Wreszcie wiadomo czyją własnością jest Unia Europejska

niepoprawni.pl 1 dzień temu

Od dawna wiadomo, iż to agenda niemiecka. Ale wybór Karola Nawrockiego sprawił, iż nerwy puściły nie tylko Tuskowi, ale także Niemcom, którzy bodajże uwierzyli zapewnieniom Tuska, iż „domknie” system w Polsce, czyli sprawi, iż niepraworządność, swawola Bodnara w wymiarze sprawiedliwości i deptanie Konstytucji doprowadzi już bez zakłóceń przygotowanie Polski do stania się prowincją eurogermanii.

Ursula von der Leyen pogratulowała Nawrockiemu słowami: Jestem przekonana, iż Unia Europejska będzie kontynuować bardzo dobrą współpracę z Polską. Wszyscy razem jesteśmy silniejsi w naszej wspólnocie pokoju, demokracji i wartości. Pracujmy więc nad zapewnieniem bezpieczeństwa i dobrobytu naszego wspólnego domu. Dziwna to gratulacja, gdyż mowa w niej o celach UE, przy czym demokracja, domyślnie, w ujęciu Tuska jako „walcząca”, zadawolała dotychczas panią von der Leyen, podczas gdy w Polsce była i jest dopustem Bożym. A wartości. jakie chce pielęgnować Polska z wyjątkiem, przyznać trzeba, pokaźnej liczby jej obywateli (ok. jednej trzeciej) to coś wręcz przeciwnego do tego, co przewodnicząca PE nazywa wartościami.

Dlatego też prezydent elekt odpowiedział: Doceniam Pani wiadomość i również czekam na dobrą współpracę dla sukcesu naszej Unii – wspólnoty niezależnych, suwerennych państw. Nasze europejskie dziedzictwo musi zawsze opierać się na wzajemnym zaufaniu, szacunku dla suwerenności narodowej i wartości chrześcijańskich.

Mowa o suwerenności, niezależności i dziedzictwie, wartościach chrześcijańskich to retoryka całkiem przeciwna do tego, co von der Leyen chciała powiedzieć. Oliwy do ognia musiały dolać następujące słowa skierowane do Nawrockiego przez sekretarza stanu USA Marco Rubio: Oczekuję zacieśnienia więzi między Polską i USA oraz budowania sojuszu, który zagwarantuje bezpieczeństwo i dobrobyt obu naszym narodom.

Dwie sprawy stają w poprzek polityki kierownictwa Unii Europejskiej. Przypomnienie o suwerenności i wartościach odrzuconych przez liderów Unii oraz zacieśnienie sojuszu z USA, co jest celem środowisk, które wybrały kolejnego prezydenta RP, a co zwalcza Tusk. W obu przypadkach reżim Tuska szedł na pasku nie tyle Unii, co Niemiec i robił wszystko, by potargać tradycyjnie dobre relacje Polska - USA oraz pozbawić Polskę na tyle jej tożsamości, iż wmieszanie jej w niemiecki melting pot powinno się dokonać bez trudu. Dla osiągnięcia tych celów konieczne było zorganizowanie w Polsce dywersji najwyższego szczebla. To powierzono Tuskowi, który z kolei dobrał sobie sojuszników przypominających „stronnictwa zaprzyjaźnione” PZPR. jeżeli dodać do tego rząd „fachowców od niczego”, mógł Tusk spokojnie przespać półtora roku rządów, poprzestając na niszczeniu potencjału Polski i ściganiu wszystkich, którzy za rządów Zjednoczonej Prawicy tę Polskę umacniali, działając przeciwko polityce unijnej, Polsce wrogiej, i stosującej wobec niej rabunek należnych jej pieniędzy. Krótko mówiąc, była to kalka rządów państw totalitarnych.

To wszystko stanęło pod znakiem zapytania wraz z wyborem Nawrockiego. Odezwali się Niemcy, choć jak zawsze wie die Katze um den heissen Brei. Moritz Koerner z partii FDP to ktoś mało znany w polityce niemieckiej. Ale właśnie taki ktoś może bezpiecznie wypowiadać się bardzo radykalnie. Co więcej jego mało rozważna wypowiedź może być preludium do posunięć rządzących. Jak to Niemcy mówią Zukunftsmusik. Powiedział on wprost: jeżeli nowo wybrany prezydent zbojkotuje niezbędne reformy praworządności swoim wetem, UE będzie musiała ponownie zamrozić fundusze dla Polski. Koerner mógł sobie pozwolić na taką groźbę, bo nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności. Sam fakt jednak, iż sugeruje on, iż Tusk, który od kilkunastu miesięcy łamie praworządność na każdym kroku kwalifikuje się jako reformator polityki państwa w duchu praworządności musi rozśmieszyć każdego kto rzeczywistość polską zna i obserwował jak to właśnie Niemcy wwindowali Tuska na stołek premiera po to, by łamiąc prawo, pokonał przeciwników zwłaszcza tych, którzy nie chcą tego „ładu”, jaki Niemcy uznali za program dla nowej Unii Europejskiej. Bo tej, jaka powstała z inicjatywy Roberta Schumana już dawno nie ma. Budowę nowej, na modło niemieckie, miał właśnie wspierać Tusk i jego lewacko-libertyńscy pomagierzy, Jednym z nich jest Rafał Trzaskowski. Jego upadek, to rezultat początków otrzeźwienia Polaków. Niemcy, a można tu postawić znak równości z Unią Europejską, znają tylko jedną alternatywę: albo godzisz się na to, czego chcemy, albo przydusimy cię tak, iż stracisz wszystko. Tak Hitler „rozmawiał” z Hachą, z Schuschniggiem, tak chciał rozmawiać z Beckiem, ale to się nie udało. Tego samego prawdopodobnie von der Leyen i Merz chcieliby oczekiwać po prezydencie RP. I udałoby się, gdyby nim został alter ego Tuska. Aliści stało się inaczej. I stąd problem ma Unia, a adekwatnie Niemcy. Nie wiadomo,. czy Bartosz Węglarczyk kierujący polskojęzycznym, niemieckim Onetem sam to wymyślił, czy mu z Berlina podpowiedzieli. Oto jego rozważania: Koalicja rządowa ma szansę teraz zrobić wreszcie to, co obiecywała od 15 października 2023 r. Tak, pomoże jej w tym (oczywiście nieświadomie) prezydent Karol Nawrocki [...] Posłowie głosując zwartą większością mogą przyjąć przez kolejne dwa lata pakiet najważniejszych ustaw, które obiecali wyborcom w 2023 r. jeżeli prezydent je podpisze, świetnie. Jeśli, co oczywiście jest niemal pewne, ich nie podpisze, w kolejnej kampanii wyborczej będzie miała co pokazać wyborcom. Odpowiedzialność za niedowiezienie nowych ustaw spadnie w całości na Karola Nawrockiego. Węgklarczyk, to człowiek wielkiej wiary. Wierzy, iż koalicja, która przez ponad półtora roku nic nie robiła, nie licząc demontażu Polski, nagle się zerwie, dokona cudu. Niemcy widzą to podobnie, ale niezupełnie. FAZ pisze: W ciągu ostatniego półtora roku Polska była na dobrej drodze do stania się wpływowym krajem w UE, którym powinna być już dawno temu ze względu na swój rozmiar, siłę gospodarczą i lokalizację. Po zwycięstwie w wyborach parlamentarnych jesienią 2023 r. proeuropejska koalicja premiera Donalda Tuska nie tylko zakończyła autodestrukcyjny, konfrontacyjny kurs narodowo-autorytarnego PiS wobec instytucji europejskich i najważniejszych państw członkowskich; ale wyznaczyła również własne priorytety, zwłaszcza w kwestiach polityki bezpieczeństwa. A więc wyszło szydło z worka. Bo co to znaczy: autodestrukcyjny, konfrontacyjny kurs narodowo-autorytarnego PiS wobec instytucji europejskich i najważniejszych państw członkowskich? Nic innego, jak tylko stanie Polski na stanowisku należnej jej suwerenności. A: priorytety, zwłaszcza w kwestiach polityki bezpieczeństwa, to polityka Polski wobec USA. Podobnie pisze Süddeutsche Zeitung. Tutaj podkreśla się animozję w stosunku do Niemiec w Polsce, ale jeśli niemiecki rząd w końcu zainicjowałby rzeczywiście znak oddania czci dla około sześciu milionów ludzi, którzy zginęli pod niemiecką nazistowską okupacją, mogłoby to zapewnić Tuskowi sukces i odrobinę spokoju ducha dla Niemców. Zabawne jest to, iż zamiast pisać o reparacjach, mówi się o oddaniu czci 6 milionom ofiar. W dodatku, taszczy się do Berlina ogromny głaz jako symbol owej czci.

Podobne, pozornie naiwne, a w gruncie rzeczy dywagacje obliczone na wmówienie Polakom, iż Tusk wskutek polityki antyniemieckiej PiSu doświadcza trudności w porozumieniu się z Unią Europejską nie wymagają komentarza. Istotne jest co innego. Polska, nieważne kto nią będzie rządził, nie może pójść na żadne „Monachium”, a do tego wszystko zmierza. Są też pogróżki, szantaż pobawienia jej pieniędzy, które przecież do niej należą. To nie jest droga prowadząca do jakiejkolwiek normalności. Poza jedną, niestety prowadzącą już poza Unię Europejską, co wcale nie znaczy, iż poza Europę.

Idź do oryginalnego materiału