Wpływy bez odpowiedzialności. Rydzyk zwietrzył swoją szansę

4 dni temu

Po zaprzysiężeniu nowego prezydenta Karola Nawrockiego, ojciec Tadeusz Rydzyk nie mógł powstrzymać się od publicznego komentarza. – „Na to Polska czekała! Modliliśmy się za dobry wybór. Ale współpracujmy razem dla Ojczyzny” – oznajmił w rozmowie z mediami.

Ton jego wypowiedzi, pełen samozadowolenia i triumfalizmu, przypomina jedno: o. Rydzyk, choć formalnie nie sprawuje funkcji publicznej, od lat działa jak polityczny gracz. Problem polega na tym, iż robi to bez mandatu, bez odpowiedzialności i poza konstytucyjnymi mechanizmami.

Rydzyk przemawia w imieniu „Polski”, ale nie pyta nikogo o zgodę. Odwołując się do pojęcia „Ojczyzny”, w rzeczywistości mówi z pozycji interesu własnego środowiska – polityczno-religijnej enklawy, której wpływ przez ostatnie dekady przekraczał ramy jakiejkolwiek kontroli.

Jego słowa, wypowiadane tuż po objęciu urzędu przez prezydenta, są więcej niż tylko wyrazem opinii. To sygnał do swoich: układ trwa. Symboliczne błogosławieństwo, udzielone nowemu prezydentowi, ma jednoznaczny charakter – przypomnienie, kto stał w tle poprzedniej epoki i kto zamierza być obecny również w kolejnej. Rydzyk nie ustępuje z pozycji demiurga – choćby jeżeli państwo się zmienia.

Trudno nie zauważyć, iż głos o. Rydzyka towarzyszy niemal wszystkim kluczowym decyzjom i momentom politycznym. Gdy przemawia, nie mówi jako obywatel, ale jako właściciel mediów, fundacji, uczelni i wpływów sięgających najważniejszych gabinetów. Mówi, bo przez lata przyzwyczaił się, iż jego słowa przekładają się na decyzje polityczne, budżetowe i kadrowe.

Jednak choćby najpotężniejsza struktura nie może dłużej funkcjonować bez rozliczalności. A tu jej nie ma. O. Rydzyk nie ponosi politycznych kosztów swoich słów. Gdy popiera konkretnych kandydatów, nie odpowiada za skutki ich działań. Gdy organizuje medialne nagonki, nie staje przed komisjami etyki. Gdy otrzymuje wsparcie finansowe z budżetu państwa, nie składa wyczerpujących wyjaśnień.

Jego wpływ, przez lata uzasadniany misją religijną, dawno już przekroczył granice duszpasterstwa. Dziś to wpływ polityczny, medialny i finansowy – a więc taki, który w każdym innym przypadku podlegałby demokratycznej kontroli.

Tymczasem wypowiedzi takie jak ta, po zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego, pokazują nie tylko niesłabnące ambicje, ale również brak refleksji. „Modliliśmy się za dobry wybór” – to zdanie można uznać za element religijnego komentarza. Ale już „współpracujmy razem dla Ojczyzny” to wezwanie do wejścia w politykę. Problem w tym, iż „współpraca” z Rydzykiem zawsze oznaczała jedno: realizację jego oczekiwań, finansowych i ideologicznych.

Czy Polska rzeczywiście „czekała” na taki wybór, jak twierdzi Rydzyk? Część społeczeństwa prawdopodobnie nie. Czekała natomiast na odsunięcie od władzy wpływów nieformalnych, opartych na sieciach zależności i lojalności. Czekała na państwo świeckie, sprawne, nowoczesne, w którym głos religijny nie staje się narzędziem nacisku.

W demokratycznym państwie prawa nie ma miejsca na nieformalnych przywódców, którzy jednocześnie nie podlegają żadnym mechanizmom weryfikacji. Ojciec Rydzyk, jeżeli chce być graczem politycznym, powinien poddać się regułom gry – również tym niewygodnym. o ile zaś deklaruje misję duszpasterską, powinien trzymać się z dala od zakulisowych wpływów i politycznych demonstracji.

Dzisiejsza Polska potrzebuje autonomii od tego rodzaju presji. Potrzebuje państwa, które nie ugina się pod ciężarem nieformalnych ośrodków wpływu. A jednym z nich, przez cały czas zaskakująco silnym, pozostaje ojciec Rydzyk.

Idź do oryginalnego materiału