Współczesne „dziennikarstwo”

1 rok temu

Redaktorzy Onetu i WP.pl byli łaskawi wystosować oświadczenie w obronie „wolności mediów w Polsce”. Bardzo komiczne – pozwólcie zresztą, iż je zacytuję: Jako redaktorki i redaktorzy naczelni największych polskich mediów deklarujemy nasze przywiązanie i poparcie dla podstawowych zasad dziennikarskich, takich jak obiektywizm, rzetelność, uczciwość i niezależność. Jesteśmy przekonani, iż naszym obowiązkiem jest dostarczanie wiarygodnych informacji opartych na rzetelnych źródłach, dbając o różnorodność perspektyw. Naszym celem jest zawsze zapewnienie pełnej, zrównoważonej prezentacji faktów. W ostatnich dniach na łamach Onetu i Wirtualnej Polski zostały opublikowane teksty ujawniające próby wpływania ludzi władzy na wolność redakcji. Po licznych przypadkach z przeszłości — lex TVN, postępowaniach Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, masowo wysyłanych do polskich redakcji pozwach — to kolejne próby ograniczania niezależności polskich mediów. Nie jestem chyba osamotniona w opinii, iż zwłaszcza pierwszy akapit autorstwa dziennikarzy Onetu brzmi jak niesmaczny żart.

Etyka…

Der Onet – obok Wyborczej – przoduje w skrajnie nieobiektywnych tekstach, przejaskrawiając błędy PiS-u i pomniejszając te popełniane przez PO i lewicę. Ich nagłówki notorycznie uderzają w rząd, Polskę i Kościół Katolicki. Nie wiem, gdzie oni widzą w swoich artykułach obiektywizm, rzetelność, uczciwość i niezależność. Zresztą nie są jedynym medium w Polsce z własną linią narracyjną, ciężko mi powiedzieć, czy w ogóle możemy w Polsce znaleźć dziennikarzy, którzy jakkolwiek stosują się do Karty Etycznej Mediów. A jakie zasady się w niej znajdują? Bardzo proszę:

Zasada prawdy.

Chyba nikt z nas nie ma wątpliwości, iż została ona już dawno odesłana do lamusa. Nie tak dawno – w tekście dotyczącym afery Daukszewicza i Jaconia – opisałam jakich kłamstw dopuścił się TVN. Obrzydliwe łgarstwa na temat Powstania Warszawskiego czy Żołnierzy Wyklętych bez żadnej żenady publikuje Wybiórcza. Wspomniany Onet? Chociażby „fake news” o tym, iż telefon Andrzeja Dudy nie był podłączony do kontaktu. Autor tego tekstu potem przeprosił prezydenta za podanie nieprawdziwej informacji – niestety tylko na TT. Bo oczywiście wszyscy, którzy przeczytali to bzdury, obserwują konto mało znanego pismaka. A kłamstwa na temat aborcji? Takich przykładów jest mnóstwo. Różnego rodzaju click-baity też można zinterpretować jako nieprzestrzeganie tej zasady.

Zasada obiektywizmu.

Tutaj choćby nie będę się rozpisywać, bo wszyscy wiemy. TVP kocha rząd, TVN Platformę. Praktycznie wystarczy przeczytać kilka pierwszych wersów tekstu, albo obejrzeć kilka minut jakiegoś programu informacyjnego, żeby zorientować się, jaka jest linia narracyjna każdego portalu czy stacji. To jest chyba najczęściej łamany punkt całej Karty. On jest dosłownie regularnie gwałcony.

Zasada oddzielania informacji od komentarza.

Kolejna rzecz regularnie pomijana. W zasadzie WSZYSTKIE artykuły, jakie czytam są właśnie osobistymi komentarzami ich autora, a nie przekazaniem wiadomości. Najbardziej rażące artykuły są pisane chyba przez OKO.press (to oczywiście moja osobista opinia), ale prywatne przekonania są wplatane – w mniejszym bądź większym stopniu – przez niemal każdego dziennikarza. Oni się zresztą wcale nie krępują. A potem piszą bezczelne oświadczenia, jak to szanują etykę dziennikarską, albo bronią „wolnych mediów”, które dokładnie taką samą taktykę stosują.

Zasada uczciwości.

To jest praktycznie to samo, co zasada prawdy. Dziennikarz ma obowiązek sprawdzać wiarygodność otrzymanych informacji i przekazać je zgodnie ze stanem swojej wiedzy na dany temat. o ile okaże się, iż podane przez niego informacje są błędne – powinien napisać sprostowanie. Tymczasem wszyscy wiemy, jak to wygląda. Taki TVN ani razu nie odniósł się do swoich nieprawdziwych reportażów o tym, iż paru nastolatków jeździło wokół pomnika smoleńskiego, a nie na nim (nawet po opublikowaniu nagrań przez policję), oczywistej nieprawdy o zgwałconej czternastolatce, której każda klinika ginekologiczna odmawiała aborcji też nie znaleźli czasu, żeby sprostować i dał wiarę zapewnieniom pani od Ibrahima, iż ona wie, iż opowiedziana przez nią historią jest prawdziwa, bo Ibrahim jej tak powiedział. I co? I nic.

Zasada szacunku i tolerancji.

Umówmy się – większość publikacji ostro atakujących Kaczyńskiego, PiS, narodowców czy postacie historyczne (ot, na przykład Romana Dmowskiego) z szacunkiem i tolerancją nie ma nic wspólnego. Po drugiej stronie nie jest zresztą lepiej, co trzeba uczciwie powiedzieć. Przeciwnie – większość redaktorów wychodzi chyba z założenia, iż im mocniej będzie nawalała w nielubianą przez siebie opcję polityczną, tym lepiej. Zbigniew Hołdys, który też próbuje swoich sił dziennikarskich napisał na łamach Newsweeka: „Kaczyński to **uj”.

Zasada pierwszeństwa dobra odbiorcy.

Cóż, wydaje mi się, iż wzbudzanie paniki nie jest działaniem na rzecz dobra odbiorcy. A przypomnijmy sobie, jak było po wybuchu rakiety w Przewodowie… Media celowo podsycały emocje, usiłując wzbudzić jak największy strach w ludziach, bo doskonale wiedzą, iż przerażeni ludzie będą bardziej skorzy do wchodzenia w artykuły. Im jednak zależy przecież tylko i wyłącznie na klikalności. Dlatego choćby nie bawili się w konwenanse, pisząc takie tytuły, jak: „Radzieckie rakiety w Polsce. Czy to początek wojny?” albo „Rosjanie zaatakowali Polskę”. Pandemię też radośnie wykorzystali do straszenia ludzi, pisząc o „śmiercionośnym” wirusie. Niedawna sprawa z nową, tajemniczą chorobą kotów również okazała się dla nich świetną okazją do wzbudzenia jak największego niepokoju wśród właścicieli tych czworonogów, celowo pomijając informacje o faktycznej skali tego zjawiska. W jednym artykule czytałam choćby o wirusie, który „dziesiątkuje” koty. W rzeczywistości potwierdzonych przypadków było raptem kilkanaście. Widziałam również bardzo szkodliwe dla młodych kobiet artykuły, dotyczące śmierci 27-letniej Anastazji w Grecji, opowiadające, iż dziewczyna ma prawo pójść sama na drinka i nosić kuse sukienki i nikt nie może jej tknąć. Owszem, jest to prawda – ale warto chyba podkreślić, jak powinna się zachować, żeby losu Polki nie powtórzyć. Jestem przekonana, iż powtarzanie tekstów, iż mężczyźni z Bliskiego Wschodu są tacy sami, jak Europejczycy, a choćby lepsi, pomijanie wiadomości o tym, jak ci „uchodźcy” zachowują się w państwach Europy Zachodniej czy wzbudzanie fali współczucia do ludzi, którzy usiłują przedrzeć się przez naszą granicę też nie pozostało bez wpływu. Rozsądna kobieta wie, iż nikt nie ma prawa zrobić jej krzywdy, ale zdaje sobie też sprawę, iż są ludzie, którzy prawem się nie przejmują i zachowuje się tak, żeby im roboty nie ułatwiać. O zachęcaniu do zdrady partnera czy prostytucji już wielokrotnie pisałam.

Zasada wolności i odpowiedzialności.

Tutaj napiszę już krótko – dziennikarze bardzo chętnie wspominają o tej „wolności” (inna sprawa, iż wolne media nie istnieją – jedne są „pilnowane” przez rząd, inne, te najgłośniej na ten temat krzyczące, przez zagraniczne korporacje), ale o odpowiedzialności już niestety nie pamiętają. A jedno przecież wynika z drugiego.

… i warsztat

Powodów, dla których dzisiejsze teksty, masowo produkowane przez różnego rodzaju portale, bardziej przypominają „Fakt” czy „Super Ekspress” sprzed dwudziestu lat jest więcej. Tytuły, często wprowadzające w błąd lub jawnie grające na ludzkich emocjach (ot choćby powtarzające się „To, co zrobił chwyta za serce”) dawniej zarezerwowane dla wspomnianych tabloidów to teraz norma. Naprawdę przy tego rodzaju tytułach słynne „Nie śpię, bo trzymam kredens” nagle przestaje być tak idiotyczne. Oczywiście ordynarne click-baity również są na porządku dziennym. Jako fanka sportu często śledzę artykuły o tej tematyce i ZAWSZE, kiedy artykuł mówi o ważnej decyzji dotyczącej jakiegoś zawodnika, artykuł ozdobiony jest zdjęciem innego, o wiele bardziej znanego. I tak jest dobrze, kiedy dany sportowiec będzie widoczny gdzieś w tle, ale ostatnio do artykułu o braku powołania na kolejny turniej Ligi Narodów dla Karola Butryma dołączyli zdjęcie… Bartosza Kurka i Łukasza Kaczmarka. Jestem przekonana, iż powodem coraz słabszej jakości polskiego dziennikarstwa jest fakt, iż z gazet przeniósł się on właśnie do sieci. Gazeta – wiadomo – miała określoną pojemność, więc reklamy były w niej ograniczone. Teraz takiego problemu nie ma, więc dziennikarze produkują te teksty masowo (co również odbija się na ich poziomie – redaktorzy naczelni już w ogóle nie przejmują się korektą), chociaż ich wartość informacyjna jest… żadna. W gazecie obowiązywała zasada istotności danej informacji. Te najważniejsze należało dawać na sam początek, a potem każdy kolejny akapit zawierał te mniej ważne. Działo się tak dlatego, iż redaktorzy naczelni często „ucinali” artykuły (właśnie ze względu na ograniczoną pojemność gazet i pism) i robili to właśnie kasując ostatnie akapity. Teraz, żeby dokopać się do interesujących nas informacji, musimy przekopać się przez całą ścianę tekstu (bo – wiadomo – im dłuższy, tym więcej reklam da radę tam wcisnąć). Kiedy na przykład sprawdzam sobie termin meczów naszych siatkarzy czy Igi Świątek autor tekstu zawsze musi upewnić się, czy pamiętam dotychczas rozegrane mecze, opisując ich streszczenie. Ale hitem był pewien artykuł, na który weszłam, szukając właśnie konkretnych przykładów do tego felietonu z lat wcześniejszych – i ten jest właśnie idealny, bo pokazuje bezsensowną długość tekstu, jakość przekazywanej informacji i click-baitowy tytuł. Głosił on: „Michał Szpak w Opolu. Nie uwierzycie, co krzyknął ze sceny”. Tekst liczył sobie ładnych kilka stron i opisywał życiorys muzyka i całą historię organizowanego koncertu. I wiecie, co takiego „szokującego” wykrzyczał piosenkarz? Nie wiecie? To Wam powiem, bo bez tej informacji na pewno nie wyobrażacie sobie życia: „Czołem, Opole!”.

Faktycznie, szokujące. Nie do uwierzenia jest zwłaszcza brak szacunku autora do czasu i inteligencji czytelnika.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

https://twitter.com/NawiasemPiszac

Idź do oryginalnego materiału