„Prezydent wszystkich… banerów Trzaskowskiego.”
Karol Nawrocki, nieformalny kandydat PiS na wszystko, co jeszcze zostało do objęcia, postanowił zdobyć serca Polonii w Chicago. Ale jak to w polityce bywa – serca trzeba mieć komu podbijać. Nawrocki pojawił się na chicagowskiej paradzie Polonii z nadzieją na triumfalny pochód. Rzeczywistość okazała się dla niego bardziej… edukacyjna niż entuzjastyczna.
Już na wstępie spotkało go lodowate powitanie. Oficjalni organizatorzy nie wymienili Nawrockiego ze sceny choćby jednym, kurtuazyjnym słowem. Tego dnia scenariusz był prosty: wszyscy, ale nie on. Nawrocki – drewniany kandydat z IPN-u – przemarszował paradę samotnie, niczym rycerz bez drużyny.
A potem było jeszcze lepiej. Na trasie parady, jakby szyderczy los sam wymalował mu trasę, zamiast transparentów „Karol 2025” czy „Polonia z Nawrockim”, rozciągały się banery… Rafała Trzaskowskiego. Tak, tego Trzaskowskiego. Tego, którego nazwisko dla działaczy PiS brzmi jak najgorszy koszmar.
Kiedy inni politycy uśmiechali się do tłumu, Nawrockiemu pozostało uśmiechać się do kamer TV Republika. Z relacji uczestników wynika, iż z każdym krokiem jego orszak topniał szybciej niż poparcie PiS na Zachodzie. choćby część chicagowskiej Polonii, zwykle otwarta na „swoich z Warszawy”, tym razem patrzyła z dystansem. Wiedzą już, iż PiS to złodzieje.
Co pozostało Karolowi Nawrockiemu?
Zdjęcia z przypadkowymi przechodniami, którzy nie wiedzieli, kim jest.
Selfie na tle baneru Trzaskowskiego (żeby przynajmniej jakiś baner znalazł się w kadrze).
I gorzka refleksja: może jednak zamiast zdobywać Chicago, lepiej wrócić stania na bramce w Sopocie?
Polonia pokazała klasę. Nawrocki dostał lekcję.