „Newsday”: „Podobnie jak wiele dzieci żydowskich dorastałem, słysząc, iż Polacy byli najgorszymi antysemitami. Moja praca jednak bez przerwy dostarczała mi dowodów, iż niezliczeni polscy chłopi ryzykowali swoje życie po to, by ukrywać Żydów. I trzeba pamiętać, iż Polacy ukrywający Żydów wiedzieli, jakie konsekwencje mogą ich spotkać za to. Ich własne dzieci zostałyby zabite na ich oczach, a potem zamordowano by ich również. Ja sam, będąc ojcem małych córek, nie wiem, czy byłbym aż tak heroiczny w podobnej sytuacji”.
Porównajmy to wyznanie Rosenbauma z nikczemnym spotwarzaniem obrazu polskiego chłopstwa zawartym w książkach Grossa! Myśląc o podłych zachowaniach polakożerczych Żydów takich jak Gross, mimo woli przypomina się ocena słynnego polskiego uczonego żydowskiego pochodzenia Ludwika Hirszfelda. W mało dziś przypominanym liście do Jerzego Borejszy z 27 października 1947 r. Hirszfeld ubolewał, iż „nacjonaliści żydowscy nienawidzą Polaków więcej niż Niemców, i iż świadomie idą w kierunku proniemieckim, tak jak zresztą to przewidziałem w mojej książce (…). jeżeli nie podkreślam tych spraw publicznie, to dlatego tylko, by Żydom nie szkodzić i nie pogłębiać przepaści, którą kopie nacjonalizm żydowski pomiędzy Żydami i Polakami” (Cyt. za B. Fijałkowska: „Borejsza i Różański. Przyczynek do dziejów stalinizmu w Polsce”, Olsztyn 1995, s. 139).
Opracował Aleksander Szumański , świadek historii - dziennikarz niezależny, korespondent światowej prasy polonijnej, akredytowany (USA) w Polsce w latach 2005 - 2012, ścigany i skazany na śmierć przez okupantów niemieckich. Kombatant - Osoba Represjonowana - zaświadczenie o uprawnieniach Kombatantów i Osób Represjonowanych nr B 18668/KT3621
HANNAH ARENDT "EICHMANN W JEROZOLIMIE"(STR. 152 ARKUSZ 79 PDF)
"Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej tej ponurej historii.
Wiedziano o niej wcześniej, ale wszystkie związane z nią podniosłe i nikczemne szczegóły po raz pierwszy wydobył na jaw historyk Raul Hilberg w książce "The Destruction of the European Jews" wydanej w 1961 roku".
ZNISZCZENIE ŻYDÓW EUROPEJSKICH
"Zniszczenie Żydów europejskich" to książka z 1961 roku autorstwa historyka Raula Hilberga . Hilberg poprawił swoją pracę w 1985 roku, która pojawiła się w nowym trzy tomowym wydaniu. W dużej mierze jest to pierwsze kompleksowe historyczne studium Holokaustu .
Według historyka Holokaustu, Michaela R. Marrusa , do czasu gdy książka się pojawiła, istniały tylko skąpe informacje o ludobójstwie Żydów przez nazistowskie Niemcy. Hilbergowska synteza, oparta na mistrzowskim odczytywaniu niemieckich dokumentów, niedługo doprowadziła do masowego spisu pism i debat, zarówno naukowych jak i popularnych, dotyczących żydowskiego Holokaustu.
Dwa dzieła, które poprzedzały wiedzę Hilberga, ale mało znane w tamtych czasach, były "Bréviaire de la haine" ("Harvest of Hate") wydane w 1951 roku. A "Ostateczne Rozwiązanie" Geralda Reitlingera opublikowano w 1953 roku.
Omawiając "The Destruction of the European Jews" w swojej autobiografii , Hilberg napisał: "Żadna literatura nie mogłaby służyć mi jako przykład." Niszczenie Żydów było bezprecedensowym wydarzeniem, pierwotnym czynem, którego sobie nie wyobrażano, zanim wybuchł".
Wnioski narzucają się same. W okupowanej przez Niemców Polsce zostało zamordowanych 3 miliony polskich Żydów, w większości ginących w niemieckich obozach zagłady, ale i też w niemieckich gettach na terenie okupowanej przez Niemców Polsce. Zagłada Żydów polskich to obraz martyrologii Narodu Polskiego, jako, iż pomordowani Żydzi w Polsce byli obywatelami polskimi. Dla "równowagi" statystycznej w czasie II Wojny Światowej z rąk okupantów niemieckich zginęło 3 miliony Polaków.
I w tym miejscu zachodzą zasadnicze pytania. Dlaczego ponad 70 lat od zakończenia II Wojny Światowej nie ukazały się żadne wydania historiograficzne, ani choćby monograficzne, dotyczące zbrodni Holokaustu narodu żydowskiego w Polsce?
Przeciętny obywatel polski nie posiada w tym przedmiocie absolutnie żadnej historycznej wiedzy, a środki masowego przekazu historycznie milczą. Holokaust Żydów polskich wymagający edukacji narodowej pominięto niemal całkowicie. Zbrodnie niemieckie przytłumiono "nazistami", a jak się znajdą publicyści polscy piszący o kolaboracji Żydów z Gestapo i SB i ich udziałem w zbrodniach niemieckich i sowieckich, natychmiast są tłumieni niegodnymi wyzwiskami antysemickimi i agenturalnymi Putina.
Ową "lukę" wypełniają opracowania Hannah Arendt "Eichmann w Jerozolimie" oraz Emanuela Ringelbluma (patrona Żydowskiego Instytutu Historycznego) "Kronika warszawskiego getta", Józefa Witkowskiego "Hitlerowski obóz koncentracyjny dla małoletnich w Łodzi".
Cenne opracowanie Niemki, wielkiej żydowskiej myślicielki, filozof, Hannah Arendt "Eichmann w Jerozolimie" stanowi wybitne opracowanie - relację z procesu zbrodniarza niemieckiego w Jerozolimie Adolfa Eichmanna wydane w nikłym nakładzie przez polskie wydawnictwo "Znak" i stanowi na równi z "Kroniką warszawskiego getta" Emanuela Ringelbluma jedyne, ale od lat niedostępne kompendium wiedzy o zbrodni Zagłady.
Oba opracowania ukazały się w latach osiemdziesiątych ub. wieku, nie były wznawiane, nie są dostępne, ukazane w niewielkim nakładzie, zawierają bogatą wiedzę, ale nie stanowią monografii ani historiografii, a jedynie relację z procesu Eichmanna i kronikę warszawskiego getta. Opracowania historiograficznego ani też monograficznego w języku polskim w dalszym ciągu nie ma, w 72 lata od zakończenia II Wojny Światowej.
Istnieje jeszcze opracowanie historyka amerykańskiego Richarda C. Lukasa "Zapomniany Holokaust", które można uznać za historiografię martyrologii narodowej.
Istnieje też oddzielne (czasowo) opracowanie Tomasza Sommera, historyka polskiego, redaktora naczelnego tygodnika "Najwyższy czas" pt. "Operacja antypolska NKWD w latach 1937 - 1938" traktujące historycznie o zbrodniach bolszewickich na Polakach przed wybuchem II Wojny Światowej, które należy ująć jako historiografię tego okresu dziejów martyrologii narodowej.
I na tym kończy się ścieżka opracowań historycznych.
Hannah Arendt i Emanuel Ringelblum szeroko traktują współudział Żydów w Zagładzie.
Żaden historyk polski owych zbrodni Żydów na Żydach nie opisał, poza prof. Jerzym Robertem Nowakiem m.in. w tytule "Żydzi przeciw Żydom", którego wiedzę kwestionuje w sposób oszczerczy Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi.(cytat "(...)"nieocenionych" publikacji internetowych prof. Jerzego Roberta Nowaka" (...)"..
Zbrodnie popełnione przez Żydów na Żydach stanowią w Polsce temat historycznie zaklęty, natomiast mnożą się oskarżenia Polaków o ich zbrodnie popełnione na Żydach, które rozpoczął polski Żyd tytułem "Malowany ptak" zdobywając światową sławę. Publikacja traktuje o ciemnych polskich chłopach - zwyrodnialcach znęcających się nad dziećmi żydowskimi. Dopiero po latach okazało się, iż Jerzy Kosiński nie był autorem owej publikacji, gdyż nie znając biegle języka angielskiego posłużył się innymi publicystami.
"Malowany ptak”, książka przypisywana autorstwu Jerzego Kosińskiego ( Józefa Lewinkopfa ur.14 czerwca1933 r. w Łodzi, zm.3 maja1991 r. w Nowym Jorku) – polsko-amerykańskiego pisarza pochodzenia żydowskiego, piszącego w języku angielskim.
Eliot Weinberger w książce „Karmic Traces” twierdzi, iż Kosiński nie mógł być autorem „Malowanego ptaka”, bowiem jego znajomość języka angielskiego w czasie, gdy książka ta powstała, była jeszcze za słaba. Weinberger utrzymuje, iż Kosiński wykorzystywał teksty pisane przez kilku amerykańskich redaktorów, którzy pracowali dla niego pod kluczem w nowojorskim hotelu.
Do autorstwa „Malowanego ptaka” miał się przyznać amerykański poeta i tłumacz George Reavey.
Owi "ciemni chłopi", ze wsi Dąbrowa Rzeczycka uratowali żydowskiemu chłopcu Józefowi Lewinkopfowi życie, za co zostali w sposób brutalny oszkalowani. Tekst wyjaśniający paszkwil Jerzego Kosińskiego "Malowany ptak z czarnym ptasiorem w tle" znajduje się w niniejszym opracowaniu. Ów tekst pomieszczony został w "Zakazanej Historii" we wrześniu 2013 roku.
Nawet przyjaciółka Jerzego Kosińskiego Urszula Dudziak znała prawdę w jaki sposób potraktował on ludzi ratujących mu życie.
Joanna Siedlecka, polska eseistka, reportażystka, zbadała całą sprawę, nie w USA, ale w Dąbrowie Rzeczyckiej, opisując dzieciństwo Jerzego Kosińskiego, wykazując kłamstwa zawarte w "Malowanym ptaku", tytułując swoją książkę - reportaż "Czarny ptasior".
W wyniku udowodnionych kłamstw "Malowanego ptaka" oraz odrzuceniu przez wydawcę jego kolejnej książki uznanej za plagiat "Kariery Nikodema Dyzmy" Tadeusza Dołęgi - Mostowicza, Jerzy Kosiński został wydalony z Pen Clubu. Niedługo też w 1991 roku popełnił samobójstwo w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku zażywając dużą ilość leków psychotropowych, popijając je alkoholem w wyniku czego zmarł. Został odnaleziony w wannie z workiem foliowym zasłaniającym mu głowę.
"Malowany ptak" Jerzego Kosinskiego rozpoczął antysemickie ataki na Polaków w których przoduje Jan Tomasz Gross i stosowne lobby żydowskie w USA, żądające od Polski 65 miliardów dolarów amerykańskich, tytułem restytucji mienia pożydowskiego w Polsce i oskarżające Polaków o antysemityzm.
Instytut Pamięci Narodowej nie opracował dotąd historiografii Zagłady Żydów polskich, a w czasie prezesury prof. Leona Kieresa z wykształcenia prawnika, IPN uważał za prawdziwy historycznie pogrom Żydów w Kielcach i spalenie przez Polaków stodoły w Jedwabnem. Dopiero nowy prezes IPN dr Jarosław Szarek wyraźnie zanegował publicznie udział Polaków w zbrodni jedwabieńskiej, co spotkało się z protestami tzw. opozycji totalnej.
Historiografii Zagłady nie opracował dotąd Żydowski Instytut Historyczny(ŻIH), wszakże powołany do takich opracowań. Natomiast w maju 2009 roku dr Alina Cała pracownik naukowy, adiunkt ŻIH, udzieliła wywiadu "Rzeczpospolitej" pt. "Polacy jako naród nie zdali egzaminu", w którym uczyniła Polaków odpowiedzialnych za zbrodnię Holokaustu, w którym zginęło 3 miliony Żydów, obywateli polskich.
W 2011 roku dyrektorem ŻIH został prof. Paweł Śpiewak, który w wywiadzie podał, iż Polacy winni są zbrodni popełnionej na 120 tysiącach polskich Żydach.
Owe "matematyczne" rozbieżności polskiej placówki naukowej ze wszech miar są niezrozumiałe, a ponadto nieprawdziwe.
W dobie wspomnianych antysemickich ataków na Polskę, Polaków i polskość ukazała się w 2012 roku obrazoburcza książka ŻIH autorstwa dr Aliny Całej, działaczki feministycznej, " Żyd - wróg odwieczny?" - Antysemityzm w Polsce i jego źródła.
Alina Cała została przeniesiona do innej pracy nie naukowej, procesowała się z ŻIH i już tam nie pracuje.
ZBRODNIE HOLOKAUSTU W CAŁEJ OKUPOWANEJ EUROPIE.
POLICJA ŻYDOWSKA MORDUJE - WSPÓŁUCZESTNICZĄC W "OSTATECZNYM ROZWIĄZANIU KWESTII ŻYDOWSKIEJ" PODJĘTEJ UCHWAŁĄ W WANNSEE
W kwestii współdziałania Żydów z Niemcami nie było żadnych różnic pomiędzy wysoce zasymilowanymi społecznościami Żydów środkowo i zachodnioeuropejskich, a mówiącymi po żydowsku masami na Wschodzie.
Zarówno w Amsterdamie jak w Warszawie, w Berlinie, tak samo jak w Budapeszcie, można było mieć pewność, iż funkcjonariusze żydowscy sporządzą wykazy imienne wraz z informacjami o majątku, zagwarantują uzyskanie od deportowanych pieniędzy na pokrycie kosztów ich deportacji i eksterminacji, będą aktualizować rejestr opróżnionych mieszkań, zapewnią pomoc własnej policji w chwytaniu i ładowaniu Żydów do pociągów, na koniec zaś - w ostatnim geście dobrej woli - przekażą nietknięte aktywa gminy żydowskiej do ostatecznej konfiskaty.
Przywódcy żydowscy rozprowadzali żółte gwiazdy, niekiedy zaś - na przykład w Warszawie - sprzedaż opasek zamieniła się w normalny interes, oprócz zwykłych płóciennych można było zakupić wymyślne zmywalne opaski z plastyku.
Niektórzy uważają, iż każde społeczeństwo ma taką policję na jaką zasługuje.
A za zło - za pomoc okupantowi przy wymordowaniu 3 milionów Żydów polskich - należy winić całe społeczeństwo, nie tylko policję żydowską, która jest odzwierciedleniem społeczeństwa.
Prawda jednak jest taka, i służbę w policji podjęli ludzie o słabych charakterach, którzy chcieli za wszelką cenę przetrwać ciężkie czasy, choćby biorąc współudział w mordach Żydów, uważając, iż wszystkie drogi prowadzą do celu, a celem było przeżyć wojnę. nie zważając na zbrodnie popełniane na własnym narodzie i w licznych przypadkach na własnych rodzinach, dzieciach, rodzicach.
Nic więc dziwnego, iż przy takiej postawie, pozbawionej wszelkich skrupułów, która w sposób wyraźny cechowała wszystkich policjantów żydowskich od najwyższych, aż do najniższych stopni, policja żydowska wykonywała z największą gorliwością zbrodnicze zarządzenia niemieckie, również przy deportacjach.
Pozostaje niezaprzeczalnym faktem, iż policja żydowska w czasie wysiedleń przekraczała wyznaczone przez Niemców dzienne kontyngenty.
Policjanci żydowscy nazywali to obłudnie "przygotowaniem rezerwy na dzień następny". Na twarzach policjantów żydowskich prowadzących owe akcje nie widać było smutku, bólu, czy też żalu spowodowaną tą ohydną robotą mordowania bliźnich.
Odwrotnie, widziało się ich zadowolonych, uśmiechniętych, wesołych, obżartych, objuczonych zrabowanymi łupami, wespół z policją ukraińską.
Okrucieństwo policji żydowskiej było okrutniejsze od Niemców, Ukraińców i Łotyszów. Niejedna kryjówka została "nakryta" przez policję żydowską, czy to w gettach w czasie wywózek, czy też po "aryjskiej" stronie miast.
Policja żydowska chciała być "plus catholique que le pape", aby przypodobać się okupantom.
Ofiary, które znikały z oczu Niemca, wyłapywał policjant żydowski.
Tych Żydów, którym udało się na Umschlagplatzu przedostać do miejsc, gdzie stali zwolnieni, policjanci żydowscy wyłapywali i siłą wleczonych wciskali do wagonów wiozących ich do niemieckich obozów śmierci.
W ten sposób setki Żydów policjanci żydowscy skazali na śmierć.
To samo działo podczas tzw. blokad. Tych, którzy nie mieli pieniędzy na wykupienie się, policjanci żydowscy wlekli do wagonów lub do kolumny udającej na Umschlagplatz - plac śmierci.
W owych dniach widziano przeważnie policjantów żydowskich wlokących na Umschlagplatz kobiety, dzieci, mężczyzn.
Słabszych konwojowali policjanci na rikszach.
Jak podaje Emanuel Ringelblum, widział on żydowskiego policjanta z siekierą na ramieniu prowadzącego za rękę na Umschlagplatz starą kobietę.
Po drodze siekierą rozbijał mieszkania. Każdy policjant żydowski miał wyznaczony limit dzienny dostarczenia do wywózki pięć "łebków".
Policja żydowska dała w ogóle dowody zupełnie niezrozumiałej dzikiej brutalności. Skąd taka wściekłość u Żydów?
Kiedy wyhodowano w Polsce i w innych okupowanych krajach Europy tysiące żydowskich zbójców - kolaborantów - policjantów żydowskich, którzy z zimną krwią na ulicach łapią dzieci, kobiety, niekiedy w ciąży, starców i ciągną ich na Umschlag?
Do powszechnych zjawisk należało, iż zbójcy ci za ręce i nogi wrzucali swoje ofiary na wozy "Kohna i Hellera" lub po prostu na zwykła wozy.
Bezlitośnie z wściekłością obchodzili się z ludźmi stawiającymi opór. Nie zadawalali się złamaniem oporu, surowo, bardzo surowo karali "winnych", którzy nie chcieli dobrowolnie pójść na śmierć.
Każdy Żyd, który przeżył Holokaust, a żyją jeszcze dzisiaj (2017 rok) nieliczni, każda kobieta, każdy mężczyzna, każde wówczas dziecko mogą przytoczyć tysiące faktów nieludzkiego okrucieństwa i wściekłości policji żydowskiej.
Temu bestialstwu zaprzecza Żydowski Instytut Historyczny przemilczając prawdę, wydając oszczercze książki oskarżające Polaków o antysemityzm ( dr Aliny Całej adiunkta ŻIH "Żyd wróg odwieczny?") i udzielając wywiadów krajowym mediom, iż Polacy wymordowali 3 miliony Żydów (dr Alina Cała adiunkt ŻIH w maju 2009 roku w "Rzeczpospolitej") i prof. Paweł Śpiewak dyrektor ŻIH twierdzący, iż Polacy winni są śmierci 120 tysięcy Żydów.
Do owej nagonki na Polaków dołącza Muzeum Tradycji Niepodległościowych w osobie historyka, kustosza owego muzeum Wojciecha Źródlaka twierdzącego językiem knajackim, tromtadrackim, iż wszystko to "g...prawda" (o czym niżej).
Do akcji policji żydowskiej przyłączyły się już z całkiem dobrowolnie inne żydowskie organizacje i grupy. Czołowe miejsce w owym poczcie zajmuje "Pogotowie Ratunkowe" Gancwajcha o amarantowych czapkach w getcie warszawskim, instytucja szalbiercza, która nie udzieliła pomocy ani jednemu Żydowi!
Działalność tego "Pogotowia Ratunkowego" ograniczała się do sprzedawania za grube pieniądze legitymacji i amarantowych czapek owego "Pogotowia".
Zwalniały one - przy pomocy Gancwajcha - od obozów pracy i w ogóle ochraniały przed najrozmaitszymi nieszczęściami oraz podatkami i darowiznami na kontrybucje.
Mundur "Pogotowia Ratunkowego" dawał ponadto możność robienia rozmaitych afer i szantaży typu sanitarnego, jak donosy np. o wypadkach, zachorowaniach na tyfus etc. Tak oto bandycka szajka aferzystów zgłosiła się ochotniczo do "zbożnej" roboty wysyłania Żydów na tamten świat .I ta właśnie żydowska szajka Gancwajcha wyróżniała sie wyjątkową brutalnością, okrucieństwem, nieludzkim postępowaniem i grabieżą. Czerwone czapki pokryły się czerwonymi plamami krwi, nieszczęśliwych, pomordowanych Żydów.
Oprócz "Pogotowia Ratunkowego" Gancwajcha w akcjach pomagali urzędnicy Judenratów.
KOLABORANCI ŻYDOWSCY W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ , POLICJA ŻYDOWSKA W GETTACH. JÓZEF SZERYŃSKI NADKOMISARZ ŻYDOWSKIEJ SŁUŻBY PORZĄDKOWEJ
„Zwracam uwagę, iż kontakty z Gestapo osiadłych w Palestynie Żydów miały miejsce w czasie wojny, gdy już rozwijała się akcja niemiecka „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. W tym czasie z getta warszawskiego i innych pod okupacją niemiecką szły regularne transporty do obozów śmierci. Czyżby Żydzi polscy nie stanowili materiału dość dobrego, aby zasilić szeregi pionierów żydowskich w Palestynie?” - autor - Ireneusz T. Lisiak.
Jaka jest w końcu definicja kolaboracji? Według prof. Salmonowicza kolaboracja to działanie w służbie lub na rzecz interesu okupanta, działanie, które ma ujemne skutki dla państwa polskiego. Kolaboracją była niewątpliwie służba w instytucjach, które ewidentnie służyły realizacji polityki okupanta niemieckiego.
Kolaboracja ludzi pochodzenia żydowskiego godziła nie tylko w interes tej mniejszości narodowej II Rzeczypospolitej Polskiej ale godziła w interes państwa polskiego. Dziś, gdy ciągle podnoszona jest sprawa kolaboracji, to ogranicza się dyskusja do tematu kolaboracji Polaków, pomijana jest natomiast kolaboracja Żydów. jeżeli skalę kolaboracji wśród Polaków określa się na ok. 1% populacji, to skalę kolaboracji wśród Żydów skierowaną przeciwko samym Żydom i Polakom można określić na ponad 10%. W samych Judenratach zatrudnionych było kilkadziesiąt tysięcy osób, podobnie w Żydowskiej Policji Porządkowej. Przytoczę fragment wspomnień Tadeusza Bednarczyka „Życie codzienne w warszawskim getcie”:
„Pora na wstępie zbilansować ilość zdrajców z getta warszawskiego. Było ich ca 10.000 osób. Z tego w policji było (rotacyjnie) ca 2.500. Specjalnych agentów Gestapo i „Żagwi” było ponad 1.000 osób. W kolaboracyjnej Gminie Żydowskiej było ponad 6.000 osób; z tego za szczególnie zdrajczych, biorących udział w specjalnym wyzysku i ekonomicznym wyniszczeniu narodu, w wyniszczeniu przesiedleńców i skazywaniu ich na śmierć głodową uważano co najmniej 2.500 osób. Te 10.000 osób stanowiło w 1940/41 roku ca 2% ogółu społeczności getta; zaś w skali krajowej dochodziło do tego dziesiątki tysięcy ludzi, gdyż byli oni w każdym getcie. Wywodzili się oni ze sfer zamożnych, plutokracji, inteligencji, dużo pracowników policji [przedwojennej – przyp. autora]. Im mniejsze getto, tym procent zdrajców większy. Nie ma możliwości ustalenia ich liczby, skoro sami Żydzi i ŻIH ich ukrywają, skoro Knestet w 1950 roku uchwalił nie pociąganie ich do odpowiedzialności karnej. To jest niemoralne!”.
Trzeba pamiętać, iż powyższy cytat dotyczy tylko Warszawy, bo w Krakowie działała grupa Diamanta i podobnie było w każdym getcie. Oczywiście, obrońcy tych kolaborantów będą twierdzić, iż większość z nich w końcu podzieliła los tych, przeciwko którym działali, ale to tłumaczenie nie wytrzymuje krytyki. Bo zgadzam się z tym, iż motywem przewodnim kolaboracji była chęć przeżycia, ale ze wspomnień i pamiętników wyłania się całkiem inny obraz. Warto postawić pytanie – co było powodem takiego zachowania Żydów in gremio w czasie ostatniej wojny? Co leżało u podstaw gremialnej rezygnacji i apatycznej postawie wobec totalnego zagrożenia bytu narodu żydowskiego? Pomimo zmieniającej się na gorsze sytuacji Żydów w Niemczech po dojściu NSDAP i Hitlera do władzy, Żydzi żywili sympatię do Niemców a za swoich wrogów uważali Polskę i Polaków (co zresztą spotykamy i dziś). choćby po masowej ucieczce z Niemiec, a pamiętać musimy, iż bezpośrednio przed wojną Polska przyjęła ok. 17. 000 żydowskich uciekinierów z Niemiec, Żydzi nie czuli żadnej do Polski i Polaków wdzięczności. Przeciwnie, uważali, iż obrona Polski w żaden sposób ich nie obliguje, a Polska była i jest tylko miejscem ich życia i nie ma powodu, aby za Polskę walczyli. Dla warszawiaków bolesnym był fakt, iż podczas obrony Warszawy w 1939 roku Żydzi, pod wpływem chasydów i syjonistów, nie włączyli się w jej obronę.
Dotykamy tutaj problemu syjonizmu, jako ideologii, której działacze dość często i blisko współpracowali z Niemcami. Ba, po dojściu Hitlera do władzy ta kooperacja rozwijała się dość obiecująco, a pogromy Żydów w Niemczech i akcje antyżydowskie były przyjmowane przez syjonistów z milczącą aprobatą. „Hitleryzm oddał nam prawdopodobnie przysługę nie wytyczając linii demarkacyjnej między Żydem religijnym i ateistą. jeżeli Hitler uczyniłby wyjątek dla Żydów ochrzczonych, to bylibyśmy świadkami mało budującego obrazu tysięcy Żydów biegnących się ochrzcić. Hitleryzm być może uratował żydostwo niemieckie, które zaczęło się asymilować aż do całkowitego zatracenia” (Chaim Bialik, „Palestine and the Press”, „New Palestine”, 11 grudzień 1933).
Syjoniści owładnięci ideą „państwa żydowskiego” w Palestynie widzieli w działaniach Hitlera sojusznika. Istniały bowiem punkty wspólne pomiędzy ideologią nazistowską a syjonizmem, takie chociażby jak stworzenie państwa czystego rasowo. Oto cytat: „Państwo zbudowane na zasadach czystości rasy (tzn. nazistowskie Niemcy) może mieć tylko szacunek dla tych Żydów, którzy widzą siebie w ten sam sposób” (Joachim Prinz, „The Zionist Wish and the Nazi Deed”, Issues 1966/67, s.12). Te oczekiwania spotykają się z pozytywną reakcją wysokich dygnitarzy Niemiec: „Członkowie organizacji syjonistycznych nie mogą być, biorąc pod uwagę ich działania nakierowane na emigracje do Palestyny, traktowani z takim samym rygorem, który niezbędny jest w stosunku do organizacji żydowsko-niemieckich” (Okólnik Gestapo skierowany do policji bawarskiej, 23 styczeń 1935, Herzl Yearbook, tom VI, s.340). I kolejny cytat z wypowiedzi Reinharda Heyndricha: „Nie może być odległy moment, gdy Palestyna znów będzie gotowa przyjąć swoich synów, których straciła na ponad tysiąc lat. Niech im towarzyszą nasze najlepsze, oficjalne życzenia” (Reinhardt Heydrich, szef tajnych służb SS, maj 1935).
Także ze strony syjonistów szły oferty w kierunku nazistowskich Niemiec. W czasie, gdy powstawały getta na ziemiach okupowanych przez Niemcy, w roku 1940 radykalny syjonista, Avraham Stern, założyciel terrorystycznej organizacji „LEHI” oraz przywódca „Irgunu”, zaproponował Niemcom współpracę w postaci: zamachów terrorystycznych na obiekty brytyjskie w Palestynie, akcji sabotażowych, szpiegostwa na rzecz Niemiec w zamian za pomoc w obaleniu mandatu brytyjskiego nad Palestyną oraz pomoc w „ewakuacji” Żydów z Europy do Palestyny. Z ramienia „Irgunu” a także z upoważnienia samego A. Sterna rozmowy w Bejrucie z przedstawicielem niemieckim Wernerem Otto von Hentig prowadził Natali Lubenczyk. Oferta została powiększona o zgodę na założenie bazy niemieckiej w Palestynie, a w zamian „Irgun” oczekiwał uznanie niepodległego państwa żydowskiego. W dniu 11 stycznia 1941 roku dyplomata niemiecki w Ankarze, oficer marynarki, Der Marvitz, przekazał ofertę Sterna, jako gotowość do walki nowo powstałego państwa żydowskiego po stronie Niemiec do Berlina. Hitler zignorował tą propozycję.
Stern (urodzony w 1907 roku w Suwałkach) został rozpracowany przez wywiad brytyjski i zlikwidowany przez te służby w 1942 roku w Tel Avivie. (za ]]>http://www.pogonowski.com/display_pl.php?textid=801]]>). Pewne wzorce zachowań społeczności żydowskich wobec hitlerowskich Niemiec datują się jeszcze z okresu przed wybuchem II Wojny Światowej. Dla przykładu, jak pisze żydowska profesor Hannah Arendt, dr Joseph Löwenherz już w roku 1938 zdołał przekształcić całą wiedeńską gminę żydowską w instytucję będącą na usługach władz nazistowskich. Był także jednym z bardzo niewielu działaczy tego rodzaju, który za swe usługi otrzymał nagrodę: pozwolono mu zostać w Wiedniu aż do końca wojny, kiedy to wyemigrował do Anglii, stamtąd zaś do Stanów Zjednoczonych.
Hannah Arendt pisze o daleko posuniętej współpracy organizacji syjonistycznych z reżimem Hitlera. „Przybywali z własnej inicjatywy [emisariusze z Palestyny –przyp. autora] w celu uzyskania pomocy [Gestapo i SS – przyp. autora] dla nielegalnej imigracji Żydów na teren rządzonej przez Brytyjczyków Palestyny. Gestapo zaś i SS pomocy tej udzielały. Prowadzili oni rokowania z Eichmanem w Wiedniu i donosili w raportach, iż był „grzeczny”, „nie należał do wrzaskliwców”, a choćby oddał im do dyspozycji gospodarstwa rolne i różne urządzenia umożliwiające im założenie obozów szkolenia zawodowego dla przyszłych imigrantów („W jednym wypadku wypędził [Eichmann – przyp. aut.] grupę zakonnic z pewnego klasztoru, aby młodzi Żydzi mieli gdzie uczyć się rolnictwa, w innym „załatwił specjalny pociąg i obstawę funkcjonariuszy nazistowskich”, aby grupa emigrantów, udająca się rzekomo do syjonistycznych farm szkoleniowych w Jugosławii, mogła bezpiecznie przekroczyć granicę”) –H. Arendt, „Eichmann w Jerozolimie”, Znak Kraków, 1987, s.78).
Hanah Arendt opierając się na relacji Jona i Dawida Kimche („The Secret Roads: The „Illegal Migration of People,1938-1945” London 1954), pisze: „Do Europy wysyłały ich wspólnoty osiadłe w Palestynie i nie zajmowali się oni akcją ratunkową: „To nie ich sprawa”. Chcieli wyselekcjonować „odpowiedni materiał” (…) Należeli przypuszczalnie do pierwszych Żydów, którzy mówili otwarcie o wzajemnych korzyściach [wynikających ze współpracy z Gestapo i SS – przyp. aut.], z pewnością zaś byli pierwszymi Żydami, jacy otrzymali pozwolenie na „wybranie młodych pionierów żydowskich” przebywających w obozach koncentracyjnych” (Hannah. Arendt, „Eichmann w Jerozolimie”, Kraków 1987, str. 78-79).
Jeszcze na dobre nie zapomnieliśmy o wypowiedzi Baracka Obamy, który w obecności byłego polskiego ministra spraw zagranicznych Adama Rotfelda użył określenia „polskie obozy koncentracyjne”, a już mamy kolejny „kwiatek z tej samej łączki”. Tym razem informacja o „polskich obozach śmierci” pojawiła się w izraelskim czasopiśmie „Forward”, który w tytule artykułu o odkryciu tunelu w niemieckim obozie koncentracyjnym w Sobiborze użył tego obraźliwego dla Polski i Polaków sformułowania.
Kto jak kto, ale Żydzi powinni doskonale wiedzieć, kto zaplanował, organizował i konsekwentnie realizował program „Ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.
Oczywiście, zaraz w Internecie pojawiły się wpisy „broniące” prawa do użycia przez izraelskiego dziennikarza takiego sformułowania, włącznie z infantylnym stwierdzeniem, iż chodzi o… „geograficzne usytuowanie obozu” etc. Co gorsza, autorami tych debilnych wpisów byli ludzie piszący (co prawda z błędami ortograficznymi) po polsku.
Nie wiem, co chcą osiągnąć swoimi wpisami? Może chcą uchodzić za świat-łych, postępowych i tolerancyjnych do bólu, choćby kosztem ich Ojczyzny, ale w rezultacie okazują się niedouczonymi osobnikami, nie zdającymi sobie sprawy z tego, iż użycie przez izraelskiego dziennikarza w/w. sformułowania nie było wynikiem pomyłki, ale celowym działaniem, mającym upokorzyć Polaków. Ta sprawa wpisuje się dobrze w słowa Israela Singera, który w 1996 roku powiedział:
„Więcej niż trzy miliony Żydów zginęło w Polsce i polscy obywatele nic nie robią na rzecz spadkobierców polskich Żydów. Nigdy nie będziemy pozwalali na to. (…) Mamy wiadomości od nich, iż Polska zamierza zamrozić rewindykacje za pozostawione mienie żydowskie w Polsce. jeżeli Polska nie zaspokoi żydowskich żądań, to będzie „publicznie zaatakowana i upokarzana” na forum międzynarodowym”.
I ta zapowiedź jest konsekwentnie realizowana, a sam I.Singer został w USA postawiony w stan oskarżenia za „malwersacje finansowe i przywłaszczenie sobie milionowych kwot”, jakie amerykańskie organizacje uzyskały w ramach odszkodowań.
W Polsce uchodzi w środowiskach „g(ł)ównianego nurtu” za autorytet, a lemingi łykają to jak „bocian żabę”.
Zgodnie zresztą z pogróżkami Singera niektóre zagraniczne środowiska żydowskie posuwały się faktycznie do najskrajniejszych obrzydliwości w upokarzaniu Polski i Polaków, oskarżając nas wciąż o współudział w mordowaniu Żydów w czasie wojny, a częstokroć choćby robiąc z nas jedynych sprawców ich gehenny. Szczególnym narzędziem w tych kampaniach oszczerstw okazał się fałszerz zza oceanu Jan Tomasz Gross.
Głównym zabiegiem Grossa i podobnych mu oszczerców było staranne przerabianie Polaków z ofiar na rzekomych „katów” tak, żeby łatwiej było później wyduszać horrendalne odszkodowania.
Przekaz, iż Polacy byli gorliwymi wspólnikami Niemców jest zabiegiem świadomym. Ma zasłonić obraz postaw samych Żydów wobec niemieckiego okupanta. A te, jak pokazują wyniki badań historycznych, były haniebne.
Wielu Żydów, zanim zostało ofiarami Zagłady, dopuściło się zbrodni największej: kolaboracji z oprawcami kosztem swojego Narodu, ba, kosztem swoich najbliższych, żon, dzieci, rodziców i rodzeństwa.
Czy fakt, iż w końcu kolaborantów żydowskich spotkał taki sam los jak większość Żydów ma być usprawiedliwieniem dla ich podłej wobec swoich działalności? I w imię czego? Za lepsze wyżywienie, gdy inni umierali z głodu, za okazję do okradania innych Żydów?
Przyjrzyjmy się zatem jak zachowywali się sami Żydzi, i czy mają moralne prawo odsądzać innych, a szczególnie Polaków od czci.
Przytaczam cytat z książki Marka Bema pt. „Sobibór niemiecki ośrodek zagłady 1942-1943”, (Włodawa/Sobibór 2011, s. 563-565):
„Chaim Powroźnik twierdził, iż prace nad tunelem rozpoczęli więźniowie z transportu, którym on przyjechał z Chełma w lutym 1943 r. Udało się im wykonać prawie 30 m podkopu, ale zostali wydani przez młodego chłopaka, który w obozie III pełnił funkcję kapo.
Powroźnik pamiętał tego więźnia, ponieważ również pochodził z „jego” transportu. (…)Uwięziony kapo pełnił w obozie III dalej swoją funkcję i to on właśnie doniósł Niemcom o planach ucieczki tunelem, który był już prawie gotowy. Niemcy rozstrzelali wtedy około 80 więźniów obozu III”.
Pochodził z jego transportu, zatem był Żydem i był kapo. Nie pada jego nazwisko, ale do Sobiboru Niemcy przywozili Żydów ze Słowacji, Polski i ZSRR"..
Oto inna relacja, Jakub Biskupicz powiedział:
„W każdym społeczeństwie są dobrzy i źli. I opowiem to. U nas, w obozie, wybrano z transportu kilku chłopaków. Wybrano też chłopaka, którego wyznaczono na kapo”.
Tu mamy wprost powiedziane, iż kapo był narodowości żydowskiej. I kolejna relacja:
Zelda Metz:
„[…] Pod koniec września 1943 roku, w biały dzień Ukraińcy obstawili cały lager. Na wszystkich obserwacyjnych wieżach stali Niemcy z karabinami maszynowymi.
Po pewnym czasie usłyszeliśmy strzały, które rozlegały się w trzecim lagrze. W czasie apelu Frenzel oznajmił nam, iż Żydzi trzeciego lagru organizowali ucieczkę i dlatego wszystkich rozstrzelali. Później dowiedzieliśmy się od Ukraińców, iż Żydzi pracujący w komorach gazowych zrobili podkop prowadzący od ich sypialnych baraków pod drutami obozu na wolność. Po wykończeniu tych Żydów Niemcy z nieznanych nam powodów zlikwidowali krematorium i gazowanie. Mówili, iż urządzenia wywieźli do Italii […]”.
W okupowanej przez Niemców Polsce Żydzi kolaborowali znacznie częściej niż Polacy. Robili to choćby wtedy, gdy rozpoczął się Holokaust. Dziś to Polacy nazywani są kolaborantami i wspólnikami Niemców w żydowskiej Zagładzie.
Ta kolaboracja części Żydów z Niemcami była tym bardziej szokująca i wstydliwa ze względu na społeczny charakter jej uczestników. W przeciwieństwie bowiem do Polaków, wśród których z Niemcami godzili się na ogół kolaborować głównie ludzie z marginesu społecznego, męty, wśród Żydów na kolaborację poszła duża część elit z tzw. Judenratów (rad żydowskich).
Ostro kolaborację Żydów z Niemcami potępiała najsłynniejsza żydowska my- ślicielka XX wieku Hannah Arendt w książce „Eichmann w Jerozolimie” (Kraków 1987). Napisała tam m.in. (s. 151):
„Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej historii”.
Uległość Judenratów wobec nazistów oznaczała skrajną kompromitację
żydowskich elit w państwach okupowanych przez III Rzeszę. Arendt stwierdziła wprost:
„O ile jednak członkowie rządów typu quislingowskiego pochodzili zwykle z partii opozycyjnych, członkami rad żydowskich byli z reguły cieszący się uznaniem miejscowi przywódcy żydowscy, którym naziści nadawali ogromną władzę do chwili, gdy ich także deportowano” (tamże, s. 151).
Zatrzymajmy się zatem przy Judenratach (Radach Żydowskich w Gettach).
Rozkaz tworzenia Judenratów wydał szef RSHA Reinhard Heydrich w dniu 21.09.1939 roku. Nakazał on tworzenie „Rad Starszych”, które stanowić miały osoby wpływowe w społeczności żydowskiej, co, jak się w praktyce okazało było gwarantem sprawnego i nadgorliwego wykonywania poleceń niemieckich.
18 listopada 1939 roku Hans Frank, generalny gubernator Generalnego Gubernatorstwa wydał zarządzenie ustanawiające ustrój i funkcje Judenratów. Określono skład liczebny Judenratów w zależności od wielkości miasta, i tak, w miastach do 10 tys. mieszkańców Judenrat liczył 12 osób, w miastach powyżej 10 tys. mieszkańców liczba członków Judenratu wynosiła 24 osoby i więcej. Zwierzchnictwo nad Judenratami sprawowali Niemcy i oni tez podejmowali decyzje dotyczące życia w gettach.
Judenraty ograniczały się do wykonywania poleceń niemieckich i zadań
administracyjnych (zaopatrzenie w żywność, ewidencja ludności, służba zdrowia, pochówki). Nadto Judenraty obowiązane były do: dostarczania robotników, organizowania wysyłki do obozów pracy i obozów zagłady, ewidencjonowanie i informowanie Niemców o miejscach pobytu zdemobilizowanych żołnierzy WP, którzy brali udział w kampanii wrześniowej, sporządzanie i dostarczanie Niemcom spisów ludności z dokładnym określeniem statusu społecznego i majątkowego. Judenratom podlegała Żydowska Służba Porządkowa (Judische Ordnungdienst), rodzaj policji wewnętrznej w gettach.
Czy Judenraty mogły ulżyć doli społeczności żydowskiej w gettach?
Obiektywnie trzeba przyznać, iż miały ograniczone pole działania, ale i tego nie wykorzystały, przeciwnie, nadgorliwość z jaką wykonywali niemieckie polecenia każe przypuszczać, iż służalczość Judenratów wobec okupanta była obliczona na „osobistą korzyść”, członkowie Judenratów za wszelką cenę, choćby za cenę kolaboracji i zeszmacenia się chcieli ratować wyłącznie siebie.
Znany mi jest tylko jeden przypadek odmowy wykonania polecenia niemieckiego przez przewodniczącego getta lwowskiego Józefa Parnasa i członka R dy Rotfelda.
Obaj zostali powieszeni na balkonie kahału we Lwowie przy u. Bernsteina.
Ich następcy, m.in. Rotfeld już takich skrupułów nie mieli, a jednak także zostali zamordowani. Bodajże najsłynniejszymi przewodniczącymi Judenratów byli Adam Czerniakow w Warszawie i Chaim Rumkowski w Łodzi.
Chaimowi Rumkowskiemu stacja telewizyjna Planet poświęciła film z cyklu „Kolaboranci Hitlera”, w którym jego działalność w getcie łódzkim poddano ocenie historyków zachodnich.
Legendarny Chaim Rumkowski został mianowany przez Niemców szefem Judenratu w łódzkim getcie. Był prawdziwym królem getta, panem życia i śmierci tysięcy rodaków.
Z niespotykaną gorliwością i bezwzględnością wykonywał wszelkie niemieckie polecenia. Za jego czasów działy się w łódzkim getcie rzeczy niewyobrażalne.
Tak było m.in. 4 września 1943 r., gdy Rumkowski zażądał od mieszkań ców getta oddania swoich dzieci po to, aby następnie wysłać je do obozów zagłady.
Królami w swoich gettach było wielu innych szefów żydowskich Judenratów – Mojżesz Meryn z Sosnowca, Efraim Barsz z Białegostoku, Jakub Gens z Wilna.
Oni i ich Judenraty byli współsprawcami żydowskiej Zagłady.
8 lutego 1940 roku Niemcy realizują przygotowywany od wielu miesięcy plan stworzenie Łódzkiego Getta, w którym na niewielkiej przestrzeni zamknięto łódzkich Żydów.
Władzę w nim sprawuje Judenrat czyli Rada żydowska., na której czele zasiadał Chaim Rumkowski, z dużą swobodą w zarządzaniu gettem.
Rada Żydowska organizowała zakłady pracy, dystrybucję żywności, policję żydowską oraz inne służby, bo w myśl koncepcji Rumkowskiego, Żydzi mieli być „przydatni dla Niemców”.
W rzeczywistości Rumkowski stworzył na terenie łódzkiego getta dobrze działająca fabrykę, i o ironio, pracująca przede wszystkim dla potrzeb frontu.
Szyto tam mundury wojskowe i wytwarzano wiele innych artykułów na potrzeby wojska.
Członkowie Rady Żydowskiej gwałtownie wyalienowali się ze społeczności żydowskiej:
„Dostawali specjalne racje – opowiada Jacob Zylberstein. –Mieli specjalne sklepy, gdzie dostawali dobre jedzenie – wystarczająco dużo, żeby dobrze żyć. Byłem bardzo zły, iż nieliczna grupa ludzi w getcie jest zaopatrywana w ten sposób, ale inni nie zwracali na to po prostu uwagi”.
Historycy piszący o Holokauście, szczególnie historycy żydowscy skrzętnie omijają dokumenty mówiące o kolaboracji samych Żydów z niemieckim oprawcą. Warto poznać z jakich ludzi i o jakim statusie społecznym składała się policja żydowska w gettach.
Od grudnia 1940 roku pierwszym nadkomisarzem Żydowskiej Służby Porządkowej (SP) getta warszawskiego był Żyd Józef Szeryński, który przeszedł na
chrześcijaństwo i zmienił nazwisko z Szenkman, Szynkman bądź Szeinkman.
Szeryński od 1920 roku był komisarzem Policji Państwowej, niedługo awansowany na nadkomisarza (1921) i w 1930 r. na podinspektora. Przed wybuchem wojny początkowo pełnił funkcję szefa wydziału organizacyjnego w kwaterze Komendy Głównej Policji Polskiej, następnie od maja 1935 piastował urząd oficera inspekcyjnego i zastępcy komendanta wojewódzkiego w Lublinie, gdzie zastał go wybuch wojny.
Podczas okupacji niemieckiej pracował w biurze ekspedycyjnym, aresztowany – został zwolniony i wyjechał wraz z żoną i córką do Warszawy, gdzie w getcie
praco-wał jako urzędnik w biurze transportowym.
9 października 1940 roku prezes warszawskiej gminy żydowskiej Adam Czerniaków powierzył mu sformowanie Żydowskiej Służby Porządkowej.
Jako komisarz Judischer Ordnugsdienst był odpowiedzialny za pobicia i prze śladowania ludności getta, uczestniczył w rewizjach i zatrzymaniach, był jednym z koordynatorów wysyłki ludzi z Umschlagplazu do obozu zagłady.
To on wpadł podobno na pomysł, aby pod pozorem „rozdawania marmolady” ściągnąć biedotę żydowską na Umschlagplaz, gdzie zostali brutalnie załadowani do wagonów i wywiezieni do Treblinki. Był zwolennikiem i wyrazicielem tezy, iż kierując do obozów dzieci, starców i chorych da możliwość przetrwania najsilniejszym.
W getcie był osobą uprzywilejowaną, jako jeden z nielicznych był uprawniony do nienoszenia opaski z gwiazdą Dawida.
Według dostępnych źródeł Szeryński jawi się jako człowiek moralnie zły.
Poza tym, iż był zdeklarowanym kolaborantem, informujących Gestapo dwa razy w tygodniu o nastrojach w getcie, to znany był z agresji wobec Żydów zamieszkałych w getcie, obsadzania stanowisk swoimi znajomymi, łapówkarstwa i z prowadzenia w getcie nielegalnych interesów.
Niemcy aresztowali Szeryńskiego za pospolitą kradzież jednego ze skonfiskowanych futer i próbę przemycenia go na "aryjską" stronę (1 maja 19 42 ).
Osadzono go na Pawiaku. Został zwolniony 26 lipca 1942 r., pod warunkiem koordynacji udziału Judischer Ordnugsdienst w akcji wysiedleńczej oraz ostatecznej likwidacji getta, powrócił na stanowisko nadkomisarza.
Skazany zaocznie na śmierć za kolaborację przez podziemie w getcie, był obiektem nieudanego zamachu dokonanego przez Izraela Kanała, praw- dopodobnie 21 lub 25 sierpnia 1942.
Szeryński w końcu popełnił samobójstwo zażywając cyjanek.
W czasie, gdy Szeryński został aresztowany jego obowiązki nadkomisarza pełnił Jakub Lejkin, który przed wojną był adwokatem, a w getcie był zastępcą komendanta Żydowskiej Służby Porządkowej.
Lejkin pełnił czołową rolę w deportacjach Żydów do obozów zagłady i słynął ze szczególnej brutalności.
Został zastrzelony przez Eljasza Różańskiego, bojowca z ŻOB, na ulicy Gęsiej w drodze powrotnej z komendy do domu w dniu 29.10.1942 roku.
To tylko kilka przykładów świadczących o pochodzeniu społecznym członków żydowskiej policji, ale są one wymowne.
Z takiego środowiska, ludzi wykształconych, inteligencji wywodziła się zdecydowana większość członków i dowódców Jüdischer Ordnungsdienst.
Funkcjonariuszami byli zwykle młodzi ochotnicy, w dużej liczbie byli studenci lub absolwenci wyższych uczelni przed wojną, zajmujący się utrzymaniem porządku w getcie, choć uczestniczący także w patrolach po getcie prowadzonych przez niemieckich żołnierzy oraz wartach przy wejściach do dzielnicy żydowskiej.
Szczególnie negatywnie wśród mieszkańców gett odbierano udział funkcjonariuszy w pacyfikacji dzielnicy oraz ich pomoc w organizacji wywozu ludzi do obozów zagłady.
W wyświetlanym niedawno serialu pt. „Czas honoru” jest pokazany jeden z policjantów, który był asystentem profesora z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jest to bodajże pierwszy przypadek, kiedy pokazano prawdziwe oblicze żydowskiego policjanta w getcie, bowiem dotychczas wszyscy Żydzi z getta uznawani byli bez wyjątku za ofiary.
Trudno przyjąć, iż ci ludzie nie zdawali sobie sprawy z tego jakiemu celowi służą i za jaką cenę przedłużają swoje życie.
O policji żydowskiej zwanych też „Odmanami” (od Ordnungsdienst – OD) w getcie krakowskim mówi dr Schlang:
„Służba porządkowa żydowska została zorganizowana z polecenia Gestapo jeszcze w roku 1940. Początkowo znaleźli się w szeregach OD ludzie przyzwoici, pod kierownictwem kapitana W.P. Aleksandra Chocznara, znanego działacza społecznego i sportowca z Krakowa.
Następnie jednak ludzi tych usunięto lub sami wystąpili, a służba porządkowa została opanowana przez 30-tu ludzi, którzy złożyli przyrzeczenie wierności i bezwzględnego podporządkowania się rozkazom Gestapo krakowskiego na ręce Untersturmführera Branda.
Ta 30-tka została następnie przeniesiona z końcem marca do getta w Podgórzu i pod kierownictwem Simche Spiry uformowała się jako niezależna od rady żydowskiej instytucja, podległa bezpośrednio rozkazom Gestapo.
Część członków OD otrzymała mundury z odznaką JOD (Jüdischer Ordnungsdienst), bez dodatku „Jüdische Gemeinde” i pałki gumowe, a część chodziła w ubraniach cywilnych, tworząc specjalny oddział pod nazwą „Zivilabteilung”. Ta ostatnia grupa złożona z 10-u zaufanych, spełniała rolę niejako policji politycznej (…). Brali oni udział w różnych akcjach (łapankach) wespół z Gestapo.
Kontaktowali się stale z urzędem „Sicherheitspolizei” przy ul. Pomorskiej 2, gdzie mieli resortowych szefów gestapowców (…). Do tej grupy należał znany mi osobiście Szymon Spitz, Wigdor Werthal, Leopol Blodek, mgr Artur Löffler, znani konfidenci Gestapo i ścigani przez podziemną organizację polską.
Kierownikiem tej. „Z.A.” (Zivilabteilung) był Michał Pacanower. Mundurowi odmani (…) w czasie wysiedleń lub łapanek wykonywali również funkcje doprowadzania z listy osób przeznaczonych do aresztowania.
(…) Wiadomo mi, iż niemal wszyscy byli przekupni i ludność żydowska, która usiłowała przez bramkę przenieść żywność do getta, zmuszona była opłacać się drogo członkom OD. OD miało nieograniczoną władzę policyjną, sądową i administracyjną. Spory między mieszkańcami getta załatwiał arbitralnie kierownik OD, który za zgodą Gestapo uzurpował sobie nieograniczoną władzę sądową i administracyjną.
OD miało własne więzienie przy ul. Józefińskiej 37, gdzie przetrzymywano ludzi przywiezionych przez Gestapo, policję kryminalną i inne władze policyjne niemieckie.
Z tego więzienia wybierano ludzi do obozów koncentracyjnych w czasie ogólnej represji przeciwko ludności polskiej i żydowskiej, przeznaczając ich jako zakładników do stracenia. Ponadto z więzienia tego wysyłano ludzi do Bełżca lub innych miejsc stracenia, dołączając ich do transportów przechodzących przez Kraków.
Z chwilą likwidacji getta dnia 13 marca 1943 roku część odmanów przeniesiono do obozu w Płaszowie, a część „Z.A.” pozostała do dnia 14 grudnia 1943 roku.
W tym czasie członkowie „Z.A.” spełniali niebezpieczne dla ludności polskiej funkcje śledzenia i informowania Gestapo o różnych ruchach oporu i organizacji podziemnej polskiej.
W dniu 14 grudnia 1943 władze niemieckie, uważając, iż członkowie „Z.A.” spełnili swoją „powinność”, wywiozły wszystkich członków „Z.A.” z rodzinami na tzw. „górkę stracenia” w obozie w Płaszowie i tam po rozstrzelaniu spalili.
A już sam fakt, iż w ostateczności podzielili los swoich wcześniejszych ofiar nie upoważnia do zaliczania ich do ofiar Holokaustu, bowiem jest to policzek dla tych bezbronnych, którzy zginęli przy ich wydatnej pomocy.
I na koniec przypomnijmy raz jeszcze cytat ze wspomnień Emanuela Ringelbluma, "Kronika getta warszawskiego", którego trudno posądzić o złą wolę wobec Żydów:
„Policja żydowska miała bardzo złą opinię jeszcze przed wysiedleniem. W przeciwieństwie do policji polskiej, która nie brała udziału w łapankach do obozu pracy, policja żydowska parała się tą ohydna robotą.
Wyróżniała się również straszliwą korupcją i demoralizacją. Dno pod- łości osiągnęła ona jednak dopiero w czasie wysiedlenia. Nie padło ani jedno słowo protestu przeciwko odrażającej funkcji, polegającej na prowadzeniu swoich braci na rzeź. Policja [żydowska – dop. aut.] była duchowo przygotowana do tej brudnej roboty i dlatego gorliwie ją wykonała.
Obecnie mózg sili się nad rozwiązaniem zagadki: jak to się stało, iż Ży- dzi –przeważnie inteligenci, byli adwokaci (większość oficerów [policji żydowskiej – dop. aut.] była przed wojna adwokatami-sami przykładali rękę do zagłady swoich braci”. (E. Ringelblum, „Kronika getta warszawskiego”, Warszawa,1988, s.426)
Z najbardziej zaufanych policjantów żydowskich utworzono organizację „Żagiew” – Żydowską Gwardię Wolności – która była kolaboracyjną organizacją żydowską w getcie warszawskim powołaną przez żydowski referat Gestapo z członków Grupy 13, do infiltrowania żydowskich i polskich organizacji podziemnych, przede wszystkim tych niosących pomoc Żydom.
"Żagiew" pozostawała w ścisłej konspiracji, udając grupę przemytniczą, dzięki czemu mogła kontrolować kanały przerzutu żywności do getta. Według różnych opinii zajmowała się też szmalcownictwem, tropiąc i wydając Niemcom Żydów ukrywających się w tzw. "aryjskiej" części Warszawy.
W przeciwieństwie do Jüdischer Ordnugsdienst kolaboranci z "Żagwi" posiadali wydane przez Gestapo pozwolenie na broń. Na początek przytoczę nieco informacji o tzw. "Grupie 13", która swą nazwę wzięła od budynku przy ul. Leszno 13, gdzie była ich siedziba.
GRUPA 13 "TRZYNASTKA"
Grupa 13, („trzynastka”), Urząd do Walki ze Spekulacją – kolaboracyjna formacja policjantów żydowskich z warszawskiego getta.
Kierował tą grupą Abraham Gancwajch, który miał oficjalnie za zadanie zwalczanie przemytu oraz spekulacji, a faktycznie kontrolowanie działalności Judenratu (nie było to potrzebne, bowiem jak poznaliśmy wcześniej, Judenraty były bardzo gorliwe w kolaboracji z Niemcami) oraz infiltrowanie podziemnych organizacji, szczególnie Żydowskiego Związku Wojskowego i Żydiwskiej Organizacji Bojowej (ŻOB)
działających w getcie.
Grupa została założona w grudniu 1940 roku i liczyła 300-400 osób.
Była zatem grupą bardzo elitarną, w porównaniu z liczącą 2.500 osób żydowską policją w getcie, o czym przekonamy się w dalszej części tekstów. Była, co istotne, całkowicie niezależna od Judenratu, podlegała bezpośrednio Gestapo.
Była odmiennie umundurowana i, co ciekawe, posiadała własne więzienie.
Uprawnienia "Grupy 13" i przywileje pozwalały im poruszać się poza terenem getta, gdzie udawali bojowników żydowskich organizacji w getcie, pełniąc także rolę tzw. „łapaczy”.
Obie organizacje bojowe, zarówno ŻZW oraz ŻOB a także AK likwidowały rozpoznanych członków 13-tki, ale samego Gancwajcha, mimo wydania na niego wyroku nie udało się zlikwidować.
Abraham Gancwajch nie poniósł kary za swoją działalność i gdzieś zniknął. Wcale nie byłbym zaskoczony, gdyby okazało się, iż przeżył i… działał w żydowskich organizacjach ofiar Holokaustu.
Dokumenty, źródła, cytaty|:
]]>https://forumemjot.wordpress.com/2013/09/02/kolaboranci-zydowscy-w-czasie-ii-wojny-swiatowej-3/]]>
- Ireneusz T. Lisiak
JAK ŻYDZI KOLABOROWALI Z NIEMCAMI
AUTOR DR LESZEK PIETRZAK "DO RZECZY"
W okupowanej przez Niemców Polsce Żydzi kolaborowali znacznie częściej niż Polacy. Robili to choćby wtedy, gdy rozpoczął się Holokaust. Dziś to Polacy nazywani są kolaborantami i wspólnikami Niemców w żydowskiej Zagładzie
Właśnie rozpoczynają się obchody Dnia Pamięci o Shoah, ustanowionego 12 kwietnia 1951 r. przez izraelski parlament. Jak co roku tysiące młodych Izraelczyków przejdą w Marszu Żywych przez teren byłego obozu Auschwitz–Birkenau. Dla młodych Żydów Polska jest krajem, w którym dokonał się Holokaust ich przodków. Są też przeświadczeni, iż Polacy brali w nim udział, bo taki obraz serwowany jest im w szkołach.
Obraz Polaków jako wspólników Hitlera został w ostatnich latach utrwalony w literaturze, kinie, mediach i całej światowej przestrzeni informacyjnej. Książki Jerzego Kosińskiego („Malowany ptak") czy Benjamina Wilkomirskiego („Urywki. Z dzieciństwa 1939–1948") udowodniły, iż Polacy zajęli właśnie taką postawę w czasie wojny. Beletrystyka Kosińskiego i Wilkomirskiego, której znajomość obowiązuje uczniów izraelskich szkół, traktowana jest niczym historyczne dokumenty. Podobne stereotypy utrwaliło kino. Od czasów dokumentalnego filmu „Shoah" Claude'a Lanzmana przy temacie Holokaustu X muza pokazuje Polaków jako wspólników Hitlera. Obraz ten utrwalają też historycy. Głośnym echem w ostatnich latach odbiła się książka profesora Harvardu Daniela Jonaha Goldhagena „Gorliwi kaci Hitlera", która stała się choćby czymś w rodzaju biblii „w wersji dla początkujących". Chyba to właśnie sprawiło, iż w światowej przestrzeni informacyjnej, gdy mowa o żydowskiej Zagładzie, w tle pojawia się obraz Polaków jako narodu czynnie w nią zaangażowanego. Co gorsze coraz częściej powielany jest on w Polsce. Wystarczy wspomnieć o głośnej książce Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi: Historia zagłady żydowskiego miasteczka", opisującej żydowski pogrom w Jedwabnem, jakiego mieli dopuścić się tamtejsi mieszkańcy. W szerokim nurcie rzekomej kolaboracji Polaków z Hitlerem utrzymany jest również ostatni film Agnieszki Holland „W ciemności" opowiadający jedną z historii, jakie mogły wydarzyć się w czasach Zagłady.
Przekaz, iż Polacy są wspólnikami Niemców, jest zabiegiem świadomym. Ma zasłonić obraz postaw samych Żydów wobec niemieckiego okupanta. A te, jak pokazują wyniki badań historycznych, nie były monolitem. Wielu Żydów, zanim zostało ofiarami Zagłady, dopuściło się zbrodni największej: kolaboracji i współpracy z oprawcami.
ENTUZJAZM DLA OKUPANTÓW
Już we wrześniu 1939 r., gdy w Polsce toczyła się jeszcze kampania wojenna, żydowscy mieszkańcy wielu polskich miast i miasteczek witali uroczyście wkraczające oddziały Wehrmachtu. Tak było m.in. w Łodzi i Pabianicach, gdzie z inicjatywy miejscowych Żydów zbudowano choćby ukwiecone triumfalne bramy, a delegacje witały niemieckich żołnierzy chlebem i solą. Taka postawa nie była niczym zaskakującym. Gdy zaczynała się wojna, spora część Żydów była przekonana, iż by odnaleźć się w nowej rzeczywistości, wystarczy jedynie respektować niemiecki porządek. Przyjęcie takiego punktu widzenia w oczywisty sposób nakazywało potępienie tego, co było wcześniej – przedwojennego polskiego państwa, które w ich ocenie nie było choćby w stanie się obronić. Wyrazy tego potępienia widać było jeszcze mocniej na Kresach Wschodnich, 17 września 1939 r. zajętych przez Sowietów. W wielu kresowych miasteczkach równie triumfalnie Żydzi witali okupantów sowieckich. W ich zachowaniu była niejednokrotnie nie tylko euforia z upadku polskiego państwa, ale i drwina z samych Polaków. Według relacji świadków mówili: „Już się wasza zasrana Polska skończyła" albo „chcieliście Polskę bez Żydów, a macie Żydów bez Polski". Ale na Kresach euforia sporej części Żydów nie skończyła się tylko na powitaniu wkraczającej Armii Czerwonej. Jesienią 1939 r. setki kresowych Żydów zaangażowały się w kampanię propagandową przed zaplanowanymi na 22 października sowieckimi wyborami do Zgromadzeń Narodowych Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, które miały zadecydować o przyłączeniu tych terenów do Związku Sowieckiego. Zdecydowana większość ludności żydowskiej Kresów głosowała właśnie za ich przyłączeniem do Związku Sowieckiego. Porzucenie Polski i entuzjazm dla jej okupantów nie wyrażali jedynie komunizujący jeszcze przed wojną Żydzi. Nową optykę przyjmowali nader często przedstawiciele przedwojennej żydowskiej elity. Jakub Wygodski – w latach 1922–1930 poseł na Sejm RP i prezes gminy żydowskiej w Wilnie – już w październiku 1939 r. poparł likwidację przez Niemców i Sowietów państwa polskiego. Jasno wówczas deklarował, iż „większość społeczeństwa żydowskiego wyraża zadowolenie, iż do Wilna wkroczyli Litwini". Wygodski gwałtownie stał się z własnego wyboru obywatelem Litwy Jokūbasem Vygodskism. Podobne stanowisko zajął Icchak Giterman, pochodzący z Ukrainy, a w latach 1926–1939 dyrektor krajowego oddziału organizacji charytatywno-pomocowej American Joint Distribution Commitee (AJDC). Gdy po kampanii wrześniowej znalazł się w Wilnie, publicznie pochwalił zabór Wilna przez Litwinów i wystąpił o litewskie obywatelstwo. Jesienią 1939 r. co najmniej kilka tysięcy Żydów z Wileńszczyzny porzuciło Polskę, stając się obywatelami Litwy. Ale Żydzi równie chętnie przyjmowali obywatelstwo sowieckie, zostawali też funkcjonariuszami nowej sowieckiej administracji. Oczywiście, iż nie cała, choćby nie większość społeczności żydowskiej, jaka zamieszkiwała przedwojenną Polskę, wyrażała euforia z powodu jej upadku i entuzjazm dla jej okupantów. Ale jesienią 1939 r. takie postawy wśród Żydów były nader częste. A był to dopiero początek wojny.
W okupowanej przez Niemców Polsce Żydzi kolaborowali znacznie częściej niż Polacy. Robili to choćby wtedy, gdy rozpoczął się Holokaust. Dziś to Polacy nazywani są kolaborantami i wspólnikami Niemców w żydowskiej Zagładzie
KRÓLOWIE GETT
Niemcy tworzyli getta już od października 1939 r. Skupienie olbrzymiej masy ludności na małej powierzchni i pozbawienie jej możliwości wychodzenia poza wyznaczony teren samo w sobie służyło jej eksterminacji. Do tego doszedł głód i epidemie. Ale zarządzanie gettami przez Niemców nie byłoby w ogóle możliwe, gdyby nie istniały w nich żydowskie Judenraty i podporządkowana im żydowska policja. Formalnie rozkaz do tworzenia Judenratów wydał szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) Reinhard Heydrich. Zarządzenia Hansa Franka z 18 listopada 1939 r. mówiło, iż w miejscowościach mniejszych Judenrat miał składać się z 12 członków, w miastach powyżej 10 tys. mieszkańców musiał on zaś liczyć co najmniej 24 członków. Kompetencje Judenratów ograniczały się do ścisłego wykonywania poleceń okupanta. Miały dostarczać robotników, organizować wysyłki ludzi do obozów pracy, zbierać i przekazywać kontrybucje niemieckiemu okupantowi. Gdy zaczęła się Zagłada, to Judenraty na polecenie Niemców organizowały deportację Żydów do obozów zagłady. Na początku usiłowały lawirować pomiędzy spełnianiem żądań Niemców a próbą obrony żydowskiej ludności, w przekonaniu, iż w ten sposób uda się uratować chociaż jej część. Taka kalkulacja nie przynosiła jednak oczekiwanych efektów. Była to całkowicie błędna filozofia poświęcenia jednych Żydów w imię rzekomego przeżycia innych. Hannah Arendt w głośnej książce pt. „Eichmann w Jerozolimie" z 1963 r. oskarżyła Judenraty o czynny udział w żydowskiej Zagładzie. Jej zdaniem bez ich udziału w rejestracji Żydów, koncentracji w gettach, a potem aktywnej pomocy w kierowaniu do obozów, zginęłoby dużo mniej Żydów. Niemcy mieliby kłopot z ich spisaniem i wyszukiwaniem. Krótko mówiąc, praca Judenratów usprawniała i przyspieszała żydowską Zagładę. A niektórzy ich szefowie pomagali Niemcom szczególnie. Legendarny Chaim Rumkowski został mianowany przez Niemców szefem Judenratu w łódzkim getcie. Był prawdziwym królem getta, panem życia i śmierci tysięcy rodaków. Z niespotykaną gorliwością i bezwzględnością wykonywał wszelkie niemieckie polecenia. Za jego czasów działy się w łódzkim getcie rzeczy niewyobrażalne. Tak było m.in. 4 września 1943 r., gdy Rumkowski zażądał od mieszkańców getta oddania swoich dzieci po to, aby następnie wysłać je do obozów zagłady. Były przewodniczący izraelskiego Knesetu Szewach Weiss – sam jako dziecko uratowany z Zagłady – powiedział, iż „gdyby Rumkowski nie zginął w Auschwitz, stanąłby po wojnie przed sądem". Królami w swoich gettach było wielu innych szefów żydowskich Judenratów – Mojżesz Meryn z Sosnowca, Efraim Barsz z Białegostoku, Jakub Gens z Wilna czy Józef Parnas ze Lwowa. Oni i ich Judenraty byli współsprawcami żydowskiej Zagłady.
STRAŻNICY ZAGŁADY
Jeszcze większą odpowiedzialność od Judenratów za żydowską Zagładę ponosi Żydowska Służba Porządkowa (Jüdischer Ordnungsdienst), zwana potocznie policją żydowską. Była najsprawniejszym narzędziem w rękach Niemców. Tylko w warszawskim getcie służbę pełniło około 2500 żydowskich policjantów. W drugim co wielkości – getcie łódzkim było ich 1200, w getcie lwowskim zaś prawie 500. W skali całej okupowanej przez Niemców Polski mogło to być choćby kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Na co dzień członkowie Żydowskiej Służby Porządkowej dokonywali rekwizycji, łapanek i kierowali tysiące Żydów do transportów śmierci. Robili to z gorliwością i bezwzględnością. O tej bezwzględności może świadczyć m.in. to, iż – jak stwierdził Baruch Goldstein, przed wojną współorganizator bojówek Bundu – „każdego dnia, by uratować własną skórę, każdy policjant żydowski przyprowadzał siedem osób, aby je poświęcić na ołtarzu dyskryminacji. Przyprowadzał ze sobą kogokolwiek, mógł schwytać – przyjaciół, krewnych, choćby członków najbliższej rodziny". Żydowska policja budziła przerażenie i wstręt wśród mieszkańców getta. Miała ona w swoich szeregach postacie szczególnie odrażające. Był nią na pewno Józef Szeryński – przedwojenny inspektor policji państwowej w Lublinie, który został szefem żydowskiej policji w warszawskim getcie. W czasie największego dramatu warszawskiego getta osobiście brał udział w selekcji Żydów do transportów „śmierci", kierowanych do Treblinki. Pilnował, aby trafiły tam także dzieci i chorzy. Taką postacią był również zastępca Szeryńskiego – przedwojenny adwokat Jakub Lejkin. On także osobiście nadzorował deportację warszawskich Żydów do Treblinki. Robił to szczególnie gorliwie na przestrzeni lipca i września 1942 r., z zapałem wyciągając swoich współbraci z mieszkań i kryjówek. Robił to na oczach obserwujących i fotografujących wszystko Niemców. Ale byli także inni, którzy nie zawahali się posłać na śmierć choćby swoich najbliższych. Anatol Chari – żydowski policjant w łódzkim getcie wepchnął do transportu śmierci swoją narzeczoną. Calek Perechodnik – policjant w getcie w podwarszawskim Otwocku – umieścił w transporcie do Treblinki swoją żonę i dwuletnią córeczkę. Najsłynniejszy kronikarz warszawskiego getta Emanuel Ringelblum o roli żydowskiej policji pisał, iż „wyróżniała się również straszliwą korupcją i demoralizacją".
AGENCI GESTAPO
Wśród Żydów byli także ci, którzy zostawali agentami niemieckiego gestapo. Były ich dziesiątki, a może choćby setki. Nikt ich nie policzył. To oni, działając skrycie, wydawali innych Żydów na śmierć, szantażowali ich, wymuszali od nich haracz i byli szmalcownikami. Na bieżąco składali do gestapo meldunki na swoich współbraci. Nie działali tylko w gettach. Specjalne przepustki umożliwiały im poruszanie się także po aryjskiej stronie, czasami choćby po terenie całej Generalnej Guberni. Wiernie służyli niemieckim oprawcom swoich rodzin, żon i dzieci. Robili to bez jakichkolwiek zahamowań, z własnego wyboru, tylko w imię większej porcji żywności lub czasowych przywilejów.
Czy mogli zerwać się z niemieckiej smyczy? Mogli, mieli choćby taką możliwość, będąc poza murami getta, jednak takich prób nie podejmowali. Dlatego właśnie ich zdrada była na znacznie wyższym poziomie. Byli wśród nich tacy, którzy w sianiu zła wznieśli się na prawdziwe wyżyny. W warszawskim getcie byli to Abraham Gancweich i Dawid Sternfeld – szefowie powstałej w grudniu 1940 r. tzw. trzynastki – składającej się z grupy żydowskich policjantów – agentów. Gancweich przed wojną był nauczycielem i działaczem syjonistycznym, legitymował się również dyplomem rabina. Z kolei Sternfeld był kapitanem przedwojennej policji. Oficjalnie grupa miała zwalczać przemyt i spekulację w getcie, faktycznie jednak jej działalność nakierowana była na kontrolę działalności Judenratu oraz infiltrowanie działających w getcie podziemnych organizacji. Działała również po stronie aryjskiej, gdzie jej członkowie udawali bojowników żydowskiego ruchu oporu.
Spośród agentów „trzynastki" wywodziła się również spora część Żydowskiej Gwardii Wolności – „Żagwi" – specjalnie stworzonej przez warszawskie gestapo i głęboko zakonspirowanej organizacji, w której czołową rolę odgrywał Leon Skosowski „Lonek". „Żagiew" działała zarówno w getcie warszawskim, jak i poza nim. Zasłynęła przede wszystkim z potężnej afery, której ofiarami padły setki Żydów. Na początku 1943 r. w Hotelu Polskim przy ul. Długiej w Warszawie ulokowana została specjalna ekspozytura „Żagwi". Grupa żydowskich agentów naganiaczy odszukiwała zamożnych Żydów i w zamian za pieniądze oferowała im paszporty, wizy oraz możliwość wyjazdu do innych krajów. Stawką było co najmniej 20 złotych dolarów od głowy.
Do Hotelu Polskiego zgłaszali się Żydzi z całej Warszawy, licząc, iż dzięki posiadanym środkom będą mogli rzeczywiście wyjechać z Polski. Tam kupowali paszporty i oczekiwali na dalszą podróż za granicę. Była to jednak sprytna pułapka, od początku wymyślona przez warszawskie gestapo, które w ten sposób wywabiało Żydów z kryjówek po aryjskiej stronie, by później ich zamordować. Szacuje się, iż w wyniku całej prowokacji Niemcy mogli ująć i zamordować choćby 2,5 tysiąca Żydów. Podziemny Żydowski Związek Wojskowy (ŻZW) wytropił działalność „Żagwi" i przy współpracy AK na agentach wykonano 70 wyroków śmierci. Jednym z ostatnich zlikwidowanych był Leon Skosowski.
Ale żydowscy agenci Gestapo działali skutecznie także w innych miastach. W Krakowie było kilka siatek. Najgroźniejszą kierował Józef Diamand. Jej członkowie niejednokrotnie podszywali się pod ludzi polskiego podziemia, denuncjowali nie tylko ukrywających się Żydów, ale i Polaków. Krakowski Kedyw od lata 1943 r. do wiosny 1944 r. podjął własną grę z siatką agentów Diamanda, likwidując kilkunastu jej członków. Ale Diamand zawsze wychodził cało z pułapek AK. W końcu jednak został zastrzelony przez Niemców w więzieniu na Montelupich.
Prawdziwym agentem zła był w lubelskim getcie Szama Grajer – człowiek przedwojennego lubelskiego półświatka, który gdy trafił do więzienia, zgodził się pracować dla gestapo. Niemcy pozwolili mu choćby na otwarcie własnej restauracji, do której drzwi pomalowane były ulubionym przez nazistów kolorem brunatnym. W restauracji Grajera gromadził się świat żydowskich prostytutek, alfonsów i szpicli. U Grajera bywał także kwiat lubelskiej SS, opijając kolejne swoje eksterminacyjne sukcesy w getcie. Ale Grajer przede wszystkim wyciągał rękę po pieniądze i kosztowności innych Żydów. Wydawał ich Niemcom dziesiątkami i zawsze od rodzin ofiar brał łapówki za interwencję w sprawie uwolnienia.
PAMIĘĆ TO PRAWDA
Żydowski entuzjazm dla okupantów we wrześniu 1939 r., działalność żydowskich Judenratów, żydowskich policjantów i agentów gestapo nie mówią pełnej prawdy o Żydach w czasach Holokaustu. To prawda. Ale i historia Holokaustu bez nich nie jest prawdziwa. Bez prawdy o nich nie będziemy mogli dostrzec dramatycznej walki bojowników Żydowskiego Związku Wojskowego, Żydowskiej Organizacji Bojowej i dramatu, jaki przeżywało 6 milionów ofiar żydowskiej Zagłady, który był dramatem także z powodu działań ich żydowskich współbraci. O tym dramacie nigdy nie możemy zapomnieć. Nasza pamięć o tym zostanie w kwietniu odnowiona. Będziemy słyszeli i będziemy mówili o tym, co stało się przed 70 laty w okupowanej przez Niemców Polsce. Będziemy widzieli tysiące młodych Izraelczyków, którzy przybędą do Polski, aby zapalić świeczkę i odmówić kadisz w miejscach masowej zagłady swoich braci. prawdopodobnie usłyszymy i przeczytamy też przy tej okazji, iż to właśnie Polacy byli jedynymi wspólnikami Niemców w Zagładzie, a wszyscy Żydzi byli jedynie ofiarami. Tylko iż winy nie leżą jedynie po polskiej stronie. Są w dużo większym stopniu po stronie żydowskiej. O tym mówią fakty, niestety ciągle świadomie przemilczane.
Dokumenty, źródła, cytaty:
]]>http://www.uwazamrze.pl/artykul/995313/jak-zydzi-kolaborowali-z-niemcami/4]]>
KRAKOWSCY KONFIDENCI GESTAPO i SB
Gmach przy ul. Pomorskiej 2 w Krakowie wybudowano w latach 1931 - 1936 z inicjatywy Towarzystwa Obrony Kresów Zachodnich jako siedzibę bursy i schroniska turystycznego dla młodzieży śląskiej studiującej i odwiedzającej Kraków (stąd nazwa Dom Śląski). W dniu 13 września 1939 roku budynek został zajęty przez Gestapo i do 17 stycznia 1945 roku pełnił funkcję Komendy Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w Dystrykcie Kraków. Po wojnie Dom Śląski przekazano w administrowanie Lidze Obrony Kraju, która z biegiem czasu stała się formalnym właścicielem obiektu.
Przy ulicy Pomorskiej 2 w Krakowie znajduje się w tej chwili wystawa stała „Krakowianie wobec terroru 1939–1945–1956” Muzeum Historycznego m. Krakowa.
Dom Śląski przy ul. Pomorskiej 2 w Krakowie w latach 1939-1945 stał się siedzibą okupacyjnego Urzędu Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa dystryktu krakowskiego, którego wydział IV stanowiła tajna policja państwowa (Geheime Staatspolizei) - Gestapo, stanowiąca jedno z głównych narzędzi terroryzowania ludności i wyniszczania narodu, a zwłaszcza jego elit intelektualnych.
Budynek Domu Śląskiego był przez cały okres okupacji miejscem kaźni i męczeństwa tysięcy Polaków i osób innych narodowości (liczba więzionych nie jest dokładnie znana). Tutaj w pomieszczeniach I i II piętra odbywały się przesłuchania osób przywożonych najczęściej z więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie. W części piwnic, zamienionych na cele, przetrzymywano aresztowanych będących w trakcie śledztwa. Funkcjonariusze Gestapo poddawali więźniów brutalnym torturom, które niejednokrotnie prowadziły do kalectwa lub śmierci przesłuchiwanych.
Na ścianach trzech pomieszczeń wykorzystywanych jako cele zachowały się autentyczne inskrypcje z lat 1943 - 1945 (łącznie ok. 600 napisów - według inwentaryzacji z lat 80. XX w.) pozostawione przez osoby zatrzymane i tu przesłuchiwane, świadczące o tym, co przeżyli ludzie wtrąceni do tych cel, zachowane do dzisiaj. Napisy te wykonane przez więźniów znajdują się na ścianach i drzwiach. Są to niekiedy ostatnie słowa ludzi skazanych na śmierć, ich ostatnie wołania przerażenia, buntu, rozpaczy i pożegnania. Obok napisów widnieją różne rysunki, daty, kreski, kółka, inicjały i inne znaki zrozumiałe tylko dla ich autorów. Więźniowie nie znając dnia jutrzejszego, nie wiedząc co ich spotka za godzinę, chcieli zostawić po sobie jakiś ślad. Materiałem do pisania był ołówek, kredka, kawałek ostrego przedmiotu, paznokieć, a choćby suchy chleb.
Oto kilka dramatycznych napisów:
- Mira Czesiek nie rozpacza bo zginie za Ojczyznę. W inskrypcji godło Państwa. (4. I. 45),
- Jezu bądź miłościw grzesznej duszy mojej !
- Bóg modlitwy zawsze wysłucha, Sroka
- Wiem w ostatnich chwilach życia, iż cię kocham Lila, Jerzy
- Matko(…) Częstochowska miej mnie i Zdzisia w swojej opiece
- Nowicki Włodzimierz Kądzielowski Jerzy dnia 15. X. 44 Kraków godz. 13 niewinni.
Relacja Heleny Pająkowej ( maszynopis w zbiorach Muzeum Historycznego m. Krakowa):
(…)nie szczędzono mi tortur wszelkich jakie tylko zdołało wymyślić bestialstwo faszystów. Na Pomorskiej zakładano mi maskę z gazem duszącym. Bito mnie, bestialsko kopano wszędzie, targano za włosy. Wiązano mi nogi sznurem, kazano wchodzić na stół, z którego ściągano na podłogę i znowu bito i kopano. Wieszano na drzwiach – ręce w tyle przymocowane do sznurów zawieszonych na hakach. Jak długo tak wisiałam nie pamiętam, bo straciłam przytomność. Obudziłam się na podłodze, kiedy polewano mnie wodą (…).
Więźniami byli ludzie ze wszystkich warstw społecznych, o różnych przekonaniach politycznych, aresztowani z różnych powodów za czyny wymierzone w niemieckie „dzieło odbudowy Generalnego Gubernatorstwa". Przetrzymywano tutaj nie tylko Polaków, ale również osoby innych narodowości, o czym świadczą napisy w języku niemieckim, czeskim, rosyjskim i francuskim.
Hitlerowski aparat represji w okupowanej Polsce nie mógłby działać sprawnie, gdyby nie donosiciele.. Tylko w samej „stolicy” Generalnego Gubernatorstwa Krakowie, Niemcy mieli na swoich usługach setki konfidentów. Do budowy takiej siatki informatorów okupant przestąpił już wczesną jesienią 1939 roku. Motywy ludzi decydujących się na zostanie szpiclami były różne. Jedni spodziewali się korzyści materialnych, innych zmuszono do tego szantażem. W Krakowie gestapowcy z Pomorskiej mogli stale liczyć – przez całą wojnę – na pomoc od około 800 do 1000 agentów i współpracowników. Na liście zestawionej przez krakowski kontrwywiad Armii Krajowej z września 1944 roku znalazło się 686 agentów. Później rozszyfrowano jeszcze kolejnych – łącznie 803. Listę rozpoczynała bufetowa z krakowskiego Dworca Głównego. Czyli na 300 mieszkańców – 1 konfident.
Agenci i konfidenci rekrutowali się adekwatnie ze wszystkich warstw społecznych oraz narodowości zamieszkujących miasto. Byli to Polacy, Niemcy, Ukraińcy oraz liczni Żydzi. W ich szeregach można było znaleźć prawdziwych zawodowców, takich jak chociażby Danko Redlich, przedwojenny komunistyczny agent, który po współpracy z Gestapo pracował dla Urzędu Bezpieczeństwa.
Jednym z nich był szesnastoletni harcerz Sławomir Mądrala „Pirat”, który pod wpływem tortur i za namową matki, chcącej ratować syna, zdecydował się na współpracę z Gestapo. W jej wyniku zostali aresztowani niemal wszyscy jego koledzy z drużyny. Za zdradę został skazany przez podziemny Wojskowy Sąd Specjalny na śmierć. Wyrok wykonano 31 marca 1944 roku. Zabito również matkę „Pirata”. Też była konfidentką.
Karzącego ramienia Państwa Podziemnego uniknął za to Henryk Wojciech Koppel. Ten, dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych, przedwojenny kapitan Wojska Polskiego, aresztowany w marcu 1941 roku pod wpływem brutalnego śledztwa zdecydował się na współpracę agenturalną.
Regularnie przekazywał informacje oficerom prowadzącym – Kurtowi Heinemayerowi i Rudolfowi Körnerowi. W wyniku konfidenckiej działalności Koppla wiele osób zostało wywiezionych do obozów koncentracyjnych, skąd już nigdy nie powróciło. Koppel dwukrotnie zadenuncjował inżyniera Jana Gołąbka – najpierw gestapo, a po wojnie Urzędowi Bezpieczeństwa.
Informacje przekazane Niemcom przez przedwojennego kapitana Wojska Polskiego Henryka Koppla były przyczyną wysłania do obozów koncentracyjnych wielu Krakowian. Po wojnie Koppel pracował dla Urzędu Bezpieczeństwa.
Innym wojskowym na usługach Niemców był żołnierz kampanii wrześniowej Roman Słonia. Jego siatka, poza pracą dla okupanta, zajmowała się również działalnością przestępczą. Grupa dobrze uzbrojona przez Gestapo czuła się bezkarna, gdyż opiekunowie spod znaku trupiej główki przymykali oko na aktywność kryminalną Słoni i jego kompanów, wyciągając ich natychmiast z aresztu. W końcu jednak miarka się przebrała i AK zdecydowała się interweniować, wykorzystując przy tym podstęp.
Wiosną 1944 roku funkcjonariusze Kripo (niemiecka policja kryminalna) zatrzymali pod pretekstem awantury ulicznej jednego z członków siatki Słoni. W krakowskim Kripo pracowali żołnierze AK, którzy gwałtownie przejęli sprawę. Funkcjonariusz Kripo ppor. Stanisław Szczepanek „Janusz”, żołnierz AK, poinformował swojego niemieckiego zwierzchnika […], iż zatrzymał bandytę, który w czasie śledztwa ujawnił lokal konspiracyjny.
Duży odsetek konfidentów stanowili krakowscy Żydzi, wywodzący się najczęściej z inteligencji. Byli to adwokaci, lekarze, inżynierowie, choćby pedagodzy. Nie tylko ratowali się szpiclowaniem przed obozem w Płaszowie, a wcześniej krakowskim gettem. Brali za donosicielstwo pieniądze.
Niektórzy z nich pracowali również w policji żydowskiej ((Ordnungsdienst) w różnych gettach, w zmieniających się lokalizacjach. Pałowali niemiłosiernie swoich pobratymców w getcie, szantażowali ich i ograbiali. Zrabowanymi pieniędzmi dzielili się z Judenratem (Rada Żydowska, Żydowska Rada Starszych). Oficjalnie nie posiadali broni palnej, niektórzy mieli legitymacje gestapowskie, policyjne pozwolenie na broń i poruszali się dowolnie po całym GG (Generalne Gubernatorstwo). Generalny Gubernator Hans Frank (skazany na śmierć w procesie norymberskim) akceptował tę działalność i ją finansował. W owej służbie działały również kobiety i te były najniebezpieczniejsze i najbardziej uzdolnione w szpiclowaniu. Żydowscy konfidenci docierali do Polaków ukrywających Żydów i wszystkich wydawali w ręce Gestapo. Konfidenci docierali również do podziemnych struktur konspiracyjnych AK. Niejednokrotnie ujawniani i skazywani na śmierć przez służby Polskiego Państwa Podziemnego.
Podwójną działalnością policyjną w żydowskiej policji (Ordnungsdienst) i w Gestapo zajmowali się również znani krakowscy adwokaci.
Po zmianie okupantów, niektórzy ściśle współpracowali ze Służbą Bezpieczeństwa, sądami , prokuraturą wojewódzką i z Wydziałem Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mówiono o nich, iż za pieniądze uwolnią największego przestępcę i mordercę. Była to prawda, za duże pieniądze krakowski prokurator wojewódzki ze swoim zastępcą umorzyli każde śledztwo, a współpracujący z SB sędziowie nie skazywali takich oskarżonych , ale również umarzali postępowania.
Wydział Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego z czasów PRL-u ma swoją niechlubną tradycję. Po wielkim luminarzu nauk prawniczych prof. Władysławie Wolterze kierownictwo katedry objął Kazimierz Buchała wysoko oceniany w archiwach Służby Bezpieczeństwa - Tajny Współpracownik /TW/ o pseudonimie "Magister", promujący swoich ulubieńców Andrzeja Zolla i Zbigniewa Ćwiąkalskiego, a potępiający Władysława Mąciora, pracownika naukowego katedry, znanego opozycjonisty.
Oprócz Buchały, Zolla i Ćwiąkalskiego działali tam jeszcze w tym okresie, Marek Waldenberg, kierujący katedrą Podstaw Marksizmu-Leninizmu, sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR, piszący prace naukowe o wielkości jakiegoś Karla Kautskiego marksistowskiego sekciarza.
Do pocztu bezprawników tego okresu dołączył prof. Julian Polan-Harashin b. prokurator w Lublinie, ścigający tam żołnierzy AK i NSZ, skąd musiał uciekać, bo podziemie wydało na niego wyrok śmierci.
Prof. Julian-Polan Harashin, szwagier kardynała Franciszka Macharskiego, jako wiceszef sądu wojskowego wydał kilkadziesiąt wyroków śmierci na żołnierzy AK i NSZ. Był najkrwawszym sędzią PRL-u i skorumpowanym łapówkarzem. Jako dziekan studium zaocznego Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego wydał kilkaset „łapówkarskich" dyplomów magistrów praw. Gdy jeden z dyplomowanych partyjnych i ubeckich „magistrów" skompromitował się swoją „prawniczą wiedzą" i sprawa nabrała rozgłosu prof. Julian Polan-Harashin podpalił dokumenty w dziekanacie, otrzymał wyrok, ale gwałtownie został uwolniony i skrupulatnie donosił nadal, jako agent SB, o wszystkim co usłyszał o krakowskim Kościele od żony i szwagra.
Niebagatelną rolę w służbie SB odegrał prof. UJ Tadeusz Hanausek, mąż milicjantki, współpracujący z prokuraturą wojewódzką w Krakowie, sądami oraz z Wydziałem Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Wydaje się, iż dzisiejsza opiniotwórczość katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego mająca niebagatelny wpływ na stosowanie prawa w Polsce i kształtowanie opinii publicznej, korporacyjność urzędującej palestry, wyrokowanie „niezależnych” sądów i Trybunału Konstytucyjnego, niekiedy budząca sprzeciw społeczny, ma swoje korzenie w zhańbieniu i zbezszczeszczeniu Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego w okresie PRL-u.
Prokuratura i sądy sterowane były przez służbę bezpieczeństwa i od niej ściśle uzależnione. Konfidentem SB był znany krakowski adwokat, Żyd, Maurycy Wiener, działający wspólnie i w porozumieniu z innymi adwokatami, SB, prokuratorem wojewódzkim, jego zastępcą , sędziami i Wydziałem Prawa UJ, osobiście również z profesorami Buchałą i Hanauskiem.
Bruno Miecugow, krakowski dziennikarz, ojciec Grzegorza Miecugowa (audycja TVN „Szkło kontaktowe”) przy pomocy Żydówki prof. Marii Orwid psychiatry, pracownicy naukowej Katedry Psychiatrii Wydziału Lekarskiego Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, pośredniczył i inicjował zamknięcie w „psychuszcze” (krakowski szpital psychiatryczny w Kobierzynie) Wiesława Zgrzebnickiego, wybitnego polskiego architekta, patrioty, który publicznie skrytykował Brunona Miecugowa sygnatariusza rezolucji „53” z 1953 roku w tzw. procesie kurii krakowskiej, w którym księża i osoby świeckie zostały skazane na karę śmierci. Wiesław Zgrzebnicki „Zgrześ” zmarł w Kobierzynie w czasie eksperymentów medycznych.
Największym postrachem Żydów ukrywających się przed Niemcami podczas II wojny światowej byli ludzie, którzy w zamian za pieniądze zajmowali się ich tropieniem i wydawaniem na pewną śmierć. W Berlinie najbardziej osławionym Greiferem ("łapaczem") wcale nie był fanatyczny nazista ani choćby Niemiec, lecz... Żydówka - Stella Kübler. Wydała na śmierć setki Żydów. Wzięła za to pieniądze. Sama była Żydówką.
Stella Goldschlag - bo tak brzmiało jej panieńskie nazwisko - urodziła się w lipcu 1922 roku w rodzinnie zasymilowanych berlińskich Żydów. Miała to szczęście, iż natura obdarowała ją wybitnie „aryjskim" wyglądem. Była wysoką, szczupłą blondynką o niebieskich oczach, co w żadnym razie nie wskazywało na jej semickie korzenie. Jednak i ją w nazistowskich Niemczech dotknęły szykany związane z coraz bardziej restrykcyjnym prawem antyżydowskim. Żydówka jak każda inna?
Początkowo historia Stelli nie różniła się niczym od losów tysięcy niemieckich Żydów zmuszonych do noszenia żółtej gwiazdy Dawida i niemal niewolniczej pracy dla dobra „tysiącletniej Rzeszy". Stella znalazła zatrudnienie w jednej z berlińskich fabryk zbrojeniowych, a w 1940 roku wzięła ślub z muzykiem Manfredem Küblerem.
Sytuacja uległa zmianie w wyniku tak zwanej Fabrikaktion (akcja „Fabryka") z 27 lutego 1943 roku, będącej ostateczną łapanką berlińskich Żydów. W jej wyniku - jak pisze w swej książce "Stolica Hitlera. Życie i śmierć w wojennym Berlinie" Roger Moorhouse - funkcjonariusze Gestapo i SS przeprowadzili naloty na wiele stołecznych zakładów przemysłowych i zatrzymali tamtejszych żydowskich robotników.
Co prawda Stelli i jej rodzinie udało się chwilowo uniknąć schwytania, jednak musieli oni rozpocząć życie w ukryciu i ciągłym strachu. Zostali tak zwanymi "U-Bootami", określanymi również mianem "nurków" (Taucher). Z początku wszystko układało się dobrze.
„Aryjski" wygląd Stelli oraz „papiery" załatwione u świetnego fałszerza Guenthera Rogoffa, pozwalały spoglądać z optymizmem w przyszłość. Wszelako były to tylko pozory, bowiem Stella znalazła się na celowniku jednego z „łapaczy". Zaowocowało to jej aresztowaniem 2 lipca 1943 roku. Kilka tygodni później w łapy oprawców z Gestapo wpadli również jej rodzice (jej mąż już wiosną trafił do Auschwitz, skąd nigdy nie wrócił). Podczas przesłuchań poddano ją brutalnym torturom. Liczono przede wszystkim na to, iż uda się z niej wyciągnąć informacje na temat miejsca pobytu Rogoffa. W tym wypadku gestapowcy jednak się przeliczyli; Stella po prostu nie wiedziała gdzie przebywa interesujący ich fałszerz.
Jednocześnie dotkliwe bicie oraz dwie nieudane próby ucieczki w ostateczności ją złamały i zgodziła się na propozycję zostania "łapaczem". Nie bez znaczenia była również obietnica, iż dzięki współpracy z Gestapo Stella uratuje życie rodzicom.
"Blond trutka".
Jak podaje w swojej książce Roger Moorhouse: Stella gwałtownie stała się wzorowym „łapaczem". Funkcjonariusze byli już wcześniej pod wrażeniem jej pomysłowości [...]. Kiedy już zaczęła dla nich pracować, absolutnie nie zawiodła - miała doskonałą pamięć do nazwisk, dat i adresów, a jej niewymuszona kokieteria stanowiła prawdziwą broń masowego rażenia.
Dzięki nieprzeciętnej „skuteczności" bardzo gwałtownie zyskała sobie w środowisku berlińskich „nurków" miano „blond trutki", stając się ich prawdziwym postrachem. Doszło do tego, iż jej zdjęcie krążyło wśród zbiegów jako forma ostrzeżenia. Kiedy tylko wchodziła do jakiejś restauracji czy kawiarni, każdy Żyd rzucał się do ucieczki. Podobno była w stanie w ciągu jednego weekendu schwytać choćby ponad 60 Żydów. Za każdego dostawała 200 marek. Dokładnej liczby jej ofiar prawdopodobnie już nigdy nie poznamy, ale szacuje się, iż skazała na pewną śmierć od kilkuset do choćby kilku tysięcy osób!
Pomimo przejawianej gorliwości Stelli nie udało się uratować rodziców, którzy trafili do Auschwitz, gdzie zginęli. Kobieta i tak pozostała aktywnym „łapaczem" do końca wojny. W 1945 roku została aresztowana przez Sowietów i skazana na 10 lat ciężkich robót. Później wyszła jednak na wolność i tak naprawdę nigdy nie odpowiedziała za swoje zbrodnie. W 1994 roku popełniła samobójstwo w wieku siedemdziesięciu dwóch lat. Czyżby to ciężar popełnionych czynów prześladował ją do ostatnich dni życia?
TEKST OPUBLIKOWANY W "WARSZAWSKIEJ GAZECIE" 25 MARCA 2013 r.
Literatura, źródła, cytaty:
„Okupacyjny Kraków w latach 1939-1945” profesor Andrzej Chwalba,
Roger Moorhouse, „Stolica Hitlera. Życie i śmierć w wojennym Berlinie” Znak, 2011,
Diana Tovar, Stella: „The Story of Stella Goldschlag”
]]>http://ciekawostkihistoryczne.pl/2012/07/31/donosiciel-najlepszy-przyjaciel-gestapo/]]>
]]>http://upadeknarodu.cba.pl/zydowska-policja.html]]>
]]>http://www.bibula.com/?p=40858]]>
]]>http://aleszum.salon24.pl/325086,psychiatryczny-archipelag-gulag]]>
]]>http://www.rodaknet.com/rp_szumanski_9.htm]]>
UKRAIŃSKO - NIEMIECKIE POGROMY ŻYDÓW
PRZY UDZIALE ŻYDOWSKICH KOLABORANTÓW
We Lwowie 2 lipca 1941 roku niedługo po wkroczeniu Niemców wybuchł pogrom Żydów. Niemieccy żołnierze i oficerowie z Sonderkommanda 4a wraz z kolaborantami żydowskimi i ukraińską policją pomocniczą zagnali kilka tysięcy Żydów na podwórza lwowskich więzień, przy ul. Kazimierzowskiej ( słynne Brygidki), na Łąckiego, Pełczyńską, Jachowicza oraz Zamarstynowką, gdzie ich zakatowano, a na ścianach podworców więzień widniała maź mózgów torturowanych Żydów pomordowanych przez Niemców i ich kolaborantów z uprzednimi śladami mózgów i krwi więźniów zabijanych kolbami karabinów przez NKWD. Ślady krwi i mózgów na ścianach podworca Brygidek widziałem sam.
UKRAIŃSKO - NIEMIECKI BATALION "NACHTIGALL"(SŁOWIKI)
Inicjatywa powstania zbrojnego oddziału ukraińsko - niemieckiego wywodzi się z II walnego kongresu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN-R), który uchwalił, że
"dla wykonania swych planów OUN organizuje i szkoli własną wojskową jednostkę”. Na utworzenie jednostki 25 lutego 1941 roku wyraził zgodę admirał Wilhelm Canaris, na początku marca zgodę wydało dowództwo Wehrmachtu.
Jednostkę utworzono pod dowództwem niemieckim por. Hansa-Albrechta Herznera. Zastępcami dowódcy byli: por. Theodor Oberländer – oficer łącznikowy Abwehry z pułkiem Brandenburg i ukraiński zbrodniarz, morderca Polaków Roman Szuchewycz (pseud"Taras Czuprynka").
W skład dowództwa wchodzili również: ks. Iwan Hrynioch – kapelan jednostki i Jurij Łopatynski. Dowódcami kompanii byli oficerowie niemieccy.
Inicjatywa związana była również z grupą cywilów z kierownictwa OUN-B: Jarosławem Stećko (desygnowanym przez Banderę na szefa rządu „wyzwolonej” Ukrainy), Lwem Rebetem, Jarosławem Staruchem, Iwanem Rawłykiem, Stepanem Pawłykiem, Stepanem Łenkawśkym, Dmytro Jaciwem.
Nabór do jednostki prowadziły lokalne komórki organizacyjne, kandydatów wysyłały do Krakowa, gdzie przechodzili przez kontrolę specjalnej komisji OUN oraz badania lekarskie.
Kandydaci rekrutujący się spośród sympatyków OUN-B, którzy pozytywnie przeszli weryfikację wysłani zostali w dwóch grupach na przeszkolenie m.in. do Krynicy i Barwinka. Po 4 – 5 tygodniach wstępnego szkolenia rekrutów przewieziono do Neuhammer koło Wrocławia, gdzie odbywało się przeszkolenie wojskowe z bronią.
Tam też żołnierze batalionu w kwietniu 1941 r. złożyli przysięgę „na wierność Ukrainie, OUN i jej dowództwu”.
Nachtigall jako jednostka wchodził w skład pułku dywersyjnego Brandenburg, który podlegał Abwehrze - wydziałowi II (Abw. II - sabotaż i zadania specjalne), kierowanym przez płk Erwina Lahousena. Batalion liczył 400 żołnierzy - 300 Ukraińców i 100 Niemców. Każda z trzech kompanii składała się z jednego niemieckiego i dwóch ukraińskich plutonów, dowódcami kompanii byli oficerowie niemieccy.
Z żołnierzy ukraińskich 150 przeszło szkolenie w pułku Brandenburg, 100 w Krynicy, a reszta w Dukli, Barwinku i Komańczy. Żołnierze nosili umundurowanie Wehrmachtu bez dystynkcji, mogli (na naramiennikach) naszywać niebiesko-żółtą wstążkę.
W przededniu ataku Niemców na ZSRS, batalion przerzucono do Rzeszowa, stamtąd pieszo dotarł w okolice Radymna. 27 czerwca 1941 r. Niemcy przerzucili go w rejon Lwowa. 30 czerwca o godzinie 4:30 nad ranem jako pierwsza zwarta jednostka wkroczył do Lwowa, zajmując bez oporu sowieckiego ratusz, archikatedrę Świętego Jura i lwowskie więzienia.
O 6:30 delegacja żołnierzy batalionu została przyjęta przez greckokatolickiego metropolitę lwowskiego Andrzeja Szeptyckiego. Część batalionu stanowiła ochronę lwowskiej radiostacji podczas ogłaszania aktu państwowości ukraińskiej, dlatego też dowództwo niemieckie utraciło zaufanie do żołnierzy batalionu.
7 lipca 1941 r. batalion został wraz z 1 dywizją strzelców górskich Wehrmachtu skierowany w kierunku Kijowa przez Złoczów, Tarnopol, Satanów, Płoskirów i Winnicę. Pod Winnicą żołnierze oddziału rozpoznania batalionu rozstrzelali w co najmniej dwóch wsiach nieznaną ilość Żydów.
Po zajęciu Lwowa przez Wehrmacht 30 czerwca 1941 w różnych częściach miasta rozpoczął się pogrom Żydów.
Pretekstem do jego rozpoczęcia była masakra więźniów dokonana przez NKWD i odkrycie zwłok kilku tysięcy pomordowanych więźniów politycznych w więzieniach lwowskich. Żydzi obwiniani za kolaborację z okupantem sowieckim i zbrodnie NKWD stali się celem zemsty części ludności Lwowa, podburzanej przez Niemców.
Według Iana Kershawa, Bogdana Musiała i Dietera Schenka było to zgodne z dyrektywami Reinharda Heydricha o prowadzeniu wojny na terenie ZSRS, nakazującymi inspirację pogromów antyżydowskich przez miejscową ludność i zachęcanie do ich przeprowadzenia. ,
John-Paul Himka uważa, iż nie można w pełni ustalić, w jakim stopniu pogrom został zainspirowany powyższą dyrektywą, ponieważ nie istnieją jednoznaczne dokumenty w tym zakresie.
Warunki dla przeprowadzenia pogromu zorganizowali Niemcy, oni też dokonywali masowych morderstw na Żydach. ,
Według Johna-Paula Himki w czasie trwania pogromu przywództwo w nim objęli członkowie OUN-B, dla których wspieranie działań Niemców było środkiem zdobywania ich poparcia dla niepodległej Ukrainy, łączącym się z antysemickimi przekonaniami przywódców organizacji.
Według meldunku sytuacyjnego Związku Walki Zbrojnej (ZWZ) z lipca 1941 i wspomnień Filipa Friedmana natychmiast po wejściu Niemców milicja ukraińska i grupy z marginesu społecznego miasta, zachęcane przez Niemców, rozpoczęły plądrowanie miasta poszukując Żydów.
Byli oni doprowadzani do punktów zbiorczych, a stamtąd wysyłani do różnych upokarzających prac. Część z nich zapędzona została do lwowskich więzień. Według relacji świadków, przytaczanych przez Dietera Schenka, w więzieniu Brygidki i w więzieniu NKWD żołnierze "Nachtigall" wzięli aktywny udział w pogromie: podjudzali do okrucieństwa, bili Żydów i strzelali do nich.
W Brygidkach ukraińscy żołnierze, nadzorujący wynoszenie i grzebanie ciał, strzelali na dziedzińcu do pracujących Żydów. Również w więzieniu NKWD, żołnierze "Nachtigall" mieli popędzać i bić wywożących ciała Żydów. Potem na rozkaz niemieckiego oficera utworzyli szpaler i kłuli przebiegających Żydów bagnetami zabijając wielu z nich. Wieczorem 1 lipca Niemcy rozstrzelali w Brygidkach grupę ok. 30 osób Żydów, w tym wybitne osobistości .
Wśród zabitych byli: Henryk Hescheles, do 1939 redaktor naczelny dziennika "Chwila" i Jecheskiel Lewin, rabin synagogi reformowanej Tempel i do 1939 redaktor tygodnika "Opinia".
Specjalna ekipa filmowa Wehrmachtu filmowała pogromy, filmy były pokazywane później w oficjalnej kronice filmowej Ministerstwa Propagandy Rzeszy: "Die Deutsche Wochenschau". 1 lipca, kiedy pogrom osiągnął apogeum, pojedynczy żołnierze niemieccy dołączyli do motłochu na ulicach. 2 lipca na rozkaz komendanta wojskowego Lwowa, płk Karla Wintergersta przywrócono w mieście porządek.
Historyk niemiecki Dieter Schenk:
"Nie ma żadnych wątpliwości, iż niemieckie wojsko, policja bezpieczeństwa oraz tajna policja polowa (Geheime Feldpolizei) nie tylko pozwalały na dokonywanie tych masowych mordów, ale również do nich podżegały i je wspierały, wykorzystując przy tym Ukraińców jako czynnik inicjatywny, jak definiował to Heydrich. Jest również pewne, iż w tych mordach uczestniczyli bezpośrednio również członkowie batalionu Nachtigall. Wszystko to działo się na oczach 295. Dywizji Piechoty.
Według Grzegorza Motyki, co jest również zgodną opinią badaczy Holokaustu, niektórzy żołnierze Nachtigall prawdopodobnie wzięli udział w pogromie Żydów we Lwowie - jednak nie jako zorganizowany oddział, ale pojedynczo. Mogli to być żołnierze uprzednio zwolnieni na przepustki".
Dieter Schenk stwierdza, iż batalionowi nie wydano rozkazu, by w jakiejkolwiek formie uczestniczył w masakrach, natomiast żołnierze pochodzący ze Lwowa dostawali na dzień przepustki i nie ulega wątpliwości uczestnictwo żołnierzy "Nachtigall" w pogromie, w szczególności w więzieniu "Brygidki", gdzie tworzyli szpaler i bili przebiegających środkiem Żydów kolbami karabinów i innymi przedmiotami".
ROLA ŻYDÓW W LUDOBÓJSTWIE OKRUTNYM WŁASNEGO NARODU
To jest w Polsce temat zakazany. Żaden "porządny" historyk polski nie poruszy tego tematu w sposób precyzyjny historycznie. Owszem, pisze się o Żagwii, zbrodni w Nalibokach i Koniuchach, Jedwabnem, pogromie kieleckim, ale o Judenratach i policji żydowskiej już nie.
Pisze się o Żegocie i to jest jedyny atut dochodzenia do prawdy, jak Polacy ratowali Żydów.
Nie wydaje się w Polsce opinii publicznej na ataki o polski antysemityzm. Cisza rządowa i historyczna. Tylko w Internecie wrze, ale kto się bardziej wychyli ten jest antysemitą i agentem Putina. Istnieją trolle opłacani. B. premier Ewa Kopacz sama przyznała się do trollowania.
Mord polskich dzieci w łódzkim getcie w dalszym ciągu jest zatajany, bo w jakim ceku żydowskie policjantki pałowały na śmierć setki polskich dzieci. Za każde pałowane dziecko dostawały bochenek chleba.
Nic nie powiedział b. prezydent m. Łodzi Kropiwnicki wyłączając mi mikrofon w sali Fontany w Warszawie, gdy zacząłem o tym mówić. To "g... prawda" napisał o mnie niejaki i nijaki p. Wojciech Źródłak kustosz historyczny Muzeum Tradycji Niepodległościowych z Łodzi.
"G... prawda", iż żydowskie policjantki pałowały dzieci, aż do zabicia? Czy "g... prawda", iż "naziści" utworzyli obóz koncentracyjny dla polskich dzieci w sercu łódzkiego getta?
"Historyk" Wojciech Źródlak kustosz Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi
w ogóle neguje zbrodnie niemieckie w Polsce pisząc, cytuję: "(...)mord polskich dzieci w łódzkim getcie...tytuł dla osób chociażby w podstawowym zakresie zorientowanych w dziejach łódzkiego getta i okupacji niemieckiej w Łodzi jest zdumiewający. To jakaś nieznana do tej pory zbrodnia (...)".
I dalej:
(...) Skoro tak, to kto na początku lat 70 zaprojektował i postawił pomnik "Pękniętego Serca"?...tradycyjnie od czterdziestu lat, 1 czerwca w Międzynarodowy Dzień Dziecka, o godz. 12.00 przed pomnikiem "Pękniętego Serca" odbywa się uroczystość na którą przyjeżdżają członkowie koła Byłych Więźniów Obozu Dla Dzieci i Młodzieży w Łodzi. Od 1988 roku wręczane są tu i w tym dniu, łódzkie medale "Serce Dziecku".
A więc była zbrodnia, znana jedynie Szkole Podstawowej nr 81 im. Bohaterskich Dzieci Łodzi, przy ul. Emilii Plater 28/32, Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi i zmarłemu 22 lata temu Józefowi Witkowskiemu autorowi książki "Hitlerowski obóz koncentracyjny dla małoletnich w Łodzi" wydanej w 1975 roku, a więc 42 lata temu w nakładzie ok 2000 egzemplarzy, bez wznowień i całkowitym braku wiedzy o tym obozie w Łodzi w czasie niemieckiej okupacji i współcześnie. Brak jest monografii i historiografii.
Niemcy nie podawali tego do wiadomości publicznej. bo jaki zbrodniarz przyznaje się do winy?
Ale Muzeum Tradycji Niepodległościowych nie opracowało historiografii, posiadając książkę Józefa Witkowskiego. Dlaczego? Oto jest pytanie.
Dlaczego w warszawskiej Zachęcie podczas uroczystości związanej z likwidacją getta łódzkiego obecny rabin łódzki w stroju rytualnym, Symcha Keller vel Krzysztof Skowroński milczał, gdy nie dopuścili do głosu Karola Kowalskiego, b. więźnia tego obozu w łódzkim getcie, Polaka, nie Żyda, a mnie autorowi dążącemu do prawdy wyłączono mikrofon? Dlaczego?
To po kiego licha rabin p. Symcha Keller wystąpił w stroju rytualnym ze swoją małżonką? Po to chyba, by udokumentować dążenie do prawdy?
Ale ta "g..." prawda się skompromitowała, razem z szatami cesarza.
Czy małżeństwo rabinackie Kellerów vel Skowrońskich razem z kustoszem muzealnym tradycji niepodległościowych Rzeczypospolitej Polskiej p.Wojciechem Źródlakiem widziało kiedykolwiek żydowskich policjantów w akcji mordowania swoich braci, wsadzających na wozy wożące Żydów na śmierć do komór gazowych w niemieckich obozach zagłady?
Czy kustosz historyczny Wojciech Żródlak z Kellerem i Kropiwnickim w ogóle widzieli żydowskich policjantów?
To prawda. Widzieli ich, ale na fotografiach w Internecie z rowerami i hitlerowskimi medalami.
A ja jestem 87-letnim świadkiem historii, męczennikiem II Wojny Światowej skazanym przez okupanta niemieckiego na śmierć, kombatantem i osobą represjonowaną przez hitlerowskie Niemcy.
I właśnie ja widziałem na własne oczy to dzisiejsze historyczne milczenie kropiwnickich, i innych kellerów i tę muzealną "tradycji niepodległościowych" "g..." prawdę.
To właśnie ja zaprzeczam g... prawdzie dr Aliny Całej b. adiunkt Żydowskiego Instytutu Historycznego w jej podważającej honor polskiej racji stanu, Polaków i polskości paszkwilu "Żyd wróg odwieczny?"
Książki wydanej przez Żydowski Instytut Historyczny opłacany również przeze mnie, jako polskiego podatnika.
Nieprawda? Jestem antysemitą i agentem Putina?
Tak nazwał mnie lektor naukowy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej dr Jerzy Targalski - vel Jerzy Darski przedstawiający się jako "nauczyciel akademicki".
Jako świadek historii oświadczam, iż słyszałem strzał oddany przez policjanta Schutzpolizei do kobiety z pierzyną na plecach, przechodzącej przez wiadukt wiodący do getta w Przemyślu, trzymającej rączkę malutkiej dziewczynki .
Po oddanym strzale kobieta padła, przykryła ją kołdra, a na niej rozlewała się struźka krwi.
W momencie oddania strzału przechodziłem z moją matką obok owego policjanta Schutzpolizei, któremu towarzyszył na warcie policjant żydowski.
Stanęliśmy w miejscu przerażeni i usłyszeliśmy wrzask niemieckiego Schutzpolizei - "Hau ap" - co znaczy w wulgaryźmie niemieckim "wyp...".
Policjant żydowski stał obok w czapce z daszkiem z żółtym "ułańskim" otokiem i uśmiechał się w obliczu dokonanej zbrodni.
To ja widziałem na ul. Dworskiego w Przemyślu, przy budynku nr 45, gdzie mieszkali moi dziadkowie po kądzieli, jak policjant żydowski okładał pałką chłopaka i dowiedziałem się od przechodnia, iż chłopiec nie miał opaski z gwiazdą Dawida.
CENTRALNA RADA ŻYDOWSKA
Na podstawie inspirowanych, ale nie dyktowanych przez nazistów manifestów, które funkcjonariusze ci ogłaszali, możemy się przekonać jeszcze dzisiaj, jak wielką rozkosz sprawiała im na nowo pozyskana władza.
"Centralna Rada Żydowska otrzymała prawo wyłącznego dysponowania wszelkimi dobrami duchowymi i materialnymi Żydów - a także wszelką żydowską siłę roboczą" - czytamy w pierwszym obwieszczeniu rady budapeszteńskiej.
Wiemy, jak czuli się funkcjonariusze żydowscy, kiedy przekształcili się w narzędzie mordu - czuli się jak kapitanowie "których okrętom groziło zatonięcie, a mimo to zdołali bezpiecznie dopłynąć do portu, wyrzuciwszy znaczną część cennego ładunku", albo jak wybawcy, którzy "za cenę stu ofiar uratowali tysiąc ludzi, za cenę tysiąca - dziesięć tysięcy".
Prawda była jeszcze bardziej ponura. Działający na Węgrzech dr Kastner uratował na przykład dokładnie 1684 osoby za cenę około 476 tysięcy ofiar.
Nikt nie zadał sobie trudu, żeby odbierać od funkcjonariuszy żydowskich przysięgę o zachowaniu tajemnicy. Z własnej woli stali się oni "nosicielami tajemnicy" już po to by zagwarantować spokój i zapobiec panice - tak było w przypadku dr Kastnera, a bądź też ze względów "humanitarnych" - na przykład dlatego, iż "żyć w oczekiwaniu śmierci przez zagazowanie byłoby jeszcze trudniej" - tak było w przypadku doktora Leo Baecka, byłego naczelnego rabina Berlina, który zarówno w opinii Żydów, jak i nie - Żydów uchodził za "żydowskiego führera".
Podczas procesu Adolfa Eichmanna jeden z zeznających świadków wskazał na skutki podobnego "humanitaryzmu" - ludzie dobrowolnie zgłaszali się na deportację z Terezina do Oświęcimia, a tych, którzy usiłowali powiedzieć im prawdę, nazywali "obłąkanymi".
Doskonale pamięta się twarze żydowskich przywódców z czasów hitlerowskich, poczynając od Chaima Rumkowskiego prezesa Rady Żydowskiej w Łodzi, który wprowadził do obiegu banknoty noszące jego podpis, zwane chaimkami oraz znaczki pocztowe ze swoja podobizną i kazał się wozić zdezelowaną karetą poprzez Leo Baecka, człowieka wykształconego, dobrze ułożonego, który sądził, iż policjanci żydowscy będą "łagodniejsi i bardziej przydatni" i "uczynią męki znośniejszymi" ( gdy w istocie byli oni, rzecz jasna, brutalniejsi i trudniej przekupni, bo mieli o wiele więcej do stracenia), kończąc na garstce tych, którzy popełnili samobójstwo, jak choćby Adam Czerniaków, prezes warszawskiej Rady Żydowskiej, który nie był rabinem, tylko niewierzącym, mówiącym po polsku żydowskim inżynierem, a mimo to nie zapomniał - jak widać - rabinackiej maksymy: "Niechby cię zabili, ale nie posuwaj się poza ustaloną granicę".
Zadziwia jeszcze jedno zjawisko dokumentacyjne w Polsce i takie pytanie należy postawić na równi Instytutowi Pamięci Narodowej i Żydowskiemu Instytutowi Historycznemu.
Dlaczego nie ukazała się w Polsce, tłumaczona na język polski książka H. G. Adlera pt. "Theresienstadt 1941 - 1945 (1955)" dokument historyczny oparty na niepowtarzalnych źródłach informacji o zbrodni Shoah"?.
Owa książka opisuje szczegółowo i precyzyjnie jak Rada Żydowska Terezina - otrzymawszy od SS kilka ogólnych wytycznych, ustalających liczbę, wiek, pleć, zawód i kraj pochodzenia osób przeznaczonych do wysyłki - układała wzbudzające trwogę "listy transportowe", zaliczając równocześnie policję żydowską jako zbrodnicze narzędzie Judenratów, zdrajców swojego narodu w kolaboracji z Niemcami.
Autor H.G. Adler podkreśla znany fakt, iż w rzeczywistości zadanie uśmiercania w ośrodkach zagłady spoczywało zwykle w rękach ekip złożonych z Żydów, obsługujących komory gazowe i krematoria, wyrywających zwłokom złote zęby, obcinając włosy, kopiących groby i zasypywanie ich ziemią, aby usunąć ślady masowych mordów. Żydowscy specjaliści budowali komory gazowe w Terezinie, gdzie żydowska "autonomia" posunięta była tak daleko, iż choćby kaci byli Żydami.
Potwierdzało się to zwłaszcza w Polsce, gdzie Niemcy wymordowali jednocześnie znaczną część inteligencji żydowskiej oraz intelektualistów i osoby wykonujące wolne zawody narodowości polskiej, co kontrastowało wyraźnie z polityką Niemców w Europie Zachodniej, gdzie raczej oszczędzali oni wybitnych Żydów, aby wymienić ich za internowanych cywilnych obywateli niemieckich, bądź jeńców wojennych.
Książka potwierdza fakt, iż policja żydowska była narzędziem w rękach zbrodniarzy, a Judenraty prowadziły politykę współpracy z Niemcami w mordowaniu Żydów.
Bibliografia:
Hannah Arendt "Eichmann w Jerozolimie"
Raul Hilberg "The Destruction of the European Jews" ("Zniszczenie Żydów europejskich")
Emanuel Ringelblum "Kronika getta warszawskiego"
Iwo Cypprian Pogpnowski "Żydzi w Polsce" Historia udokumentowana
Od Congressus Judaicus w Polsce do Knesetu w Izraelu
Richard C. Lukas "Zapomniany Holokaust"
Jakub Honigsman "Zagłada Żydów lwowskich"
Filip Friedman "Zagłada lwowskich Żydów"
"Adama Czerniakowa dziennik getta warszawskiego"
Michał Grynberg "Pamiętniki z getta warszawskiego"
Henryk Makower "Pamiętmik z getta warszawskiego"
Marek Arczyński "Żegota"
Tomasz Kubicki "Pod obuchem zagłady"
Marek Edelmnan "Życie. Po prostu"
Józef Orlicki "Szkice" - z dziejów stosunków polsko - żydowskich 1918 - 1949
Ichhak Rubin "Żydzi w Łodzi pod niemiecką okupacją"
Stella Miller "Oczami dziecka"
Nelli Rotbart "Ucieczka z piekła Holokaustu" Pamiętnik
Edmund Kessler "Przeżyć Holokaust we Lwowie"
Dawid Sierakowiak "Dziennik"
"Pamiętnik Dawida Rubinowicza"
Anne Frank "Dziennik"
Calek Perechodnik "Spowiedź"
Andrzej Żbikowski "Żydzi"
Adam Dylewski "Śladami Żydów polskich"
Henryk Zamojski "Polacy i Żydzi" dzieje sąsiedztwa - dzieje waśni
Timothy Snyder "Czarna ziemia - Holokaust jako ostrzeżenie"
Saul Friedland "Czas Eksterminacji" (Nagroda Pulitzera)
Jerzy Robert Nowak "Żydzi przeciw Żydom"
Alina Cała "Żyd wróg odwieczny?" Antysemityzm w Polsce i jego źródła
Paweł Śpiewak "Żydokomuna"
"Rzeczpospolita" "Polacy jako naród nie zdali egzaminu" Alina Cała - wywiad Piotra Zychowicza
Alvin H. Rosenfeld "Kres Holokaustu"
Zofia Lewinówna, Władysław Bartoszewski "Ten jest z ojczyzny mojej"
Aleksander Szumański "Mord polskich dzieci w łódzkim getcie"
Aleksander Szumański "Krakowscy konfidenci Gestapo